Rozdział 7
Po raz kolejny próbuję przekonać Glorię, że to ona powinna zająć się dekoracjami bo jako dziewczyna z wyższych sfer lepiej się na tym zna ale ona upiera się przy swoim.
- Ja zajmę się potrawami, ty dekoracjami, a Sindy muzyką- warczy. Nie mam już sił do kolejnych kłótni. Minęły już dwa dni odkąd próbujemy się porozumieć i widzę, że tylko tracimy czas.
- Niech ci będzie. Tylko nie miej potem pretensji- burczę. Zabieram swój katalog i wchodzę z saloniku. Mam już dość na dziś.
- Kiepski dzień?- zza rogu wyłania się Maksymilian. Wzdycham przytakując tylko.
- Gloria wykańcza mnie psychicznie- burczę. Maksymilian chichocze i obejmuje mnie w pasie. Razem idziemy w stronę mojej sypialni.
- A jak lekcje gry na fortepianie?- pyta.
- Całkiem dobrze. Sindy jest już prawie lepsza ode mnie.
- Uczeń przerósł mistrza?- droczy się. Dostaje za to kuksańca w brzuch ale nic sobie z tego nie robi i dalej się śmieje.
- Jesteś okropnym przyjacielem- stwierdzam.
- Jestem świetnym przyjacielem!- krzyczy udając obużonego. Zasłaniam mu usta żeby się uciszył. Jeszcze ktoś nas usłyszy i będą kłopoty.
- Powiedz, że jestem świetny albo pożałujesz- grozi. Śmieję się kręcąc głową.
- Jesteś pewna?- pyta z szyderczym uśmiechem. Widzę te ogniki w jego oczach i już wiem co planuje. Nie zwracam uwagi na zasady i rzucam się do ucieczki. Maksymilian goni mnie głośno się śmiejąc.
W sukience ciężko mi biec więc Maksymilian mnie już prawie dogania. W ostatniej chwili skręcam w lewo i wpadam prosto w ręce Haydena. Książę obejmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie. Gdyby nie to pewnie wylądowałabym na posadzce. Ale to nie jest najgorsze. Bo gdy podnoszę wzrok do jego twarzy zostaję uwięziona przez błękit jego oczu.
- Zaraz cię złapię i wtedy...- zza zakrętu wybiega Maksymilian, który ledwo zdąża się zatrzymać żeby na nas nie wpaść.
- Hayden!- uśmiecha się. Podchodzi żeby go wyściskać więc korzystam z okazji i odsuwam się na bezpieczną odległość.
- Kiedy wróciłeś?- pyta Maksymilian.
- Przed godziną.-odpowiada.- Widzę, że dobrze się bawisz- mówi do brata choć patrzy na mnie. Spuszczam wzrok na dywan żeby ukryć zaczerwienione policzki.
- Właśnie doprowadzam Sarę- wyjaśnia Maksymilian. Jego głos świadczy o tym, że jest całkowicie swobodny mimo dwuznaczności sytuacji w jakiej przyłapał nas Hayden. Książę uganiający się za jedną z kandydatek. Dość kiepsko to wygląda.
- Widzę- burczy Hayden.- Odprowadź więc Sarę i przyjdź do gabinetu. Musimy porozmawiać.
- Tak jest!- salutuje Maksymilian. Z jego ust nie schodzi szeroki uśmiech. Podaje mi ramię i ciągnie w głąb korytarza. Odwracam się przez ramię. Hayden wciąż stoi w miejscu i nasze oczy spotykają się na krótką chwilę zanim znika mi z oczu. Albo mi się zdaje albo w jego oczach widzę smutek. I choć za nim nie przepadam to przed zaśnięciem myślę o przyczynie jego smutku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro