Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27. BOŻE, NIE WIERZĘ!

*Rachel*

Jak mogłam być taka głupia! To wszystko przez mój długi język. Nigdy nie potrafiłam dotrzymywać tajemnic i chyba nigdy nie będę umiała tego robić. 

Przez całą noc nie spałam, ciągle myślałam o wydarzeniach z wczorajszego wieczoru. Nadal jestem zła na babcię i dziadka za to, że nie powiedzieli mi o ich niesamowitej przeszłości. Nie wspomnieli nigdy, że kiedyś byli superbohaterami i zwalczali posiadacza Miraculum Sowy Śnieżnej, mojego Miraculum, przed zniszczeniem świata. Podobno poddał się, ale zamiast oddać spinki, przeniósł ją w jakieś miejsce, gdzie nikt go nie znajdzie. Od tamtej pory wsuwka z piórem stała się jednym z Piętnastu Zaginionych Klejnotów. A ja ją znalazłam.

Przez te całe rozmyślanie, kompletnie się nie wyspałam, a jeszcze muszę iść do szkoły. Coś czuję, że tam też nikt nie da mi spokoju. Przecież gdy już znają moją tożsamość... Eh, nienawidzę siebie za to.

Z depresyjnym nastrojem wstałam i ubrałam się w jakieś ładne ciuszki. Jak na złość wybrałam czarną bluzkę z białą sową! Do tego dobrałam jeszcze czarną spódniczkę, czarne rajstopy i czarne creepersy. Włosy spięłam w wysokiego kucyka. W gumkę wpięłam jeszcze swoją spinkę. Z myślą, że już wyglądam dobrze, nacisnęłam klamkę z zamiarem wyjścia z pokoju. Niestety ktoś mi przeszkodził:

- Na pewno chcesz iść w takim stanie do szkoły? - zapytała ze śmiechem Codyy i podała mi lusterko. Ta mała wredota oczywiście musiała przypomnieć mi o swoim istnieniu. Wzięłam lusterko i spojrzałam w nie. Zobaczyłam trupa. Dosłownie. Moja skóra stała się bardzo blada, a wory pod oczami miały bardzo intensywny kolor. Oczy były bardzo nieobecne i przymrużone, a usta wysuszone.

- Masz rację. Wyglądam jak trup! - usiadłam przy biurku i wyjęłam swoje kosmetyki z szafki. Trochę podkładu, pudru i różu i znów powrócę do świata żywych.

Szybko wykonałam makijaż i zadowolona z efektów zeszłam na śniadanie. Miałam jeszcze mnóstwo czasu, więc postanowiłam zrobić sobie jajecznicę. Gdy już ją zjadłam, poszłam do łazienki umyć zęby i pędem ruszyłam do szkoły. Z trzydziestu minut zrobiło się pięć i przez to nie zdążyłam zrobić sobie drugiego śniadania.

Wpadłam szybko do jakiejś piekarni obok szkoły, jak się okazało do tej rodziców Marinette. Wypatrzyłam sobie croissanty z nadzieniem wiśniowo-śmietankowym i kupiłam parę sztuk. Przestałam się już spieszyć, bo i tak już się spóźniłam.

Weszłam do budynku szkoły i wyjęłam z kieszeni plan lekcji. Jak się okazało teraz mamy chemię. Pani Mandelejew mi tego nie daruje! 

Nie zastanawiając się dłużej weszłam do klasy i usiadłam w swojej ławce. Z myślą, że nauczycielka nie zauważyła mojego wejścia, odetchnęłam. Niestety źle myślałam.

- Panienko Chartier, do odpowiedzi! - jeszcze tego mi brakowało, przez swoje bohaterskie obowiązki niczego się nie nauczyłam. Rodzice z pewnością nie będą zadowoleni z oceny.

- Przepraszam panią. Niestety... nie nauczyłam się.

- Byłaś jedną z moich najlepszych uczennic. Zawiodłam się na tobie - nie tylko ty się na mnie zawiodłaś, wiesz? - Nie tylko ja? A kto jeszcze?

Powiedziałam to na głos. O nie... Ja na prawdę muszę się bardziej pilnować. Jak dalej będę jaka jestem, to cały świat mnie znienawidzi. Przecież wszyscy bohaterowie z drużyny mają do mnie urazę, przez moje wczorajsze zachowanie! Znaczy, nie mówili mi tego, ale jestem pewna.

Chwila. Ci superbohaterowie chodzą ze mną do klasy.

Niedobrze! Będę musiała ich unikać!

- Odpowiadaj, jak do ciebie mówię! - powiedziała wiedźma, to znaczy, moja ukochana chemiczka. Tak, to miałam na myśli.

Rachel, co się z tobą ostatnio dzieje!

- Jakie było pytanie? He, he... - zaśmiałam się krótko i spojrzałam na nauczycielkę modląc się w duchu, żeby odpuściła.

- Nie ważne. Tracimy przez Ciebie lekcję - całe szczęście. Czuję, że to nie koniec problemów na dziś.

Zadzwonił dzwonek. Lekcja się skończyła. Jak najszybciej ulotniłam się z klasy, z nadzieją, że nikt mnie nie znajdzie. Niestety, nadzieja matką głupich, czyli mnie, i ktoś jednak postanowił ze mną porozmawiać.

- Wszystko w porządku Rachel? Jesteś dzisiaj taka... Zmęczona? Ciężko stwierdzić, ale nie wyglądasz dobrze - obok mnie usiadł rudowłosy chłopak. Jeszcze jego mi tu brakowało.

- Nic nie jest w porządku! Dlaczego ja ci cokolwiek mówię?! Przecież... Nie ważne! - wstałam i zostawiłam chłopaka samego. Niestety to oczywiście nie koniec kłopotów. Kto by się spodziewał?!

- Cześć Rachel - przywitała się ze mną Marinette. - Chciałam cię przeprosić...

- Za co? - zdziwiłam się.

- Za to, że nazwałam cię sługą Władcy Ciem.

- Przyjęte! - zaśmiałyśmy się obie i pokierowałyśmy do szafek. Jednak ni stąd ni zowąd przede mną i brunetką stanął Adrien.

- Cześć dziewczyny! Rachel, jak po... wczoraj? - w tym momencie Marinette uniosła do góry jedną brew. Pewnie myśli, że ja i Adrien coś do siebie czujemy! Pff...

- Świetnie i...

- Witaj Rachel! Naprawdę, nie wierzę, że to zrobiłaś! Widziałaś ich miny! Zrobiłam zdjęcia - tym razem przerwała mi Chloe i wymachiwała mi telefonem przed twarzą.

- Tak... były bardzo...

-Siema! Jak leci? - przywitał się Nino. - O! Rachel...

- Cześć skarbie, cześć wszystkim! - podeszła do nas Alya i objęła swojego chłopaka. Mrugnęła do mnie.

- Czemu wszyscy uczepiliście się mnie dzisiaj? - zapytałam. Właśnie otoczona byłam przez obrońców Paryża w ich cywilnej wersji. Boże, jak to dziwnie brzmi!

- Powinnaś wiedzieć! - odezwali się wszyscy na raz. Ta sytuacja jest dziwniejsza z każdą mnutą od tej z wczorajszego wieczoru! Jest przerażająca i śmieszna jednocześnie... Boże! Co ja robię ze swoim życiem! Powinnam była dać się złapać Amelie i już nigdy tu nie wracać!

- Dobra... Chciałam was przeprosić za to całe wczorajsze zamieszanie. Przepraszam za mój niezwykle długi język. Jestem większą porażką od Marinette.

- Ej! - odezwała się granatowłosa, ale ja to zignorowałam.

- To było bardzo głupie, ale skoro i tak mamy dzisiaj odkryć swoje tożsamości, to już mi na niczym nie zależy - powiedziałam i zostawiłam moich przyjaciół samych.

*Marinette*

Zaraz, zaraz...

Dlaczego ona powiedziała to przy Adrienie i Chloe?! Przecież to niemożliwe, żeby byli oni superbohaterami! To wykluczone! Chociaż... Nie i koniec! 

- Wiecie co ona miała przez to na myśli? - zapytała Alya.

- Nie, ale nie powinna tego mówić przy was. Nie macie o niczym pojęcia. Muszę pójść zapytać ją o co chodzi - odparł Adrien i zamierzał odchodzić, ale zatrzymała go Chloe.

- Myślałam, że jesteś inteligentniejszy. Czy na prawdę każdy z was myśli, że Rachel mówi tylko do niego? - zastanowiłam się chwile. W sumie to przyznaję to z niechęcią, ale blondynka ma rację. Zielonooka mówiła do nas wszystkich, a nie do jednego z nas.

- Czy to znaczy... - zaczął model, ale mu przerwano.

- Tak. To znaczy, że ja i Alya nie jesteśmy w tym kręgu jedynymi superbohaterami - dokończył za niego Nino. Wszyscy spojrzeliśmy na siebie i teraz wszystko stało się jasne. Wszyscy byliśmy ślepi. Bardzo ślepi. Jak mogłam tego nie zauważyć?!

- Czyli to nastąpiło szybciej, niż myślałem - zaśmiał się Adrien, podczas gdy wyraz twarzy reszty nie drgnął. - Kto jest kim?

- Też mnie to zastanawia - powiedziałam. Co prawda to prawie logiczne. Zakładam, że Chloe jest Pszczołą, a Adrien Czarnym Kotem.

ADRIEN CZARNYM KOTEM?!

BOŻE, NIE WIERZĘ.

- Ja jestem Żółwiem.

- Ruda Kitka, miło mi!

- Najwspanialsza Pszczoła to ja! - blondynka przybrała adekwatną do jej słów pozę.

- Nazywam się Biedronka.

- Jestem Czarny Kot.

- BOŻE, NIE WIERZĘ! - wykrzyczała Alya, a wszyscy uczniowie spojrzeli na nią jak na wariatkę, którą z resztą była. Mogła trochę ciszej... Chociaż ja krzyczałam głośniej to samo, ale przynajmniej robiłam to w duszy!

- Wszyscy nie wierzymy - stwierdził Nino. - Nigdy nie podejrzewałbym Chloe o ratowanie Paryża.

- Mi chodzi bardziej o Biedronkę i Kota - zaczęła buzująca emocjami Alya. - Wasza miłość jest taka niesamowita! Marinette kochała Adriena, podczas gdy ten kochał Biedronkę, czyli Marinette, ale ona o tym nie wiedziała, bo podrywał ją jako Czarny Kot! Teraz rozumiem Rachel. Dawno temu na plastyce nie chodziło jej o jakiegoś Mariana i Chaterine, czy jak to było, ale o MARICHAT! Czyli Marinette i Czarny Kot. Boże, to jest genialna, powinien powstać o was jakiś fanfik! Wasza miłość to idealny materiał na książkę!

Adrien to Czarny Kot.

Czarny Kot to Adrien.

Powinnam już zapamiętać.

Chwila... ADRIEN TO CZARNY KOT! Spojrzałam na chłopaka z miłością. Gdy on zrobił to samo, moje policzki gwałtownie przybrały czerwoną barwę. Zaczęliśmy się do siebie zbliżać, lecz nagle usłyszeliśmy huk.

Akuma. W takim momencie?! 

Hejo! Guten morgen!
Witam w drugim rozdziale maratonu. Dużo się zadziało, nie zaprzeczycie.

Jak wam się podobał?

Muszę wam powiedzieć, że nie spodziewacie się następnych zdarzeń. Będzie się działo.

Widzimy się wieczorem.

Au revoir!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro