Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11

Wróciłam!
 W górach było fajnie tylko me nogi umarły a ja się spaliłam XD
No ale było warto zobaczyć te widoki ^^♥
W czasie wolnym pisałam na kartkach i mam nowe 3 rozdziały! (ten 3 do dokończenia) 
Więc tak: już nigdy nie będę liczyć pojedyńczych słów na kartce żeby sprawdzić ile jeszcze pozostało do napisania :')

Szysza pozdrawia ♥ xD


***

Obudziłam się widząc za oknem wesołe i kolorowe barwy. Coś niezwykłe jak na porę zimową..

To ten dzień. Dzień, w którym wszystko miało się zmienić. 

Zima jest pełna niespodzianek. Czasem takich co przyprawiają uśmiech na twarzy, a raz takich, od których chcielibyśmy uciec.

Po ubraniu się zeszłam na dół do kuchni, chcąc wziąć coś do jedzenia na drogę. Niedługo miał przyjść po mnie Raph, więc postanowiłam wyjść z domu poczekać tam na niego.

Nie mogę się już doczekać!

Wychodząc zauważyłam mężczyznę, który stał niedaleko. Zawołałam go lecz najwidoczniej nie usłyszał. Podeszłam więc do niego, a gdy byłam wystarczająco blisko odezwałam się:

-Dzień dobry. Może mogłabym pomóc?

Usłyszawszy mnie odwrócił się w moją stronę. Momentalnie zamarłam. Zawszę rozpoznam tą twarz.
-N-niemożliwe.- powiedziałam ledwie słyszalnym tonem.

Mężczyzna położył dłonie na mych ramionach, a ja patrzyłam na niego jakbym zobaczyła ducha. W gruncie rzeczy wszystko na to wskazywało.

Pomrugałam kilka razy powiekami, aby upewnić się czy to wszystko nie jakaś iluzja.

-Mój skarbie..- w tym momencie łzy wraz ze wszystkimi wspomnieniami z dzieciństwa napłynęły mi do oczu. Niezwłocznie rzuciłam się mężczyźnie na szyję.

-Nawet nie wiesz jak mi cię brakowało.- stwierdziłam tłumiąc odgłosy szlochu w gardle.

-Ja także za tobą tęskniłem.- oznajmił ściskając mnie w objęciach.

-Ale przecież sama widziałam.. Tato ty... zginąłeś- powiedziałam z ciężkim sercem odsuwając się od niego. 

Jego dłoń zjawiła się na mym policzku, aby opuszkiem palca wytrzeć spływającą po nim łzę.

-Niedługo sama się wszystkiego dowiesz.- zabrał ręce z mych ramion i patrzył na mnie z czułym uśmiechem.

-Dlaczego nie możesz mi teraz wszystkiego wyjaśnić?- zacisnęłam pięści czując, iż coś jest nie tak.

On tylko westchnął i zamknął oczy. Po chwili ziemia pod nim zaczęła pękać, a jakaś siła odepchnęła mnie od niego. Szybko wstałam, ale gdy chciałam do niego podbiec przede mną pojawiła się wielka dziura, która ciągnęła się wokół Taty.

Wyciągnęłam więc rękę w jego stronę.

-Inami bądź silną dziewczynką.. Kiedyś znowu cię odwiedzę.-powiedział a kawałek gruntu na którym stał zaczynał schodzić na dół, kierując się do wnętrza ziemi.

-Tato proszę!- krzyknęłam ze łzami w oczach, nadal wyciągając rękę w jego stronę.- Nie mogę cię znowu stracić!!- Lecz ten zniknął, a po nim pozostała tylko wielka dziura. 

Nadal krzyczałam nawołując go, myśląc iż może to jakoś pomoże.

W końcu opadłam na podłogę płacząc i nie mogąc się uspokoić.

Otworzyłam oczy..
To był tylko sen. Musiałam sobie przysnąć na trochę.

Usiadłam na łóżku próbując opanować oddech. Spojrzałam w stronę okna.
Już niedługo słońce miało zajść, a na jego miejsce miały pojawić się ciemności wraz z miliardami maleńkich światełek pozostawionych samych sobie na niebie.

Wstałam i obserwowałam zjawisko z poczuciem ulgi.

Gdy noc nadeszła, poczułam iż coś jest nie tak. Całe ciało ogarnął ogromny ból.
Upadłam na podłogę i zwiłam się w kłębek.

Coś zdecydowanie jest nie tak.

Nagle w jamie ustnej poczułam coś znajomego, lecz nadal mi obcego. Ból nasilał się w okolicach pleców. Wykrzywiłam się opierając rękoma o podłogę i otwierając oczy.

Bluzka, którą miałam na sobie uległa zniszczeniu poprzez wyrastające czarne skrzydła.
Ból minął, a ja upadłam ze zmęczenia na brzuch. Po chwili postanowiłam się podnieść i zszokowana tym wszystkim, pójść zobaczyć jak to wygląda.

Weszłam pośpiesznie do łazienki i stając przed lustrem odgarnęłam z mojej twarzy przeszkadzającą część włosów.

-Jasna cholera... No to są jakieś żarty chyba...

Zobaczyłam nadal wiśniowe oko, a gdy otworzyłam usta śnieżno-białe kły wyrastające z dziąseł.
Spojrzałam w tył myśląc, że to kolejny chory sen. Na mych plecach znajdowały się wielkie czarne skrzydła jakby wyrwane z wielkiego nietoperza i wszczepione mnie.

To na pewno jakiś kiepski żart. Kiepski i straszny żart.

Nerwowo wyciągnęłam komórkę z kieszeni spodni.

***

V. Raph

Siedziałem na podłodze w dojo razem z braćmi gdy nagle zadzwonił telefon. Zdezorientowany dźwiękiem, którym nie często da się z niego słyszeć wyjąłem sprzęt.

Widząc zniesmaczone twarze innych utkwione we mnie za zakłócanie im ciszy, odebrałem.

-Haloo?

-Hej Raph, słoneczko zaszło, wszędzie ciemno. Co byś powiedział na nocny patrol z niesamowitym Casey Jones'em??- A.. to tylko ten debil.

-Zadzwoń pojutrze, może wtedy znajdę dla ciebie czas.- odpowiedziałem.

-Pojutrze? Casey Jones nie ma zamiaru tyle na ciebie czekać!

-Trudno.- rozłączyłem się i schowałem komórkę.

Niestety ktoś nie dawał za wygraną. Telefon znowu zaczął wydawać z siebie te same dźwięki. Zirytowany tym, odebrałem.

-Powiedziałem ci już że- zacząłem lecz głos w słuchawce przerwał mi.

-Raph c-coś jest ze mną nie tak.. 

Bardzo dobrze znałem ten głos. Jednak słysząc słowa przez nią wypowiedziane zaniepokoiłem się. Gwałtownie wstałem zwracając tym samym na siebie większą uwagę.

-Zaraz będę.- oznajmiłem po chwili rozłączając się i ruszając w stronę wyjścia.- Niedługo wrócę.

-A ty dokąd?- zaczął Leo.

-Inami mnie potrzebuje.- po oznajmieniu tego, zaraz pożałowałem swych słów. Bowiem bracia zaczęli wysyłać sobie dziwne uśmiechy oraz śmiać się.

Zacisnąłem pięści w zdenerwowaniu i zakłopotaniu.

-Baw się dobrze ze swoją dziewczyną!- krzyknął Mikey

-Tylko się zabezpieczcie..- dodał Donnie, którego miałem ochotę w tamtym momencie zamordować.

-Ona nie jest moją dziewczyną!- wrzasnąłem czując jak pieką mnie poliki.

Nie mam zamiaru słuchać tych głupstw przez cały czas.

-Ej Raph!- zawołał Leonardo tym samym zatrzymując mnie w przejściu.

-Czego?!

-Nie wracaj zbyt późno..

-Ta dobra..- znowu ruszyłem tym razem wychodząc w spokoju.

***

Biegłem tak szybko jak mogłem. Nie wiedziałem o co chodzi, ale byłem pewien, że muszę pojawić się tam jak najszybciej.

Gdy dotarłem do jej domu wszedłem do środka poprzez otwarte okno z jej pokoju.

Środek pomieszczenia jak i dwór wypełniały grobowe ciemności. Jednak przyzwyczaiwszy się do nich ujrzałem ciemną sylwetkę siedzącą na łóżku.

-Inami?- zapytałem widząc iż nie zauważyła mnie.

Od razu podniosła głowę w moją stronę.  

-Nareszcie.- usłyszałem w jej głosie ulgę. Usiadłem obok.

-Co się stało?- usłyszawszy moje pytanie zwiesiła głowę i ruszyła do włącznika światła.

Po usłyszeniu kliknięcia ciemność zniknęła, a ja nareszcie zobaczyłem jej piękną twarz. Jednak dopiero później zwróciłem uwagę na wystające kły oraz wielkie czarne skrzydła.

-To się stało..- odpowiedziała zaplatając obie ręce. Na jej twarzy widniał wyraz niepokoju jak i uroczy rumieniec. 

Uśmiechnąłem się w zakłopotaniu, lecz ujrzawszy wyraz jej twarzy, odkaszlnąłem zachowując powagę.

-Widocznie antymutagen Donnie'go nie zadziałał w pełni.

-I co ja mam teraz zrobić?- zapytała siadając obok mnie.

Nie wiem dlaczego, ale gdy jest przy mnie moje serce zaczyna bić jak oszalałe. Chwyciłem jej rękę.

-Wiesz teraz będziesz mogła trochę pozwiedzać w ciepłych krajach.- uśmiechnąłem się zadziornie. Chciałem tylko trochę ją rozluźnić.

-Bardzo zabawne..- zabrała dłoń i odwróciła głowę. Już miałem zamiar ją jakoś udobruchać, ale zobaczyłem, że zaczęła się śmiać. 

Uderzyła mnie w ramię na co się lekko wzdrygnąłem.
-Au...-powiedziałem cicho ze śmiechem.

-Następnym razem będzie mocniej.- stwierdziła z uśmiechem na twarzy.

***
Gwiazdko zostaw jakiś znak po sobie!


hyhy coś tu się zaczyna rozkręcać B^











Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro