Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 35

Nauczyciel muzyki, który zapalił we mnie iskierkę zamiłowania do gry na fortepianie, powiedział mi kiedyś, że życie jest jak pudełko czekoladek. Bowiem nigdy nie wiesz, co ci się trafi. Będąc małą dziewczynką nie rozumiałam tych słów. Czekoladki kojarzyły mi się z czymś nierealnym gdyż nigdy nie miałam ich okazji spróbować dlatego słowa te szybko wyleciały mi z głowy. Zrządzeniem losu przypominam sobie o tym właśnie teraz. Przynajmniej dziś rozumiem co znaczą te słowa. Nie mam pojęcia jak potoczy się ta rozmowa. Hayden nie wygląda na zadowolonego idąc za mną do gabinetu swojej matki. Tym razem uważnie patrzę pod nogi żeby uniknąć upadku, nawet jeśli dzięki temu mogłabym jeszcze raz poczuć ciepło ciała ukochanego. Tymczasem Hayden nie zamierza mi czegokolwiek ułatwiać. Opiera się o blat antycznego biurka skupiając wzrok na mnie. Zatracam się w głębi jego oczu i wszytko co wcześniej poukładałam w głowie znika. Nie mogę patrzeć mu w oczy jeśli chcę wykrztusić choćby słowo. Skupiam wzrok na portrecie matki książąt. Jej uroda nawet w tej chwili zapiera mi dech na kilka sekund.
- Nie mamy całego dnia- przypomina mi Hayden. Biorę głęboki wdech...już czas.
- Chcę cię przeprosić Haydenie. Nie powinnam była cię okłamywać. Nigdy nie chciałam cię zranić- tłumaczę.- Ten list...
- Ułatwił ci wszytko- przerywa mi.- Mogłaś się zemścić za sposób w jaki cię traktowałem- mówi gorzko. Nie mogę uwierzyć, że właśnie tak myśli.
- To nie prawda! Nie masz pojęcia co wtedy czułam. Ja...tamtego dnia gdy przyjechałeś chciałam dać nam szansę. A potem ten list...żałuję, że tak łatwo uwierzyłam w słowa Palmera Fidgeralda.
- Dlaczego nie powiedziałaś o tym liście?- pyta z urazą. Zaczynam drżeć i nie mogę tego powstrzymać. Zbieram się na odwagę i podnoszę wzrok do jego oczu.
- Wiedziałam, że jeśli nie zniechęcę cię do siebie to nie odpuścisz. Nie chciałam żeby przeze mnie zrujnowało się to do czego przygotowałeś się całe życie. Chciałam żebyś był szczęśliwy.
Czuję się żałośnie. Mówię to co przyjdzie mi do głowy przez co sama się gubię w tym wszystkim.
- Szkoda, że nie pomyślałaś żeby mnie spytać o zdanie- warczy przez co się wzdrygam.
- Wtedy myślałam, że podejmuję słuszną decyzję- przekonuję.- Zapłaciłam za to wysoką cenę Haydenie. Raniąc ciebie raniłam siebie i swoich bliskich. Wiem, że masz prawo być zły gdyż pozwoliłam ci sądzić, że cię nienawidzę. Zrobiłabym wszytko żeby cofnąć czas...
- Ale nie da się tego zrobić- zauważa.
- Co to oznacza?
Proszę powiedz, że wciąż mnie kochasz. Błagam powiedz to.
- Twoje wyjaśnienia nic nie zmienią. Jeszcze jakiś czas temu zrobiłbym wszytko żebyś była moja ale teraz...jestem zaręczony z Sofią. Nie mam czasu na uganianie się za tobą czekając na coś co może się nie wydarzyć. Nie mogę tak ryzykować.
A więc Hayden chce Sofii. Straciłam swoją szansę już dawno temu. Nie wiem na co liczyłam. Łzy napływają mi do oczu, ból w sercu narasta. Nie mogę pokazać mu jak bardzo żałosna jestem.
- Wybacz, że zajmuję ci czas- mamroczę. Ruszam do drzwi nic nie widząc. Teraz już łzy spływają strumieniem po moich zaczerwienienionych policzkach.
- Saro- dociera do mnie jego szept. Zatrzymuję się z dłonią na klamce. Nadzieja, która  mimowolnie we mnie wzrasta gaśnie w mgnieniu oka. 
- Dlaczego chciałaś dać nam szansę tego dnia zanim przeczytałaś ten list?
Czyż nie jest to rzecz oczywista?
- Myślę, że to już nieistotne- szepczę i robię ten ostateczny krok zamykając za sobą drzwi. Sądziłam, że chwila, w której odrzuciłam jego miłość była najgorszych doświadczeniem w moim życiu, tymczasem to moment odrzucenia moich uczuć przez niego wysuwa się na prowadzenie. Nie ocieram łez przechodząc przez szklarnię. Nie obchodzi mnie, że ktoś mnie zobaczy. Gorzej czuć się nie będę nawet jeśli na mojej drodze stanie Sofia Standford z tym swoim podłym uśmiechem.

Wychodzę ze szklarni ze świadomością, że widziałam te wszystkie piękne kwiaty ostatni raz. Poruszam się automatycznie nie myśląc o tym gdzie zmierzam i co zrobię gdy już się zatrzymam. Gdzieś za mną ktoś z hukiem zatrzaskuje drzwi ale nie zwracam na to uwagi. Echo ciężkich kroków uderzających o marmurową posadzkę traktuję obojętnie. Od rana służba wpada w popłoch i wszyscy gdzieś biegają panikując. Przed moim ślubem zapewne nikt nie będzie się martwił żeby wszytko poszło idealnie. Jeśli w ogóle kiedykolwiek do niego dojdzie.
Mocne szarpnięcie za ramię brutalnie przywraca mnie do rzeczywistości, niemal wywołując zawał ze strachu. Na widok osoby, która jest tego winowajcą otwieram usta w osłupieniu.
- Ty uparta, głupia dziewucho!- krzyczy Hayden. Jego usta opadają na moje w najbardziej cudownym pocałunku jaki kiedykolwiek z kimś dzieliłam. Oczywiście nie jestem w tym zbyt doświadczona ale nasz pierwszy pocałunek nie może się z tym równać. Mam wrażenie, że Hayden przelewa w tym pocałunku całą swoją złość, cierpienie, a jednocześnie troskę i miłość. Brakuje mi tchu. Zaciskam oczy obawiając się, że gdy je otworzę wszytko to okaże się wybrykiem mojej wyobraźni. Hayden jest tutaj. Wybiegł za mną. Całuje mnie i chyba wciąż mu na mnie zależy. Tylko dlaczego najpierw mnie obraził? Trochę dziwny sposób na wyrażanie uczuć.
Wydaję cichy pomruk protestu czując pustkę po oddalających się ustach Haydena. Jednocześnie nie mogę przestać drżeć pod wpływem jego dotyku. Dłońmi obejmuje moją twarz, czoło opiera o moje i milczy, a ja czekam wciąż z zamkniętymi oczami, modląc się żeby wszytko skończyło się dobrze.
- Powiesz to wreszcie?- naglący ton jego głosu psuję tę piękną chwilę. Odchylam się w jego ramionach żeby spojrzeć mu w twarz.
- Nie rozumiem.
- Zauważyłem. Mam wrażenie, że od początku niczego nie rozumiałaś- mówi. Nie mogę zaprzeczyć. Zdaje się, że rzeczywiście nic nie rozumiem.
- Jesteś najbardziej upartą dziewczyną jaką znam.
- Za to ty najbardziej aroganckim księciem jaki istnieje- burczę. 
- Nie mogę zaprzeczyć. Może gdybym od początku dał ci do zrozumienia, że zależy mi na tobie...może zrozumiałabyś co do mnie czujesz.
O czym on mówi? Przecież ja doskonale wiem jakie są moje uczucia względem niego. Ale on nie ma o nich żadnego pojęcia.
Uśmiecham się pod wpływem własnej głupoty i trochę zdezorientowanej miny księcia. Uwalniam swoje ramię z jego uścisku nie zwracając uwagi na ból. Pewnie będę miała sińce w tym miejscu ale to bez znaczenia. Obejmuję dłońmi jego twarz. Lekki zarost wywołuje przyjemne mrowienie gdy gładzę jego skórę. Czas na żarty, uniki i puste słowa minął.
- Wybacz mi Haydenie. Zawsze chciałam tylko twojego szczęścia ponieważ...kocham cię tak bardzo, że czasami mnie to przeraża- uśmiecham się przez łzy i składam na jego ustach nieśmiały, delikatny pocałunek.
- Bałem się, że nigdy tego nie usłyszę- wzdycha z ulgą przyciągając mnie do siebie z taką siłą, że nie mogę złapać oddechu.
- Ale już wiesz. Teraz pozostaje pytanie, jakie ty żywisz wobec mnie uczucia? Nadal masz zamiar się na mnie złościć i obrażać mnie?
- Nie ważne co było. Liczy się to co jest teraz. Kocham cię! Dlatego muszę wiedzieć czy jesteś gotowa zmienić swoje życie dla kogoś takiego jak ja? Jesteś gotowa wyjść za mnie i być ze mną już zawsze? Czy jesteś w stanie zaakceptować to kim jestem?
- Dość dużo tych pytań- mamroczę myśląc tylko o tym by objąć go i nigdy nie puścić.
- Przez ciebie tracę rozum i robię z siebie głupca- marudzi z czułością, która powoduje, że do moich oczu napływają nowe łzy.I są to łzy szczęścia.
- Och, Hayden! Nigdy nie zgodzę się żebyś się zmieniał dla mnie. Kocham cię bez względu czy masz być królem czy bezdomnym. Obawiam się tylko, że nie jestem dobra dla ciebie. Rada Królewska...
Całuje mnie nie dając skończyć. Z sercem przepełnionym ogromną radością kątem oka zauważam służbę ukradkiem przemykającą przez korytarz. Gdzieś w podświadomości rejestruję fakt, iż do ślubu Sindy i Maksymiliana zostało niewiele czasu. Ważniejsze jest jednak to, że Hayden jest zaręczony z Sofią. Wszyscy oczekują ich ślubu.
- Co będzie z Sofią?
- Nic. Wyjechała wcześnie rano. Powiedziałem jej prawdę.
- Jaką prawdę?- droczę się. Nie sądzę, że kiedykolwiek będę bardziej szczęśliwa.
- Powiedziałem, że nie mogę się z nią ożenić gdyż w mojej głowie wciąż tkwi pewna uparta i wyjątkowa mieszkanka Duferdornu.
- Dlaczego ciągle powtarzasz, że jestem uparta?- skarżę się.
- Byłaś zbyt uparta żeby przyznać się do własnych uczuć. Gdyby nie to już dawno bylibyśmy po ślubie.
Niewiarygodne, że tak dobrze mnie zna.
- Tyle czasu straciliśmy- wzdycham. Na wspomnienie dni, które musiałam spędzić bez niego aż się wzdrygam. Wtulam twarz w zagłębienie jego szyi chcąc wymazać z pamięci tamte wspomnienia.
- Nigdy więcej nie pozwolę ci zostawić mnie choćby na minutę- przyrzeka i składa na mojej skroni czuły pocałunek. Osobiście zamierzam dopilnować żeby nie złamał tej obietnicy. Jestem gotowa zrobić wszystko byleby być z nim. Wiem, że mimo różnic charakteru będziemy szczęśliwi. Muszę jeszcze tylko podołać największemu wyzwaniu: nauczyć się jak być idealną żoną króla. Czy podołam nowym obowiązkom? Tego nie wiem. Ale jeśli Hayden przy mnie będzie to nawet korona mi nie straszna.

Oto koniec tej części. Tych, którzy czują się w jakikolwiek sposób zawiedzeni tym rozdziałem nie przepraszam gdyż bardzo jestem z niego dumna. Jak na pierwszy happy end, który napisałam wyszło dobrze. Wkrótce jeśli wciąż będziecie zainteresowani zaproszę was do kontynuacji. Na razie muszę skupić się na odzyskaniu zdrowia i szkole. Dziękuję za wszystkie głosy i komentarze. Cieszę się, że wam się podobało pierwsze opowiadanie mojego autorstwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: