3.
Kai otworzył oczy i momentalnie uderzył w niego oślepiający blask.
Usiadł.
Znajdował się przed domkiem.
Przed nim znajdowało się ogromne ognisko. Wyglądało to tak, jakby wszyscy mieszkańcy wioski zgromadzili się przy blasku płomieni.
Kai rozpoznał wśród nich Hakiro, Cole'a i Morro.
- Niezła impreza, co? - spytał blondyn.
Kai momentalnie przeniósł wzrok na Lloyda siedzącego obok.
Już miał otworzyć usta w celu zapytania o co chodzi, jednak chłopak go uprzedził.
- Co miesiąc jest organizowana tutaj impreza. To takie nasze święto. Świętujemy to jak trafił tutaj pierwszy z nas. - powiedział Lloyd.
Kai wpatrywał się w jego znamię.
- A ty który tu trafiłeś? - chłopak o ciemnych włosach spojrzał na Lloyda.
- Osiemdziesiąty ósmy. - odparł.
- A inni? - spytał Kai.
Lloyd uniósł brew.
- W porządku. Wymienię ci tych najważniejszych.
Cole'a na pewno już kojarzysz.
On był tutaj dwudziesty siódmy.
Zaraz po nim przybył Jay, najmilszy z nas wszystkich, on jest dwudziesty ósmy.
Ronin był tutaj pięćdziesiąty pierwszy, jest on mega dobry w sprawach wagi ciężkiej. Morro był tutaj drugi, Hakiro natomiast był tutaj ósmy.
Wiedzą co i jak.
Trzeci był tutaj Zane, jest on najbystrzejszy z nas wszystkich.
Pierwszy natomiast był tu Bueno.
- Mhm... A ty się tak zawsze trzymasz na uboczu? - Smith postanowił pociągnąć serię pytań.
Niższy chłopak lekko spiął się na to pytanie.
- Ja? Na uboczu?
- No... - odrzekł Kai. - Siedzisz w domku, a teraz z dala od innych.
Lloyd wzruszył ramionami.
- Dobra... Mam jeszcze jedno pytanie... - spojrzał na niego.
- Dawaj.
- Czy każdy ma tutaj znamię?
I czy to przypadek, że twoje dopełnia moje?
Blondyn lekko zesztywniał.
- O to musiałbyś zapytać Zane'a... - odparł, jednak na drugą część pytania Kai nie dostał odpowiedzi.
Jednak po krótkiej chwili Lloyd spojrzał na chłopaka.
- Zaraz... Skąd wiesz, że mam znamię? - zapytał.
- No... - Smith podrapał się po karku. - Zauważyłem je jak spałeś...
- Mhm... - blondyn momentalnie zakrył je bluzą.
Kai westchnął cicho i przeniósł wzrok na postacie przy ognisku.
Jeden z nich zaczął krzyczeć, że da radę wypić najwięcej z nich.
- Zluzuj, Dareth. - lekko trącił go w ramię Hakiro. - Bo jeszcze skończy się tak jak ostatnio.
Chłopak o imieniu Dareth nie wydawał się być tym jednak zbytnio przejęty.
Kai zaczął rozglądać się wśród osób przy ognisku.
- A gdzie Jay? - spytał.
- Jay? - Lloyd spojrzał na niego.
- Dlaczego to cię ciekawi?
Chłopak wzruszył ramionami po czym wstał.
- Który to ten Zane?
- zapytał.
Blondyn skinął głową na chłopaka w białej bluzie. Siedział on pod drzewem i zapisywał coś w notesie. Jego blond włosy były postawione do góry, a niebieskie oczy były zapatrzone w kartkę.
Kai wstał dość powoli podchodząc do chłopaka. Usiadł obok, on przeniósł na niego wzrok znad zeszytu i lekko się uśmiechnął.
- Hej. Ty jesteś Zane, prawda?- spytał. - Słyszałem o tobie dużo dobrych rzeczy... I mam pytanie.
- Słucham. Jakie to pytanie?- uśmiechnął się lekko.
Kai zastanowił się.
Czy powinien zapytać wprost o znamię?
Nie... To byłoby głupie.
- Jak myślisz... Czy jest jakiś cel naszego pobytu tutaj? - zapytał.
- Na pewno... - odpowiedział po krótkiej chwili Zane. - Jednak nadal żadnemu z nas nie udało się go ustalić. Póki jesteśmy bezpieczni to nie próbujemy się zastanawiać, co by było gdyby... Rozumiesz?
- Mhm... - odparł Smith i przeniósł wzrok na ognisko.
Lloyd natomiast wrócił do domku i usiadł na łóżku.
Westchnął cicho i zaczął wpatrywać się w sufit.
Po krótkiej chwili położył się i podwinął rękaw bluzy.
Przejechał palcem po nadgarstku na którym znajdowała się znamię.
- Czy to możliwe...? - szepnął sam do siebie.
☆
Ognisko zaczęło dogasać. Większość mieszkańców udała się na odpoczynek.
Przy ognisku zostali tylko nieliczni Kai, Hakiro, Zane, Cole, Morro, Dareth i siedzący pod drzewem Lloyd.
- I naprawdę nigdy nie było tu żadnej dziewczyny? - Kai nie potrafił w to uwierzyć.
- Nie. - odparł Hakiro. - Ale i tak mamy tu fajne widoki. - zaśmiał się i przyjaźnie trącił Morro.
- A właściwie jak tu trafiłeś? - zapytał Cole. - Chodzi mi o to jak cię złapali.
Kai zastanowił się przez chwilę.
Powiedzenie im prawdy byłoby naprawdę nie rozsądne.
- Ja... Spacerowałem ulicą... - odparł.
- To podobnie jak Jay. - przyznał po krótkiej chwili Cole.
- Jaaay, ma ładny tyłeczek. - odezwał się Dareth.
Cole uderzył go dość lekko w tył głowy.
- Hej! - jęknął Dareth.
- Odpuść mu, Cole. Za bardzo się nastukał. - stanął w jego obronie Hakiro.
Kai zaśmiał się cicho i przeniósł wzrok na blondyna.
- A on zawsze tak sam siedzi? - spytał.
Hakiro również przeniósł wzrok na chłopaka.
- On ma różne humorki. Trudno to zrozumieć. Nie jest zbyt otwarty.
- A oczy Jasona. - Dareth uśmiechnął się. - Te piękne zielone oczy... Chociaż i tak tyłek najlepszy.
Morro przyłożył dłoń do czoła.
- Następnym razem niech ktoś przypilnuje, aby on nic nie wypił, bo zaczyna mieć jakieś chore fantazje.
Cole natomiast wstał ze zmarszczonymi brwiami.
- Niebieskie. Jego oczy są niebieskie. Nie-bie-skie. Nie, zielone.
- Niebieskie, zielone co za różnica. - wzruszył ramionami Dareth.
Cole warknął cicho.
- A ty co się tak spinasz? Przecież ci nie zależy. - zaśmiał się Hakiro.
- Bo nie zależy. - odparł chłopak w czarnej koszulce.
Kai natomiast ponownie spojrzał na blondyna i to jak w skupieniu ostrzy patyk.
Wstał i podszedł, siadając na przeciw niego.
- Czemu to strugasz? - zapytał.
- A czemu by nie?
- No w sumie... - podrapał się po karku, chłopak w starej kurtce.
Lloyd odłożył na moment swój nóż i przyjrzał mu się.
- Mogę zobaczyć twoje znamię?
Kai lekko skinął głową i odsłonił rękaw swojej kurtki, ukazując mu znamię.
Blondyn przyjrzał mu się.
Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, jednak ostatecznie zamilkł.
Kai odwrócił się na moment zerkając na postacie przy ognisku.
- A tak właściwie... - zaczął niezbyt pewnie. - Jak ty tutaj trafiłeś? - ponownie spojrzał na Lloyda.
- Nie ważne... - odparł blondyn.
Kai ponownie zamilkł i przeniósł wzrok na księżyc.
Ten nienaturalny, bijący bladym blaskiem księżyc.
Westchnął cicho, przymykając oczy.
A co jeżeli ona zaczęła już mnie szukać?
A może umieściła mnie tu specjalnie?
To dziwne...
Powinna nas zabić...
Skończyć to raz, a dobrze...
Daje czas specjalnie?
W tym czasie błogą ciszę, przerwał krzyk, a z lasu wyłoniła się dość drobna postać biegnąca w stronę ognia.
Cole podniósł się i lekko przymknął oczy.
- Czy to Jay...? - szepnął.
Wszyscy skierowali spojrzenia na postać biegnąca ile sił w nogach, a po kilku krótkich chwilach wszystkie ich wątpliwości się rozwiały.
- Jason! - krzyknął uradowany Dareth.
Chłopak o niebieskich oczach złapał się ławki i zaczął gwałtownie nabierać powietrza.
- Musimy stąd iść... - wydyszał.
Hakiro natomiast cicho syknął i odwrócił wzrok.
- Jay... Jesteś ranny... - szepnął wskazując przesączoną krwią koszulkę chłopaka.
- T-to nic... - odparł najniższy z nich. - Ale musimy iść... - szepnął. - Proszę...
- Najpierw trzeba ci to opatrzyć. - podszedł Zane przyglądając się ranie chłopaka.
- Nie! - wrzasnął rudzielec, na co wszyscy ucichli. - Idziemy. Teraz.
Kai przypatrywał się im w ciszy.
- Bo? - Cole podniósł na niego wzrok.
Jay lekko go pociągnął w stronę lasu.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia... - powiedział nad dysząc. - Później wam wszytko wyjaśnię... Proszę. - szepnął, a jego oczy wypełniły się łzami.
- No... W porządku... - odparł Hakiro. - Możemy iść.
- Chyba sobie żartujesz. - odparł Cole. - Nie pojedziemy tylko dlatego, że Jay się czegoś wystraszył. On się boi własnego cienia.
- Cholera, Cole! - oczy Jasona zalały się jeszcze większymi łzami. - Ja chcę dobrze!
- Zabierz go Zane i opatrz. - odparł Cole, nawet nie patrząc na niższego chłopaka zalewającego się łzami bólu i przerażenia.
- Moim zdaniem powinniśmy pójść za nim... - odparł Zane.
Cole wywrócił oczami i przerzucił Jaya przez ramię.
- W takim razie sam mu to opatrzę.
Rudzielec natomiast zaczął mocno uderzać go pięściami.
- Ja nie żartuję! Musimy iść! - powiedział bezsilny.
Cole wściekł się i stanął w miejscu.
- Bo co?! Zobaczyłeś mrówkę, która kradnie nam zapasy?! A może to znowu pożar, którego tak naprawdę nie było?! Jason! Zawsze nie potrzebnie panikujesz, więc błagam cię ogarnij tą swoją dupę!
Dareth uśmiechnął się na to ostatnie słowo, a cała reszta łącznie z panikującym Jayem zamilkła.
W tym momencie z lasu wybiegła masa ludzi wyposażonych w sprzęt wojskowy.
- Mówiłem, żeby uciekać! - wrzasnął Jay. - Ale oczywiście nikt mnie nigdy nie może posłuchać!
Hakiro momentalnie się podniósł.
- Lloyd, Kai zgarnijcie sprzęt. Reszta zajmuje się obudzeniem pozostałych. Cole, zostań z Jayem.
Kai natomiast stał jak zahipnotyzowany.
Są tutaj po mnie...
- Smith! No chodź! - blondyn pociągnął go za ramię.
Chłopak dość szybko się ogarnął i pobiegł za Lloydem.
Młodszy z nich wbiegł do nowego pomieszczenia i zaczął pakować do dużego plecaka potrzebne rzeczy.
Kai natomiast stał za nim i się przyglądał.
- Uważaj! - krzyknął nagle blondyn.
Smith odwrócił się gwałtownie i ujrzał stojącego za nim mężczyznę, celującego w niego ze snajpera.
Zamarł.
W tym momencie rozległ się strzał.
Mężczyzna upadł, natomiast chłopak w starej kurtce odwrócił się do blondyna.
Zabił go.
- Podobno nie wolno tutaj trzymać broni. - uśmiechnął się pod nosem.
- Nie gadaj tylko, działaj. - Lloyd rzucił mu pistolet i ubrał naładowany plecak.
Chłopak złapał pistolet i wybiegł razem z blondynem z ciemnego pomieszczenia.
Na zewnątrz panowało istne piekło.
Kai zaczął się w to wpatrywać z otwartymi szeroko oczami.
Przecież to było tak spokojnie miejsce.
- Nie stać tak! - ryknął na nich Morro. - Idziemy!
Chłopcy pobiegli za nim wprost do ciemnego lasu.
- Tu ich zgubimy! - szepnął Hakiro.
Kai zauważył wśród nich jeszcze Ronina, Zane'a, Daretha, Cole'a, który niósł na rękach Jaya, oraz kilku innych nieznanych mu chłopaków.
Wszędzie było słychać strzały i krzyki.
- Stać! - wrzasnął Morro.
Wszyscy posłusznie się zatrzymali.
Nad nimi była ogromna przepaść, natomiast pod nimi znajdowała się tylko woda.
- Musimy skoczyć. - zarządził.
Cole spojrzał na Jaya, który zaczął gwałtownie nabierać powietrza.
- Spokojnie, Jay... - szepnął. - Weź jeden duży wdech...
~~~
Hejka~
Miał być rozdział Forbidden Love, ale wattpad nie chciał współpracować :')
Przez najbliższe dwa tygodnie mnie nie będzie, bo jadę do Chorwacji.
Znaczy... Może będę, ale raczej nie pojawią się rozdziały xD
Ale obiecuję, że jak wrócę to pojawi się rozdział Forbidden.
To tyle.
Do zobaczenia~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro