Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10

(kocham ten filmik ♥x'D)


Widząc wszystkich zaczęłam sobie zdawać sprawę co tu się wczoraj stało.. Wzięłam lusterko, które nadal było niedaleko i odsłoniłam ręką grzywkę przy lewym oku. 
Niestety pozostało wiśniowego koloru.
Hm, no nic. Da się z tym żyć.

Najwyżej inni mi nie dadzą.

Po chwili zauważyłam jak Raph podnosi się do siadu i ziewa.
Nawet szybko mi poszło zapamiętanie ich imion..

-Dzień dobry- odezwałam się w stronę podnoszącego się. 

-Ta dobry.. Widzę, że się wyspało co?- Usiadł koło mnie na kanapie.

Teraz gdy wiem, że to on, jest mi jakoś lżej.

-Raphael Hamato, 16 lat, ninja żółw mutant- powiedział zabawnym tonem i wyciągnął rękę w moją stronę- miło mi cię poznać.

-Co?..

-No co? Wcześniej gdy cię poznałem tylko wrzeszczałaś albo leżałaś nieprzytomna, nie miałem okazji się przedstawić...

 Czy on wie, że to wszystko zabrzmiało trochę niepokojąco?..

-Inami Sakei, 15 lat, człowiek, któremu zniknęły kły, ale oko ciągle takie samo...- uścisnęliśmy sobie ręce. 

-Faktycznie, nie zauważyłem..

Rozmowa mijała super. Znaleźliśmy sporo wspólnych tematów. Niektóre szczegóły z mojego życia pominęłam.. Wolałam słuchać jak on opowiada.

-Aww wyglądacie tak uroczo..- Usłyszeliśmy czyjś głos. Rozejrzeliśmy się po salonie i dostrzegliśmy Mikey'go, który leżąc na brzuchu, machając nogami i podpierając się rękoma  patrzył na nas.

Uśmiechnęłam się do niego miło.

-Zamknij się- powiedział Raphael i wstał. Odszedł do kuchni i wrócił ze szklankami wody. Podziękowałam i wypiłam zawartość.

Wyjęłam telefon z kieszeni, by spojrzeć na godzinę. Już 10?

Wstałam i przyglądałam się reszcie jak śpią.
Odwróciłam się w stronę Raph'a.
Od razu wiedział o co mi chodzi.

-Odprowadzę cię.- podszedł do mnie i ruszyliśmy w stronę wyjścia tak, aby nikogo nie obudzić. 

-Pa Mikey, miło było was poznać.- pomachałam w jego stronę na pożegnanie.

-Czekaj!- Podbiegł i przytulił mnie bardzo mocno..
Po chwili dostałam ataku 'paniki'.
Próbowałam się wydostać z jego objęć, tak żeby nie zrobić mu przykrości, ale nie dawał za wygraną.. 

Po chwili odepchnęłam go krzycząc, a on sam wylądował na drugim końcu pokoju.

Wzdrygnęłam się i patrzyłam na niego z przerażeniem. Wszyscy zaczęli się budzić, w tym czasie Raphael pobiegł do swojego brata.

 April Spojrzała na Mikey'go i Raph'a z szokiem. Przeniosła wzrok na mnie.

Przełknęłam ślinę i zrobiłam krok w tył.

-Poczekaj, to nic.. Nie denerwuj się.- powoli podchodziła do mnie, a ja stałam jak wryta nie wiedząc co mam zrobić. Chciałam jak najszybciej stamtąd uciec, ale miałabym zostawić ich tak po prostu?

Była coraz bliżej. Odwróciłam wzrok na podłogę i chwyciłam się swoich ramion.
Nie chcę aby podchodziła... Jednak to nie z jej domem było coś nie tak..

Zacisnęłam ręce jeszcze mocniej.

Latające przedmioty, wybuchające lampy na ulicy, moje ataki... To ja jestem jakaś nawiedzona.

W jakimś momencie poczułam na sobie jej dotyk. Szybko podniosłam na nią wzrok, a ta odleciała niedaleko spadając na tyłek, lecz szybko się podniosła, a ja czułam spojrzenia wszystkich oczu, które utkwiły we mnie.

Jestem niebezpieczna dla otoczenia.. No fajnie. 

-Przepraszam!- krzyknęłam i ruszyłam w stronę wyjścia. Nie mogę pozwolić żeby jeszcze komuś coś się stało.

W pewnym momencie poczułam jak ktoś łapie za moją dłoń. 

-Powiedziałem przecież, że cię odprowadzę.- spojrzałam na uśmiechniętą twarz Raphaela i czując jak łzy napływają mi do oczu, oparłam głowę o jego tors oraz zacisnęłam pięści. Nie chciałam, żeby widział mnie w takim stanie..

***

Gdy emocje opadły Karai z Casey'm wyszli, Splinter poszedł do swojego dojo, a ja usiadłam znowu na tą samą kanapę. 

-Posłuchaj.. Nie wiem od czego zacząć- April chodziła przede mną w prawo i lewo zastanawiając się jak poskładać w całość swoje słowa, które zaraz miała wypowiedzieć.

-Jeszcze raz was przepraszam.. Mikey... April..-powiedziałam cicho spoglądając na nich.

-Nic się nie stało, mam twardą skorupę.- oznajmił Michaelangelo, eksponując swoje mięśnie. 

Siedziałam tak a inni kręcili się wokół mnie.
Nagle April gwałtownie zatrzymała się w miejscu i klasnęła w ręce, na co ja jak i reszta, wzdrygnęliśmy się.

Żeby tak straszyć ludzi... i żółwie?.. mutanty?
dobra nieważne..

-Dobra, to powiem w skrócie..- ukucnęła przy mnie, a ja byłam tylko wstanie spojrzeć wielkimi oczyma wprost w jej poważny wzrok.- Nie jesteś normalną dziewczyną..

No to to ja już wiem od urodzenia...

-Jesteś kimś w rodzaju pół-mutantki... Jak ja.- powiedziała to tak spokojnie i z uśmiechem kładąc rękę na klatce piersiowej, ale gdy ujrzała moją twarz mówiącą:"wtf co ty do mnie mówisz kobieto" odwróciła na chwilę wzrok musząc zrobić duży wdech.-Tylko nie mam pojęcia jak to możliwe..- dodała już trochę ciszej.

-Jak ty, to znaczy, że..?

-Tak, ja także mam te nadnaturalne zdolności co ty.- wyciągnęła rękę naprzeciwko siebie, a jej tanto jakby podleciało do niej i obracało się w powietrzu.
Musiałam zamknąć na chwilę oczy, aby nie wyleciały z wrażenia.

Żółwi bracia także słuchali wszystkiego z zaciekawieniem i ani myśleli przerwać nam tej pogadanki.

-Czyli, ja też tak umiem?- Po prostu nie mogłam uwierzyć, w to co się działo.

-Jasne.. Tylko musisz nauczyć się kontrolować swoją moc.

Mutagen, żółwie mutanty, ja jako nietoperz, dziwne oko, latające przedmioty, dziwni faceci, April, która mówi mi, że obie jesteśmy w połowie mutantkami..
To wszystko brzmi jak jakiś kiepski żart..
A jednak.. To wszystko tylko fragmenty mojego kiepskiego życia. (takie pocieszenie)

Czuję, że jednak mój umysł tego nie wytrzyma..

***

Po jakimś czasie ustanowiliśmy, iż April będzie uczyć mnie samokontroli w dojo u żółwi.
Będzie ciekawie.

Raph jak powiedział, tak zrobił. Odprowadził mnie prosto do domu. Jak na kogoś kto chce zgrywać twardziela jest całkiem uroczym przyjacielem. (czuj frendzone- dop. Autora XD)
Pożegnaliśmy się "żółwikiem"... O ironio...
Umówiliśmy się, iż jutro z samego rana przyjdzie po mnie i zabierze mnie do ich kryjówki.

Nie mogę się już doczekać!

***

Weszłam do domu, który jak się okazało, był wciąż pusty.
Spojrzałam na godzinę w telefonie. 

Kiedy zrobiła się 16:30??(akurat teraz mam tę godzinę na zegarku ok- dop. Autora xD)...
Czas zdecydowanie za szybko leci..

Po wzięciu czegoś z lodówki oraz szklanki z piciem od razu ruszyłam w stronę swojego pokoju.
I tak nie mam nic do roboty dopóki mama nie wróci.

Postanowiłam trochę poćwiczyć. Różne przedmioty ułożyłam na podłodze i usiadłam między nimi.

Okey to co teraz...

Podniosłam energicznie rękę do góry jak to April zrobiła.... Ale nic się nie stało.
Spojrzałam na to wszystko z zaciekawieniem.
Czemu jak chcę żeby coś się stało to nic się nie dzieje..???

Po chwili usłyszałam z dołu dźwięk odkluczanych drzwi wejściowych. Wróciła moja rodzicielka..
Szybko wstałam i rozejrzałam się po pokoju.
  
Muszę posprzątać zanim tu wejdzie.

Natychmiast podniosłam wszystko z ziemi i włożyłam do jakiejś szafy. Później się tym zajmę.
Jej kroki było słychać coraz wyraźniej. Po chwyceniu jakiejś książki z półki rzuciłam się na łóżko.

Drzwi od pokoju otworzyły się, a w nich stanęła ona.
Rozejrzała się tylko i rzuciła mi jakąś małą paczuszkę na łóżko.

-Dzięku- zanim dokończyłam zamknęła energicznie drzwi.. Tak ja też się cieszę, że cię widzę mamo.

Chwyciłam prezent i otworzyłam go. W środku był nawet fajny czarny długopis.
Zawsze o takim marzyłam wręcz.. (czuj sarkazm)

Przynajmniej ci coś kupiła, nie narzekaj..

Teraz wystarczy poczekać do jutra, bo to właśnie od jutra miałam się zmienić na lepsze. Przynajmniej tak mi się wydaje..

***
Gwiazdko zostaw jakiś znak po sobie!

Z ważywszy na to iż w poniedziałek wyjeżdżam i wracam za tydzień, następna część pojawi najszybciej 3 dni po powrocie. (sorry)

Szysza pozdrawia ^^
(pssst... jak tam wakacje?)















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro