Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Mija jeszcze jeden dzień aż wreszcie otrzymuję pozwolenie na wyjście z łóżka. Oczywiście wcześniej muszę znieść wizytę wyjątkowo zgryźliwego lekarza. Udaje mi się nie zwracać uwagi na jego niemiłe uwagi o niższych klasach społecznych i wreszcie mogę rozprostować kości.

Pierwszą rzeczą jaką robię nie jest gra na fortepianie. Mam dość siedzenia w czterech ścianach dlatego wkładam spodnie do jazdy konnej i w towarzystwie Petera- stajenniego, idę do stajni. Peter to sympatyczny starszy człowiek, który bardzo dokładnie opowiada mi o stajni, potrzebnym sprzęcie do jazdy i swoich podopiecznych. Oprowadza mnie też i mówi o okolicy gdzie będziemy jeździć.Budynek jest imponująco duży i czysty. Do tej pory jeździłam tylko w skromnej szkółce jeździeckiej nauczyciela ze starej szkoły i dobrze mi szło choć koń w rzeczywistości był starym kucem więc jestem bardzo podekscytowana.

- Ile koni znajduje się w tej stajni?- pytam Petera, który opowiada o koniach żeby ułatwić mi wybór.

- Tylko piętnaście, panno Wonder.

Tylko? W takim razie ciekawi mnie ile jest ich w innych posiadłościach braci Hadbrige.

- Wszystkie są bardzo piękne- mówię.

- To najlepsze sztuki w królestwie- informuje Peter z nieskrywaną dumą. Widać, że bardzo kocha swoją pracę. Pewnie poświęcił jej całe życie.

- Czy może mi pan polecić spokojniejszego konia?- proszę.- Dawno nie jeździłam.

- Tego się nie zapomina. Ale oczywiście wybiorę dla panienki odpowiedniego wierzchowca- zapewnia. Dziękuję mu uśmiechem. Chwilę później otwiera boks, w którym czeka urocza, gniada klacz. Na tabliczce widnieje imię Frances.

- Piękna- szepczę głaszcząc jej grzbiet.

- To bardzo dobrze ułożona klacz. Ma temperament ale jest posłuszna.

Peter dalej opowiada o Frances ale przestaję go słuchać. Zamiast tego szepczę cicho do klaczy. Jest bardzo piękna. Mam wrażenie, że między nami nawiązuje się jakaś nić przyjaźni.

- Jeśli panienka pozwoli to przygotuje Frances- oferuje Peter. Posłusznie wychodzę i przy okazji przyglądam się pozostałym z koni. Niedaleko boksu Frances znajduje się boks Doris. Siwa klacz z przygląda mi się z zaciekawieniem. Dalej pochrapuje biały ogier o imieniu Diuk ale to jego sąsiad przykuwa moją uwagę najbardziej. Podchodzę bliżej by przyjrzeć się ciemnej sylwetce potężnego ogiera. Jego boks nieco różni się od pozostałych bo ma trzy zasuwy w drzwiach. Patrząc na niespokojne zachowanie ogiera rozumiem dlaczego. Mam ochotę go dotknąć ale brakuje mi odwagi więc po prostu obserwuję go przez dłuższą chwilę.

- Wasza Wysokość! Jak miło cię widzieć- słyszę entuzjastyczny okrzyk Petera. Odwracam się choć już wiem kogo zobaczę.

- Czy Furiat jest gotowy?

Obserwuję jak Hayden rozmawia z Peterem. Po chwili stajenny wskazuje na mnie i książę spogląda na mnie. Nie trwa to długo i nie wiem czemu ale czuję się zraniona tym jak mnie zlekceważył. Nawet się nie przywitał. Zamiast tego wziął sobie za cel zniszczenia mi zaplanowanej przyjemnej przejażdżki.

- Dobrze się składa. Z chęcią potowarzyszę pannie Wonder w zastępstwie za ciebie.

Lepiej być nie mogło.

Czemu nie jestem zdziwiona gdy okazuje się że ten niespokojny czarny ogier to właśnie Furiat- ulubiony wierzchowiec Haydena. Przecież idealnie do siebie pasują.

- Jak dobrze radzisz sobie w siodle?- pyta Hayden gdy bez pomocy Petera dosiadam Frances.

- Kilka lat temu miałam okazję poćwiczyć. Myślę, że dam sobie radę- burczę.

- W tym stroju z pewnością- mruczy w odpowiedzi. Pewnie miałam tego nie usłyszeć. Gdy wyjeżdżamy ze stajni korzystam z nieuwagi księcia i zerkam na swój strój. Sprane spodnie dżinsowe i ciepły wełniany sweter w porównaniu z jego wytwornym strojem jeździeckim wyglądają gorzej niż sądziłam. Nic dziwnego,że drwi sobie ze mnie.

- Jeśli pozwolisz to ja będę prowadził- mówi książę. Przytakuję tylko bo nie ufam swojemu głosowi. Przy Haydenie moja pewność siebie spada niemal do zera, a już zwłaszcza w świetle naszej ostatniej rozmowy.

Przejażdżka trwa już jakieś pół godziny i o dziwo Hayden wymienia ze mną tylko kilka grzecznych uwag na temat okolicy. Napięcie między nami jest wyczuwalne ale żadne z nas nie porusza drażliwego tematu.

- Może przyspieszymy?- proponuje książę. Znów przytakuję i gładko przechodzę w niespieszny galop. Hayden wyprzedza mnie dzięki czemu bez przeszkód mogę go obserwować. Wygląda jakby urodził się w siodle. Furiat przy nim jest całkowicie spokojny. Na szczęście Frances i ja świetnie się rozumiemy. Nie muszę jej zmuszać do czegokolwiek. Peter bardzo dobrze zna się na koniach. Cieszę się że miałam okazję go poznać.

Po kilku minutach idę w ślady księcia i zwalniam do ślimaczego tempa. Hayden czeka na mnie, a gdy udaje mi się z nim zruwnać zaczyna mnie obserwować.

- Czy coś nie tak?- pytam starając się być uprzejmą.

- Nie. Tylko...nie sądziłem, że tak dobrze sobie poradzisz- wyznaje.

- Pewnie byłeś przekonany, że ktoś o tak niskim pochodzeniu nigdy choćby nie widział konia.

Hayden nie odpowiada i nie musi bo odpowiedź jest wypisana na jego twarzy.

- Zapewne byłeś też zdziwiony, że potrafię grać na fortepianie- atakuję go. Tym razem nie zbywa mnie milczeniem.

- Właściwie to nie. Słyszałem jak grałaś gdy myślałaś, że nikt nie usłyszy.

- Szpiegowałeś mnie?!- najeżam się.

- Oczywiście, że nie- śmieje się.- Trudno było nie słyszeć gdy przechodziłem obok saloniku.

Milczę mając nadzieję, że skończy ten temat ale on nie zamierza tego zrobić.

- Myślę, że masz talent.

- Mam się czuć wyróżniona?- burczę kpiąco. Jakoś nie potrafię zachować spokój. Mam wrażenie, że on przez cały czas ze mnie drwi.

- Czy tak trudno ci przyjąć szczery komplement?- pyta zrezygnowany.- A może po prostu nie wierzę w twoją szczerość? I nic od ciebie nie chcę.

Hayden wygląda jakby o czymś poważnie myślał. Marszczy przy tym czoło co zwraca moją uwagę.

- To dlatego nie grasz na fortepianie, który ci podarowałem?

Moje oczy otwierają się szeroko. Że też musi o tym mówić akurat teraz, gdy jest tak dobrze. Mogłam się domyślić, że to cudo jest prezentem od niego. Tyle, że sobie na niego nie zasłużyłam. Z tego powodu nie chcę żeby był taki...przygnębiony.

- Nie mogłam. Moje pokojówki pilnowały żebym nie wyszła z łóżka bez powodu- tłumaczę. Obserwuję jak usta Haydena drgają w lekkim uśmiechu. Sama też się uśmiecham.

- Są wyjątkowo troskliwe- zauważa.- Dlatego cieszę się że byłaś pod ich opieką.

Ta uwaga stawia mnie w niezręcznej sytuacji. Czekam aż Hayden znów zacznie temat uczuć do mnie ale on gładko zmienia temat.

- Co słychać u Robin?

Dziwi mnie, że pamięta imię mojej siostry choć jest to miłe. Co mogę mu powiedzieć żeby nie naruszać prywatności moich bliskich?

- Wszystko u niej w porządku. Wciąż doprowadza mamę do białej gorączki- nie mogę przestać się uśmiechać. Wszystko co związane z Robin zawsze mnie rozwesela.

- A twój ojciec? Jak się miewa?

- Z tego co pisze Robin ma się dobrze- w mój głos wkrada się nić niepokoju. Tata miał niedawno problemy ze zdrowiem. Polepszyło mu się ale musiał wrócić do pracy w fabryce co może oznaczać dalsze kłopoty.

- Tęsknisz za nimi- bardziej stwierdza niż pyta więc nie odpowiadam.

Klepię Frances pieszczotliwie i uśmiecham się gdy prycha jakby w podzięce.

- Jak to jest?- pyta nagle książę.

- Z czym?- nie bardzo rozumiem o co mu chodzi.

- Jak to jest spędzać każdą wolną chwilę z bliskimi?- chrząka jakby czuł się niezręcznie. Pytanie mogłoby wydawać się śmieszne ale nie jeśli chodzi o Haydena. Biorąc pod uwagę, że stracił rodziców to pytanie jest zrozumiałe. Według Maksymiliana nawet w dzieciństwie rzadko widywali rodziców. Nie wyobrażam sobie takiego życia. Bez szalonych pomysłów Robin, upartego charakteru mamy i dobrych rad taty moje życie byłoby puste.

- To miłe chwile, które można z kimś dzielić. Bywa, że rodzina staje się męcząca ale to jest dobre- mówię.- Bez tego życie nie byłoby tak...kolorowe.

Myślę o tym co powiedziałam. Jest mk trochę głupio, że tak to pojmuję ale wcześniej się nad tym nie zastanawiałam. Moi bliscy po prostu zawsze byli obok.

- Rozumiem- odpowiada krótko.

- A jak jest między tobą, a Maksymalnem?

Właściwie to wiem już, że nie są ze sobą zbyt blisko. Maks twierdzi, że Hayden ma zbyt dużo na głowie i zapomniał jak to jest być po prostu szczęśliwym. Teraz widzę, że coś w tym jest.

- Nie jesteśmy jakoś specjalnie zżyci- śmieje się trochę nerwowo.- Właściwie to od dawna nie rozmawialiśmy o czymś poza sprawami królestwa.

- Ale łączy was więź- zauważam.- To widać gdy ze sobą przebywacie. Nie żebym miała okazję często widywać ich razem.

- Wiesz...jesteś inna niż z początku sądziłem- mówi uśmiechając się zaczepnie. Postanawiam przyjąć wyzwanie.

- To znaczy? Jaka jestem?

Hayden ściąga wodze żeby zatrzymać Furiata. Robię to samo z Frances i staram się wytrzymać jego spojrzenie.

- Obawiam się że dałaś mi jasno do zrozumienia, że nie chcesz słuchać o moich uczuciach- mówi wreszcie.- A musiałbym się do nich odwołać. I na tym kończy się uprzejma konwersacja.

Po powrocie z przejażdżki, która skończyła się szybciej niż wcześniej planowałam, ukrywam się w zaciszu swojej sypialni. Siadam przy fortepianie i naciskam klawisze bez sensu. Powinnam się cieszyć. Hayden zdał sobie sprawę, że nic do mnie nie czuje. Dlaczego więc czuję się tak źle?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: