Rozdział 9
Budzę się bo jest mi za ciepło. Na czole mam coś mokrego. Z trudem otwieram oczy żeby odkryć, że leżę w łóżku, w swojej sypialni. Nie pamiętam jak się tu znalazłam.
- Wreszcie się obudziłaś- z łazienki wychodzi Geneview.
- Co się stało?- pytam. Krzywię się gdy głowa pulsuje mi okropnym bólem.
- Zemdlałaś po tym jak wpadłaś do strumyka. Nie wstawaj. Jesteś rozpalona. Zaraz wracam.
Wychodzi zanim mogę ją zatrzymać.
Rzeczywiście nie czuję się najlepiej. A wszystko przez ten głupi wyścig. Co będzie z balem jeśli nie pozwolą mi wyjść z łóżka?
Drzwi się otwierają i ktoś wchodzi. Nie wiem kto bo czuję się tak zmęczona, że nie mam nawet siły odwrócić głowy. Łóżko ugina się pod czyimś ciężarem. Uchylam powieki żeby ujrzeć Maksymiliana.
- Jak się czujesz?
- Jakby mnie koń kopnął w głowę- zdobywam się na uśmiech. Pewnie wygląda to raczej jak grymas.
- Hayden mówił, że zemdlałaś. A Sindy o spacerze...
- A jak ona się czuje?- przerywam mu zbyt gwałtownie. Głowa pulsuje mi okropnym bólem. Mam ochotę się rozpłakać.
- Poza katarem nic jej nie jest. Bardzo się martwi i myśli, że jesteś na nią zła- informuje mnie.
- Nie jestem. To moja wina- mówię.- Mógłbyś mi podać coś do picia?
- Oczywiście- słyszę jak wstaje, a po chwili unosi moją głowę i cudowna, orzeźwiająca woda wpływa mi do ust.
- Dziękuję- bełkoczę. Łóżko znów się ugina. Maksymilian delikatnie gładzi moją dłoń.
- Hayden bardzo się martwi- mówi. Wstrzymuję oddech. To Haydena słyszałam przed tym jak zemdlałam. Ale gdyby się martwił to sam by przyszedł.
- Czemu mi to mówisz?
- Bo mam wrażenie, że od początku źle go osądzasz- mówi wprost. A więc zauważył, że nie przepadam za jego bratem. Nic dziwnego. Przecież ciągle krzywiłam się na jego widok, a teraz go unikam.
- Mówił mi co się stało. Że cię pocałował- przyznaje.- Nie zrozum mnie źle...nie chcę żebyś poczuła się urażona ale nie traktuj go tak chłodno. Hayden wiele przeszedł od śmierci rodziców. Rada na niego naciska w związku w koronacją...
Tylko nie to. Niech go nie usprawiedliwia.
- Nie chcę o tym mówić- mamroczę.- Źle się czuję Maks. Czy mógłbyś...- i znów ta ciemność.
Otwieram oczy i dociera do mnie, że znów zemdlałam. Na jak długo tym razem?
W mojej sypialni panuje półmrok. Światło daje tylko jedna lampa w rogu pomieszczenia. Odwracam się w drugą stronę i dosłownie tracę oddech. Na fotelu niedaleko łóżka siedzi Hayden. Po jego spokojnym oddechu mogę rozpoznać, że śpi. W koszuli i tych eleganckich spodniach raczej nie jest mu wygodnie. Rano napewno będzie go bolał kręgosłup. Obserwuję jego twarz uśpioną we śnie. Wygląda tak spokojnie. Zastanawiam się co tu robi i jak długo tu jest. To miłe, że przyszedł przy mnie posiedzieć. Nawet jeśli się tego niespodziewałam.
Na szafce przy łóżku stoi szklanka wody. Muszę się napić bo czuję jakby w moim gardle wybuchł pożar. Próbuję sięgnąć z marnym skutkiem. Gdy przysuwam się bliżej i już prawie ją mam podskakuję ze strachu.
- Co robisz?!- Hayden zrywa się z miejsca. Cofam się przerażona jego wybuchem.
- Przepraszam. Nie chciałem cię wystraszyć- mówi skruszony. Podaje mi szklankę, którą z ulgą przyjmuję.
- Dziękuję- mówię i opadam na poduszki. Hayden siada w fotelu i zapada niezręczna cisza.
- Jak się czujesz?- pyta przerywając ciszę.
- Chyba dobrze. Jak długo spałam?
Hayden przez chwilę milczy.
- Trzy dni- mówi wreszcie.
- Aż tyle?- nie mogę w to uwierzyć. Mam wrażenie, że minęła tylko chwila.
- Lekarz twierdzi, że to wina przemęczenia. Zakładaliśmy, że obudzisz się za kilka dni.
Kiwam głową w odpowiedzi. Nie czuję już jakiegokolwiek bólu. Właściwie to czuję się jak zawsze.
- Czemu...- zaczynam ale nie wiem jak skończyć. Jestem tchórzem.
- Czemu tu siedzę?- kończy pytanie za mnie. Nie zaprzeczam. Hayden wstaje i idzie w moją stronę. Spinam się w oczekiwaniu co się wydarzy za chwilę. Książę siada na łóżku blisko mnie i łączy nasze dłonie. Wpatrujemy się w nie przez chwilę. Idealnie do siebie pasują. Stop! Nie powinnam tak myśleć.
- Po prostu mam dość udawania, że nic dla mnie nie znaczysz- mówi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro