17. Wizyta w... Narnii?
- Jakie zadupie - stwierdziło kwami rozglądając się po uliczce. - Ktoś tu w ogóle mieszka?
- Chyba tak - dostrzegłam jakieś firanki w oknach, co oznaczało, że jeszcze ktoś tu żyje. - Idziemy do sklepu?
- Ty tylko o jedzeniu.
- Wal się.
Zaczęłam iść przed siebie szukając jakiegoś marketu. Biedronka byłaby idealna, bo mam tylko dziesięć euro, a stęskniłam się za Top Chipsami. Po drodze minęłam paru bezdomnych. To smutne, że niektórym ludziom się w życiu nie powiodło. Chciałabym im pomóc, niestety w tym momencie nie mam jak.
Po jakimś czasie wyszłam z tego jakże cudownego i pięknego zaułku. Znalazłam się w nieco bardziej ruchliwym i nowoczesnym miejscu. Dało się zobaczyć tu parę samochodów, sklepów itd. Zupełnie inny świat. W sumie to dobrze, bo już myślałam, że przeniosłam się w czasie.
Po drugiej stronie ulicy znajdował się mój ukochany supermarket. Już myślałam, że go nie znajdę! No, ale jest. No, ale nie ma przejścia dla pieszych! Trudno, najwyżej złamię prawo.
Rozejrzałam się w lewo i w prawo, a gdy zauważyłam, że nic nie jedzie, po prostu weszłam na ulicę...
*Marinette*
Rachel już nie ma drugi dzień. Wraz z Alyą zaczęłyśmy się martwić. W sumie Adrien i Nino też.
Postanowiłyśmy dziś przejść się do jej domu. Nie zdziwiłabym się, jeśli po prostu zatrzasnęła się w szafie poszukując Narnii. Z Rachel wszystko jest możliwe. Może zaraz przyjdzie i powie, że była w Midmu (miraculowa wersja Lidla) po midmaka.
- ... a przypomni nam to... Marinette - powiedziała z złowieszczym uśmiechem na ustach chemiczka i spojrzała na mnie zwycięsko. Uh, kolejna jedynka!
- Em, co? - zapytałam zdezorientowana i rozejrzałam się po klasie poszukując jakiejś pomocy.
- Siadaj, jedynka! - już się do tego przyzwyczaiłam. Zawsze byłam słaba z chemii.
~~~~~~~~~~~
- To jak, idziemy do Rachel? - zapytała Alya wychodząc z klasy. Skinęłam nieprzytomnie głową, myślami będąc przy Czarnym Kocie. Ciekawe co teraz robi? Czy tak jak ja nie przepada za chemią? Ah, te jego cudowne oczy!
- ...myślisz, że faktycznie zamknęła się w szafie? - podczas moich poważnych rozmyślań, Alya chyba coś mówiła. Eh, co ze mnie za przyjaciółka! Powinnam jej słuchać.
- Co mówiłaś? Sorka, że nie słuchałam.
- Ah cała Marinette! Ostatnio jesteś bardziej rozkojarzona! Coś się stało? Czyżby miłość? - nawet nie zauważyłam, że przede mną stanęła szatynka. Patrzyła mi prosto w oczy, a ja chyba nieco za głośno przełknęłam ślinę.
- Nie, skąd! - powiedziałam to takim tonem, że w żadnym stopniu nie było to wiarygodne. Chyba wpadłam!
- I tak wiem swoje! - dziewczyna na szczęście odpuściła (zdarzało się to rzadko, więc chyba miałam szczęście) i pociągnęła mnie za rękę. - Dom Rach, jest w tamtą stronę! - chyba nawet nie zauważyłam, że jesteśmy już na zewnątrz. Poczułam lekki chłód jesiennego powietrza, więc zarzuciłam na ramiona płaszczyk, który trzymałam przez cały czas w rękach.
- Co sądzisz o tych nowych superbohaterach? No mn... to znaczy Kitce, Pszczółce i Śnieżynce? - zapytała mnie Alya tym samym rozpoczynając temat, o którym nie lubię rozmawiać. Jeszcze się wygadam!
- No wydają się być spoko, ale ta cała Śnieżynka jest podejrzana. Nie sądzisz, że to trochę dziwne?
- Dlaczego tak sądzisz?
- Eh, nie ważne... Jesteśmy już - stanęłyśmy przed sporym szeregowcem. Zapukałyśmy w drzwi, a po chwili w nich stanęła pani Edyta.
- Dzień dobry, możemy wejść? - powiedziałam z szerokim uśmiechem na ustach. Kobieta odwzajemniła gest i wpuściła nas do przedpokoju. Nie był zbyt duży, ale całkiem przytulny.
Zdjęłyśmy swoje buty i wraz z mamą Rachel udałyśmy się do sporego salonu. Usiadłyśmy wygodnie na kanapie, a pani Chartier na fotelu.
- Chcecie coś do picia? - zapytała.
- Nie, my tylko na chwilę. Pewnie wie pani w jakiej sprawie.
- Domyślam się. Rachel nadal nie ma i boję się, bo nie wiem gdzie jest i gdzie jej szukać - usiłowała uśmiechnąć się kobieta, ale chyba jej to nie wyszło.
- Oh... Możemy wejść do jej pokoju? Wie pani, może po prostu zatrzasnęła się w szafie -powiedziała Alya, a pani Edyta przytaknęła głową i zaprowadziła nas do jej pokoju. Co z tego, że wiemy, gdzie jest.
W pokoju chyba ktoś niedawno był, bo na biurku leżały jakieś rysunki. Podeszłam bliżej, żeby się im przyjrzeć. Jeden z nich przedstawiał Śnieżynkę walczącą z ostatnią ofiarą akumy. Obok widniał napis Nadchodzę. Ciekawe o co mogło chodzić. Przecież Rachel nie jest superbohaterką! Na pewno!
Drugi szkic to jakieś sowopodobne stworzenie jedzące cukierki. Dziwne, ale nie winikam. Może Rachel lubi sowy?
Nagle usłyszałam jakieś dźwięki dochodzące najprawdopodobniej ze strychu. Może to tam jest poszukiwana przez nas dziewczyna! To bardzo możliwe.
- Słyszeliście to? - zapytała mama brunetki i spojrzała w sufit. Gestem zachęciła nas do pójścia za nią. Chyba, a raczej na pewno na najwyższe piętro domu.
Na końcu korytarza stała drabina, a nad nią był właz na samą górę. Kobieta odsunęła go tym samym wpuszczając trochę światła na korytarz. Był on bardzo ciemny, szczególnie na końcu.
Zaczęłyśmy po kolei wchodzić po szczeblach. Będąc już na samej górze nic nie wzbudzało podejrzeń. Stała tam duża szafa, jakieś pudełka i ogromne lustro. Jak na strych, pomieszczenie to było dosyć ładne. Ściany były pomalowane na zielono, a na oknach były zawieszone firanki.
- Uh! To przez ciebie idiotko! Zamknęłaś drzwi! - usłyszałyśmy głos dobiegający z szafy. Z pewnością nie była to Rachel.
Podeszłam do drzwi mebla, przekręciłam kluczyk i mocno pociągnęłam. Wprost na mnie wpadła poszukiwana przez nas dziewczyna. Przewróciłyśmy się na podłogę i przeturlałyśmy wprost pod nogi rodzicielki dziewczyny.
- Czyli jednak zatrzasnęłaś się w szafie - zaśmiała się kobieta, a z jej oczu wypływały łzy szczęścia. Podała córce rękę i przytuliła ją czule. - Nigdy tego nie rób, mogłaś wołać o pomoc! Aż dwa dni tam siedziałaś! - odparła nieco surowszym tonem.
- Dwa dni? A to nie było kilka godzin? - zdziwiła się dziewczyna i uwolniła z objęć matki. W sumie mogła stracić poczucie czasu, ale czas powinien jej się wydłużyć. Dziwne... Może tam na prawdę jest wejście do Narnii?
- Chyba straciłaś poczucie czasu skarbie - uśmiechnęła się szczerze kobieta i dodała. - W ogóle co to za dziwny głos? Ktoś z tobą był, czy co?
- Nikt ze mną nie był! Po prostu bawiłam się w... KABARET! Heh... - zaśmiała się zdenerwowana Rachel i odwróciła wzrok, tak, żeby pani Edyta tego nie zauważyła.
- Ej Rach, a tak w ogóle to czemu masz podbite oko? - zapytała Alya podejrzliwie. Faktycznie dziewczyna miała fioletową plamę w tamtym miejscu. Nie wyglądało to ciekawie.
- To? - wskazała na siniaka. - Walczyłam jakimś dresem o chipsy z biedronki. Oczywiście ja wygrałam, jakżeby inaczej! - wszyscy spojrzeliśmy na nią zdziwieni, a ona udała zaskoczenie naszą reakcją, ale po chwili zachichotała. - Oczywiście żartuję! Po prostu przez przypadek walnęłam sobie pięścią w oko. Nic wielkiego hehe...
Wiem dziwny rozdział, ale csii!
Z początku Marynata miała tam przyjść w stroju biedry i wejść do szafy heh, ale zrezygnowałam z tego!
Rozdział dedykuję (bo mogę)
Ogólnie, chcecie pytania do bohaterów? Chętnie takie coś zrobię... Ostatnio wszyscy to robią, a ja nie chcę być gorsza!
W sumie to tyle! Napiszcie, czy wam się rozdział podobał, bo jeszcze z dziesięć rozdziałów i koniec tej cudownej książki i biorę się za kolejną! Mam taki mega pomysł! On NIE MOŻE się zmarnować! No i niedługo zacznę poprawki, bo w pierwszych rozdziałach jest mnóstwo błędów!
Au revoir ciepła pogodo, która niestety już odchodzisz! </3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro