Rozdział 17
Wstaję wczesnym rankiem i ukradkiem wymykam się do stajni. Samotna przejażdżka dobrze mi zrobi. I mam pewność, że nie natknę się na Haydena. O tej porze pewnie przewraca się na drugi bok.
Peter już pracuje. Uzupełnia paszę w specjalnych korytach ale unosi głowę i uśmiecha się życzliwie.
- Panienka tutaj o tak wczesnej porze?- pyta.
- Chciałam zobaczyć Frances. Czy...mogę ją nakarmić?
Peter potakuje i prowadzi mnie do boksu mojej klaczy. Frances na mój widok rży i kiwa głową w zabawny sposób.
- Cieszy się bo wie, że to czas jedzenia- objaśnia stajenny. Z jego pomocą wsypuję paszę do koryta i z szerokim uśmiechem obserwuję jak je.
- Teraz będzie musiała odpocząć ale za godzinę może panienka wybrać się na przejażdżkę- odzywa się Peter.
- Bardzo bym chciała ale dziś jest bal z okazji urodzin księcia.
Właściwie to chcę ostatni raz pogłaskać Frances, pożegnać się z nią.
Peter tylko potakuje zajęty swoją pracą. Biorę szczotkę i zaczynam wyczesywać grzywę klaczy. Frances prycha odwracając głowę jakby chciała dać do zrozumienia, że oczekuje dalszych pieszczot więc głaskam ją po głowie. Może i nie spędziłam z nią zbyt dużo czasu ale będę za nią tęsknić.
Nie mogę spędzić w stajni tyle czasu ile bym chciała. Skradam się opustoszałym korytarzem najszybciej jak mogę gdy wpadam na kogoś z impetem. Pech chce, że uderzam tego kogoś łokciem w brzuch.
- Ałaa...- jęczy Maksymilian. Przez chwilę jest mi przykro ale to nie może go boleć aż tak, a jego mina jest bezcenna. Mimo wszystko wybucham śmiechem. Nie miałam pojęcia, że będę się tak śmiać. Zwłaszcza dziś, po tym wszystkim i przed balem.
- Bardzo śmieszne- jęczy pocierając obolałe miejsce.
- Przepraszam. Zrobiłeś śmieszną minę- usprawiedliwiam się. Mimo wszystko jest mi trochę przykro. Kawałek niżej i mogłabym go znokautować.
- Nie ważne. Gdzie byłaś tak wcześnie? I to sama- ostanie zdanie mówi z nutką złości ale i tak uśmiecha się szeroko.
- Nie mogłam spać. Denerwuję się- wyznaję.- Na balu będzie dużo ludzi...
- Nie ma się czym stresować. Będziesz tam ze mną i Sindy. Resztą się nie martw- pociesza mnie.- Przebierz się. Poczekam i pójdziemy razem na śniadanie.
Dziękuję mu nieśmiałym całusem w policzek i biegnę do sypialni odprowadzana jego głośnym śmiechem.
Mam świadomość, że w jadalni spotkam Glorię i być może Haydena ale obiecałam sobie, że nie dam im satysfakcji. Będę się zachowywać tak jak zawsze. Albo i jeszcze lepiej.
Z pomocą Beatrice wkładam suknię o żywym ciemnoniebieskim kolorze. Tak jak większość kreacji, które noszę w posiadłości sięga do kostek. Jej gorset pokrywa czarna koronka.
- Wyglądasz w niej bardzo...dziewczęco- chwali Geneview.
W rzeczywistości wyglądam trochę jak zbyt odważnie jak na mój gust. Gorset ciasno opina mnie w talii unosząc mój niezbyt pokaźny biust. Pociesza mnie fakt, że nie ma odkrytych ramion i większości pleców jak w przypadku sukni na bal.
- Do dzieła- mruczy Geneview gdy rozlega się pukanie do drzwi. Chichoczę gdy pogania mnie lekkim pchnięciem. Będę za nimi tęsknić.
Wchodzę do jadalni trzymając Maksymiliana za ramię i śmiejąc się głośno z jego żartu. Przy stole siedzi pozostała trójka, która odwraca się w naszą stronę. Uśmiecham się szeroko do Sindy, a do Glorii i Haydena trochę mniej entuzjastycznie choć grzecznie.
- Co cię tak bawi Saro?- w oczach Glorii widzę cień zazdrości gdy niby przypadkiem zerka na mój strój.
- To nic takiego. Książę właśnie opowiadał mi zabawną historię z dzieciństwa- uśmiecham się szeroko gdy Maksymilian odsuwa dla mnie krzesło i śmiejąc się zajmuje swoje.
- Może zechcesz ją powtórzyć?- kieruje pytanie do Maksa.
- To naprawdę nic takiego- zbywa ją. Uśmiecham się pod nosem. Maksymilian trochę utarł tej jędzy nosa. Gloria uwielbia wszystko wiedzieć więc jest trochę obrażona.
Służba podaje śniadanie. Jem sałatkę starając się robić dobrą minę do złej gry jednocześnie udając, że wcale nie widzę tych ukradkowych spojrzeń Haydena. Od początku wydaje się być jakiś zamyślony i nieobecny. Nawet Glorii nie udaje się wciągnąć go w rozmowę bo odpowiada jej burcząc pod nosem.
- Widziałaś salę?- pyta Sindy.
- Nie. Nie było kiedy. Wolę poczekać do wieczora.
- Już nie mogę się doczekać- ekscytuje się.
- To będzie świetna zabawa- wtrąca Maks.
- Mam nadzieję, że nie będę zmuszona do tańców- burczę. Nie jestem łamagą ale wolę nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi.
- Nie licz na to. Osobiście zaciągnę cię na środek sali- śmieje się Maks.- Poza tym przedstawię cię naszemu kuzynowi. Myślę, że przypadniecie sobie do gustu. Może nie jest tak przystojny jak ja...
- Nie masz chyba na myśli Thomasa?- wtrąca Hayden z takim oburzeniem, że wszyscy milkną.
- A czemu nie? Jest starszy od Sary tylko o dwa lata i za niedługo zostanie baronem- odpowiada Maksymilian. Wysuwa brodę wojowniczo. Widzę, że stara się sprowokować brata do sprzeczki. Czy nie widzi, że Hayden jasno dał do zrozumienia ile dla niego znaczę?
- Daj spokój!- Hayden wznosi ręce ku górze niemal zrywając się z krzesła.- Jemu tylko zabawa w głowie. Poza tym to czy rzeczywiście odziedziczy tytuł jest raczej wątpliwe.
Ogarnia mnie złość i irytacja. Hayden nie ma prawa oceniać innych, a tym bardziej sugerować, że ktoś bez tytułu nie miałby dla mnie znaczenia. Widać nie zna mnie ani trochę. Ja nie jestem taka jak Gloria i nie poluję na bogatego męża.
- Bardzo chętnie poznam waszego kuzyna- wtrącam z najszczerszym uśmiechem na jaki mnie stać.- A jeśli nawet nie miałby tytułu barona to tym lepiej.
- Jak to miło, że potrafisz zadowolić się byle czym choć odrzuciłaś coś znacznie lepszego- syczy Hayden.
Gromi mnie wzrokiem jakby w tej chwili chciał mnie udusić, a ja uśmiecham się smutno. Więc o to chodzi. Mści się za to, że go odrzuciłam. Myślałam, że jest inny...lepszy. Po raz kolejny się myliłam. I to nie jego sprawa co i z kim robię. On ma Glorię więc czemu ja nie mogę kogoś poznać?
- No to ustalone- kończy Maksymilian z satysfakcją. Ukradkiem pokazuje mi wyciągnięty kciuk. Chyba myśli, że też chciałam dopiec Haydenowi. I ma rację. Tylko, że nie czuję aż tak dużej satysfakcji z tego powodu.
Po śniadaniu Hayden znika bez pożegnania, a Maksymilian ogłasza, że ma dla nas niespodziankę i prosi żebyśmy wyszły na główny dziedziniec. Wcześniej nic o tym nie wspominał choćby słowem więc jestem bardzo ciekawa co też wymyślił.
- Myślisz, że to żart i chce nam zrobić jakiś kawał?- pyta Sindy. Kręcę głową. Maksymilian jest bardzo podekscytowany więc to musi być coś innego.
- Ale ty jesteś głupiutka- Gloria uśmiecha się z politowaniem. Pewnie jest przekonana, że to szereg służby, która będzie musiała jej usługiwać. Żadna nas nic nie podejrzewa nawet gdy przez bramę wjeżdżają trzy duże samochody z zaciemnionymi szybami. Zatrzymują się dokładnie przed nami. Kierowcy wysiadają żeby otworzyć drzwi, a ja z zapartym tchem staram się zajrzeć do środka.
- Sara!
Dla tych, którzy nie zauważyli: nowy rozdział zazwyczaj dodaję w ciągu dwóch dni od dodania poprzedniego.
Cieszę się że wam się podoba.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro