18. Jesteśmy SERIALEM?!
*Rachel*
Właśnie weszłam do sali lekcyjnej. Pierwszy mamy angielski, a ja oczywiście nie odrobiłam swojej pracy domowej, choć pan zapewne i tak jej nie sprawdzi. Uczy nas jakiś stary buc z Wielkiej Brytanii. Nie było by to takie złe, gdyby robił coś pożytecznego na lekcji. Zamiast tłumaczyć nam angielską gramatykę, opowiada tym języku historie z jego życia. Jak tak bardzo chce się tym podzielić, to niech założy sobie kanał na youtubie, może wyrwie na tym jakąś rówieśniczkę.
- O, Rachel wróciłaś! Gdzie byłaś? - już na progu przywitali mnie moi znajomi. Ja tylko uśmiechnęłam się głupio i usiadłam w ławce.
- Zatrzasnęła się w szafie - zaśmiała się Alya i położyła rękę na moim ramieniu. Chloe tylko prychnęła. Ciekawe na co? Może zazdrości mi przyjaźni? Przecież jako Królowa Pszczół jest niesamowicie miła i chętnie wszystkim pomaga. Muszę z nią pogadać.
- Cześć dziewczyny! - do klasy weszła, o dziwo, niespóźniona Marinette. Pomachała nam i usiadła w swojej ławce. Zadzwonił dzwonek i wszyscy wrócili na swoje miejsca, a obok mnie usiadł Nathaniel. Nie wyjął angielskiego, tylko jak co lekcja, swój szkicownik. Chłopak jest strasznie dziwny. W swoim zeszycie rysuje komiksy z superbohaterkami, które zawsze kończą się pocałunkiem z Ilustrachorem. Ostatnio zaczął komiks ze mną. Muszę mu ukraść ten szkicownik i wyrwać z nim kartkę, bo pocałunek z Sarną to hańba dla członkini MAS&MAS.
- Hello students! Open your notebooks and write a topic now! - nawet nie zauważyłam, kiedy do klasy wszedł nasz ukochany nauczyciel. - The topic is - Where I was when the Second World War was starting! - wiedziałam, że będzie kontynuował swoją strasznie ciekawą historię z życia, więc wyciągnęłam telefon i zaczęłam przeglądać social media. Ostatnie zdanie jakie usłyszałam to "I think that you want to...". Dalej nie słuchałam i zaszyłam się w świecie internetu.
*Chloe*
Wyszłam z klasy do toalety, oczywiście bez pozwolenia. Ja nie potrzebuję zgody, ja mogę wszystko. Nie chce mi się słuchać tego dziada, wolę zaczerpnąć świeżego powietrza. Sabrina i tak zrobi mi notatki.
W kabinie oczywiście otworzyłam swoją torebkę, z której wyleciało moje kwami, Uśmiechnęłam się do niego ciepło i wskazałam na grzebyk. Ono przytaknęło główką.
- Pollen, choć polatać! - wypowiedziałam formułkę na przemianę w superbohaterkę i wyleciałam przez okno. Będąc Pszczołą, mogłam być kim chcę. Nikt nie wiedział, że jestem Chloe Burgeois i nikt się nie dowie. Nie zaakceptują mnie.
Usiadłam na dachu na przeciwko szkoły i zaczęłam gapić się w okno sali, w której mieliśmy lekcje. W pewnym momencie mój wzrok skrzyżował się ze wzrokiem Rachel. Pomachałam jej lekko. Ta odwzajemniła gest i powróciła do przeglądania telefonu. W pewnym momencie podniosła rękę. Oczywiście nauczyciel tego nie zauważył i kontynuował swoją ogromnie ciekawą historię. Wkurzona dziewczyna po prostu wyszła z klasy.
Nic ciekawego się już nie działo, więc zajrzałam przez szybę do następnej sali. Jak się okazało klasy plastycznej. Nie potrafię rysować, ale szanuję ludzi, którzy mają takie zainteresowania. To niesamowite, jak niektórzy potrafią przelać swoje uczucia na pracę. U osób z talentem od razu to widać.
Wracając do sali. Pani chyba wyszła, bo był tam istny harmider. Uczniowie rzucali w siebie przyborami do malowania. Niektóre się otworzyły albo rozbiły, bo byli brudni. Nagle uszłyszałam czyiś głos za sobą.
- Witaj.
- Kim jesteś? - odwróciłam się i zobaczyłam suporbohaterkę. To była ta tajemnicza Śnieżynka, o której nikt nie wiedział. Nikt nie przypuszczał, że się pojawi, nawet sama Biedronka.
- Znasz mnie przecież, Chloe - zaśmiała się brunetka, ale chyba domyśliła się swojego błędu i spojrzała na mnie przerażona. - Eh, przejęzyczyłam się...
- Skąd znasz moją tożsamość?
*Rachel*
Co ja do cholery zrobiłam?! Jak mam się wykręcić!
- Ym, wiesz, tak sobie szłam...
- Kłamiesz - stwierdziła blondynka patrząc mi głęboko w oczy. Cóż, chyba nie mam wyjścia. Czuję, że jej serio można zaufać (co z tego, że jest plastikiem i największą wredotą w szkole).
- Eh, to długa historia - zaczęłam uśmiechając się głupio. Wreszcie mogę się komuś wygadać. -Tylko nie padnij na zawał, bo to na prawdę dziwne, nawet dla mnie...
~~~~~~
- Chloe, wszystko okej? - szturchnęłam ją lekko, bo od kilku minut się nie ruszała i siedziała przede mną z otwartą buzią. Wiedziałam, że historia mojego życia jest strasznie nudna i dziwna, ale żeby dostać paraliżu?
- Taaak - odpowiedziała nieprzytomnie, po czym pokręciła energicznie głową i ponownie spojrzała na mnie, tym razem już normalnie. - Czyli jesteś Rachel Chartier i jesteś z innego świata... dobrze zrozumiałam?
- Tak.
- Jak to możliwe?
- Nie wiem, mówiłam, że jakiś dziadzio pstryknął palcami i buuum jestem w mojej ulubionej kreskówce!
- Ale, że my jesteśmy SERIALEM?!
- Dokładnie.
- BOŻE! CZYLI MOJE SUKIENKI OD AGRESTA RÓWNIEŻ NIE ISTNIEJĄ?!
- Dokładnie.
- ADRIEN NIE ISTNIEJE?!
- Dokładnie - i tak było przez godzinę. Klołzet pytał mnie ciągle o to samo przez GODZINĘ. A ja odpowiadałam tym głupim "dokładnie". Lepiej być nie mogło.
- Wow! Nadal w to nie wierzę! - powiedziała po chwili ciszy.
- Też nie wierzę, że ci to powiedziałam.
- Mam pomysł! Chodźmy do Ciebie no i wbijmy do szafy! Chcę zobaczyć tamten świat! - ucieszyła się i zaczęła skakać niczym żona sarny... to znaczy niczym zając wokół mnie.
- Ale wtedy ktoś zobaczy, że zniknęłyśmy!
- Powiemy, że wyjechałyśmy do Polski na Podlasie - lepszego pomysłu nie widziałam. Każdy wie, że na Podlasiu jest jeszcze dwudziesty wiek przed naszą erą, ale no... to po prostu głupie. Chociaż, lepszej wymówki nie znajdę.
- Niech ci będzie, ale na krótko, bo tam czas płynie inaczej. Z matmy orłem nie jestem, ale moje obliczenia wykazały, że w moim świecie jest to aż cztery razy szybciej - męczyłam się nad tymi skomplikowanymi obliczeniami aż godzinę! Wyszło mi dobrze... Chyba pójdę na mat-fiz. Nadaję się idealnie.
~~~~~~~~~~~~~
Nie wiedział kompletnie co się wtedy działo. Czasem miał tylko jakieś przebłyski. Służył jej, ale nie z własnej woli. Ktoś albo coś go do tego zmuszało. Możliwe, że oczarowała go swoim wdziękiem. Upierał się jednak, że była to moc nadprzyrodzona. Nie uwierzyli mu.
Przez nią stracił wszystko - dom, rodzinę, pieniądze syna i ją, ale w tej dobrej wersji, gdy jeszcze nie wiedział o niej wszystkiego. W wersji, którą kochał.
Zniszczyła mu życie rozkochując go w sobie.
Przyrzekła, że przy niej będzie szczęśliwy - kłamstwo.
Obiecała, że będzie go kochać - kłamstwo.
A on naiwny we wszystko wierzył...
Hej moje cukiereczki, jak weekend?
Przepraszam, że rozdziałów nie było, ale kompletnie nie miałam czasu. Cały tydzień przygotowywałam się do apelu.
Nie wiem jak dalej będzie z regularnością. Za tydzień albo dwa zaczynamy przygotowania do jasełek co oznacza kolejne godziny dłużej w szkole.
Postaram się jednak, być tu i pisać w miarę regularnie.
Au revoir cukiereczki!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro