34. Okropny smród
*Rachel*
- Jak myślisz, co możemy zrobić z nim?
- Potrzebna nam Marinette. Mogłaby go złapać.
- Myślisz o tym samym co ja? - spojrzałam na blondynkę porozumiewawczo. Kiwnęła głową.
- Lecimy po nią! - zaśmiałyśmy się i jak najszybciej mogłyśmy, poleciałyśmy na dół. Biedronka siedziała na jakimś schodku, a Czarny Kot opierał się o lampę. Spojrzeli na nas zdziwieni.
- Nie zatrzymałyście dymu?
- Potrzebna nam Marinette - wskazałam na brunetkę. Pokiwała głową i zamachnęła się ręką, żeby rzucić jojem. Powstrzymałam ją. - Lecisz z nami!
- Co macie na myśli?
- To! - wzięłyśmy ją za ręce i wzniosłyśmy się w górę. Przerażona fiołkowooka machała stopami z przerażeniem.
- Zwariowałyście?!
- To najszybszy sposób, żeby dostać się na górę. Jak nie będziesz się wiercić, to może cię nie wypuścimy - stwierdziła Chloe, śmiejąc się pod nosem z przerażonej miny dziewczyn. Zrobiłam to samo.
- Niech będzie - starałyśmy się jak najszybciej latać, ale niestety Marinette była odrobinę za ciężka. Przytyła!
Gdy wreszcie znalazłyśmy się na górze, dziewczyna oniemiała z piękna krajobrazu, znajdującego się wokół niej, zupełnie jak my wcześniej. Pisnęła.
- Boże! Tu jest cudownie! Mam pomysł na nową sukienkę!
- To później! - zniżyłyśmy się tak jak wcześniej do czubka.
- Akuma.
- Wiemy, dlatego cię przyprowadziłyśmy. Złap ją! - wyjaśniłyśmy w dużym skrócie i poleciłyśmy.
- No dobra, ale jak mam to zrobić? Mam zajęte obie ręce! - zdenerwowana szukała innego rozwiązania.
- Pszczoło, puść ją!
- Co?! - krzyknęła zdziwiona Marinette i z przerażeniem obserwowała, jak Chloe uwalnia ze swojego uścisku jej rękę. Teraz już tylko ja ją trzymałam.
- Szybko! Łap! - brunetka szybko odnalazła jojo przewiązane w pasie, otworzyła je i zamachnęła się. Złapała motylka i uwolniła białego, zupełnie nieszkodliwego. Dym zniknął.
- Misja wykonana! - przybiłam żółwika z Pszczołą, zapominając na chwilę o wiszącej na mojej ręke Biedronce.
- Chloe! Już dłużej nie wytrzymam! - blondynka przewróciła oczami i złapała za rękę nastolatkę. Powoli zleciałyśmy na dół.
*Marinette*
Dziewczyny cieszyły się z pierwszej wygranej, ja jednak nadal byłam zdenerwowana. W końcu po Paryżu wciąż chodziło mnóstwo zaakumatyzowanych osób. Przecież mgła zniknęła!
- Pierwszy sukces! Jeden zero dla superbohaterów! - powiedział dumny Czarny Kot. - Czemu się nie cieszysz?
- Za późno na świętowanie. Złoczyńcy nie zniknęli! - wskazała na Rewersora rzucającego samolocikiem w ich stronę. - Na dół!
- W sumie to masz rację... Uważaj! - w stronę Marinette właśnie leciała strzała Mrocznego Amora. Gdy już miała w nią trafić, Czarny Kot stanął przed nią. To on oberwał.
- Kocie! Nie! - w tym momencie reszta ekipy spojrzała ze strachem na stojącego w bezruchu superbohatera. Po chwili do jego pierścienia wleciała akuma.
- Jestem Biały Kot! - wykonała zamach swoim kijem i stanął w gotowej do walki pozycji.
- Kocie, ale... - z oczu Biedronki poleciała samotna łza. Szybko jednak ogarnęła się. W końcu była na polu bitwy. Ta chwila jednak starczyła, żeby została trafiona strzałą złoczyńcy, tak jak miłość jej życia. Akuma wleciała w jej kolczyki. - Jestem Czarna Kropka!
*Rachel*
- O nie! Rachel i co my teraz zrobimy? - dziewczyny schowały się za murem, bowiem reszta ekipy również została trafiona.
- Coś trzeba będzie wymyślić. Nie mamy kotaklizmu, nie możemy ich uratować! Nie mamy też mocy oczyszczania akum! Tragedia...
- Już po nas! Chyba, że pójdziemy do kryjówki motylka. Problem w tym, że nie mamy planu, a w ich robieniu najlepsza jest Marinette! - zrezygnowana Chloe usiadła na kostce.
- To nie jest zły pomysł... Ale musimy im zostawić wiadomość. Jakby nam się udało, to zapewne się odmienią!
- Jak chcesz to zrobić.
- Masz do nich telefon w swoim bączku?
- Oczywiście!
- To świetnie. Wyślij im wiadomość, że jesteśmy w domu Gabriela. Żeby dostać się do kryjówki muszą wcisnąć przyciski na obrazie, a na skrzyżowaniu pójść w lewo - poleciłam.
- To idziemy? - powiedziała blondynka, kończąc pisać SMSa do Biedronki. Przytaknęłam. Dzięki umiejętności latania, szybko dostałyśmy się do Willi Agreste'ów.
- I jak tam wejdziemy? Wszystko jest zamknięte, a alarm raczej mają...
- Coś wymyślimy... Wyjście musi być - machnęła ręką na znak, żebym poszła za nią.
- Patrz! - wskazałam na malutkie okienka na samym dole, prawdopodobnie prowadziło do piwnicy, a może spiżarni? Nie mam pojęcia.
- Myślisz, że się tam wciśniemy?
- Warto spróbować. Mam nadzieję, że ostatnio nie przytyłaś - zaśmiałam się, a widząc obrażoną minę Chloe, zrobiłam to głośniej. - Czyli jednak...
- Może i trochę przytyłam, bo zaczęłam jeść trochę więcej, ale nadal mam idealną sylwetkę! Ty jesteś bardziej pulchna - stwierdziła. Zgasiła mnie tym trochę, ale nie dam tego po sobie poznać.
- Akurat!
- Spójrz na siebie.
- Ważę mniej!
- Ale jesteś niższa, więc...?
- Ja? Niższa! Może o parę centymetrów - rzuciłam się na nią. Wylądowałyśmy na trawniku w ogródku Agreste'ów.
- Myślisz, że Gabriel będzie zły, że podeptałyśmy mu trawnik?
- Nie mam pojęcia - zaśmiałyśmy się, ale po chwili spoważniałam. - Musimy wreszcie wejść. Za chwilę Paryż stanie się stertą gruzów.
- Racja. Kto pierwszy?
- Ty.
- Niech będzie. Lepiej nie tracić czasu - zgodziła się blondynka i włożyła głowę przez okienko. - Ale tu okropnie pachnie!
- Nie marudź. Schodź.
- Mam zamiar to zrobić - powiedziała i włożyła jedną nogę do środka. To samo uczyniła z drugą. Następnie całkowicie położyła się na ziemi i powoli zsuwała do pomieszczenia. Jej głowa ledwo się zmieściła, ale jakoś dała radę. - Teraz ty, grubasku.
- Ożeż ty! Nie jestem grubaskiem! - przybrałam obrażoną minę i zrobiłam to samo co ona. Niestety, moje skrzydła były odrobinę za grube i przez to nie mogłam się wcisnąć.
- Jednak jesteś. Dasz radę?
- Ciężko będzie. Czasami warto być deską.
- Nie jestem deską! - wyszłam, ponieważ stwierdziłam, że to i tak nie ma sensu. - Nie idziesz ze mną?
- Musimy wymyślić coś innego - zastanowiłam się przez chwilę i dodałam. - Otwórz okno w pokoju Adriena.
- A jak ktoś mnie zauważy?
- Wierzę w ciebie - uśmiechnęłam się.
*Chloe*
Zrobiło mi się ciepło na sercu. Prawie zapomniałam o okropnym zapachu, znajdującym się w pokoju, w którym byłam. Po chwili jednak niestety sobie przypomniałam. Zatkałam nos i postanowiłam iść dalej. Niestety podłoże było dziwnie miękkie. Spojrzałam w dół.
Ziemia?! Dlaczego Gabriel trzyma ziemię w piwnicy?!
Po krótkim zastanowieniu się, wywnioskowałam, że jego ogrodnicy używają jej do kwiatów i innych roślin w ogródku. Ale dlaczego to tak śmierdziało?!
Chwila moment...
To jest przecież kompost!
- Fuu! - powiedziałam do siebie. Zatkałam nos i postanowiłam mimo wszystko iść dalej. Stąpałam powoli po ziemi. Nagle usłyszałam czyiś głos.
- Pierre, zamknij to okno.
Witajcie w... sama już nie wiem którym rozdziale!
Możecie się spodziewać dalszych zdarzeń. Napiszcie jak wam się podobał.
Jeszcze tylko jeden rozdział (wstęp do drugiej części), i skończę to pisać! Jestem bardzo podekscytowana, nie spodziewałam się, że stanie się to tak szybko. Mimo wszystko jestem dumna z siebie, że udało mi się to wszystko ogarnąć.
Do zobaczenie,
Au revoir!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro