Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3.2

Ostatnie promienie zachodzącego słońca odbijały się od białych murów Saljanu. Przezierając przez nie do końca przesłonięte okiennice, kładły na nieskazitelnie białą posadzkę korytarzy czerwone pręgi. Karmazynowe zasłony, wyłapując większość światła, rozmywały obraz. Pręgi wyglądały jak farba przeciągnięta pędzlem nierówno nasiąkniętym farbą. Kontrast bieli i tańczącej na niej czerwieni powitał Oświeconych wchodzących do sali tronowej. Prowadziła Skalla, u boku której dzielnie maszerował krasnolud, raźno dotrzymując jej kroku. Zdawał się być bardziej chmurny niż poprzednio.

Już od wejścia w oczy rzucał się marmurowy tron, umieszczony centralnie w obszernej sali tronowej. Wielkie okiennice, które w dzień dostarczały światło, zostały zasłonięte karmazynowymi zasłonami. Za plecami królowej na ścianie wisiały dwa długie proporce o tej samej barwie co zasłony. Na każdym proporcu znajdowała się biała sowa z rozłożonymi skrzydłami, trzymająca w szponach miecz. Zwierzę wkomponowane było w okrąg, symbol ciągłości życia.

Sama królowa o włosach stanowiących połączenie brązu i czerwieni, miała na sobie długą suknię o orzechowej barwie. Spływała ona miękko po jej ciele. Zaprojektowana była w taki sposób, by podkreślać kobiecie walory monarchini. Jej dostojna twarz nie skrywała zadowolenia na widok wchodzących gości.

– Pani – Skalla skłoniła się pierwsza i odeszła krok na bok, prezentując ręką przybyszów. – Przybyli Oświeceni.

– Jak widzę w mniejszej sile niż się spodziewaliśmy – odparła królowa z jeszcze szerszym uśmiechem. – Jestem Ardena, królowa Saljan i mam zaszczyt powitać was w miejscu, które przez jakiś czas będzie waszym domem.

Raina przeżyła mały szok, bowiem spodziewała się kogoś znacznie starszego i, cóż, brzydszego. Przed oczami miała królową angielską, a ta tutaj zdecydowanie nie wykazywała tendencji do garsonek i dziwnych kapeluszy. Mogła natomiast przyprawić o mocniejsze bicie serca i szybsze krążenie krwi. Nawet jako kobieta Raina musiała docenić urodę królowej.

– Désirée Raina Dilmer, ale wystarczy tylko Raina – przedstawiła się. – Nigdy nie widziałam równie cudownego królestwa – zapewniła gorliwie, jednak z jakiegoś powodu można było odnieść wrażenie, iż niezupełnie królestwo ma na myśli, ale jego mieszkańców. Być może to z powodu szybkiego acz pełnego żaru spojrzenia, jakim obrzuciła większą część męskich przedstawicieli ludności wspomnianego królestwa. – Pomimo tego uzyskanie wyjaśnień jest bardzo mile widziane.

Dziewczyna z trudem powstrzymała się od klęknięcie na powitanie. Ardena promieniowała wręcz charyzmą, która skłaniała do okazania jej szacunku. Najwyraźniej działała w ten sposób nie tylko na Rainę, bo mężczyzna z aktówką również wyglądał, jakby chciał zginąć kolana. Ostatecznie poprzestał na pełnym szacunku ukłonie.

– Colin Schaal – przedstawił się. – Co miałaś na myśli, mówiąc, że jesteśmy w mniejszej sile?

Ardena podniosła się ze swojego miejsca i powitała przybyszów eleganckim i pełnym szacunku dygnięciem.

– Miło widzieć, że pomimo tylu lat od ostatniej wizyty Oświeconych dobre maniery nie zaginęły. W mniejszej sile, ponieważ powinno być was więcej. Oświeconych zawsze przybywa pięciu. Nie mniej i nie więcej.

– To nadal niewiele wyjaśnia – zauważył Colin.

Królowa podeszła nieco bliżej. Uśmiech zadowolenia nie schodził z jej ust.

– Jak najbardziej zasługujecie na wyjaśnienia i je otrzymacie.

Kątem oka zerknęła na Skallę, która kierowała się już ku bocznym drzwiom.

– Właściwie za każdym razem sytuacja wygląda podobnie. Na Ziemi, w świecie, z którego pochodzicie, pojawia się Wyrwa. Z opowieści byłych Oświeconych wynika, że przypominają one rodzaj świetlistego portalu. W rzeczywistości natomiast wyrwy to rodzaj mostów pomiędzy Valdaan a Drugą Stroną, czyli Ziemią. Otwierają się one pomiędzy dwoma naszymi światami mniej więcej co tysiąc lat i zawsze wtedy, gdy tu mają mieć miejsce ważne i wielkie wydarzenia. W okresach pomiędzy kolejnymi przybyciami Oświeconych, Wyrwy nie pojawiają się właściwie w ogóle. A nawet jeśli już się pojawią, to są one jedynie czymś w rodzaju okien. Znikają jednak znacznie szybciej niż się pojawiają i robią to nieregularnie. Regularność pojawia się, gdy ma nastąpić kolejne przybycie. Tym razem przybywacie nieco ponad sześćset lat po ostatnich Oświeconych, po których zostało już właściwie tylko echo ich czynów.

Ardena przeniosła na chwilę wzrok na Eryka, który uśmiechnął się do niej czarująco. Królowa zignorowała go jednak i spojrzała w twarz Colina, przed którym się zatrzymała.

– Zostaliście tu wezwani, panie Colin, przez siły znacznie potężniejsze niż najsilniejsze znane mi istoty w Valdaan. Wliczając w to także bogów. Nie do końca je rozumiemy, stąd nie mogę wam powiedzieć, jak znaleźliście się tu, poza tym co już powiedziałam, że dzięki Wyrwom.

Królowa odwróciła się i podeszła wolno do tronu. Zatrzymała się przy nim i położyła dłoń na oparciu, odwracając się ku Oświeconym.

– Jak wspomniałam, przybyło was mniej niż powinno. Według wszelkich pism, legend i podań, Oświeconych zawsze jest piątka. Nie mniej, nie więcej. Dlaczego tym razem przybyło was zaledwie dwoje – nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Jutro w południe powinien przybyć wysłannik Kolegium Magii. Posiada znacznie większą wiedzę na ten temat niż ja i zaspokoi ciekawość, zarówno waszą, jak i naszą. – Królowa zrobiła krótką pauzę. – Co zaś tyczy się was, jako Oświeconych... Znaczna większość istot w Valdaan traktuje was z szacunkiem niemal równym bogom. Macie też taki status. Dlatego nie musicie klękać przed żadnym władcą, jednak okazanie należytego mu szacunku będzie mile widziane. Zwłaszcza, gdy jest on wam przychylny. A kiedy jest władcą państwa neutralnego, to jest wręcz wymagany. Okazanie szacunku nigdy nie zaszkodzi, może jedynie procentować. Ale nie będę wam teraz udzielała lekcji etykiety, na to przyjdzie czas jutro. Podobnie, jak na spotkanie z krawcowymi i heraldykiem. Jutro też, o czym wolę wspomnieć od razu, będziemy chcieli sprawdzić wasze wyszkolenie w walce, łucznictwie, jeździectwie i magii, a Torl zapozna was z sytuacją polityczną w Valdaan. Przed nami wszystkimi pracowity dzień, a za wami długa podróż, pozwólcie więc, moi państwo, zaprosić się do stołu na wieczerzę.

Status równy bogom... Wyrwy...

Raina powoli analizowała to, co powiedziała im królowa. Dziewczyna zaczynała patrzeć na całą sytuację nieco inaczej. Rozumiała już wcześniejsze zachowanie Skalli. Księżniczka, podobnie jak pozostali, musieli być rozczarowani „oświeconą", która już na starcie pokazała swoją niefrasobliwość. Wyraz potępienia na twarzy Colina również stał się bardziej uzasadniony, chociaż mężczyzna sam wiedział niewiele więcej niż Raina. A może nawet było odwrotnie. W czasie, gdy dziewczyna zapoznawała się z Shinem, Colin mógł zdobywać informacje.

– Do Wyrwy skierował nas dziwny, biały koń. Był ścigany przez czarną panterę – powiedziała Raina. – Kim albo raczej czym były te zwierzęta?

Brwi Ardeny uniosły się tak wysoko, że niemal zniknęły pod rudą grzywką. Cała twarz kobiety wyrażała autentyczne zdumienie. Kobieta wahała się chwilę, powoli dochodząc do siebie i odzyskując kontrolę nad mimiką twarzy.

– Przykro mi, ale nie wiem. Radzę także i to pytanie zadać jutro przedstawicielowi Kolegium Magii.

– Co stało się z pozostałymi Oświeconymi? – zapytał Collin.

– Zgodnie z podaniami większość wybrała powrót do swojego świata. Niektórzy pozostali tutaj, zestarzeli się i umarli. Inni stracili życie w bitwach. Jeden z byłych Oświeconych żyje nadal.

– Jak to możliwe? Status oświeconych zapewnia długowieczność? – Raina wyglądała na równi zaintrygowaną, jak i przerażoną podobną ideą.

– Sam status nie, ale bycie wampirem już tak – wtrącił Eryk, uśmiechając się w charakterystyczny dla siebie sposób.

– Ty? – wyrwało się dziewczynie.

– Zgadza się. Niemniej to już przeszość, pani. Nie jestem już Oświeconym. Mój czas przeminął.

– Ten status równy bogom – Colin wahał się przed wypowiedzeniem dalszych słów – na czym dokładnie to polega?

– Niemal równy bogom, panie – odparła Ardena. – Jesteście ważni dla całego Valdaan, a wasz status pomoże wam w prowadzeniu rozmów dyplomatycznych, które będą miały połączyć zwaśnione bądź neutralne nacje. Jesteście w pewien sposób czczeni. Na pewno zauważycie to po zachowaniu ludzi. Każdy będzie chciał was zobaczyć choćby przez chwilę. Wiara w Oświeconych wznosi was tak wysoko. Wyżej nawet niż władców, acz radzę tego nie nadużywać. Z władzy należy korzystać rozsądnie i mądrze, czego zostaniecie nauczeni. Podobnie jak udzielone wam zostaną lekcje z układu politycznego panującego w Valdaan, lekcje magii, zajęcia ze sztuki wojennej.

– To znaczy, że Oświeceni automatycznie stają się niczym superbohaterowie? – Raina nie zdołała pozbyć się kąśliwego tonu.

Jej określenie nie spotkało się jednak ze zrozumieniem.

– Oświeceni przejawiają talent do tego wszystkiego przynależny im z racji pełnionej roli? – zapytał zaskoczony Colin.

– Nie, panie. Każda istota ma talent do czegoś innego. To, że będziecie uczeni w magii, nie znaczy, że każde z was będzie przejawiało do tego talent. Nie każdemu też przypadnie do gustu walka przy użyciu miecza, ktoś będzie wolał korzystać z dwóch, inny z włóczni. Jeden będzie preferował walkę w otoczeniu piechoty, ktoś inny będzie czuł się świetnie na końskim grzbiecie wśród kawalerii – wyjaśniła królowa.

– Z całym szacunkiem, ale trudno mi uwierzyć, że dla wszystkich jesteśmy wybawieniem. Na pewno są tacy, którym obecność Oświeconych nie odpowiada.

– Szczerze mówiąc, trudno powiedzieć. Oświeconych zawsze potrzebuje całe Valdaan. Są jak balsam na poranione ciało. Jesteście więc potrzebni nam wszystkim. Komu przeszkadzacie... jeszcze do tego nie doszliśmy. Nie wiemy jeszcze co się dzieje, ale na pewno zaczyna się na wschodzie. Czekamy na wieści od ekspedycji, która tam wyruszyła.

– Wspomnieliście, że dla całego Valdaan Oświeceni są wybawieniem. Całego, czyli dla kogo dokładnie? W naszym świecie nie ma wampirów, elfów ani innych podobnych im istot.

– Na lekcje ze stosunków politycznych przyjdzie jeszcze czas – odparła spokojnie Ardena. – Co zaś się tyczy zamieszkujących ten świat ras... Są ludzie, którzy wraz z elfami tworzą najliczniejszą z ras. Zarówno ludzie, jak i elfy posiadają swoje plemiona, które różnią się między sobą kulturą, ubiorem, kolorem skóry, sposobem walki, używaną bronią, czy innymi formacjami wojskowymi – tłumaczyła cierpliwie. – W Valdaan żyją też krasnoludy, fearie, syreny, centaury, wampiry, animati, angielli, draati, orkowie, gobliny.

– To... całkiem sporo do zapamiętania – zauważyła spokojnie Raina.

– Dlatego też proponuję odpoczynek i posilenie się.

Chociaż pytań było znacznie wiecej niż wcześniej, propozycja nie spotkała się ze sprzeciwem. Zarówno Raina, jak i Colin pozostawali w stanie głębokiego szoku.

Ardena ruszyła w kierunku drzwi. Za królową podążyli Oświeceni w towarzystwie skrzydlatego Liama, Eryka i Shina. Tym razem pochód zamykał Oslav. Elfka gdzieś zniknęła. W dodatku w taki sposób, że nikt nie zauważył momentu, w którym to się stało.

Zaraz po przekroczeniu progu, uszy gości zostały skąpane w delikatnej muzyce. Płynęła ona od grupy grajków zebranych w kącie. Każdy z nich powitał gości dodatkowo skinieniem głowy. Muzyka grana była z niezwykłym wyczuciem – każda nuta pozostawała wyraźnie słyszalna, każdy akord dźwięczny i dokładny, a jednocześnie nie zagłuszałaby żadnej rozmowy, gdyby jakakolwiek była prowadzona.

Ardena poprowadziła swoich gości do stołu w kształcie podkowy, przy którym mogło zasiąść spokojnie ze sto osób. Cały stół nakryty był obrusami w barwach królowej, z białymi lamówkami przetykanymi złotą nicią. Na samym meblu zaś znajdowało się tyle jedzenia, że można było odnieść wrażenie, iż stół nie wytrzyma ciężaru i się pod nim załamie. W oczy rzucały się zwłaszcza mięsa, które imponowały nie tylko swoją wielkością, ale i przybraniem.

– Po kolacji zostaną wam wskazane wasze komnaty – oznajmiła Ardena, zasiadając do stołu w miejscu należnym królowej. – Nie musicie oczywiście udawać się na spoczynek zaraz po wieczerzy. Saljan jest dla was otwarty i możecie się rozejrzeć po zamku. Jednak, jeśli mogłabym doradzić, to sen jest dobrą opcją. Zwłaszcza po męczącej podróży i tym, co wasz nauczyciel przygotował na jutrzejszy trening.

Jakąkolwiek odpowiedź przerwało ciche zgrzytnięcie drzwi, gdy te się otwierały. Mimochodem zmusiło to zebranych, to zwrócenia głów w kierunku przejścia do sali tronowej, którym sami przed kilkoma chwilami tu weszli. A było na co patrzeć.

Do pomieszczenia wkroczyła elfka, lecz nie miała już na sobie zbroi. Ciało kobiety skryte było pod długą do ziemi suknią. W większości przylegała ona ściśle do ciała elfki, szybko uświadamiając zebranym, że znacznie bardziej jej do twarzy w sukni niż w zbroi, mimo iż suknia skrywała znacznie więcej ciała niż zbroja.

W zestawieniu z wchodzącą za nią Skallą, uroda elfki bledła. Księżniczka zdawała się płynąć przez salę w kierunku stołu. Blask świec odbijał się od jej sukni, a włosy skrzyły się. W brązowych puklach tańczyły rude i blond refleksy.

Wejście kobiet nie spotkało się z jakąś wyraźną reakcją Rainy. Na to, by zachwycać się ich wyglądem, dziewczyna była zbyt zajęta męską częścią towarzystwa, równocześnie pewność siebie i inne cechy charakteru pozwoliły jej uniknąć śmiesznej zazdrości z powodu, cóż, więcej niż dobrego wyglądu przedstawicielek płci pięknej. Przy ich strojach, ubrania przybyszów z Ziemi wyglądały dość marnie, szczególnie po przejściach związanych z pojawieniem się w tym świecie. Ostatecznie jednak Rainę pochłonęły inne, mniej ponure rzeczy, mianowicie przepyszne jedzenie, którym delektowała się przez dłuższą chwilę, zanim jej umysł opanowała pewna dość nieprzyjemna myśl.

– Jedno mnie zastanawia – powiedziała cicho, niemalże zawstydzona. Podczas gdy Colin mógł rozważać jakieś metafizyczne czy magiczne bzdury, Raina wykazywała niemalże oburzający w obecnej sytuacji pragmatyzm. Także i teraz. – Jak u was wyglądają łazienki?

– Zależy co masz na myśli mówiąc "u was" – odparł Shin.

– W tej chwili "tutaj" oznacza zamek.

– Drewniana balia z wodą – tym razem odpowiedzi udzielił Eryk.

– Żadnej wanny? Basenu? Czegokolwiek co nie jest balią z wodą?

Obaj pokręcili głowami.

– Ale widać, że szybko przyzwyczajasz się do roli półbogini – stwierdził Shin.

– Niespecjalnie podoba mi się to „pół", ale jakoś to przeboleję – odparła z uśmiechem. – Poza tym u nas takie rzeczy to codzienność, a nie luksus. Magicznie też się nie da czegoś takiego zrobić?

– U was to nie Valdaan – stwierdził Shin, wzruszając ramionami. – Przyzwyczajaj się lepiej do różnic. Sądząc po samych waszych strojach, jest ich sporo. Nie mówiąc o tych dziwnych...prezcośtam.

– Tak, tak. Dobrze, że przynajmniej mężczyźni za bardzo się nie różnią. A nawet jeśli to wyłącznie na korzyść waszego świata – odparła niezrażona oschłą odpowiedzią Shina. – To w takim razie wodę trzeba nosić ze... studni? – zapytała przerażona tą wizją. – Samemu?

– Przepiękna, a czy jesteś chłopką? – zapytał ciepło jej towarzysz o białych włosach, a jego głos sprawił, że przyjemne dreszcze przesunęły się po jej ciele. – Służki pomagają ci przy kąpieli. Przynoszą wodę, podgrzewają, myją i wycierają.

Wizja rozpadła się na milion kawałeczków. Niestety ta, która ją zastąpiła, nie była wiele lepsza.

– Lubię towarzystwo podczas kąpieli, ale wyłącznie mężczyzn i to tych, których sama wybiorę.

– Służki można zastąpić – Eryk uśmiechnął się promiennie.

– Przyjmuję propozycję – odparła szybko, zanim Erykowi zdążyłoby przyjść do głowy, żeby się wykręcić.

– Ty jej nosisz wodę, skoro tak ci do tego prędko – stwierdził Shin, zerkając kątem oka na Eryka. Sam zaś sięgnął po duże udko.

– Nie musisz tam być, Shin. Sam doskonale sobie poradzę – odparł niezrażony Eryk.

– Akurat jemu też przydałaby się porządna kąpiel – odparła, patrząc wymownie na czerwone ślady na jego torsie, których zaledwie mały fragment był teraz widoczny. – I powodzenia ze zmywaniem... dodatkowych tatuaży.

Dziewczyna zaśmiała się w duszy. Pozbycie się dość trwałej szminki nie będzie należało do prostych zadań. Ale zasłużył. W sumie ona na obecne traktowanie też. Jak ktoś za szybko coś (lub kogoś) dostaje, to później tego (kogoś) nie szanuje.

– Niedługo będzie okazja, by zastąpiła je zaschnięta krew. Niekoniecznie moja – odparł, pomiędzy kolejnymi, dość sporymi kęsami.

– Twoje oczy są niezwykłe – zwróciła się do Eryka. – To coś charakterystycznego dla twojej rasy czy wynik działania magii?

Bez większej trudności przyszło jej zaakceptowanie różnic pomiędzy Ziemią a Valdaan.

– Powiedzmy. Jestem wampirem, moja piękna – przypomniał.

Serce Rainy zatrzymało się. Cała stężała, gdy po jej ciele przebiegły dreszcze. Zdołała jednak powstrzymać się od ruchu. Jedynie wpatrywała się w Eryka z wyrazem niedowierzania. Chociaż już raz to przyznał, teraz jego słowa nabrały większej mocy.

– To z piciem krwi to prawda? – zapytała wreszcie, widząc, że od początku kolacji Eryk nie wziął niczego do ust.

– Prawda – Eryk przytaknął uprzejmie. Choć sam nie jadł i nie pił nic, usługiwał przy stole Rainie. Nakładał jej na talerz co tylko chciała w niezbyt dużych, ale też nie głodowych porcjach i nalewał trunków. – Ale wampir w moim wieku i z moim statusem potrafi odpowiednio racjonować spożytą krew.

– Czyli obejdzie się bez gryzienia?

– Nie lubisz podgryzania?

– Nie z krwią, dlatego mam nadzieję, że to nie moją zaschniętą krew miał na myśli Shin – odparła, przerywając jedzenie. Jakoś nagle straciła apetyt.

– Bez obaw, będę trzymał kły przy sobie – uspokoił ją wampir.

– I nie twoją. Niedługo ruszam na bitwę – wtrącił Shin.

– Jaką bitwę?

– Dowiesz się jutro, podczas lekcji stosunków politycznych – odparł Shin, odgryzając soczysty kawał mięsa.

– Chyba wolę inne rodzaje stosunków, ale podejrzewam, że z nich lekcji nie będzie.

– Nie potrzebujesz – zapewnił ją Shin.

– Jestem raczej zwolenniczką tezy, że uczyć trzeba się całe życie, najlepiej przez doświadczenie.

Shin zaśmiał się tylko i pokręcił głową, przeżuwając kawałek mięsa.

– Chętnie podpiszę się pod tą tezą – stwierdził Eryk, podnosząc się. – Miodu? Wina? Soku?

Poprosiła o wino, sącząc powoli trunek. Jutrzejszy dzień zapowiadał się dość pracowicie, dlatego mile widziane byłoby zakończenie kolacji. Raina z chęcią odeszłaby już od stołu, ale nie była przekonana, czy wymogiem nie jest, że to królowa powinna dać jakiś sygnał do zakończenia mniej lub bardziej formalnego posiłku. Dlatego czekała z nadzieją, że głodni szybko się najedzą, spragnieni – upiją, a zmęczeni zechcą odejść.

Głośny rechot przyciągnął uwagę Rainy. Śmiech należał do krasnoluda, który wdał się w rozmowę z Colinem. Ze względu na donośny głos tego pierwszego, z trudem przyszłoby jej ignorowanie ich wymiany zdań.

– Jak wygląda kwestia powrotu lub pozostania w Valdaan? – zapytał Colin. – Czy można kogoś na siłę odesłać z Valdaan?

– Panie, na siłę to się nawet kurtyzany nie da przelecieć – krasnoluda huknął basowym śmiechem raz jeszcze. – Nikt was do niczego nie zmusi. Nie żebym był niemiły, ale zacznijmy wreszcie coś wrzucać na ruszt. Mój bęben już od godziny domaga się ciepłej strawy, a i tobie by się przydało, panie.

Kolacja powoli dobiegała końca. Swobodne, niezobowiązujące rozmowy, których z drugiej strony aż tak wiele nie było z powodu braku wspólnych tematów, powoli przycichały. Ardena podniosła się od stołu jako pierwsza, dając tym samym znak pozostałym by i oni powstali. Widocznie był to też znak dla muzyków, bo w tym samym momencie zakończyli oni grać. Przy okazji zrobili to tak zręcznie i swobodnie, że ciężko było odgadnąć czy skończyli utwór, czy zaprzestali z powodu końca kolacji. Kolejną niespodzianką byli służący, którzy pojawili się w sali w momencie, gdy muzyka przestała grać.

– Służba wskaże wam komnaty, w których jednak nie musicie zostać. Po śniadaniu krawcowe zbiorą miary, by przygotować stroje dla państwa. Dobrej nocy życzę.

Ardena skłoniła się nieznacznie z ciepłym i bynajmniej nie sztucznym uśmiechem.

Przez cały czas trwania kolacji Raina z trudem ukrywała pożądanie, które najwyraźniej nie było jedynie jej udziałem. Ekscytacja i oczekiwanie sprawiały, że z trudem doczekała końca kolacji, dlatego należała do jednej z pierwszych osób, które opuściły jadalnię po królowej. Zresztą czy można było jej się dziwić? Obok niej przez całą kolację siedzieli mężczyźni, których uroda zapierała dech w piersiach, a umiejętności jednego z nich były Rainie znane i przez nią doceniane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro