Rozdział 5.1
Gdy drzwi do jadalni otwarły się, panujący w środku gwar ucichł w jednej chwili. I żeńska i męska część zasiadających przy stole gości zamilkła z podziwem wymalowanym na twarzy. Nawet dbający o polityczną poprawność Liam nie mógł się pohamować. Także gderliwy krasnolud siedział teraz z szeroko rozdziawioną buzią i wytrzeszczonymi oczami. Jedynie Ardena, która sama wyglądała pięknie i olśniewająco, zdołała po części ukryć zachwyt na widok wchodzących Oświeconych.
Jadalnia była przystrojona, jak na naprawdę wielkie święto. W kącie, podobnie jak poprzedniego wieczora, znajdowali się muzycy.
Gdy Oświeceni przekroczyli próg jadalni, Ardena podniosła się, a zaraz po niej wstali kolejni goście: Skalla, Jessum, Liam, Eryk, Eln'ial, Oslav a także Shin. Nie zabrakło również Olafa i czwórki magów. Każde z zasiadających przy stole gości było na swój sposób odświętnie ubrane. Wyjątek stanowili magowie, którzy ubrani byli w to, w czym prowadzili zajęcia. Olaf też nie zrezygnował ze swoich zużytych już spodni, butów i karwaszy, które miał podczas treningu, założył jednak coś, co z grubsza mogło przypominać noszone w Valtharn koszule.
Książę Jessum ubrany był w biel. Założył białe spodnie, których nogawki wsunięte były w cholewy wysokich do kolan butów. Biała tunika sięgała mu niemal do połowy ud, zaś zdobiona była na rękawach wzorami wyszytymi niebieskimi i żółtymi nićmi. Biodra oplatał mu szeroki pas, który ściągał tunikę, opinając ją na jego torsie. Po ramionach spływał mu żółty płaszcz, podszyty niebieską tkaniną.
Shin, nie zwlekając ani chwili, podszedł do Rainy i odprowadził ją do stołu.
Dziewczyna przyjęła rękę Shina, zły humor maskując wymuszonym uśmiechem.
– Dzisiaj wyjeżdżasz, tak?
– Tak, chcę wyjechać zaraz po kolacji – odparł.
– Trochę szkoda – przyznała swobodnym tonem. – Dobrze się bawiłam.
– Uwierz, że ja też – błysk w oku i delikatny, łobuzerski uśmiech, a także otaksowanie wzrokiem jej sylwetki mówiły same za siebie. – Wyglądasz cudownie kusząco.
– Ale ciągle nie na tyle kusząco, żebyś został. Nie macie może jakichś zaklęć upiększających?
– Nie są ci potrzebne, Raino – wyszeptał, przybliżając usta do jej ucha. – Żadna w tej sali, nawet Ardena, nie dorównuje ci urodą. – Odsunął nieznacznie głowę. – I choć bardzo bym chciał, nie mogę zostać. Mam swoje obowiązki.
– Skoro obowiązki nadal są ważniejsze, to najwyraźniej potrzebuję zaklęć. Zadowolę się nawet eliksirem o ile nie będzie go przyrządzała osoba o mojej cierpliwości – odparła. – Ale na potrzeby tej rozmowy uznajmy, że rozumiem. Obowiązki są najważniejsze – skwitowała znudzonym tonem.
– Jedyne co mogę zaoferować to opóźnienie wyjazdu do świtu – odparł. – I to, że postaram się wrócić w kawałku zdatnym do użycia w sposób, w jaki oboje lubimy.
– Kusząca propozycja. Problemem jest to, że umówiłam się już na pierwsze pół nocy.
– Widzę, że jakoś specjalnie nie opłakujesz mojego wyjazdu – stwierdził, acz bez żalu w głosie czy wyrzutu.
– Po jednej nocy? Fakt, cudownej, ale to ciągle tylko jedna noc. Poza tym to byłoby sprzeczne z moimi zasadami.
Shin zaśmiał się krótko
– Daj znać do końca kolacji, czy mam zostać do świtu.
– Jak już mówiłam, mam plany na noc. Ale nadal mam wolny wieczór po kolacji. Mogę cię wpisać na listę – zaproponowała żartobliwie.
– Możemy zatem uznać, że przesunę wyjazd o jakieś dwie, może trzy godziny.
– Propozycja... – urwała, gdy drzwi się otworzyły, a do sali wszedł znajomy staruszek. – ...przyjęta – dokończyła.
Przez próg przekuśtykał Heraldyk, który niezmiennie miał na ustach ciepły, kojący ojcowski uśmiech. Wraz z nim weszło dwóch młodych, pewnie ledwie trzynastoletnich, asystentów. Strój każdego z nich był innego koloru. Dopiero po chwili Oświeceni zdali sobie sprawę, że chłopcy ubrani są w te same barwy, które Raina i Colin mieli na sobie. Chłopcy trzymali w rękach duże fragmenty pergaminów.
Gdy Heraldyk podszedł bliżej, muzyka przestała grać, a zasiadający przy stołach ponownie się podnieśli. Raina i Colin podążyli ich śladem.
– Nasi szlachetni Oświeceni – zaczął Heraldyk łagodnym tonem, wykonując zapraszający gest. – Proszę, zechciejcie podejść i tu stanąć.
Heraldyk czekał, nie tracąc uśmiechu. Kiedy już Oświeceni stanęli obok siebie, zerknął tylko na swoich asystentów. Ci szybko ustawili się tak, by stanąć naprzeciw tego Oświeconego, którego barwy nosili.
Starzec zajął miejsce dokładnie naprzeciwko Colina, patrząc mu prosto w oczy.
– Zawsze rozważny i ostrożny. Czujny i zdystansowany. Pamiętaj jednak chłopcze, że życie jest zbyt krótkie by wszystko analizować – puścił mu oczko, uśmiechając się porozumiewawczo.
Młody chłopak tymczasem wręczył Colinowi pergamin. Raina zdążyła zaledwie rzucić okiem, by zobaczyć dziwne zawijasy liści i... smoka? Musiała przerwać obserwację, bo staruszek skierował ku niej swoje kroki. Stanął naprzeciw Rainy, patrząc na nią z uwagą.
– Cóż za tajemnice skrywają te oczy? – zapytał z dobrotliwym uśmiechem – Uroda to potężna broń, zwłaszcza w świecie rządzonym przez mężczyzn. I coś mi się zdaje, że znasz siłę tej broni, młoda damo – puścił jej oczko. – Tajemnice czasem warto odkryć i kto wie, może twoje dzikie serce ci w tym pomoże.
Gestem przywołał chłopca, który przedstawił Rainie to, co przygotował dla niej heraldyk.
Dziewczyna odpowiedziała na dobrotliwy uśmiech staruszka, maskując prawdziwą reakcję na jego słowa. Tajemnica... Póki co starzec zdradzał w mniejszym lub większym stopniu ich tajemnice, a może i przyszłość, o ile rzeczywiście miał w nią jakiś wgląd. Ostatecznie Raina przełknęła specyficzny komplement, jednak wystarczył rzut oka na jej herb, w którego jednym punkcie utkwiła spojrzenie, by twarz jej stężała, a szczęka zacisnęła się mocno.
– Bardzo ładny, ale... serce? – zapytała jakby z niedowierzaniem.
Głównym elementem jej herbu było bogato zdobione serce. Jednakże nawet pomimo tego rysunek, a właściwie szkic, nie wyglądał tandetnie. Im dłużej Raina się w niego wpatrywała, tym bardziej niepokojąco bliski jej się wydawał.
Starzec wybuchnął wesołym śmiechem, tym razem dłuższym i bardziej donośnym. Kiedy skończył, ponownie przetarł załzawione oczy, westchnął i spojrzał po pozostałych.
– Kazałem już przygotować wasze herby na sztandarach i tarczach. Krawcowe spisały się doskonale, nanosząc wasze barwy na stroje. Kolejne ciągle szyją. Jeśli macie pytania, proszę się nie krępować.
Zbyt oszołomieni, nie zdołali wymyślić żadnych pytań do heraldyka, który odszedł, zbyt zmęczony na udział w uczcie.
Kolacja w żaden sposób nie przypominała poprzedniej. Powodem nie były wykwintne stroje wszystkich jej uczestników, ani nadanie herbów Oświeconym. Ta inność polegała na niezwykle luźnej i przyjemnej atmosferze. Sprzyjała ona zacieśnianiu więzów pomiędzy biesiadnikami jako ogółem i pomiędzy poszczególnymi uczestnikami uczty.
Posiłek trwał w najlepsze. Ciągle toczyły się jakieś rozmowy, czy to ogólna dyskusja, czy rozmowy pomiędzy konkretnymi biesiadnikami, mniej lub bardziej prywatne. Gdy kolejna salwa śmiechu przetoczyła się przez salę, Shin pochylił się do Rainy.
– Zbieramy się – szepnął – Nie musimy dłużej tu siedzieć, a ja nie chcę czekać do oficjalnego końca. Mam na ciebie taką ochotę, że nie wiem, czy nie zaczniemy na korytarzu.
Raina może i nie była szczególnie znudzona, ale propozycja Shina więcej niż tylko przypadła jej do gustu. Mężczyzna zdecydowanie przemawiał jej językiem, co doceniała znacznie bardziej od słodkich słówek i wieloznacznych propozycji.
– Mam nadzieję, że to coś więcej niż obietnica bez pokrycia – skwitowała z uśmiechem, wstając bez zbędnej zwłoki.
Posłał jej tylko jedno spojrzenie. Ale to wystarczyło, by potrafiła w nim odczytać zapewnienie, że zaraz za drzwiami wszystko może się zacząć. Sam też się podniósł, skłonił królowej i pozostałym gościom, by ofiarować Rainie swoje ramię, odprowadzając ją do wyjścia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro