Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Raina zacisnęła mocniej uda. Już wcześniej czuła pod sobą silne, naprężone ciało, ale to było dla niej zbyt mało. Doznania wzmogły się, gdy usiłowała nogami wymóc reakcję swojego partnera. Próbowała wymóc na nim swój rytm. Ostatecznie jednak to ona unosiła się i opadała zgodnie z narzuconym jej tempem.

Poruszała się, dostosowawszy każdy ruch do swego partnera. Byli idealnie zsynchronizowani. Zmęczona, wyczuwała pot, który zrosił jej skórę, ale nie chciała przerywać. Jeszcze nie. Przyjemność płynąca z ich wspólnego tańca była zbyt duża, by dobrowolnie zrezygnowała. Znała jednak swojego partnera zbyt dobrze, by umknęły jej pierwsze sygnały przemęczenia napływające z jego ciała. Zdradzało je drżenie, a zgubiony rytm jedynie podkreślił to, czego się domyślała.

Musieli przerwać.

Pokusa wykonania kilku ostatnich ruchów okazała się jednak zbyt silna. Raina naprężyła ciało i napięła mięśnie ud, unosząc się odrobinę. Ręce utrzymały jej ciężar, gdy opadała zgodnie z narzuconym jej rytmem. Ostatni ruch...

Własna pewność siebie ją zdradziła.

Spotkanie z ziemią nie należało do przyjemnych. W uszach dudnił jej stukot końskich, podkutych kopyt. Oczywiście ten złośliwy zwierzak nie oddalił się na długo – wrócił, by naigrywać się z jej upadku, gdy wycierała z mokrej twarzy przylepiony piasek, którego drobiny osiadły na policzkach, a kilka mniejszych kamyków wdarło się do ust, trzeszcząc między zębami.

– Coraz częściej mam wrażenie, że robisz to celowo – rzuciła do stojącego tuż obok konia, który spoglądał na nią, jakby chciał jej powiedzieć, że to przecież nie jego wina.

Mogłaś odpuścić wcześniej, zdawał się mówić.

Rael był pięknym koniem hanowerskim o karym umaszczeniu. Niestety jego uroda zdawała się być tak wielka, jak humorzastość ogiera. Nie bez powodu Raina od wielu miesięcy słyszała, że powinna wymienić go na innego konia. Najlepiej takiego o znacznie spokojniejszym usposobieniu. Za każdym razem odpowiadała to samo: są zbyt dobrze dopasowani, by ot tak mogła go porzucić. Spędzali na wspólnych treningach tak wiele godzin, że idealnie zgrali swoje ruchy. Trening z innym koniem oznaczał wiele miesięcy bez występów, jeśli miała w ogóle zagwarantować show warte kupienia biletów. Chociaż Rael był trudnym w obyciu koniem, jego równy kłus pozwalała Rainie na wykonywanie wszystkich zaplanowanych akrobacji, dzięki czemu pokazy woltyżerki cieszyły się w cyrku dużym powodzeniem.

Dopasowanie było tylko jednym z powodów. W rzeczywistości dziewczyna uwielbiała humorzastego konia, ale ten argument nie przekonałby dyrektora cyrku. Zrobiły to natomiast wpływy z biletów.

– Znam przyjemniejszy rodzaj ujeżdżania, przy którym nie grozi ci upadek – usłyszała za sobą znajomy głos, jeszcze zanim zdołała podnieść się z ziemi i sprawdzić stan wszystkich kończyn.

– Masz tupet, mówiąc to przy Raelu – odparła, nie odwracając się w kierunku intruza. – Jest bardzo zazdrosny. – Koń zarżał w odpowiedzi. – Poza tym nie byłabym pewna, co do tego upadku. Biorąc pod uwagę twoje zdobycze, wnioskuję, że można upaść znacznie niżej i bardziej boleśnie – rzuciła cierpko.

– Zazdrosna? – intruz rzucił z rozbawieniem w głosie.

– Nigdy o ciebie – odparła, nie podzielając jego wesołego tonu. – Caine, ja odchodzę. Nie ma sensu udawać, że jest inaczej.

Dopiero teraz odwróciła się i na niego spojrzała.

Caine był przystojnym chłopakiem. Nie, minęły już dni, gdy mogła określać go tak w myślach. Chociaż poznali się jako dzieciaki, Raina liczyła sobie już dziewiętnaście lat, podczas gdy Caine za miesiąc miał obchodzić dwudzieste piąte urodziny. Tymczasem im starszy się robił, tym przystojniejszy się stawał.

Jasne, kilkunastocentymetrowej długości włosy były starannie ułożone. Chociaż wielu mężczyzn wyglądałoby śmiesznie w aż tak zadbanej fryzurze, do Caine'a zdawała się ona idealnie pasować. Smukłe rysy i wyraziste niebieskie oczy przyciągały uwagę do jego twarzy. Ciało natomiast było idealne. Wiedziała to nawet pomimo luźnego ubrania, które miał na sobie. Cienka sportowa bluza nie była w stanie ukryć idealnie zarysowanych mięśni... lub pozbawić Rainy wspomnień z wielu wspólnie spędzonych chwil.

– Wiem, że uciekasz – zaczął, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo zdenerwuje ją tym określeniem – ale to nie stoi na przeszkodzie, by pozostawić miłe wspomnienia... obojgu nam.

– Nie uciekam – zaprotestowała automatycznie.

– Dlatego odchodzisz na miesiąc przed moimi urodzinami? – uniósł brew w wyrazie zdradzającym spore powątpiewanie w jej słowa.

– Decyzję podjęłam znacznie wcześniej.

– To niczego nie zmienia. Może chociaż dasz mi wcześniej mój prezent urodzinowy?

– Nic dla ciebie nie mam – skłamała.

Znowu uśmiechnął się kpiąco, zupełnie jakby przejrzał jej kłamstwo.

– Masz, skarbie – obrzucił ją pożądliwym spojrzeniem. – Powiedziałbym nawet, że masz dwa prezenty. Co do jednego jestem zupełnie pewny, że spodoba się obojgu nam.

Chciała odmówić. Naprawdę tym razem chciała mu powiedzieć „nie". Katowanie się po raz setny tą samą sytuacją nie miało najmniejszego sensu. Teraz nawet miało go jeszcze mniej, skoro odchodziła... lub uciekała. Dlatego nie zamierzała się zgodzić.

Nie tym razem i nie z nim.

Nagle za Cainem dostrzegła to, co widywała już od kilku tygodni. Najpierw pojawił się półprzezroczysty portal. Nie, bardziej coś w rodzaju rozdarcia. Zupełnie jakby ktoś przedarł prześwitującą tkaninę. Przez to rozdacie przeszło zwierzę, które przypominało dziwną mieszankę psa z wilkiem. Stworzenie było znacznie większe i bardziej masywne niż wilk. Smukły pysk zwrócił się ku podłożu, gdy zwierzak węszył. Dziewczyna mogłaby przysiąc, że wydmuchiwany przez niego oddech porusza piaskiem na arenie cyrkowej. Ale to nie mogła być prawda. Zwierzę było złudzeniem, podobnie jak wszystkie poprzednie.

Częstotliwość pojawia się rozdarć była coraz większa. Coraz dziwniejsze, półprzezroczyste stworzy pojawiały się wraz z tymi zjawiskami. To oznaczało, że nie zostało jej wiele czasu.

Czuła się oszukana. Zazwyczaj następowało to znacznie później. Jej matka i babka miały więcej lat, gdy ich życie zaczęło się zmieniać. Może to z powodu różnic w symptomach. U Rainy wszystko następowało szybciej, intensywniej.

Skoro zostało jej tak mało czasu, zamierzała wykorzystać go w pełni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro