Rozdział 5.3
Shin leżał obok niej, ale był bez porównania mniej zmęczony. Może i zasługa leżała częściowo w lepszej kondycji, ale prawdziwym powodem tej różnicy między nimi było coś innego. Coś, przez co Raina nadal czuła dreszcze na całym ciele, a jej kończyny zdawały się pozbawione kości.
– Oczywiście nie ciebie – dodała. – A skoro o tobie mowa, to czy nie musisz się zbierać?
Seks był wspaniały – owszem – ale nastała ta krępująca chwila po, gdy w normalnych okolicznościach kochankowie pozwoliliby sobie na czułość. Raina tymczasem celowo zachowywała dystans, starając się nie dotykać leżącego obok mężczyzny.
Shin przeciągnął się rozleniwiony na łożu. Pomimo próby zachowania kamiennej twarzy, nie potrafił do końca powstrzymać leniwego, błogiego uśmieszku wykrzywiającego mu usta. Odwrócił głowę w kierunku Rainy i obdarzył ją łobuzerskim uśmiechem z błyskiem w oku.
– Niby nie chciałabyś mnie wymienić, ale próbujesz mnie subtelnie wyprosić? – zapytał bez nuty żalu w głosie. – A jeszcze jakiś czas temu chciałaś mnie zatrzymać w Saljan.
– Ja tylko zmniejszam ryzyko – odparła tajemniczo. – Gdybyś dłużej został mogłoby mi zacząć na tobie zależeć albo, co gorsza, jeszcze bym chciała się z tobą związać – dokończyła złowieszczym tonem.
– Wiem, że jestem niesamowity w łóżku – zaczął, nawet nie siląc się na skromność – ale chęci jakiejkolwiek białogłowej na związek ze mną nie wystarczą by mnie usidlić. – I jakby nigdy nic, rozłożył się wygodniej na jedwabiach.
Liczyła na to, że zdoła go jakoś odstraszyć poprzednim stwierdzeniem, ale najwyraźniej był odporny na podobne wyznania.
– Bo żadna nie była mną, skarbie – odparła z błyskiem śmiałości w oku.
– Możesz próbować. Nie wiem jakiej magii musiałabyś do tego użyczyć, ale próbowanie nikomu jeszcze nie zaszkodziło – wzruszył ramionami. – Bez obrazy, bo naprawdę jesteś niesamowicie wręcz piękna i seks z tobą jest niemalże uzależniający, ale związek? Ja się nie nadaję i żadnej się nie udało. Nie będziesz wyjątkiem.
– Jeśli naprawdę nie chcesz żadnego związku, nie prowokuj kobiet, mówiąc, że się im nie uda. Z natury podejmujemy wyzwanie, chociażby dla czystej przekory.
Kolejna próba wstania była znacznie bardziej owocna. Rainie udało się usiąść na łóżku. Zbierała ubrania, co chwilę zerkając na Shina.
– Nie martw się, nie zamierzam próbować. Gdybym już miała podjąć jakieś wyzwanie, wolałabym by było tego warte, a wygrana nie była tak kłopotliwa albo nawet męcząca. Innymi słowy, jestem do twojej dyspozycji gdybyś – nachyliła się nad nim i przejechała paznokciem po pachwinie – chciał się zabawić, ale to wszystkie usługi, które mam w ofercie. Tak dla ciebie, jak i dla innych – dokończyła, przerywając kontakt fizyczny.
– I wzajemnie – odparł z chytrym uśmiechem. – Czyli mój stan kawalerski nadal jest bezpieczny, jak i twój panieński.
Kwitując, podniósł się płynnie. Zdecydowanie zbyt płynnie, co mogło spowodować ukłucie zazdrości u zmęczonej Rainy. Zsunął się z łoża, by zacząć nasuwać na siebie spodnie. Przerwał jednak czynność, widząc Oświeconą zmierzającą do łaźni. W mgnieniu oka pokonał dzielącą ich odległość, ujął za ramię obracając do siebie i raz jeszcze żarliwie pocałował.
– To na pożegnanie – odparł, przerywając trwający dłuższą chwilę kontakt. Odwrócił się, by wrócić do zakładania spodni i reszty odzienia. – Weź kąpiel i idź spać. Mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy. Liczę, że powitanie będzie równie gorące jak pożegnanie.
– Czas pokaże – odparła już w progu łaźni.
Odpowiedział jedynie uśmiechem. Łobuzerski, nieco arogancki uśmiech i wciąż płonące pożądaniem oczy były widokiem żegnającym Rainę, która zniknęła za drzwiami łaźni. Słyszała jak szeleści zakładane przez Shina ubranie, jak kieruje się do drzwi i...
– Po prostu świetnie – to było warknięcie Olafa, który musiał spotkać się z Shinem w drzwiach.
– Czyżbyś przyszedł mnie zmienić? – zapytał wyraźnie rozbawiony Azjata. – Gdybym wiedział, że masz być następny to zostawiłbym jej jeszcze trochę sił.
– Przymknij jadaczkę, Shin – burknął Olaf. – Zwijaj się, bo Siostry już czekają, by cię eskortować.
– Dobrze, już dobrze. Nie bądź taki marudny, przyjacielu.
– A niech cię Ciemne Miejsca pochłoną, a demony niech cię wychędożą w każdy otwór! – odkrzyknął rosły Nimani po chwili ciszy. Raina słyszała jego kroki, gdy wchodził do jej komnaty. – Dopiero zaczynasz, czy kończysz? – zapytał, stojąc tuż przy drzwiach łaźni.
– Zaczynam. Już jestem spóźniona?
Nie skomentowała w żaden sposób krótkiej wymiany zdań, której nie mogła nie słyszeć. Nie usiłowała nawet się zasłonić, choć nie miała na sobie nawet najmniejszego skrawka materiału, a Olaf mógł w każdej chwili uchylić drzwi. Póki co dał jej namiastkę prywatności.
– Byłbym tu gdybyś nie była? – zapytał, odpowiadając pytaniem na pytanie. – I nie licz na taryfę ulgową. To, że nie oszczędzałaś sił, to twój problem nie mój.
– Pewnie byś był. Nie wyglądasz na specjalnie cierpliwego – odparła. – A co do sił to nie liczę na żadną taryfę ulgową – choć dłuższy odpoczynek byłby wskazany, dokończyła w myślach. – Dasz mi chwilę?
– Mówiłem, że brud mi nie przeszkadza – odburknął. – Jeśli się zdążyłaś rozebrać to się ubieraj i wychodzimy. Jeśli jesteś ubrana to wyłaź.
Westchnęła ciężko, ale nie protestowała. Spojrzała jedynie tęsknie w kierunku wody. Wątpiła, by po treningu z Olafem dała radę chociaż podnieść nogę, żeby wejść do balii. Chcąc nie chcąc, musiała odłożyć kąpiel – w końcu sama prosiła go o poświęcenie czasu. Przeszkoda był jedynie brak odpowiedniego stroju czy właściwie brak jakiegokolwiek stroju w łaźni, przez co Raina zmuszona była wrócić do pokoju naga. Nie wyglądała jednak na zawstydzoną czy skrępowaną – zachowywała się zupełnie swobodnie, podchodząc do złożonych ubrań. Były w podobnym stylu, co ich stroje do treningów, ale czyste. Choć w tej sytuacji może lepiej byłoby wziąć jakieś inne...
Olaf stał z założonymi rękami. Mimo wyrazu obojętności na jego twarzy, Raina zauważyła, że kilka razy zerknął w jej stronę. Jednak ani na jotę nie zmienił swojego postanowienia o natychmiastowym wyjściu. Co więcej, opuścił jej komnatę nim dziewczyna dała radę się do końca ubrać.
– Rozumiem, że nie interesuje cię powtórka z rana – stwierdził, kiedy byli już na placu treningowym. W powietrzu czuć było chłód, lecz pomimo niego Olaf rozebrał się do pasa. Jeden z drewnianych mieczy podał Rainie, sam biorąc drugi. – Czy może się mylę?
– To ty jesteś nauczycielem – powiedziała, biorąc miecz. Ruchy miała jeszcze kiepsko skoordynowane, a uchwyt słaby, dlatego kilka razy mocniej zacisnęła dłoń – a ja jedynie uczennicą. Zdaję się na ciebie. Miałeś okazję nas obserwować, więc wiesz, z czym sobie nie radzę i co muszę poprawić.
– Wszystko – odparł prychając. – Chociaż przyłożyłaś się na treningu bardziej niż pozostali. Chociaż starałaś się robić to, co kazałem.
Przyjął postawę podstawową, którą zaprezentował na treningu.
– Atakuj. Cięciami, które pokazywałem i bądź gotowa do mojej kontry. – Poczekał aż przyjęła postawę. – Ruszaj!
Raina uśmiechała się szeroko do chwili, w której musiała ruszyć do ataku. Jeśli rano celowo radziła sobie gorzej niż w rzeczywistości mogła, to teraz nawet nie musiała udawać. I nie chciała, na swoje nieszczęście. Przyzwyczajenie ciała do nowych ruchów i zmuszenie zmęczonych mięśni do pracy wymagało dużego wysiłku, ale stopniowo odzyskiwała władzę nad własnym ciałem i monotonnie, aż do znudzenia powtarzała ruchy, których uczył ich rano Olaf.
Wiele razy słyszała, że robi to za wolno, zbyt czytelnie. Kiedy słowne ostrzeżenia Olafa nie wystarczały do motywacji, przechodził do tego, przed czym ostrzegał–kontry. Jego cięcia wyprowadzane były błyskawicznie. Zawsze w ten sam sposób, od dołu i zawsze wytrącały Rainie miecz z ręki. A kiedy schylała się po niego i robiła to za wolno, Olaf poganiał ją uderzeniem płaską stronę miecza w tyłek.
Po którymś jednak razie, niemal instynktownie, Raina wykonała prawie płynny unik przed taką kontrą i sama wyprowadziła atak. Olaf uchylił się, ale wystarczyło jedno podstawienie nogi i pchnięcie w plecy wolną ręką, by Raina wylądowała na ziemi.
– Podnieś się i przyłóż się bardziej. Ślepy i stetryczały goblin by cię rozbroił.
Tak, jak nie oburzała się, gdy karał ją za opieszałość, tak i teraz nie zareagowała w żaden sposób na wyraźny przytyk, jeśli nie obelgę, pod swoim adresem. Podniosła się jedynie po raz kolejny (przestała liczyć który, kiedy doszła do dziesięciu... w kilku pierwszych minutach treningu).
– Nie można cię zadowolić, prawda? – zapytała, zaciskając palce na rękojeści miecza i powtarzając ruch.
– Można, ale tobie się to nie udaje – odparł, blokując cięcie. – Robisz to lepiej, ale wciąż niezdarnie. Nie próbuj mnie trafić tym ciosem tylko to zrób! – niemal krzyknął, kiedy odepchnął ją w tył.
Utrzymała równowagę i zapewne jedynie dzięki temu zyskała chwilową przewagę w postaci zaskoczenia Olafa, który pewnie już widział ją oczami wyobraźni na ziemi. Dziewczyna tymczasem stanęła pewnie i cięła, celując w żebra Olafa.
Olaf, jak na takiego olbrzyma, wykazał się niezwykłą zręcznością i koordynacją. Opuścił ostrzę, którym zablokował cios, wykonując jednocześnie półobrót. Dzięki temu, skrócił dystans między sobą a Rainą. Wolną ręką ujął ją za ramię, którym zadała cios i podstawiając nogę, wykonał przerzut przez biodro. Lądując ciężko na ziemi, wypuściła z dłoni miecz i stęknęła czując na swoim ciele ciężar Olafa leżącego częściowo na niej. Jednak prawdziwym zaskoczeniem było to, jak Nimani wsunął jej dłoń we włosy, uniósł głowę i pocałował, niemal miażdżąc usta.
Instynktownie spięła się, gdy Olaf przerzucił ją przez biodro. Uderzenie o ziemię nie rozluźniło jej mięśni, przez co upadek bolał jeszcze bardziej. Tymczasem nie było jej nawet dane nabrać powietrza do ust i podjąć pierwsze próby rozluźnienia ciała, będące wstępem do pełnego niezadowolenia jęczenia z bólu, gdy Olaf zrobić coś, czego Raina absolutnie się nie spodziewała: pocałował ją. Usta nie odpowiedziały automatycznie na pocałunek, natomiast oczy pozostały szeroko otwarte w wyrazie zdziwienia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro