10. Kocham Cię...
Tymczasem w naszym świecie...
- Rachel, gdzie jesteś? Odrobiłaś lekcję? Zaraz masz lekcje tańca! - szukała swojej córki pani Edyta, która dopiero co wróciła z pracy. - Rachel?
Nagle kobieta usłyszała płacz z pokoju swojej drugiej córki - Amelie. Szybko pobiegła w tamtą stronę i otworzyła drzwi.
- Amelie? Coś się stało?
- Ja... To przeze mnie! - odpowiedziała jej zapłakana córka. - Mamo, Rachel zniknęła!
- C-co? - do oczu pani Edyty zaczęły napływać łzy. - Jak to zniknęła?
- M-mamo, jak wróciłam ze szkoły, t-to jej nie było j-już! To moja wina! Gdybym wróciła wcześniej, Rachel by tu z nami była i nikt by nie płakał! - powiedziała wyraźnie wściekła na siebie dziewczyna.
- Skarbie, to nie twoja wina - uśmiechnęła się do niej przez łzy kobieta. - Rachel na pewno wróci, jestem pewna...
Ale Rachel nie wróciła...
~~~~~~~
Pan Pierre postawił na nogi całą paryską policję. Teraz wszyscy w całym Paryżu, ba, całej Francji szukali córki francuskiego dyplomaty.
Pani Edyta popadła w depresję.
Amelie ciągle obwiniała się za tę całą sytuację.
Pan Pierre próbował wszystkich uspokoić i ciągle wmawiał, że córka na pewno żyje i się znajdzie.
Przyjaciółka dziewczyny, Margot już tak chętnie nie chodziła do szkoły i starała się jak mogła, żeby znaleźć swoją jedyną przyjaciółkę.
Jej koledzy i koleżanki ze szkoły również przyczynili się do akcji założonej przez rodziców Margot - Szukamy Rachel. Powstała nawet grupa na facebooku.
Minął miesiąc. Po dziewczynie nie zostało żadnych śladów. Zupełnie jakby się rozpłynęła.
Tylko jedna osoba na świecie wiedziała gdzie jest Rachel...
*Marinette*
- Czarny Kocie, nie sądzisz, że to dziwne? Dzisiaj Władca Ciem wysłał aż cztery akumy! Niedługo moim głównym zajęciem stanie się ratowanie świata!
- Masz rację, Władca Ciem rośnie w siłę, my mamy coraz mniej czasu, a Paryż jest coraz mniej bezpieczny. - odpowiedział mi Czarny Kot i uśmiechnął się smutno.
- Potrzebujemy pomocy... - powiedziałam po czym dodałam. - Trzeba zapytać się Mistrza o nowych superbohaterów. Sami już nie dajemy rady.
- Chodzi o nas? - usłyszeliśmy głos i szybko odwróciliśmy się w stronę głosu.
Za nimi stała Ruda Kitka, czyli oczywiście Alya, a obok niej Królowa Pszczół. Tej drugiej tożsamości nie znałam.
- O, Al... Znaczy się Kitka! Miło Cię znowu widzieć! Ciebie też Pszczoło i dzięki za zwrócenie miraculum - uśmiechnęłam się do niej szczerze i przytuliłam dziewczyny. - Spadłyście nam z nieba! Władca Ciem rośnie w siłę, potrzebna nam pomoc.
- Oto jesteśmy - uśmiechnęła się Królowa Pszczół, swoją drogą ciekawe kim jest.
- No cóż, wychodzi na to, że jestem jedynym chłopakiem w tej drużynie - udawał smutnego Czarny Kot. - Może Żłów jeszcze dołączy?
- No nie wiem, ale fajnie by było - odpowiedziałam i spojrzałam mu w oczy.
Były zielone niczym wiosenna trawa na łące, albo jak las. Tajemnicze, piękne, takie hipnotyzujące...
Powoli przybliżaliśmy się do siebie, sama nie wiem dlaczego. Umysł mówił przestań, a serce no dalej, na co czekasz?. Byłam coraz bliżej Czarnego Kota, gdy nagle Pszczółka powiedziała:
- Oh, jak oni razem słodko wyglądają!
Natychmiast odskoczyłam od Kota, cała czerwona spojrzałam na dziewczyny.
- Co my, n-nie! - zaprzeczałam, przecież ja kocham Adriena. Tylko Adriena. Nikogo więcej! Tylko Adriena... Na pewno?
Czy ja na pewno kocham Adriena?
- No i zepsuła pocałunek Ladynoir! A mogło być tak pięknie! - odparła wkurzona Ruda Kitka i spojrzała na blondynkę. - Oj, blondi, mam nadzieję, że to się nie powtórzy, bo wolisz nie poznać gniewu Rudej Kitki!
- Ymmm, okej? - odparła przerażona dziewczyna i dodała. - Ja muszę lecieć, zaraz mój... Zaraz mam kolację!
- Spoko nie ma sprawy - uśmiechnął się do niej Czarny Kot po czym pomachał jej na pożegnanie.
- Ja też muszę lecieć, jutro mam szkołę, pa! - powiedziała Alya i skoczyła na sąsiedni dach. Ja śledziłam ją wzrokiem, dopóki całkowicie nie zniknęła mi z oczu.
Zapadła cisza. Kątem oka zerknęłam na Czarnego Kota. Czułam na sobie jego wzrok.
- Księżniczko, zostaliśmy sami, całkiem sami - wyszeptał Czarny Kot do mojego ucha a mnie przeszły przyjemne dreszcze.
*Adrien*
- Masz rację Czarny Kocie - odpowiedziała, a ja dalej patrzyłem w nią jak w obrazek. Jest taka piękna...
- Jesteś taka piękna tej nocy - powiedziałem cicho, mając nadzieję, że tego nie słyszała, ale sądząc po jej minie, chyba mi się to nie udało. - Znaczy, wiesz ty jesteś zawsze piękna! - dodałem nieco głośniej.
- D-dziękuję - jest jeszcze bardziej urocza jak się jąka!
- Moja pani?
- Tak Czarny Kocie? - odwróciła się w moją stronę i spojrzała w moje oczy. Na jej policzkach można było zobaczyć rumieńce.
- Kocham Cię - powiedziałem nie wiele myśląc. Jaki ze mnie głupiec! Ona to wie... Co prawda nigdy nie powiedziałem jej tego wprost, ale to nie zmienia tego faktu! Teraz zdecydowanie mnie odrzuci i nie będzie Emmy, Louisa i Huga!
- Cz-czarny kocie, j-ja... - zaczęła, a ja jej przerwałem.
- Przepraszam nie powinienem był tego mówić, nie musisz kończyć - odpowiedziałem unikając wzroku jej fiołkowych tęczówek. - Jesteśmy tylko przyjaciółmi, wiem...
Przerwały mi dotyk jej ust na moich. Zaskoczony tym gestem z początku nie odwzajemniłem pocałunku, ale po chwili oddałem go i przekazałem wszystkie uczucia, które żywiłem do dziewczyny w lateksie w kropki.
Z początku niepewne cmoknięcia, przerodziły się w namiętny pocałunek. Moje marzenia się spełniły. Mama miała rację...
Całowaliśmy się tak dwie minuty, dziesięć, dwadzieścia? Nie wiem, prawdopodobnie czas się pewnie zatrzymał.
Niestety wszystko musi się kiedyś skończyć i oderwaliśmy się od siebie z powodu braku powietrza. Co jak co, nikt nie chce umrzeć podczas pocałunku.
- Cza-arny k-kocie, j-ja przepraszam! - powiedziała i odeszła, a ja zastanawiałem się czy ona naprawdę mnie kocha...
*Rachel*
Siedzę sobie przy biurku i zapisuję wszystkie możliwe pomysły na powrót do domu. Może nie pomysły, bo na kartce widniało tylko Miracula Biedronki i Czarnego Kota. Nie jestem złodziejem, ale w takim wypadku chyba nie będę mieć wyjścia.
Spojrzałam w okno. Gwiazdy w tej nocy oślepiały wręcz swoim blaskiem. Postanowiłam wyjść na balkon zaczerpnąć świeżego powietrza.
Obserwowałam krajobraz z mojego balkonu. Nic ciekawego, same kamienice. W oddali było widać jeszcze Wieżę Eiffla. Jest dużo piękniejsza w nocy... Paryż jest piękniejszy w nocy, zresztą jak każde miasto. Ale i tak Paryż jest najpiękniejszy z ich wszystkich. Żaden Londyn, Warszawa, czy też Nowy York mu nie dorówna.
Nagle w oddali dostrzegłam dwie sylwetki. Prawdopodobnie Adrien i Marinette w swoich superbohaterskich uniformach.
Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że całowali się. To było takie piękne! Moje marzenia stały się prawdą.
Teraz to ja na pewno im nie zabiorę miraculum!
Witajcie w kolejnym rozdziale! Już dziesiątym!
No i mamy już za sobą połowę książki! Jeszcze tylko dziesięć rozdziałów i koniec tego raka!
A jak wam się podobał? Mi bardzo!
Ogólnie zauważyłam, że strasznie zmienił się mój styl pisowni w pierwszej osobie, ale w trzeciej również. Tak sobie porównałam poprzedni rozdział do moich opowiadań z poprzedniego roku. Wystarczy nawet cofnąć się do pierwszego rozdziału tej pracy! Progres jest, zdecydowanie!
Jeszcze tylko dwa rozdziały maratonu! Resztę będę (prawdopodobnie) wstawiać co tydzień.
No i co tu jeszcze pisać? Macie jakiś pomysł?
Możecie również, żalić się na temat swoich nauczycieli, chętnie poczytam!
A teraz idę łapać nowe chwyty na gitarę, jakieś oceny z muzyki muszą być, nie?
Au revoir!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro