Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. Kocham Cię...

Tymczasem w naszym świecie...

- Rachel, gdzie jesteś? Odrobiłaś lekcję? Zaraz masz lekcje tańca! - szukała swojej córki pani Edyta, która dopiero co wróciła z pracy. - Rachel?

Nagle kobieta usłyszała płacz z pokoju swojej drugiej córki - Amelie. Szybko pobiegła w tamtą stronę i otworzyła drzwi.

- Amelie? Coś się stało?

- Ja... To przeze mnie! - odpowiedziała jej zapłakana córka. - Mamo, Rachel zniknęła!

- C-co? - do oczu pani Edyty zaczęły napływać łzy. - Jak to zniknęła?

- M-mamo, jak wróciłam ze szkoły, t-to jej nie było j-już! To moja wina! Gdybym wróciła wcześniej, Rachel by tu z nami była i nikt by nie płakał! - powiedziała wyraźnie wściekła na siebie dziewczyna.

- Skarbie, to nie twoja wina - uśmiechnęła się do niej przez łzy kobieta. - Rachel na pewno wróci, jestem pewna...

Ale Rachel nie wróciła...

~~~~~~~

Pan Pierre postawił na nogi całą paryską policję. Teraz wszyscy w całym Paryżu, ba, całej Francji szukali córki francuskiego dyplomaty.

Pani Edyta popadła w depresję.

Amelie ciągle obwiniała się za tę całą sytuację.

Pan Pierre próbował wszystkich uspokoić i ciągle wmawiał, że córka na pewno żyje i się znajdzie.

Przyjaciółka dziewczyny, Margot już tak chętnie nie chodziła do szkoły i starała się jak mogła, żeby znaleźć swoją jedyną przyjaciółkę.

Jej koledzy i koleżanki ze szkoły również przyczynili się do akcji założonej przez rodziców Margot - Szukamy Rachel. Powstała nawet grupa na facebooku.

Minął miesiąc. Po dziewczynie nie zostało żadnych śladów. Zupełnie jakby się rozpłynęła.

Tylko jedna osoba na świecie wiedziała gdzie jest Rachel...

*Marinette*

- Czarny Kocie, nie sądzisz, że to dziwne? Dzisiaj Władca Ciem wysłał aż cztery akumy! Niedługo moim głównym zajęciem stanie się ratowanie świata!

- Masz rację, Władca Ciem rośnie w siłę, my mamy coraz mniej czasu, a Paryż jest coraz mniej bezpieczny. - odpowiedział mi Czarny Kot i uśmiechnął się smutno.

- Potrzebujemy pomocy... - powiedziałam po czym dodałam. - Trzeba zapytać się Mistrza o nowych superbohaterów. Sami już nie dajemy rady.

- Chodzi o nas? - usłyszeliśmy głos i szybko odwróciliśmy się w stronę głosu. 

Za nimi stała Ruda Kitka, czyli oczywiście Alya, a obok niej Królowa Pszczół. Tej drugiej tożsamości nie znałam.

- O, Al... Znaczy się Kitka! Miło Cię znowu widzieć! Ciebie też Pszczoło i dzięki za zwrócenie miraculum - uśmiechnęłam się do niej szczerze i przytuliłam dziewczyny. - Spadłyście nam z nieba! Władca Ciem rośnie w siłę, potrzebna nam pomoc.

- Oto jesteśmy - uśmiechnęła się Królowa Pszczół, swoją drogą ciekawe kim jest.

- No cóż, wychodzi na to, że jestem jedynym chłopakiem w tej drużynie - udawał smutnego Czarny Kot. - Może Żłów jeszcze dołączy? 

- No nie wiem, ale fajnie by było - odpowiedziałam i spojrzałam mu w oczy.

Były zielone niczym wiosenna trawa na łące, albo jak las. Tajemnicze, piękne, takie hipnotyzujące...

Powoli przybliżaliśmy się do siebie, sama nie wiem dlaczego. Umysł mówił przestań, a serce no dalej, na co czekasz?. Byłam coraz bliżej Czarnego Kota, gdy nagle Pszczółka powiedziała:

- Oh, jak oni razem słodko wyglądają!

Natychmiast odskoczyłam od Kota, cała czerwona spojrzałam na dziewczyny.

- Co my, n-nie! - zaprzeczałam, przecież ja kocham Adriena. Tylko Adriena. Nikogo więcej! Tylko Adriena... Na pewno?

Czy ja na pewno kocham Adriena?

- No i zepsuła pocałunek Ladynoir! A mogło być tak pięknie! - odparła wkurzona Ruda Kitka i spojrzała na blondynkę. - Oj, blondi, mam nadzieję, że to się nie powtórzy, bo wolisz nie poznać gniewu Rudej Kitki!

- Ymmm, okej? - odparła przerażona dziewczyna i dodała. - Ja muszę lecieć, zaraz mój... Zaraz mam kolację!

- Spoko nie ma sprawy - uśmiechnął się do niej Czarny Kot po czym pomachał jej na pożegnanie. 

- Ja też muszę lecieć, jutro mam szkołę, pa! - powiedziała Alya i skoczyła na sąsiedni dach. Ja śledziłam ją wzrokiem, dopóki całkowicie nie zniknęła mi z oczu.

Zapadła cisza. Kątem oka zerknęłam na Czarnego Kota. Czułam na sobie jego wzrok. 

- Księżniczko, zostaliśmy sami, całkiem sami - wyszeptał Czarny Kot do mojego ucha a mnie przeszły przyjemne dreszcze.

*Adrien*

- Masz rację Czarny Kocie - odpowiedziała, a ja dalej patrzyłem w nią jak w obrazek. Jest taka piękna...

- Jesteś taka piękna tej nocy - powiedziałem cicho, mając nadzieję, że tego nie słyszała, ale sądząc po jej minie, chyba mi się to nie udało. - Znaczy, wiesz ty jesteś zawsze piękna! - dodałem nieco głośniej.

- D-dziękuję - jest jeszcze bardziej urocza jak się jąka!

- Moja pani? 

- Tak Czarny Kocie? - odwróciła się w moją stronę i spojrzała w moje oczy. Na jej policzkach można było zobaczyć rumieńce.

- Kocham Cię - powiedziałem nie wiele myśląc. Jaki ze mnie głupiec! Ona to wie... Co prawda nigdy nie powiedziałem jej tego wprost, ale to nie zmienia tego faktu! Teraz zdecydowanie mnie odrzuci i nie będzie Emmy, Louisa i Huga!

- Cz-czarny kocie, j-ja... - zaczęła, a ja jej przerwałem.

- Przepraszam nie powinienem był tego mówić, nie musisz kończyć - odpowiedziałem unikając wzroku jej fiołkowych tęczówek. - Jesteśmy tylko przyjaciółmi, wiem...

Przerwały mi dotyk jej ust na moich. Zaskoczony tym gestem z początku nie odwzajemniłem pocałunku, ale po chwili oddałem go i przekazałem wszystkie uczucia, które żywiłem do dziewczyny w lateksie w kropki.

Z początku niepewne cmoknięcia, przerodziły się w namiętny pocałunek. Moje marzenia się spełniły. Mama miała rację...

Całowaliśmy się tak dwie minuty, dziesięć, dwadzieścia? Nie wiem, prawdopodobnie czas się pewnie zatrzymał. 

Niestety wszystko musi się kiedyś skończyć i oderwaliśmy się od siebie z powodu braku powietrza. Co jak co, nikt nie chce umrzeć podczas pocałunku.

- Cza-arny k-kocie, j-ja przepraszam! - powiedziała i odeszła, a ja zastanawiałem się czy ona naprawdę mnie kocha...

*Rachel*

Siedzę sobie przy biurku i zapisuję wszystkie możliwe pomysły na powrót do domu. Może nie pomysły, bo na kartce widniało tylko Miracula Biedronki i Czarnego Kota. Nie jestem złodziejem, ale w takim wypadku chyba nie będę mieć wyjścia.

Spojrzałam w okno. Gwiazdy w tej nocy oślepiały wręcz swoim blaskiem. Postanowiłam wyjść na balkon zaczerpnąć świeżego powietrza.

Obserwowałam krajobraz z mojego balkonu. Nic ciekawego, same kamienice. W oddali było widać jeszcze Wieżę Eiffla. Jest dużo piękniejsza w nocy... Paryż jest piękniejszy w nocy, zresztą jak każde miasto. Ale i tak Paryż jest najpiękniejszy z ich wszystkich. Żaden Londyn, Warszawa, czy też Nowy York mu nie dorówna.

Nagle w oddali dostrzegłam dwie sylwetki. Prawdopodobnie Adrien i Marinette w swoich superbohaterskich uniformach. 

Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że całowali się. To było takie piękne! Moje marzenia stały się prawdą.

Teraz to ja na pewno im nie zabiorę miraculum!

Witajcie w kolejnym rozdziale! Już dziesiątym!

No i mamy już za sobą połowę książki! Jeszcze tylko dziesięć rozdziałów i koniec tego raka!

A jak wam się podobał? Mi bardzo!

Ogólnie zauważyłam, że strasznie zmienił się mój styl pisowni w pierwszej osobie, ale w trzeciej również. Tak sobie porównałam poprzedni rozdział do moich opowiadań z poprzedniego roku. Wystarczy nawet cofnąć się do pierwszego rozdziału tej pracy! Progres jest, zdecydowanie!

Jeszcze tylko dwa rozdziały maratonu! Resztę będę (prawdopodobnie) wstawiać co tydzień.

No i co tu jeszcze pisać? Macie jakiś pomysł?

Możecie również, żalić się na temat swoich nauczycieli, chętnie poczytam!

A teraz idę łapać nowe chwyty na gitarę, jakieś oceny z muzyki muszą być, nie?

Au revoir!



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro