Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24


Wracam do domu z zamiarem zamknięcia się w pokoju. Rodzice i Robin stoją przy oknie. Najwyraźniej podglądali mnie i Haydena i wcale się z tym nie kryją.
- To znaczy, że jednak cię nie zabierze?- pyta Robin, która jest tym faktem bardzo rozczarowana. Ona naprawdę myślała, że będzie tak jak w bajce. Tyle, że Hayden nie przyjechał na białym koniu i jakoś niespecjalnie zachowywał się jakby chciał mnie zabrać ze sobą. Powiedział, że chce się o mnie starać tak jak należy ale czeka na moją zgodę. Oczekuje, że ujawnię mu swoje uczucia żeby miał pewność, że go nie odrzucę. Ale czy on zapewnił mnie, że jego uczucie jest prawdziwe i trwałe?
- Czy książę odwiedzi nas jeszcze?- pyta mama.
- Dajcie mi spokój- gromię ich wzrokiem i wbiegam po schodach na piętro. Zamykam drzwi swojego pokoju na klucz i rzucam się na łóżko chowając twarz w poduszkę żeby stłumić szloch. To wszystko jest takie dziwne. Już zaczęłam przyzwyczajać się do ukrywania swoich uczuć, oszukiwania własnego serca, a on to wszystko zepsuł. Chce naprawić swój błąd ale jak zamierza to zrobić? Przecież nie może zostać w Duferdornie, a ja nie mogę pojechać z nim. Jakby to wyglądało gdybym tak po prostu mieszkała w domu księcia? Hayden jest przyszłym królem. Jego wizerunek jest dla niego bardzo istotny.
Mam wiele do przemyślenia i mało czasu. I nniestety nie mogę liczyć na jakiekolwiek wsparcie w tej sprawie.

Poranek zaczyna się ponuro i to nie tylko na zewnątrz. W nocy prawie nie spałam. Przez wiele godzin myślałam o wydarzeniach w wczorajszego dnia aż ostatecznie zasnęłam w butach i sukience całkowicie wyczerpana. Teraz czuję się okropnie, a i tak muszę pojawić się w pracy. Nawet nie wiem czy wciąż tam pracuję. W każdym razie powinnam porozmawiać z panem Josephem o ewentualnym przełożeniu moich zmian na czas gdy Julian nie pracuje. Nie chcę go już więcej widzieć.

Pogoda jest okropna co wcale nie polepsza mojego samopoczucia. Przynajmniej na przystanku jestem na czas. Autobus jest jak zwykle niemal pełny ale udaje mi się zająć jedno z ostatnich wolnych miejsc. Moje myśli wracają do wczorajszych wydarzeń. Kocham Haydena i myślę, że on również coś do mnie czuje. Tylko czy to wystarczy? Ani przez chwilę nie przyszło mi do głowy z jakimi obowiązkami wiąże się związek z przyszłym królem. Czy Hayden zdaje sobie sprawę, że nie nadaję się na królową? To jeszcze jeden powód przez, który powinnam o nim zapomnieć. Szkoda, że serce nie słucha rozumu.

Wchodząc do sklepu staram się zachować obojętną minę jednak patrząc na Juliana naprawdę staje się to trudne. Jego uśmiech na mój widok staje się szerszy i pełen fałszywej uprzejmości.
- Już myślałem, że zrezygnowałaś. To kiedy jest ten cały ślub?
Powstrzymuję się od kąśliwej uwagi zajęta wkładaniem fartuszka z logo sklepu.
- Nie zamierzam zabrać cię na żaden ślub- informuję go wchodząc za kasę. Za chwilę otwieramy więc zajmuję się tym po co tu przyszłam.
- Zastanów się. Nie znajdziesz lepszej pracy- ostrzega z chytrym uśmieszkiem. Ignoruję jego groźby, a przynajmniej się staram. Nic innego zrobić nie mogę do czasu aż zjawi się pan Joseph.

Te kilka godzin pracy okazują się być istnym koszmarem. Julian postanawia uprzykrzyć mi dzień i wszystkie obowiązki spadają na mnie podczas gdy on zbiera i tak już skromne napiwki. Pod koniec pracy wymykam się do gabinetu właściciela. O tej porze pan Joseph zapewne sprawdza zyski jakie przynosi sklep. Pukam do drzwi wystarczająco głośno żeby usłyszał ale dopiero po dłuższej chwili woła burkliwe "proszę". Pan Joseph siedzi przy biurku. Jak zawsze jest nienagannie ubrany w szary garnitur i jasną koszulę. Jedyną zmianą jaką widzę w jego wyglądzie jest kilkudniowy zarost.
- Och to ty Saro- mamrocze chowając jakieś dokumenty do szuflady w biurku.- Coś się stało?
Jego ton jest trochę nerwowy jakby właśnie został na czymś przyłapany.
- Przepraszam, że przeszkadzam...
Pan Joseph zbywa moje przeprosiny machnięciem ręki.
- Do rzeczy. Jestem zajęty- burczy.
Może lepiej zaczekać? Ostatecznie wytrzymam jeszcze kilka dni z Julianem.
- No dalej- ponagla. Raz się żyje. Podchodzę bliżej i siadam na krześle po drugiej stronie biurka.
- Mam do pana prośbę. Chciałabym pracować na wieczornych zmianach- mówię. Następuje głucha cisza. Pan Joseph najwyraźniej zastanawia się nad moimi słowami.
- Cóż...jestem tym zaskoczony- stwierdza.- Kiedy na początku twojej pracy tutaj proponowałem ci te zmiany nie chciałaś ich.
- Wiem ale zaszły pewne okoliczności...
- Nie wątpię, że masz jakiś powód. Niestety nie mogę ci niczego obiecać.
- Rozumiem- zachowuję swoje rozczarowanie dla siebie. Pan Joseph pochyla się nad jakimś dokumentem dając mi tym samym do zrozumienia, że nie ma nic więcej do powiedzenia więc wychodzę.
W drzwiach wpadam na nikogo innego jak Juliana.
- Co powiedziałaś? Poksarżyłaś się?- pyta, a właściwie żąda odpowiedzi.
- Muszę wracać do pracy- burczę. Robię kilka kroków żeby go ominąć ale znów staje mi na drodze.
- Na twoim miejscu zacząłbym uważać na słowa- ostrzega. W jego oczach widzę chłód i coś jeszcze. Coś co powoduje u mnie ciarki.
- Nic mu nie powiedziałam. Chciałam tylko zapytać o wcześniejszą wypłatę. Potrzebuję pieniędzy- próbuję skłamać. Julian uśmiecha się z drwiną. Uwierzył.
- Wracaj do pracy- warczy i mnie przepuszcza. Wzdycham z ulgą i znikam mu z oczu.

W drodze do domu zatrzymuję się przy skrzynce na listy. Nie jestem zdziwiona tym, że znajduję list od Sindy. Od powrotu do domu ani razu do niej nie napisałam. Chyba podświadomie chciałam się odciąć od wszystkich, którzy przypominają mi o Haydenie. Powinnam do niej napisać jak najszybciej. Ale nie to jest dziwne.
O wiele bardziej szokuje mnie drugi list, którego nigdy bym się nie spodziewała. Pieczęć i podpis wskazuje na list od Palmera Fidgeralda- przewodniczącego Rady Królewskiej. List Sindy idzie w zapomnienie na widok, że ten drugi jest zaadresowany do mnie. Zbyt ciekawa by czekać rozrywam kopertę i wyciągam kartkę.

Szanowna, Panno Wonder,

Zapewne jest Pani zaskoczona moim listem jednakże wraz z pozostałymi członkami Rady Królewskiej uznałem iż należy zwrócić się do Pani w niepokojącej nas sprawie. Otóż dotarły do mnie wieści iż Jego Wysokość Hayden Hadbrige podczas wizytacji w fabrykach w Duferdornie odwiedził Panią w celach, które obojgu nam są doskonale znane. Jako przewodniczący Rady i zaufany doradca zmarłego ojca obu książąt czuję się zobowiązany do poinformowania Pani o konsekwencjach jakie wynikną z relacji jakie mógłby połączyć Panią z Jego Wysokością. Napewno zdaje sobie Pani sprawę z obowiązków jakie wiążą się z objęciem tronu. Według prawa książę może poślubić tylko kobietę o szlacheckim pochodzeniu toteż zmuszony jestem prosić Panią o przerwanie jakichkolwiek stosunków z księciem. Sprzeciw w tej sprawie mógłby przyczynić się do wywołania skandalu, utraty szacunku poddanych, a nawet korony. Byłby to ogromny ccios dla Jego Wysokości. Jestem przekonany, iż jest Pani rozsądnym człowiekiem pragnącym dobra swojego przyszłego króla dlatego liczę, że pójdzie Pani za moją radą i porzuci plany dotyczące związania się z księciem. Proszę także o zachowanie listu dla siebie gdyż te sprawy dotyczą dobra królestwa.

Wierny poddany przyszłego króla oraz Przewiadniczący Rady Królewskiej: Palmer Fidgerald.

Oto i rozdział. Dzięki za cierpliwość.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: