11
Wróciłam!
W górach było fajnie tylko me nogi umarły a ja się spaliłam XD
No ale było warto zobaczyć te widoki ^^♥
W czasie wolnym pisałam na kartkach i mam nowe 3 rozdziały! (ten 3 do dokończenia)
Więc tak: już nigdy nie będę liczyć pojedyńczych słów na kartce żeby sprawdzić ile jeszcze pozostało do napisania :')
Szysza pozdrawia ♥ xD
***
Obudziłam się widząc za oknem wesołe i kolorowe barwy. Coś niezwykłe jak na porę zimową..
To ten dzień. Dzień, w którym wszystko miało się zmienić.
Zima jest pełna niespodzianek. Czasem takich co przyprawiają uśmiech na twarzy, a raz takich, od których chcielibyśmy uciec.
Po ubraniu się zeszłam na dół do kuchni, chcąc wziąć coś do jedzenia na drogę. Niedługo miał przyjść po mnie Raph, więc postanowiłam wyjść z domu poczekać tam na niego.
Nie mogę się już doczekać!
Wychodząc zauważyłam mężczyznę, który stał niedaleko. Zawołałam go lecz najwidoczniej nie usłyszał. Podeszłam więc do niego, a gdy byłam wystarczająco blisko odezwałam się:
-Dzień dobry. Może mogłabym pomóc?
Usłyszawszy mnie odwrócił się w moją stronę. Momentalnie zamarłam. Zawszę rozpoznam tą twarz.
-N-niemożliwe.- powiedziałam ledwie słyszalnym tonem.
Mężczyzna położył dłonie na mych ramionach, a ja patrzyłam na niego jakbym zobaczyła ducha. W gruncie rzeczy wszystko na to wskazywało.
Pomrugałam kilka razy powiekami, aby upewnić się czy to wszystko nie jakaś iluzja.
-Mój skarbie..- w tym momencie łzy wraz ze wszystkimi wspomnieniami z dzieciństwa napłynęły mi do oczu. Niezwłocznie rzuciłam się mężczyźnie na szyję.
-Nawet nie wiesz jak mi cię brakowało.- stwierdziłam tłumiąc odgłosy szlochu w gardle.
-Ja także za tobą tęskniłem.- oznajmił ściskając mnie w objęciach.
-Ale przecież sama widziałam.. Tato ty... zginąłeś- powiedziałam z ciężkim sercem odsuwając się od niego.
Jego dłoń zjawiła się na mym policzku, aby opuszkiem palca wytrzeć spływającą po nim łzę.
-Niedługo sama się wszystkiego dowiesz.- zabrał ręce z mych ramion i patrzył na mnie z czułym uśmiechem.
-Dlaczego nie możesz mi teraz wszystkiego wyjaśnić?- zacisnęłam pięści czując, iż coś jest nie tak.
On tylko westchnął i zamknął oczy. Po chwili ziemia pod nim zaczęła pękać, a jakaś siła odepchnęła mnie od niego. Szybko wstałam, ale gdy chciałam do niego podbiec przede mną pojawiła się wielka dziura, która ciągnęła się wokół Taty.
Wyciągnęłam więc rękę w jego stronę.
-Inami bądź silną dziewczynką.. Kiedyś znowu cię odwiedzę.-powiedział a kawałek gruntu na którym stał zaczynał schodzić na dół, kierując się do wnętrza ziemi.
-Tato proszę!- krzyknęłam ze łzami w oczach, nadal wyciągając rękę w jego stronę.- Nie mogę cię znowu stracić!!- Lecz ten zniknął, a po nim pozostała tylko wielka dziura.
Nadal krzyczałam nawołując go, myśląc iż może to jakoś pomoże.
W końcu opadłam na podłogę płacząc i nie mogąc się uspokoić.
Otworzyłam oczy..
To był tylko sen. Musiałam sobie przysnąć na trochę.
Usiadłam na łóżku próbując opanować oddech. Spojrzałam w stronę okna.
Już niedługo słońce miało zajść, a na jego miejsce miały pojawić się ciemności wraz z miliardami maleńkich światełek pozostawionych samych sobie na niebie.
Wstałam i obserwowałam zjawisko z poczuciem ulgi.
Gdy noc nadeszła, poczułam iż coś jest nie tak. Całe ciało ogarnął ogromny ból.
Upadłam na podłogę i zwiłam się w kłębek.
Coś zdecydowanie jest nie tak.
Nagle w jamie ustnej poczułam coś znajomego, lecz nadal mi obcego. Ból nasilał się w okolicach pleców. Wykrzywiłam się opierając rękoma o podłogę i otwierając oczy.
Bluzka, którą miałam na sobie uległa zniszczeniu poprzez wyrastające czarne skrzydła.
Ból minął, a ja upadłam ze zmęczenia na brzuch. Po chwili postanowiłam się podnieść i zszokowana tym wszystkim, pójść zobaczyć jak to wygląda.
Weszłam pośpiesznie do łazienki i stając przed lustrem odgarnęłam z mojej twarzy przeszkadzającą część włosów.
-Jasna cholera... No to są jakieś żarty chyba...
Zobaczyłam nadal wiśniowe oko, a gdy otworzyłam usta śnieżno-białe kły wyrastające z dziąseł.
Spojrzałam w tył myśląc, że to kolejny chory sen. Na mych plecach znajdowały się wielkie czarne skrzydła jakby wyrwane z wielkiego nietoperza i wszczepione mnie.
To na pewno jakiś kiepski żart. Kiepski i straszny żart.
Nerwowo wyciągnęłam komórkę z kieszeni spodni.
***
V. Raph
Siedziałem na podłodze w dojo razem z braćmi gdy nagle zadzwonił telefon. Zdezorientowany dźwiękiem, którym nie często da się z niego słyszeć wyjąłem sprzęt.
Widząc zniesmaczone twarze innych utkwione we mnie za zakłócanie im ciszy, odebrałem.
-Haloo?
-Hej Raph, słoneczko zaszło, wszędzie ciemno. Co byś powiedział na nocny patrol z niesamowitym Casey Jones'em??- A.. to tylko ten debil.
-Zadzwoń pojutrze, może wtedy znajdę dla ciebie czas.- odpowiedziałem.
-Pojutrze? Casey Jones nie ma zamiaru tyle na ciebie czekać!
-Trudno.- rozłączyłem się i schowałem komórkę.
Niestety ktoś nie dawał za wygraną. Telefon znowu zaczął wydawać z siebie te same dźwięki. Zirytowany tym, odebrałem.
-Powiedziałem ci już że- zacząłem lecz głos w słuchawce przerwał mi.
-Raph c-coś jest ze mną nie tak..
Bardzo dobrze znałem ten głos. Jednak słysząc słowa przez nią wypowiedziane zaniepokoiłem się. Gwałtownie wstałem zwracając tym samym na siebie większą uwagę.
-Zaraz będę.- oznajmiłem po chwili rozłączając się i ruszając w stronę wyjścia.- Niedługo wrócę.
-A ty dokąd?- zaczął Leo.
-Inami mnie potrzebuje.- po oznajmieniu tego, zaraz pożałowałem swych słów. Bowiem bracia zaczęli wysyłać sobie dziwne uśmiechy oraz śmiać się.
Zacisnąłem pięści w zdenerwowaniu i zakłopotaniu.
-Baw się dobrze ze swoją dziewczyną!- krzyknął Mikey
-Tylko się zabezpieczcie..- dodał Donnie, którego miałem ochotę w tamtym momencie zamordować.
-Ona nie jest moją dziewczyną!- wrzasnąłem czując jak pieką mnie poliki.
Nie mam zamiaru słuchać tych głupstw przez cały czas.
-Ej Raph!- zawołał Leonardo tym samym zatrzymując mnie w przejściu.
-Czego?!
-Nie wracaj zbyt późno..
-Ta dobra..- znowu ruszyłem tym razem wychodząc w spokoju.
***
Biegłem tak szybko jak mogłem. Nie wiedziałem o co chodzi, ale byłem pewien, że muszę pojawić się tam jak najszybciej.
Gdy dotarłem do jej domu wszedłem do środka poprzez otwarte okno z jej pokoju.
Środek pomieszczenia jak i dwór wypełniały grobowe ciemności. Jednak przyzwyczaiwszy się do nich ujrzałem ciemną sylwetkę siedzącą na łóżku.
-Inami?- zapytałem widząc iż nie zauważyła mnie.
Od razu podniosła głowę w moją stronę.
-Nareszcie.- usłyszałem w jej głosie ulgę. Usiadłem obok.
-Co się stało?- usłyszawszy moje pytanie zwiesiła głowę i ruszyła do włącznika światła.
Po usłyszeniu kliknięcia ciemność zniknęła, a ja nareszcie zobaczyłem jej piękną twarz. Jednak dopiero później zwróciłem uwagę na wystające kły oraz wielkie czarne skrzydła.
-To się stało..- odpowiedziała zaplatając obie ręce. Na jej twarzy widniał wyraz niepokoju jak i uroczy rumieniec.
Uśmiechnąłem się w zakłopotaniu, lecz ujrzawszy wyraz jej twarzy, odkaszlnąłem zachowując powagę.
-Widocznie antymutagen Donnie'go nie zadziałał w pełni.
-I co ja mam teraz zrobić?- zapytała siadając obok mnie.
Nie wiem dlaczego, ale gdy jest przy mnie moje serce zaczyna bić jak oszalałe. Chwyciłem jej rękę.
-Wiesz teraz będziesz mogła trochę pozwiedzać w ciepłych krajach.- uśmiechnąłem się zadziornie. Chciałem tylko trochę ją rozluźnić.
-Bardzo zabawne..- zabrała dłoń i odwróciła głowę. Już miałem zamiar ją jakoś udobruchać, ale zobaczyłem, że zaczęła się śmiać.
Uderzyła mnie w ramię na co się lekko wzdrygnąłem.
-Au...-powiedziałem cicho ze śmiechem.
-Następnym razem będzie mocniej.- stwierdziła z uśmiechem na twarzy.
***
Gwiazdko zostaw jakiś znak po sobie!
hyhy coś tu się zaczyna rozkręcać B^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro