Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Sindy zostaje jeszcze ponad godzinę. Śmiejemy się, rozmawiamy o balu i Sindy pokazuje mi swoje postępy w grze na fortepianie. Cieszę się że ćwiczy. Naprawdę dobrze jej idzie.

Świetnie się bawię w jej towarzystwie i dzięki temu nie myślę o niczym o czym myśleć nie chcę.

Niestety Sindy musi iść na kolację z Maksymilianem, Glorią i pewnie Haydenem. Zostaję z Beatrice, której buzia się nie zamyka. Trajkocze o przygotowaniach do balu, szalonych pomysłach Rebeci i pomiataniu służbą przez Glorię. Przestaję ją słuchać do momentu gdy nie pada imię Hayden.

- Książę jest w wyjątkowo złym humorze. Od rana ustawia wszystkich po kątach- mówi.

No tak. Jest wściekły na mnie więc wyładowuje się na innych. Dlaczego mnie to nie dziwi.

- Podobno chciał odwołać bal ale książę Maksymilian przekonał go do zmiany decyzji.

- Właściwie to wcale nie mam ochoty żeby iść na ten bal- burczę głębiej zakopując się w pościeli.

- Nie gadaj głupstw. Zaczęłyśmy już pracę nad suknią. Będziesz najpiękniejszą z trzech kandydatek.

Może i tak. Ale co z tego? Maksymilian i ja nic do siebie nie czujemy, a teraz okazuje się że nasza rzekoma przyjaźń nigdy nie istniała. Poza tym chcę już wracać do domu. Do Robin i rodziców. Do szarej rzeczywistości. Im szybciej tym lepiej. I pewnie zacznę pracę w fabryce i będę patrzeć jak Robin bierze udział w swoich eleminacjach. Ona napewno wyjdzie za mąż za bogatego mężczyznę. Marzenie mamy wreszcie się spełni.

- Czy mogłabyś mi przynieść kartkę i coś do pisania? Chcę napisać list do rodziny- proszę Beatrice. Pokojówka przytakuje i wychodzi żeby wrócić z tym o co ją prosiłam i małym stolikiem, który jak do posiłków ustawia mi na kolanach.

- Przyjdę z kolacją za kilka minut- mówi i wychodzi.

Zaczynam pisać list. Tym razem jest bardzo długi. Opowiadam o wszystkim co się wydarzyło, poza sprawą z Haydenem, mówię o balu i o chorobie. Pomijam fakt iż była to poważna choroba żeby nie martwić bliskich. Na koniec wspominam jak bardzo ich kocham i tęsknię. Proszę też o najszybszą odpowiedź.

Gdy kończę adresować kopertę bez pukania wchodzi Maksymilian z tacą, którą zapewne zabrał Beatrice.

- Jak się ma moja ulubiona pacjentka?- humor mu dopisuje. Szkoda, że muszę go zepsuć.

- Jak widać- burczę. Nie zamierzam choćby udawać, że nie jestem zła.

- Oo widzę, że humor nie dopisuje. Może poprawi ci to deser- nie zrażony tonem jakim do niego mówię kładzie tacę z kolacją na stoliku. Oczywiście na deser są jabłka w karmelu. Ale nawet to nic nie daje.

- Coś nie tak?- pyta Maksymilian.

- Niee- ironizuję.- Poza tym, że od początku ty i twój brat bawiliście się moim kosztem to wszystko w porządku.

Miałam się powstrzymać od wybuchu ale nie mogę. Maksymilian jest tak zaskoczony moim wybuchem, że parzy na mnie z szeroko otwartymi oczami.

- O czym ty mówisz?- pyta gdy odzyskuje głos.

- O tym, że te eliminacje to paranoja! Od początku nie miałeś zamiaru się ożenić. To wszystko jest dla zabawy. Mnie też zatrzymujesz tu tylko po to. Ale najbardziej żal mi Sindy bo ona naprawdę się w tobie zakochała i...

- Zaraz, zaraz!- przerywa mi.- Naprawdę myślisz, że to zabawa?

- A co innego?!

- A może ja naprawdę mam zamiar znaleść kogoś z kim chciałbym być? Może jestem zakochany?

- To dziwne zważywszy na twoje zachowanie.

- Mam chyba prawo do spędzania czasu jak chcę. Chyba się trochę zapędziłaś Saro- mówi spokojnie.- Nie muszę się tłumaczyć ale powiem ci że ostatnio bardzo polubiłem Sindy i nigdy nie chciałbym jej skrzywdzić. A co do Haydena...

- Nie wspominaj mi o nim! Nie wiem w co on gra...

- Daj spokój!- Maksymilian zrywa się na nogi wyrzucając ręce do nieba w geście złości.- Nie odpowiadam za to co robi Hayden. Ale cokolwiek on zrobił poza pocałowaniem cię napewno nie chodzi mu o zabawę.

- Nie ważne. Mam już dość. Chcę żebyś odesłał mnie do domu- burczę już trochę spokojniej. Nie powinnam się tak unosić. Przecież mogę za to gorzko zapłacić. Maksymilian jest księciem i bratem przyszłego króla.

- Wcale tak nie myślisz. Jesteś zwyczajnie zła- stwierdza Maks. Może i jest w tym trochę racji. Ale i tak nie mogę tu dłużej zostać. To co się zaczyna dziać między mną, a Haydenem wcale mi się nie podoba. A już napewno nie prowadzi do niczego dobrego.

- Chcę żebyś mnie odesłał- powtarzam uparcie.

Maks siada przy mnie przecierając twarz dłońmi.

- Saro...-wzdycha głośno.- Nie rób czegoś czego potem będziesz żałować. Naprawdę zależy mi żebyś tu została. Nie przejmuj się Haydenem. Jeśli cię obraził albo zrobił coś innego- prosi. Postanawiam być twarda i nie dać się przekonać ale Maksymilian potrafi być przekonujący.

- Przy okazji...pomożesz mi z Sindy- mruga do mnie poruszając przy tym zabawnie brwiami. Jęczę niezadowolona. Gdyby nie Sindy już dawno by mnie tu nie było.

- Zostanę- burczę. Maksymilian uśmiecha się wdzięcznie.

- Naprawdę mnie przestraszyłaś- skarży się.- W życiu nikt tak na mnie nie krzyczał.

- Należało ci się. I zostanę tylko dla Sindy. Lubię ją i nie chcę żebyś ją skrzywdził.

- Nie zamierzam. Bardzo ją lubię- przyznaje. Jest jakoś dziwnie onieśmielony. Czyżby nie miał doświadczenia w sprawach damsko męskich?

- Ale Glorię też lubisz- zauważam oschle. Przypomina mi się jak któregoś dnia chciała zdenerwować Sindy i opowiadała o tym jak Maksymilian zaprosił ją na spacer i się obściskiwali. Miałam ochotę ją wtedy porządnie uszkodzić.

- Gloria to tylko...- przerywa bo nie wie co powiedzieć. Nie zamierzam mu niczego ułatwiać.

- I bawisz się nią, raniąc tym Sindy- warczę.

Maksymilian niemal rwie sobie włosy z frustracji. Widzę, że chce coś powiedzieć ale uparcie milczy.

- Po balu Gloria wróci do domu- burczy.- A Sindy...- milknie zastanawiając się nad czymś intensywnie.

- Co z nią?- niecierpliwię się.

- Jeśli naprawdę jej zależy na mnie...to chyba nie będzie jej przeszkadzać, że zamierzam zamieszkać w posiadłości jeszcze bardziej oddalonej od tej i zgodzi się przenieść trochę dalej- mówi. Mam wrażenie, że głośno myśli. Gdy przypomina sobie o mojej obecności lekko się czerwieni.

- Nie mów o tym nikomu- prosi. Oczywiście ma tu na myśli Sindy.

- Dobrze. Ale jeśli ją skrzywdzisz...!- grożę mu palcem.

- To pozwolę ci zrzucić mnie ze schodów- podpowiada. Rzuca się na łóżko bez ostrzeżenia przez co piszczę omal nie spadając na podłogę.

- Oszalałeś!- krzyczę.

- Może trochę- chichocze.- A teraz opowiadaj o co chodzi z moim braciszkiem.

Maksymilian jest ostatnią osobą, z którą będę rozmawiać o Haydenie. Zwłaszcza, że wciąż mam pewne podejrzenia co do intencji ich obu.

- Nie chcę o tym mówić. To nic wielkiego- staram się żeby mój głos był obojętny.- To i tak nie ma znaczenia. Przecież po balu gdy odeślesz Glorię sprawa z Sindy będzie jasna, a wtedy....wrócę do domu.

Jeszcze kilka dni i wrócę do dawnego życia. Dlaczego to mi się wydaje takie...smutne.

- Nie chcesz to nie mów- burczy książę.- Pójdę już.

Idzie do drzwi ale w progu zatrzymuje się jeszcze na chwilę. Widzę, że się waha ale w końcu mówi coś co daje mi do myślenia.

- Być może za nim nie przepadasz ale nie bądź zbyt surowa. Hayden ostatnio ma wiele na głowie ale jeszcze nigdy nie widziałem go tak przygnębionego. Cokolwiek zrobił...nie powinnaś pochopnie go oceniać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: