Rozdział 4.4
Ta wysunęła się do przodu i ukłoniła nieznacznie przed Oświeconymi.
– Pozwólcie, że jak najszybciej przejdziemy do lekcji. Czasu mamy niewiele, a przed obiadem chciałabym wam przedstawić teorię, by po posiłku móc przejść do tworzenia jednej z podstawowych mikstur.
Słowo wstępu kończyło się jeszcze na oficjalnym przedstawieniu siebie i pozostałej dwójki. Poza prowadzącą wykład Anette, był młody Alan i figlarna Bella. Jednak na tym kończyło się zapoznanie, a także rola pozostałej dwójki. Wyglądało na to, że oni będą uczyli innych rzeczy. Kiedy więc Alan i Bella zasiedli z boku, rozdając wcześniej Oświeconym kawałki pergaminu, kałamarze i pióra, Anette rozpoczęła na placu ćwiczebnym wykład na temat eliksiru zwanego Helum. Najważniejszą jego właściwością było to, że był to eliksir leczniczy, pozwalający na złagodzenie bólu, złagodzenie działań różnych słabszych toksyn i jadu większości stworzeń zamieszkujących lasy Saljan, a także szybsze gojenie ran. Przygotowanie Helium trwało godzinę, z czego samo warzenie, by wszystkie składniki się ścięły, a eliksir zdobył swoich właściwości, jedynie minutę. Ważne było zachowanie dokładnie tego czasu – nie krócej i nie dłużej. W przypadku krótszego warzenia, skutkiem było wypicie czegoś, co było ohydne i po czym można było nabawić się biegunki czy wymiotów. Po dłuższym warzeniu eliksir szkodził znacznie mocniej, w zależności od tego, o ile przeciągnęło się czas warzenia. Jeżeli tylko minutę ponad czas, efektem było przeleżenie tygodnia w gorączce. Im dłużej się go warzyło ponad minutę, tym skutki uboczne były gorsze i każdy w ostateczności prowadził do zgonu. Helum przygotowywało się z pięciu gatunków pokrzyw, trawy lemonowej i kropli jadu węża znanego jako Skrzek Leśny.
Wykład trwał do obiadu. W tym czasie Anette po kilka razy tłumaczyła jak ważne jest odpowiednio długie warzenie. Było znacznie, znacznie ważniejsze niż odpowiednie proporcje, czy kolejność dodawania poszczególnych składników. Wymieniła przynajmniej dziesięć stworzeń, których jad zostanie złagodzony przez Helum w przypadku ugryzienia, ukąszenia, dźgnięcia, czy użądlenia. Sama ilość informacji, choć przekazywana w sposób ciekawy i barwny (czasem nawet za bardzo), była wyzwaniem do zapisania i zapamiętania, a nie pomagały w tym odgłosy zderzających się drewnianych mieczy. Choć Jessum i Olaf toczyli sparing po drugiej stronie placu, charakterystyczne dźwięki i częstotliwość ich występowania sprawiały, że walka ta była rozpraszająca. Zwłaszcza, jeśli potrafiło się docenić umiejętności jednego, jak i drugiego. Raina znalazła coś jeszcze do obserwacji poza kunsztem szermierczym walczących.
Po wykładzie otrzymali 20 minut na kąpiel i przygotowanie się do obiadu. Dodatkowym zaskoczeniem mogły być czyste, świeże ubrania wiszące na manekinach w ich komnatach. Były to lekka suknia dla Rainy w barwach Ardeny i biała koszule dla Colina z drobnymi, czerwonymi akcentami oraz ciemne spodnie.
Gdy Oświeceni znaleźli się w jadalni, okazało się, że obiad jedzą w skromnym towarzystwie. Poza ich dziesiątką, do stołu zasiedli książę Jessum, Liam, księżniczka Skalla i Eln'ial. Córka Ardeny także miała na sobie suknię w barwach swojego rodu, równie lekką i zwiewną jak Oświecona i nie tak bogato zdobioną, jak przy kolacji. Również elfka ubrała suknię, podobną krojem do tej, którą nosiła poprzedniego wieczoru, jednak ta miała kolor głębokiej zieleni. Strój Liama nic się nie zmienił, a książę jakoś specjalnie królewsko się nie nosił. Do spodnich, które miał podczas ćwiczeń z Olafem, dobrał granatową koszulę, podobną do tych noszonych przez Colina. Nogawki spodni wsunięte były w cholewy butów sięgających połowy łydki. Na biodrach spoczywał mu pas, z przytroczonym nieco z tyłu sztyletem i pustą pochwą bez miecza. Długie włosy ściągnął rzemieniem.
Posiłek mijał wolno, w wesołej atmosferze, którą głównie podtrzymywał Jessum. Książę zdawał się posiadać niezliczoną ilość anegdot, które wyciągał niczym szuler asy z rękawa. Obiad dzięki temu nie był nudny, acz każda anegdota sprawiała, że jedzenie w momencie jej opowiadania groziłoby zadławieniem się.
Drugą osobą prowadzącą konwersacje i utrzymującą atmosferę był Liam. Jego anegdoty nie były równie zabawne jak te księcia, ale także się sprawdzały. Jedynie Skalla i Eln'ial nie miały niczego zabawnego w rękawach i ograniczyły się do rozmów. Zresztą w rozmowie bardziej uczestniczyła księżniczka, gdyż elfka głównie słuchała innych.
Po sytym obiedzie, elfka, Liam i Skalla, pożegnawszy się z Oświeconymi, przeszli do sali tronowej. Zaś Jessum, który z nimi pozostał, zaoferował swoją eskortę do sali, w której miały odbyć się dalsze zajęcia z eliksirów.
Sala znajdowała się na pierwszym piętrze zamku, w jego wschodnim skrzydle. Droga do niej nie była skomplikowana. Gdy tylko dotarli pod drzwi, Jessum ukłonił się nieznacznie i z uśmiechem oddalił się, pozostawiając Oświeconych pod salą. Nie czekali jednak długo. Nim książę zdążył zniknąć za zakrętem, drzwi otworzyły się i Anette zaprosiła ich do środka.
Pomieszczenie było przestronne. Spokojnie zmieściłoby się tu trzydziestu ludzi, a gdyby wynieść stoły, biurka, szafki, regały, kociołki, kotły i flakony, to nawet i dwa razy więcej. I to bez ścisku. Na razie jednak w sali znajdowała się dwójka Oświeconych, Anette i towarzyszący jej magowie. Cedrika nadal nie widzieli od chwili, gdy wzburzony opuścił plac treningowy. Sowa, która wcześniej nieustannie siedziała na ramieniu Anette i obserwowała słuchających jej wykładu Oświeconych, teraz przycupnęła na jednym z wyższych regałów i z niego ciekawsko zerkała na towarzystwo. Pozostała dwójka magów rozlokowała się po sali. Chłopak siadł za jednym ze stołów i wyciągnął się na krześle, kładąc nogi na blat. Kobieta zaś usiadła za głównym biurkiem, podparła brodę o dłoń, a drugą wystukiwała dość szybki rytm o drewniany blat. Anette usadziła Oświeconych obok siebie. Jak sama powiedziała:
– To są zajęcia praktyczne. Macie się tu uczyć, nawet od siebie nawzajem. To nie egzamin w Kolegium Magii, bym próbowała was jak najbardziej rozsadzić, uniemożliwiając ściąganie.
Rozdała im składniki Helum, moździerz, kociołek i niewielki stosik drewna. Po tym zaczęła praktyczną lekcję. Ta nie była wcale tak łatwa, jak mogłoby się wydawać. Zwłaszcza jeżeli ktoś po raz pierwszy używał moździerza, czy miał do czynienia z ziołami różnego rodzaju. Jednak trójka magów chodziła po sali i chętnie udzielała porad, czy pokazywała jak prawidłowo powinno się wykonywać niektóre ruchy. Przypominali też o kolejności dodawania składników. Zaś na samym końcu, Anette, wypowiadając krótkie zaklęcie, zapaliła stosiki drewna ułożone odpowiednio wcześniej. Nad każdym paleniskiem ustawiono kociołek i czekano.
Z dwojga złego wolała już wysiłek fizyczny – prawdę tą Raina uświadomiła sobie podczas wykładu dotyczącego mikstur i późniejszych zajęć praktycznych. Z trudem utrzymywała powieki uniesione, a jeszcze trudniej pozostawała myślami przy temacie zajęć. Aż dziw, że mikstura nie wybuchła, choć może mała eksplozja zdołałaby rozbudzić senną Oświeconą, która nawet podczas obiadu bardziej przysypiała niż jadła. Była głodna, ale jeszcze bardziej niewyspana. Oddałaby królestwo (niekoniecznie swoje) za odrobinę snu. Z podobnymi myślami mieszała, ważyła i pilnowała parującej cieczy.
Cały czas od obiadu do kolacji Oświeceni spędzili na przygotowywaniu Helum. Anette wychodziła z założenie, że lepiej powtórzyć czynność wiele razy i nudzić się, powtarzając ją raz jeszcze, nic stwierdzić, że się już potrafi i później popełnić błąd. Dlatego też do znudzenia wypytywała o Helum. O jego właściwości, składniki, sposób przygotowywania. Z początku robiła to w przerwach pomiędzy poszczególnymi etapami tworzenia eliksiru. Później już w trakcie mieszania, czy dodawania kolejnych składników. Ten sposób musiał być skuteczny, gdyż nawet mało skupiona Raina potrafiła bez problemu odpowiadać na zadane przez czarodziejkę pytania.
Koniec zajęć z przedmiotu, który absolutnie jej nie interesował, powitała z ulgą. Kiedy opuszczała wraz z Colinem salę, w której spędzili ostatnie kilka godzin, natknęli się na elfkę, krasnoluda i Skallę. Cała trójka oznajmiła, że przed kolacją muszą się przebrać w coś bardziej odświętnego, bo na kolacji otrzymają swoje herby, a było to ważne wydarzenie.
Raina znalazła się znowu w swojej komnacie, gdzie czekała ją kolejna niespodzianka, znowu w postaci ubrań. Tym razem jednak na manekinie wisiała suknia w jej własnych barwach.
Humor, który stopniowo opuszczał Rainę od końca treningu, pogorszył się, gdy zobaczyła swoje odbicie. Wyglądała dobrze – to musiała przyznać przed samą sobą. Z drugiej jednej strony, za bardzo wyglądała jak mieszkanka tego świata. Myśli tej nie powitała z radością. Znowu jednak dała sobą sterować, idąc tam, gdzie jej kazano i ubierając to, co jej dano.
[A teraz tak szczerze: wrzucać kolejne rozdziały? Ma to sens? Chcecie czytać dalej?]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro