33. Niebo i piekło
*Rachel*
- Dobrze, że już przyszliście. Musimy jak najszybciej opracować plan. Miałem wizję, że nie zdążymy - po pokoju chodził zdenerwowany Fu. Dwoje pozostałych strażników i drużyna superbohaterów, w tym ja, siedzieliśmy i patrzyliśmy zaniepokojeni na Mistrza. Widać, że się martwił.
- Fu, wiesz ile razy twoje, rzekomo prawdziwe, wizje nie sprawdzały się? - zaśmiał się mój dziadek, a jak się niedawno dowiedziałam, Mistrz Jasz.
- Jestem pewny, że się nie mylę! - odparł zdenerwowany staruszek, spoglądając co chwila w okno.
- Tracimy tylko czas, zacznijmy układać plan - poradziła Elżbieta, widząc, że jesteśmy znudzeni.
- Racja, racja. Więc plan jest taki, myślałem nad nim całą noc, że... - nie dokończył. Za oknem usłyszeliśmy huk. - Wiedziałem! To się dzieje!
- Daj spokój Mistrzu, to pewnie tylko akuma - przewróciła oczami Marinette.
- Nie wydaje mi się - powiedział Adrien, który właśnie przeglądał coś w telefonie. - Patrzcie!
- To nie może być to o czym... - wyrwała chłopakowi telefon z ręki i zaczęła oglądać przez chwilę jakieś wideo. - To nie może być...
-Co się stało? - zapytał Mistrz Fu. Dupain - Cheng podała mu telefon Agreste'a i spojrzała z przerażeniem. - Wiedziałem!
- To jest... Dziwne - stwierdziła Alya, przypatrując się filmikowi na swoim telefonie. Z ciekawości wyjęłam swój i weszłam w powiadomienie z kanału TF1. Jak się domyślałam, wiadomości.
- Wiadomości z ostatniej chwili! Granatowy dym wydobywa się ze szczytu wierzy Eiffla. Kto jest sprawcą tego zdarzenia? Czyżby nowy superzłoczyńca? - powiedziała Nadia do kamery, a po chwili wskazała. - Patrzcie! Dym sprawia, że ludzie zamieniają się w superzłoczyńców, którymi już kiedyś byli! Czy to sprawka Władcy Ciem?
- Chyba mamy problem - zauważyła Chloe, na co my przytaknęliśmy.
*Marinette*
Już od godziny walczyliśmy z antagonistami. Niestety, ich wciąż było za dużo. Na dodatek niebo było atramentowe; dym stale wydobywał się ze szczytu Wieży Eiffla. To bardzo utrudniało widoczność.
- To nie ma sensu! Nigdy ich nie pokonamy - zdała sobie sprawę z bezsensu naszej walki Rachel.
- Racja, oni się ciągle namnażają... Zastanawia mnie tylko, skąd tyle negatywnych emocji? - zastanawiałam się. To niemożliwe, żeby wszyscy w Paryżu byli zdenerwowani.
- Hmm... Musi być jakieś rozwiązanie. Nie mogły się one wziąć znikąd.
- To zapewne sprawka Władcy Ciem i Pawicy - spostrzegła Pszczoła, a ja i Sowa przytaknęłyśmy.
- Tylko jakim cudem to zrobił... Nawet jak złapiemy akumę, emocje powracają. To dość... nietypowe - odparła brunetka, niszcząc broszkę Kima. Szybko złapałam wylatującą z niej akumę.
- Wiecie co dziewczyny? Wydaje mi się, że ten dym nie jest tu bez powodu - wskazała na chłopaka Chloe. Do jego broszki wleciała granatowa smuga.
- No jasne! Jesteś genialna! Musimy sprawić, że ten dym przestanie się uwalniać! - olśniło mnie. - Chodźcie, idziemy na szczyt Wieży Eiffla!
Gdy już dotarliśmy na miejsce, ciężko było nam cokolwiek zobaczyć. Niebieska mgła była tam tak gęsta, że nie byliśmy w stanie odnaleźć wzrokiem siebie nawzajem. Musieliśmy więc posługiwać się dźwiękiem.
-Ktoś z was widzi Wieżę?
- Nie - odpowiedzieli wszyscy na moje pytanie. Westchnęłam. To wszystko prawie nie ma sensu. - To był chyba zły pomysł. Nie pokonamy Władcy Ciem w taki sposób.
- Damy radę - odezwał się Czarny Kot. Słyszałam go bardzo wyraźnie, zapewne był blisko. Odwróciłam się w celu znalezienia go. Nagle przewróciłam się i wpadłam na... kogoś.
- Przepraszam!
- Nic się nie stało - odparł Adrien i podał mi rękę. Złapałam za nią i wstałam. Starałam się go unikać, błądziłam wzrokiem gdzieś z boku. Niestety po jakimś czasie złapaliśmy kontakt wzrokowy. Wpatrywaliśmy się w siebie intensywnie, próbując odszyfrować swoje myśli. Przerwała nam jednak Rachel:
- Mam!
- Gdzie jesteś? - zapytałam, słysząc ją gdzieś za sobą. Niestety Biedronki nie mają najlepszego słuch.
- Słyszę cię z przodu. Idź do tyłu.
- Ciężko będzie - stwierdziłam. -Och, gdybym miała choć trochę lepiej cię słyszała!
- Biedronki nie słyszą dobrze, ale Koty już tak! - blondyn złapał mnie za rękę i pociągnął za rękę. Zdezorientowana pobiegłam za nim.
- Co ty robisz?
- Prowadzę cię do celu - już po chwili zauważyłam Sowę. Pomachała nam. - Już!
- Wreszcie! Teraz musimy się bezpiecznie wspinać.
- A co z resztą? - zapytałam rozglądając się dookoła. Gdy zauważyłam, że dalej trzymam Czarnego Kota za rękę, speszona szybko ją wyrwałam.
- ZOSTAŃCIE NA DOLE, OSŁANIAJCIE NAS CZY COŚ! WCHODZIMY NA WIEŻĘ! - krzyknęła tak głośno, że musiałam zatkać uszy. - Załatwione!
- Nie drzyj się tak, uszy pękają! - usłyszeliśmy zbliżającą się Pszczołę.
- Czyli jednak we czwórkę. Chociaż w sumie to lepiej jakby ktoś został.
- Rachel!
- Co prawda w kilka osób weselej, ale cóż, czy to dobry pomysł?
- Rachel!
- Jakby coś się stało? Alya i Nino nie dadzą sobie rady sami!
- RACHEL! - zdenerwowałam się. Dziewczyna wreszcie na mnie spojrzała. - Pójdą dwie osoby.
- Ej! Nie jesteś szefową! - założyła ręce pod piersi.
- Wiem, ale to będzie najszybsze. Zauważyłaś może, że ty i Chloe macie skrzydła?
- Zapomniałam o nich prawie! - uniosła się do góry i przybrała jakąś dziwną pozę. To samo zrobiła blondynka.
- Polećcie tam i spróbujcie jakoś zatkać wylot dymu, czy coś. Ja zostanę tu z Czarnym Kotem - postanowiłam. Dziewczyny nie zwlekając, wzniosły się wyżej.
*Chloe*
- Fru, fru jak motylek!
- Odbija ci coś - skomentowałam zachowanie Sowy. Było ono bardzo dziecinne i niestosowne w zaistniałej sytuacji. - My tu ratujemy Paryż!
- Daj się zabawić! - zaśmiała się. - Myślisz, że co dzieje się na dole. Biedra i Kot zostali w końcu całkiem sami.
- Jest jeszcze Żółw i Kitka.
- Jest dzisiaj bardzo gęsta mgła. Nikt nie zauważyłby co robią.
- Masz głupawkę, ogarnij się!
- Nie zapominaj, kto przyprowadził dwie osoby z mojego świata do nas.
- To było faktycznie głupie - potwierdziłam jej słowa. Miałam coś dodać, ale właśnie znajdowałyśmy się zbyt wysoko. Wyleciałyśmy poza warstwę ciemnych chmur. To był niesamowity widok. My, dwie najlepsze superbohaterki Paryża, wznosiłyśmy się właśnie ponad chmury. Na górze co prawda było zimniej (był w końcu grudzień), ale niebo było błękitne, a słońce świeciło. Atramentowe obłoki w porównaniu z jasną, niekończącą się przestrzenią, wyglądały obłędnie.
- Tu jest cudownie - stwierdziła Rachel, rozglądając się dookoła. - Zupełnie jak... W Niebie.
- Racja, ale tam na dole jest piekło, które musimy zakończyć - zniżyłyśmy się z powrotem do czubka symbolu Paryża. Teraz byłyśmy do pasa zanurzone w granatowym dymie.
- Patrz! Motyl!
- Widzę! Patrzy co się z niego wydobywa! - przyjrzałam się mu dokładniej. Był całkowicie czarny, a z jego skrzydeł wydobywał się...
Dym, ten dym!
DYM, ten dym!
Zgadujcie co się dalej stanie!
Wgl to już ósmy rozdział z maratonu.
Wgl to możecie pisać komentarze, dużo komentarzy, bo lubię je czytać!
W ogóle to miało być 35 rozdziałów, aleee... You know będzie 40.
No, ale trzeba uciekać do szkoły!
Au revoir!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro