Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7.1

Raina opuściła jeden posiłek, ale dwa pod rząd byłyby już przesadą. Pojawiła się zatem przed wejściem, wcześniej bezskutecznie usiłując odszukać Olafa. Natknęła się na niego właściwie przypadkiem tuż przed wejściem do jadalni.

– Możemy porozmawiać? – zapytała. Jej głos brzmiał pewnie.

Olaf uniósł brew ku górze.

– Ty też chcesz mnie o coś męczyć? – zapytał, zakładając ręce na potężnej klatce piersiowej.

– Też? I męczyć? Cóż, znam jeden sposób na męczenie, ale nie o to mi teraz chodzi. Możemy porozmawiać na osobności?

Wzruszył ramionami, nie odpowiadając na jej pytania. Zerknął w kierunku załomu korytarza. Skinął Rainie głowę, samemu ruszając w tamtą stronę. Kiedy oboje zniknęli za zakrętem, oparł się bokiem o ścianę, spoglądając na nią wyczekująco.

Raina podążyła za nim, usiłując nie wyglądać jakby szykowała się na ścięcie, chociaż właśnie tak się czuła.

– Chciałam przeprosić – jej głos w żaden sposób nie zdradzał prawdziwych uczuć.

– Przeprosić – powtórzył za nią Olaf. – Niby za co?

– Za to, co powiedziałam. I za to, że cię uderzyłam.

– Rano najchętniej uderzyłabyś mnie więcej niż raz. Skąd chęć przeprosin? Przecież nie znam się na trenowaniu was.

– Gdybym chciała cię uderzyć więcej niż raz, zapewne bym to zrobiła. Nie co do wszystkiego zmieniłam zdanie, ale zareagowałam pod wpływem strachu i złości, nie rozsądku. Nadal jednak twierdzę, że jeśli chcesz się wyżyć za... sama nie wiem, za co, powinieneś zrobić to na osobie, która wywołała twoją złość.

– Nie wyżyłem się – odparł niezmienionym tonem. – Odpowiedziałem na sugestię Colina, że chce ruszyć do walki i jak najszybciej rozwiązać problemy Valtharn. A przeprosiny przyjmuję.

Zagadka wreszcie się rozwiązała. Niespecjalnie polepszyło to humor Rainy, która oberwała za niewinność. Z drugiej jednak strony, rozumiała nauczkę, którą chciał im dać Olaf. Sama widziała, że nie są gotowi na starcie z prawdziwymi wrogami... kimkolwiek oni nie byli.

– Dziękuję. W takim razie zostawiam cię, żeby inni mogli cię męczyć.

– Oby nie, bo osobiście odeślę w Ciemne Miejsca – mruknął.

– Ciemne Miejsca? Już drugi raz używasz tego określenia.

– Tam udają się wszyscy po śmierci.

– Z twoich przekleństw wynika, że to niezbyt przyjemne miejsce.

– Cholernie nieprzyjemne. Jeśli byłeś złą osobą, demony żywią się twoim ciałem przez całą wieczność.

– Teraz przynajmniej twoje ciepłe słowa mają sens. Bardzo cię męczyli?

– Wystarczająco.

– Mogę przez chwilę udawać, że bardzo ci współczuję, ale podobno sam to, a raczej nas, sprowadziłeś sobie na głowę – odparła, nie ukrywając nieco złośliwego uśmiechu.

– Niepotrzebne mi współczucie – burknął. – Tylko dużo alkoholu.

– To da się załatwić. Potrzebujący przodem – wskazała ręką mniej więcej w kierunku wejścia do jadalni.

Olaf wyminął Rainę, ruszając w kierunku jadalni. Dziewczyna poszła za nim, zachowując przy tym bezpieczną odległość.

Znalezienie zajęcia na resztę dnia okazało się znacznie łatwiejsze niż mogło się wydawać. Niestety w końcu Rainę dopadła wieczorna zemsta za folgowanie sobie pod względem ilości snu.

Drzemka w ciągu dnia, choć niezbędna, sprawiła, że już od dłuższego czasu Raina wierciła się w łóżku albo nerwowo przechadzała po komnacie. Gdyby w jej łóżku czekał mężczyzna, zapewne zasnęłaby w końcu wyczerpana, jednak była sama. Usiłowała czytać pożyczoną książkę poświęconą geografii Valtharn, ale światło świecy było niewystarczające – nasuwało natomiast skojarzenia, które nie ułatwiały skupienia. Spacerowanie po komnacie również nie pomogło.

Dziewczyna była coraz bardziej zniecierpliwiona i rozdrażniona, mając świadomość wczesnej pobudki, która znowu okaże się koszmarem dla jej udręczonego ciała. W końcu narzuciła na siebie, coś co było wierzchnią warstwą sukni, nie przejmując się brakiem dość strategicznej spodniej szaty, i tak ubrana wyszła z pokoju.

Ciemne korytarze zdawały się opustoszałe. Wszędzie panowała cisza, która potwierdzała późną porę. Od ścian i podłogi promieniował chłód. Raina otuliła się ciaśniej ubraniem, krążąc korytarzami. Nieświadomie kierowała się ku wyjściu z zamku.

Miała właśnie pokonywać zakręt, kiedy okazało się, że nie tylko ona nie może zasnąć. Wysoki blondyn, książę Isaac, zgodnie ze słowami Liama, niemal na nią wpadł. Zatrzymał się nagle, wyciągając odruchowo przed siebie ręce. Na krótką chwilę silne dłonie księcia zamknęły się wokół jej ramion, by ponownie opaść swobodnie wzdłuż jego ciała. Żółte, niemal złote oczy mężczyzny omiotły jej sylwetkę, na ustach pojawił się cień uśmiechu.

– Nie wiedziałem, że w Saljan można spotkać nocą takie zjawisko – zaczął, ponownie przesuwając wzrokiem po jej ciele, acz tym razem wolniej. – Jesteś zjawą czy żywym człowiekiem?

– Kimś, kto nie może zasnąć. I osobą jak najbardziej materialną, o czym mogłeś się już przekonać – odparła, zerkając na jego ręce. Cofnął je jak oparzony.

– Jestem Isaac – ukłonił się zdawkowo. – Skoro zatem oboje nie możemy spać, może razem pójdziemy się przejść?

– Raina – odpowiedziała. – Czy spacer obejmuje jakieś określone miejsce? – zapytała z ledwo uchwytnym cieniem nadziei w głosie.

Od spotkania księcia minęło zaledwie kilkadziesiąt sekund, a ona już dwa razy musiała ugryźć się w język, żeby nie powiedzieć tego, co naprawdę miała na myśli. Wiedziała jednak, że ma przed sobą księcia, który niekoniecznie może zareagować podobnie do większości mężczyzn w Saljan, a ostatnie, czego potrzebowali, to wybuch wojny z powodu popełnionego nietaktu. Choć musiała przyznać, że chętnie popełniłaby niejeden nietakt z Isaakiem.

Wzruszył ramionami.

– Chętnie dostosuję się do propozycji tak urodziwej towarzyszki.

Moja sypialnia, najchętniej by odpowiedziała. Westchnęła jedynie w duchu nad niemożnością wypowiedzenia tych słów.

– Nie przebywam w zamku na tyle długo, by znać miejsca warte nocnych spacerów. Jednak w podobnym towarzystwie miejsce przestaje mieć znaczenie – uśmiechnęła się wręcz powściągliwie.

– Chodźmy zatem, gdzie nas poniosą nogi – zaproponował z uśmiechem, ruszając przed siebie, z powrotem w kierunku z którego przybyła Raina.

– Czyli w kierunku mojej komnaty? – zapytała, zerkając na Isaaca z rozbawieniem.

Zerknął w jej stronę, z delikatnym uśmiechem.

– Widocznie tam niosą mnie nogi.

– Zapewniam, że w tej chwili nie ma tam nic ciekawego.

– Bo jest pusty – zrobił krótką pauzę, a jej spojrzeniu nie umknęło, jak raz jeszcze przesunął po niej wzrokiem. – To co, jest w nim ciekawego, teraz mi towarzyszy.

– To niewielka przeszkoda. Szybko można sprawić, że będzie znacznie ciekawszy niż zanim go opuściłam.

Zdecydowanie nie była najlepsza w powściągliwości czy dyplomacji.

Książę zaśmiał się.

– Wiesz, czego chcesz, Raino.

– To podstawa udanego życia, książę. Chcieć i dawać do zrozumienia czego się chce – sprecyzowała, nie patrząc na niego. Nie wyglądała jednak na zawstydzoną; raczej na nieco zamyśloną.

– O, dajesz – odparł, zakładając ręce za sobą. Złożone spoczęły na jego pośladkach. – Kwestia, czy szybko otrzymawszy czego oczekujesz, nie porzucasz osoby, która ci to dała. Czy może przeczekaniem nie zyska się więcej.

– Trudno powiedzieć... – przyznała z wahaniem. – Ale czekanie na niewiadomą, czekanie bez czegoś, co potwierdzi, że warto czekać, raczej nie zyska mojej aprobaty.

– Czyżbyś nie była przyzwyczajona do tego, że nie zawsze otrzymujesz wszystko od razu?

– To nie tak... Lubię jasne sytuacje, w których od początku wiadomo, jakie są oczekiwania obu stron. To znacznie ułatwia wiele spraw.

– Oczekujesz seksu – stwierdził bez ogródek książę. – I nie będę ukrywał, że wyglądasz naprawdę kusząco i wielką głupotą byłoby ci odmówić.

Uśmiechnęła się rozbawiona.

– Pytaniem pozostaje, czego ty oczekujesz, książę.

– W chwili obecnej, czy ogólnie?

– A która odpowiedź będzie dla mnie istotniejsza?

– Odnośnie twoich oczekiwań? Sądzę, że ta pierwsza.

– W takim razie znasz odpowiedź na swoje pytanie.

Isaac uśmiechnął się. Podszedł bliżej Rainy. Spoglądał na nią z góry, a cała jego sylwetka wręcz emanowała arystokratyczną siłą i pewnością siebie. Położył dłoń na jej policzku i musnął wargami jej usta. Najpierw delikatnie, jedynie ślizgając wargami po jej wargach. Musnął je językiem, by zamknąć jej usta gorącym pocałunkiem.

W pierwszej chwili odpowiedziała na pocałunek Isaaca. Jej dłoń spoczęła na karku księcia, puszczając poły szaty, pod którą ukrywało się nagie ciało. Nagle jednak znieruchomiała, nasłuchując czujnie.

– Chodź do mnie... – delikatny, niesamowicie zmysłowy głos szepnął wprost do ucha Oświeconej. Chociaż dłoń Isaaca spoczęła na jej biodrze, szept sprawił, że poczuła przyjemne dreszcze znacznie niżej. – Czekam na ciebie... – kolejny szept nie pozostawił jej wątpliwości, że głos należał do kobiety. A w tych trzech słowach kryły się obietnice nieskończonych przyjemności. Jak można było się im oprzeć?

Nie była pewna, czy to nie jej wyobraźnia, ale kiedy głos rozległ się ponownie, wiedziała już, że się nie przesłyszała. I że bardzo chce odpowiedzieć na to wołanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro