Rozdział 8.1
Rano jedynym śladem po nocnych odwiedzinach była skołtuniona pościel i dreszcze ilekroć Raina przypominała sobie sen na jawie. Dreszcze nie miały jednak nic wspólnego z zimnem lub zmęczeniem. Dziewczyna czuła się jak nowo narodzona. Niewyspanie, zmęczenie czy ból mięśni po treningu z Olafem zdawały się jedynie wspomnieniem. W tej chwili mogła stawić czoło całemu światu, całemu tabunowi mężczyzn.
W podobnie wyśmienitym nastroju, z oczami błyszczącymi podnieceniem i uśmiechem zdradzającym przyjemność z każdego muśnięcia promieniami słońca, zjawiła się w jadalni.
Spojrzeniem zbadała zgromadzonych w jadalni, na dłużej zatrzymując je na Isaacu. Posłała mu obiecujący uśmiech, który miał wynagrodzić jej nagłe odejście. Nie przestając się uśmiechać, zajęła miejsce przy stole.
Na śniadaniu dawno nie było tylu ludzi. Poza Oświeconymi, przy stole zasiadła także Ardena, która wyglądała pięknie jak zawsze. Skalla, przy boku której zasiadł narzeczony, prezentowała się równie dobrze. Po jego prawej stronie natomiast usiadł książę Isaac.
Poza znanymi już Rainie osobami, do śniadania dołączyli również ci, których widziała po raz pierwszym. Jedną z takich osób był mężczyzna przedstawiony jako Telos. Wydawał się dobiegać czterdziestki. Kasztanowe włosy okalały twarz, na której pojawiły się zarysy zmarszczek.
Telos wyglądał dostojnie. Był również oszczędny w ruchach, zupełnie jakby nad każdym wcześniej się zastanawiał. Gdy został przedstawiony Oświeconym jako ich nauczyciel dyplomacji i polityki, zachowanie mężczyzny przestało wydawać się dziwne.
Rozmowy toczyły się w przyjaznej atmosferze. Zostały przerwane tylko na chwilę, by przekazać informację o balu zaręczynowym Skalli i Torla, na który Oświeceni zostali oficjalnie zaproszeni przez przyszłą parę młodą. Bal miał się odbyć jeszcze dzisiejszego wieczoru. Zgodnie ze słowami Ardeny, do tego czasu w komnatach Oświeconych miały na nich czekać odpowiednie stroje.
Raina nie po raz pierwszy pomyślała, że jest niczym mucha, którą pająk coraz ciaśniej oplata swoją siecią. Robiła to, czego od niej oczekiwano. Uśmiechała się, gdy musiała. Szła tam, gdzie jej kazali. Ubierała to, co jej podsuwali. Była bierna. Nie we wszystkim... Wybieranie kolejnych partnerów do niekoniecznie nocnych ekscesów stało się dla niej formą buntu. Tylko tego nikt jej nie narzucał. Tylko w tym miała prawo wyboru. Tylko wtedy mogła robić to, co chciała.
A skoro o chęciach mowa...
Isaac unosił właśnie kromkę chleba do ust, kiedy zerknął na uśmiechającą się do niego Rainę. Odłożył pieczywo niemal natychmiast, podniósł się ze swojego miejsca i przywdział zdawkowy uśmiech. Podszedł do Rainy, oferując swoje ramię.
– Może przysiądziesz koło mnie, czyniąc ten poranek jeszcze piękniejszym?
– Z przyjemnością, jeśli w ten sposób zdołam choć trochę wynagrodzić swoje wcześniejszego zniknięcie – powiedziała, kładąc mu dłoń na przedramieniu.
Nie obchodziło jej czy siedzące obok osoby poczują się urażone nagłą zmianą miejsca. Jej wybór ograniczył się do tak niewielu kwestii, że nie zamierzała z niego rezygnować szczególnie w tak błahych sprawach.
– Sam stwierdziłem, że powściągliwość może przynieść w przyszłości więcej przyjemności – odparł, ruszając do stołu.
– To, w co wierzymy, nie zawsze odpowiada rzeczywistości. Nadal również podtrzymuję swoje zdanie, że oczekiwanie nie zawsze jest mile widziane.
– Cóż, wczoraj miałaś inne zdanie – stwierdził, odsuwając nieco krzesło, by mogła usiąść. – I skłaniam się ku niemu.
– Ku oczekiwaniu? – upewniła się, siadając. W długiej sukni składającej się z grubych warstw materiału nie było to takie proste. Musiała bardzo uważać, by nie postawić nogi krzesła na rąbku sukni, co już raz się zdarzyło.
– Owszem – uśmiechnął się, samemu zajmując wcześniejsze miejsce. – Gwarantuję, że się nie zawiedziesz.
– Nie wątpię w to, książę. Ale co w sytuacji, gdy ty się zawiedziesz? Czy nie będziesz żałował straty czasu?
– Nigdy nie żałuję. I bynajmniej nie uważam naszych rozmów za stratę czasu.
– To chyba zależy, czego po tych rozmowach oczekujesz.
– Sugerujesz, że dla ciebie są stratą czasu?
– Bynajmniej – zaprotestowała. – Nie ukrywam jednak, że preferuję rozmowy w innych okolicznościach i w innej scenerii.
Uśmiechnął się.
– Podczas nocnych przechadzek po korytarzach zamku?
– To dobry początek, ale nie zakończenie rozmowy.
– Nagłe odejście też nie jest dobrym zakończeniem – odbił piłeczkę.
– Bez wątpienia nie było zakończeniem jakiego pragnęłam.
– Tego nie mogę być pewnym. Zareagowałaś jak oparzona.
– Uznajmy, że przypomniałam sobie o czymś bardzo pilnym. Czy mogę zrobić coś, dzięki czemu zyskasz pewność? – zapytała zainteresowana.
Zastanowił się przez chwilę.
– Wybierasz się na dzisiejszy bal, prawda?
– Najprawdopodobniej tak – odparła ostrożnie.
Rozmowa przybierała niekorzystny obrót. Ostatnim, czego pragnęła, było zaproszenie na bal. To oznaczałoby ograniczenia zbyt duże, by mogła je zaakceptować.
– Poświęć mi na nim uwagę.
Odetchnęła z ulgą.
– Co rozumiesz poprzez „uwagę"?
Uśmiechnął się czarująco.
– Na balu będzie blisko dwustu gości. Również atrakcyjni mężczyźni. Chciałbym żebyś przyjmowała ich zaloty, ale bez szczególnej wzajemności. Skupiaj swoją uwagę na mnie. Przyjmuj zaproszenie do tańca, rozmawiaj, flirtuj, uwodź, ale nic ponad to.
– Nie jestem pewna czy rozumiem, czego ode mnie oczekujesz, książę.
Jej głos zabrzmiał niepewnie, co nieczęsto się zdarzało. Sama zresztą nie była pewna, czy naprawdę nie rozumie, czy też nie chce zrozumieć. Jeśli zresztą Isaac potrafił wyjść z podobną propozycją, powinien powiedzieć wprost, czego od niej chce.
– A co ci się wydaję, że oczekuję?
– Mogę powiedzieć wprost bez obawy o wywołanie skandalu?
Przytaknął.
– Oczekujesz, że podczas lub po balu nie będę spała, jeśli mogę użyć tego nieadekwatnego do sytuacji określenia, z nikim oprócz ciebie, przy czym zastrzegasz, że sam również nie opuścisz w tym celu ze mną balu. Innymi słowy, w ramach dowodu prosisz o zachowanie przeze mnie celibatu.
– Zgadza się prawie wszystko. Nigdzie jednak nie powiedziałem, że po balu nie pójdziemy razem.
– Powiedziałeś wcześniej, książę. Powiedziałeś w chwili, gdy wyraziłeś swój stosunek do oczekiwania.
Słowa zabrzmiały jak wyrzut, dlatego Raina uśmiechnęła się, żeby jakoś złagodzić ich wydźwięk.
– Cóż, jeśli propozycja wydaje ci się nieadekwatna...
– Czy to jedyny sposób, żeby przekonać cię o prawdziwości moich słów?
Wzruszył ramionami.
– A masz inną propozycję?
– Jedynie tą, którą już odrzuciłeś.
– Czy naprawdę tak trudno chwilę poczekać? – zapytał z autentycznym zaintrygowaniem.
– Chwilę – nie, ale nieokreślony czas... – pokręciła głową. – Lubię klarowne sytuacje, książę. Klarowne i proste, gdy od początku do końca znane są oczekiwania i, powiedzmy, czas, przez jaki te ustalenia będą obowiązywać.
– Czyli innymi słowy, chcesz wiedzieć jak długo mam zamiar zwlekać?
– Między innymi.
– W takim razie co jeszcze?
Nie od razu odpowiedziała, zastanawiając się nad doborem słów, który najmniej go urazi. Kolejny łyk wina był dobrym pretekstem do zachowania milczenia, choć jeśli tak dalej pójdzie, upije się przed końcem śniadania.
– Czy nie oczekujesz więcej niż mogę ofiarować – powiedziała wreszcie.
– Wątpię – odparł, upijając łyk trunku. – A co do określania się. Trudno określić czas. Co jeśli powiem, że tydzień, a okaże się, że zapragnę po trzech dniach lub po miesiącu?
– Po miesiącu? Obrażasz mnie, książę – odparła żartobliwym tonem i z podobnym uśmiechem. Szybko jednak spoważniała. – Jeśli tak powiesz, odpowiem, że poczekam do czasu, gdy będę mogła poczekać.
Rozmowa zaczynała przybierać coraz dziwniejszy i niekorzystny obrót. Najwyższa pora przypomnieć mu, z kim ma do czynienia.
Raina nachyliła się ku Isaacowi, ale nie do tego stopnia, który mógłby zostać odebrany za niestosowny przy stole. Ot wyglądała jakby coś do niego szeptała, co też nie odbiegało specjalnie od prawdy. Nie dotykała go, a przynajmniej nie tak, by inni widzieli, jednak nawet pomimo warstw sukni wyczuwała ciepło bijące od jego ciała w miejscu, w którym ich uda stykały się.
– Jesteś niezwykle przystojny, książę – szeptała cicho zmysłowym głosem. – Masz oczy, w których z największą przyjemnością widziałabym odbicie swego nagiego ciała. Masz usta, które z chęcią czułabym na swoim ciele w miejscach, o których mówienie wywołałoby zgorszenie. Posiadasz ciało wręcz stworzone do sprawiania mu przyjemności, co też z największą ochotą bym uczyniła. Również rozmowa jest zajmująca, czego zasługa leży nie tylko w samych słowach, ale i dzięki twojemu głosowi. Pragnęłabym słuchać jak jego ton zmienia się przez pożądanie, jak wypowiadasz szeptem moje imię lub prosisz albo żądasz więcej. Dla tego wszystkiego mogę poczekać, ale nie wiem, jak długo.
To i tak więcej niż ty, Caine, kiedykolwiek byłeś w stanie ofiarować, dokończyła w myślach.
Palce księcia wodziły wolno po drewnianym kubku. Wsłuchiwał się w szept z tajemniczym uśmiechem. Nie uszło jej uwadze, że wzrok Isaaca przesunął się po jej ciele, na nieco dłuższą chwilę zatrzymując się w okolicy dekoltu Rainy. Grdyka poruszyła się, kiedy przełykał ślinę. Nie wiedziała w jaki sposób, ale była pewna, że książę poczuł dreszcze przyjemności przechodzące po ciele. Sam ton jej głosu sprawiał mu przyjemność, nie wspominając o słowach, które padały z ust Rainy.
– Raino... – zaczął, ale głos go zawiódł. Nie brzmiał tak pewnie, jak jeszcze chwilę temu. Przełknął ślinę, by ponownie się odezwać. Tym razem już tym samym pewnym tonem, którym mówił wcześniej, choć dało się w nim wyczuć znacznie więcej pożądania. – Potrafisz kusić. Z pewnością przedstawiłaś mi piękny obraz, który da mi mocno do myślenia – zrobił krótką pauzę. – A czy na razie mogę prosić, byś coś jeszcze powiedziała tym tonem?
Częściowo spełniła jego prośbę.
– Każde z nas musi poczekać na to, czego pragnie. – Nadal szeptała, ale jej głos nie miał wcześniejszej pasji. – Powiem ci znacznie więcej, ale od ciebie zależy kiedy.
Co w tłumaczeniu oznaczało: powiem ci wszystko, co chcesz usłyszeć, ale gdy już będziemy w łóżku albo w innym, równie ciekawym miejscu.
Książę uśmiechnął się, unosząc jeden kącik ust.
– Ktoś stosuje moje metody. Bardzo nieładnie.
– Bynajmniej. Uznałam jedynie, że skoro tak lubisz czekać, z chęcią poczekasz i na to – odparła z niewinnym uśmiechem.
Zaśmiał się cicho, krótko i dźwięcznie.
– Potrafisz być złośliwa.
– Możesz, a właściwie póki co musisz, uwierzyć mi na słowo, że nie jest to rzecz, którą robię najlepiej.
W jej głosie ponownie zabrzmiała obietnica.
– Nie można ci też odmówić uporu w dążeniu do wyznaczonego celu.
– Mój upór ma swoje granice – ostrzegła.
– Poczekamy, zobaczymy.
– Zadziwiająca jest twoja fascynacja czekaniem.
– Po prostu wychodzę z założenia, że nie wszystko warto mieć od razu. Odpowiednie podgrzanie atmosfery może tylko pomóc.
– Czekanie zazwyczaj chłodzi zamiast podgrzewać.
– Wszystko zależy od sposobu w jaki się czeka.
– Słucham zatem – powiedziała, patrząc na niego wyczekująco.
– Ciągły flirt i aluzje na pewno nie chłodzą.
– Ciągłe odmowy już tak – ripostowała.
– Bez propozycji nie ma odmów.
– Dobrze, książę – odparła z ciężkim westchnieniem. – Nie będę ci zatem dostarczała kolejnych możliwości odmowy – powiedziała, upijając łyk wina. – Czy znasz może kogoś o imieniu Eolis? – zmieniła temat, nie widząc sensu w kontynuowaniu pojedynku, którego na chwilę obecną nie mogła wygrać.
– Oczywiście, że tak. To bogini pożądania i żona Baala, boga wojny.
– Czy ona... Ma jakiś wygląd?
– O taak – ton głosu księcia wskazywał na to, że wyobrażenie sobie Eolis należy do zdecydowanie przyjemniejszych rzeczy. – Jest niewyobrażalnie piękna. Czarne jak noc włosy spływają jej kaskadami na ciało, które zasłania skąpo, pozwalając na podziwianie go i pragnienie dotknięcia go choćby na chwilę.
– Pozowała kiedyś dla kogoś czy to ustne przekazy?
– Jej wizerunek można podziwiać w jej świątyni, na obrazach, czy w księgach. No i Shin wie chyba najlepiej spośród wszystkich śmiertelników jak wygląda.
– Dlaczego?
– Wybrała go na swojego kochanka.
– Wybrała go... – powtórzyła z wahaniem. – Co na to jej mąż?
– A jak może zareagować bóg wojny? Był wściekły. Ale Shin jest jego śmiertelnym aspektem, więc ma specjalne przywileje. A i Eolis potrafi być...przekonująca.
– W takim razie nie mógł go jakoś zdegradować. I co w praktyce oznacza, że Shin jest jego aspektem?
– Na pewno nie odpowiem na to pytanie tak wyczerpująco jak oni – skinął głową w kierunku Cedrika rozmawiającego z Colinem. – Wiem tylko, że będąc aspektem dostaje się pewne... umiejętności boga.
– Ta cała Elois... Rozumiem, że wierność nie jest jej mocną stroną, ale czy ogranicza się chociaż do jednego kochanka?
– Eolis – poprawił ją książę. – Bogowie nie lubią kiedy przekręca się ich imiona – uśmiechnął się do niej. – Bogini pożądania i jeden kochanek? Nawet Baal w to nie wierzy.
– Ale sypia tylko z mężczyznami, tak? – zapytała, z trudem ukrywając nadzieję zawartą w tym pytaniu.
Pokręcił głową.
– Nie ma konkretnego upodobania. Podobno uwiodła nawet samą Śmierć. Jako bogini pożądania docenia piękno, a to co piękne ją podnieca.
Przyjmowała wyjaśnienia Isaaca z nieodgadnionym wyrazem twarzy, chociaż w jej wnętrzu szalały sprzeczne emocje. Niektóre z nich wybijały się jednak na pierwszy plan, a sprowadzały się do przekonania, że oto wpakowała się w spore kłopoty. Kłopoty, z których nie da się tak łatwo wyplątać.
– Dziwi mnie zatem, że nie zwróciła się do ciebie, książę – odparła Raina, przywracając rozmowę na względnie bezpieczne tony.
Komplementy nic nie kosztowały, a każdy lubił ich słuchać, szczególnie gdy nie były przesadzone.
– Ja za to nie zdziwię się, kiedy zwróci się do ciebie – odparł z promiennym, zupełnie szczerym uśmiechem.
– Wolę gdy bogowie trzymają się z daleka ode mnie. Gustuję w ludziach, książę, i w mężczyznach. I mam nadzieję, że pozwolisz mi siebie o tym przekonać – dodała, zajmując się wreszcie jedzeniem.
Mniej wina i więcej jedzenia – zdawał się twierdzić jej żołądek. Spełniła jego żądanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro