30. Zmiany
*Rachel*
Serce zaczęło bić mi coraz szybciej. W wejściu stał Gabriel Agreste we własnej osobie i wpatrywał się we mnie z ogromnym szokiem. Jego oczy miały dziwny różowy poblask. Nie wydawało mi się, żeby takie miał.
- Co... Co ty tu robisz? - zapytał i powolnym krokiem zaczął do mnie podchodzić. Starałam się zachować spokój, jednak i to mi się nie udało. Po moim ciele przeszły dreszcze i zaczęłam drżeć ze strachu. Superbohaterka oko w oko z Władcą Ciem. Masakra jakaś!
- Ja? Mnie tu nie ma, jestem tylko pana wyobrażeniem, taaak - powiedziałam niepewnie i wstałam. Mężczyzna był już coraz bliżej.
- Nie jestem głupi. Wyraźnie cię widzę - odparł z zadziwiającym spokojem w głosie. - Jesteś superbohaterką.
- Nie, po prostu uciekłam z maskarady! Oczywiście, że nią jestem! - odpowiedziałam z udawaną pewnością siebie. W tym momencie ciężko było mi się skupić, jednak starałam się być dobrej myśli.
- W takim razie... - bałam się co może teraz powiedzieć. Zacisnął oczy, stał już tuż przede mną. Otworzył je znowu. Straciły różowy poblask. - Pomóż mi.
- Co? - zdziwiłam się.
- Nie mam wiele czasu, ona wyczuwa gdy odzyskuję kontrolę.
- Kto?
- Pawica - powiedział to z takim przerażeniem w głosie, że aż się przestraszyłam. Drgnęłam. - Ona... Jest moją żoną... Właściwie to nie jest. Wybudziła się z Pawiej Śpiączki. Kiedyś używała uszkodzonego Miraculum Pawia. Jej stan z dnia na dzień się pogarszał. Po jakimś czasie zapadła w sen. Skoro tu jesteś, zapewne wiesz kim jestem.
- Władca Ciem.
- Dokładnie. Robiłem to, żeby zdobyć moc absolutną, dzięki której mógłbym jak najszybciej ją wybudzić, ale było już za późno. Przemieniła się z dobrej i uczynnej kobiety w potwora.
- Jak można ją uratować?
- Zniszczyć. Zniszczyć Miraculum. Uciekaj. Czuję, że znowu przejmuje nade mną kontrolę - rzekł ze stoickim spokojem w głosie. Zacisnął oczy. Wiedziałam, że muszę już wiać.
Jak najszybciej wybiegłam z gabinetu i opuściłam willę. Wpadłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Musiałam z kimś porozmawiać o tym, co tam zaszło. Niestety Chloe ma teraz zajęcia tańca, a reszta pewnie gdzieś poszła. Pozostała mi tylko moja kwami.
- Codyy, to za dużo! - jęknęłam.
- Źle zrobiłaś idąc tam - odparła kwami i wsadziła sobie do pyszczka kolejną miętówkę. - Co jeśli Gabriel się wygada?
- Nie będzie aż tak źle. Pawica nie zna mojej tożsamości.
- Może zacząć cię śledzić.
- Racje, ale... Przynajmniej dowiedziałam się czegoś interesującego. Myślałam, że to Nathalie jest pawicą, ale skoro to Emilie... To nawet nie jest Emilie! Ona nie jest sobą, jest chora? Chyba tak można to nazwać - zakryłam oczy rękami i zbyt intensywnie je przetarłam. Zaczęły piec, ale nie było to niestety największym moim zmartwieniem. - Oh, Codyy! Tyle się ostatnio zdarzyło! Zaczynając od tego, że trafiłam do mojego ulubionego serialu, a kończąc na uszkodzonym Miraculum.
- To faktycznie dużo - odparła malutka sówka i usiadła mi na brzuchu. - Jesteś wyjątkowa Rachel. Wiem, że zazwyczaj cię upokarzam, ale... ja cię lubię, naprawdę. Bije od ciebie niesamowita energia. To coś niezwykłego, magicznego! Nie jestem w stanie tego zidentyfikować. Możliwe, że to twoja niesamowita osobowość.
- Naprawdę?
- Nie, na niby! - obie zaśmiałyśmy się. Wstałam, a Codyy przytuliła się do mojego policzka. Bardzo pocieszyły mnie jej słowa i zmotywowały do dalszego działania.
- Wiesz co, Codyy?
- Hmm?
- Nie odchodzę. Moją misją jest pokonanie Pawicy! Zostałam do tego Wybrana... - w tym momencie oślepiło mnie niebieskie światło.
*Chloe*
Szłam ulicą w kierunku mojego domu. Zaczął padać deszcz, więc otworzyłam parasolkę. Muszę się w końcu przygotować do spotkania z Mistrzem. Dzisiaj mamy iść tam w naszych cywilnych formach, żeby nie wzbudzać sensacji.
Ja tam lubię być w centrum uwagi.
Gdy znalazłam się już w domu, spojrzałam w lustro. Wyglądałam jak zwykle nienagannie. Ale czy to byłam ja...?
Przez ostatni miesiąc znacznie się zmieniłam. Już nie byłam tą samą rozpieszczoną blond laską, która wszystkim dokucza. Nadal co prawda brakowało mi do ideału, ale każdy musi przyznać, że jestem lepsza. Może to już czas zmienić swój wygląd?
Obejrzałam się dokładnie z każdej strony. Markowe ciuchy, makijaż zakrywający wszystkie niedoskonałości, idealna fryzura. Czy ja byłam idealna? Z pewnością nie.
Tak, to chyba czas na wielką zmianę.
Marinette okazała się być Biedronką - bohaterką, którą zawsze podziwiałam, a mój przyjaciel z dzieciństwa, Adrien, Czarnym Kotem. Nie wspomnę już o Alyi i Ninie. Wszystkich obrażałam (z wyjątkiem Adriena, bo chciałam się mu przypodobać), a oni w dalszym ciągu mi pomagali. Świat dał mi tyle dobra, a ja to wszystko zmarnowałam.
Wzięłam do ręki płatek kosmetyczny i wylałam na niego odrobinę płynu do demakijażu. Zmywałam powoli maskę, którą na sobie nosiłam. Gdy to już skończyłam doznałam szoku.
Dobrze znałam moją twarz, ale z pewnością w lustrze zobaczyłam inną osobę.
Wzięłam do ręki nożyczki. Zawahałam się. Czy na pewno chcę aż tak wielkiej zmiany? Moje włosy zawsze były piękne. Długie, zadbane o niespotykanym kolorze. Czy jestem gotowa na ścięcie?
- Zrób to, Chloe - namawiała mnie moja kwami. Miraculum Pszczoły również zmieniło moje życie. Pomogło mi zbudować mój nowy charakter, stać się osobą, którą zawsze chciałam być. Tak wiele zawdzięczam tej, z pozoru brzydkiej, broszce.
Ciach, ciach. Kolejne kosmyki moich włosów zaczęły spadać na podłogę. Wpatrywałam się w nie ze smutnym uśmiechem.
Skończyłam.
Oficjalnie zaczęłam nowy rozdział w swoim życiu.
Lepszy rozdział.
*Rachel*
Po chwili światło zgasło, a mnie strasznie zaczęły piec plecy. Głowa zaczęła mnie niemiłosiernie boleć.
- Codyy, co się stało?
- Nie mam bladego pojęcia, ale... Twoje plecy. Świecą - odpowiedziała przerażona i wskazała na coś łapką. Powoli zaczęłam przetwarzać tę informację.
- Moje plecy świecą?! - zdjęłam bluzkę i podeszłam do jakiegoś lustra. Starałam się spojrzeć do tyłu, ale nie udało mi się to całkowicie. Było to jednak wystarczające, żeby dostrzec zielone znamiona. - Że co?! Codyy, dałabyś radę zrobić im zdjęcie?
- Postaram się - mała sówka weszła w telefon i podleciała do mnie. Wyglądało to bardzo dziwnie, przecież telefon nie może latać. Usłyszałam dźwięk robionego zdjęcia. Czyli jednak się udało.
- Pokaż to - wzięłam do ręki telefon, a kwami wyszła z niego. Wpisałam hasło i weszłam w galerię. Były tam trzy zdjęcia. Wybrałam to najwyraźniejsze.
Okazało się, że na górnej części moich pleców, prawie na szyi, znajduje się pięć świecących zielonych znaków.
Czas na zmiany!
Kolejny rozdział z maratonu! To już piąty!
Napiszcie jak wam się podobał, a ja idę czytać lekturę!
Au revoir!
Jutro szkoła... Ehhh.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro