Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4

Wtorek. Dziś mam na siódmą trzydzieści. Za trzy minuty muszę wychodzić, a ja nawet nic nie zjadłam. Wyglądam przez okno i widzę czarny samochód, w którym siedzi mężczyzna. No gratuluję im, naprawdę potrafią się ukrywać. Zasłaniam zasłony i przebieram się szybko. Dwie minuty. Chwytam do ręki bułkę i zakładam kurtkę. Wpadam jeszcze do toalety. Krzyczę głośne "pa" i wychodzę. Teraz boję się wszystkiego, boję się, że spotkam go na klatce, że nawet do tego się posunie. Jest nieprzewidywalny. To niesamowite, że chce mnie dorwać i niesamowite, że ja się go boję. Od kiedy to ja w ogóle się kogoś boję? Chyba mój pierwszy raz. Nie potrafię sobie po prostu poradzić z tym oddechem, który od dwóch dni czuję na swojej szyi. Wszedł do mojego domu, a teraz gonił mnie. Prawie mnie dorwał. Dobrze, że łącznik był w pobliżu. Wczorajszy wieczór... No właśnie, coś mnie znowu gryzie. Pytanie, co? Stało się coś dziwnego. Policja. A no właśnie, dlaczego policja, dlaczego radiowozy? Przechodzę przez światła i wpadam do szkoły. Nie rozbieram się tylko włączam Google. Wpisuję frazę "wiadomości" i wchodzę w wiadomości z regionu. Przeglądam politykę, potem jakieś problemy z wodą w okolicznych wsiach i na końcu znajduję co chciałam. Policyjny pościg za pijanym mężczyzną.... Trzydziestolatek złamał przepisy... Przekroczył prędkość... Bla, bla. Mało konkretów. Ale to nic, sam fakt, że był pijany mówi wiele. To przypadek. To nie miało znaczenia, a jednak poczułam się jakby cały świat chciał mnie dorwać w tamtym momencie. Uwielbiam tę świadomość, ale tylko wtedy, gdy wrogowie nie mają świadomości kto z nimi zadarł. Wczoraj było zupełnie inaczej. Czuję, że wytrącam się z równowagi psychicznej. Ktoś próbuje mnie zniszczyć i prawie mu się tu udaje. Strach przed śmiercią jest po prostu namacalny. Przychodzi Monika i wyrywa mnie ze świata śmierci.

-I co? Wzięłaś tę pracę dla mnie?

-Tak, mam ją.- podaję jej do ręki wydrukowane zdjęcia jakiś konstrukcji DNA czy innych bzdetów.

-Dzięki, już myślałam, że zapomniałaś. - uśmiecha się gorzko, pomiędzy nami dalej nie jest za dobrze. - Nie bałaś się iść sama wczoraj wieczorem?

-Nie było tak źle. - uśmiecham się, zawsze mogło być gorzej, facet mógł mnie uprowadzić i dziś byś ze mną nie rozmawiała. - Jakoś dotrwałam do końca. Choć momentami było trochę strasznie. Wiesz te ciemne ulice są czasem przerażające.

-No mogę sobie to wyobrazić. - nie, nie możesz. Nie wiesz jak to jest dotknąć swojego wroga i mordercę w ciemnej ulicy. - Oglądałaś ten film, który ci poleciłam? Ten co była o nim książka...

-Ta... to znaczy nie, nie oglądałam. Nie miałam czasu, cały czas jacyś goście nas odwiedzają, siostra miała urodziny, więc rodzina się zjechała. A wiesz jacy oni są...

-Tak, wiem. Ale mówię ci, musisz obejrzeć ten film, na pewno ci się spodoba. - och, niestety jestem pewna, że będzie okropny, ale nie powiem jej tego, dzwoni dzwonek. - Odrobiłaś pracę domową? - kiwam głową. Tak wygląda monotonia. Może cię to zdziwić, ale dziś ją kocham. Po prostu kocham. Kocham moje spokojne życie. Nudne lekcje w szkole. Zgłaszam się na matmie, odpowiadam z fizyki. Dostaję dwie piątki. Jestem pełna życia, kocham życie. Człowiek w skrajności potrafi przejść w kolejną skrajność. Teraz prawie płaczę. Stoję. Zatrzymana w czasie, zatrzymana w spojrzeniu. Stoi tam. Za płotem. Widzę zarys, nie widzę twarzy, ale wiem, że kogoś mi przypomina. Cholera, jestem pewna, że to ktoś kogo znam. I nagle znika, a ja znowu oddycham. Znowu wracam do normalnego życia. Tego życia na niby i dzwoni dzwonek. Nie uwierzysz co się właśnie stało! Zostałam na dodatkowej biologii! Cud nad cudami. A wiesz czemu? Nie pokochałam szkoły, nie. Ja się boję. Ja po prostu tryskam strachem.

Minęło już pięć dni. Pięć tłustych dni odkąd widziałam tajemniczego mężczyznę. To nieprawdopodobne, że nic się nie dzieje. Wszystko zamilkło. Dlaczego? Może się wycofał? Może myśli, że nie ma z nami szans? Przestraszył się. Może nie powinnam się aż tak przejmować, po co tracić nerwy, po co się rozczulać. Jeśli chciałby mnie dorwać, zrobiłby to przy najbliższej okazji, ale tego nie zrobił. Ja wiem, że spałam z nożem w ręku, z gazem pieprzowym przy uchu i z Glockiem w spodniach, ale przecież mógł. Na przykład mógł mnie wrzucić do czarnego, dużego auta. Ja wiem, że zawsze wracałam z kimś i w dodatku tłocznymi ulicami, że gdy się ściemniało udawałam, że uprawiam jogging, ale przecież mógł. Mógł mnie złapać w klatce, gdy byłam na niej sama. Ja wiem, że stałam dziesięć minut i udawałam, że mnie nie ma, że z nożem w ręku sprawdzałam każdy zakręt, ale przecież mógł. No dobra, może i nie mógł, ale ja wiem, że tak dalej żyć nie można. Trzeba coś zmienić. Przetrzymałam wiele, przetrzymam jeszcze więcej. Sprawdźmy czy dalej chce mnie schwytać, zachowujmy się jakby nigdy nic się nie stało. Tak będzie lepiej, po co się dawać zastraszać. Przecież nie jestem taka, to nie ja. Nie sądziłam, że człowieka można tak łatwo osłabić. Ale ja się nie poddam. Ten skurwiel niech się udławi własnym nożem. Ja jestem normalna, jestem normalna.

-Że co? - Nina wpatruje się we mnie jak w ducha. - Dlaczego masz być nienormalna?

-To znaczy... - robi mi się głupio. - To jakaś nowa piosenka, po prostu próbuję znaleźć do niej melodię.

-Nowa piosenka? - śmieje się jak wariatka i szturcha mnie w ramię. Tak, kurwa, nowa piosenka.

-No tak, słyszałam w radiu. Nie ważne, jakieś dno. Serio, nie warte słuchania, ale chciałam sobie po prostu przypomnieć o co w niej chodziło. Nie ważne. - dzwoni dzwonek, w końcu kończy się ten nudny włoski. Wychodzimy ze szkoły i kierujemy się na przystanek. Podchodzę do kiosku, żeby kupić bilety, potem się i odwracam i nie ma. Nie ma Niny. Zniknęła z moich oczu. Zapadła się pod ziemię. Rozglądam się naokoło. Nic. Nie ma nikogo. Nie oddalam się od kiosku, jak mnie zaatakuje ktoś przynajmniej będzie świadkiem. Pani z kiosku warczy coś pod nosem do mnie, ale nie zważam na to. Rozglądam się nerwowo i szukam jej oczami. Nie ma jej, do cholery jasnej, nie ma. Zaczynam dzwonić. Poczta głosowa. Wsiadam do autobusu i dzwonię jeszcze pięćdziesiąt razy. Zamiast wysiąść wcześniej, wysiadam dopiero na końcowy i zmierzam do jej mieszkania. Jak mogła tak po prostu zniknąć? Skoro stała tuż za mną, przez sekundę słyszałam szuranie jej butów. Coś chyba mówiła pod nosem, cholera, zignorowałam to. A może z kimś rozmawiała? Jestem cholernie nieuważna. Spieprzyłam. Ale skąd mogłaś wiedzieć? Nie wiem, musiałam wiedzieć, to przeze mnie. Zniknęła. Autobus gwałtownie się zatrzymuje, wysiadam z niego wielkim susem i prawie biegnę. Nakładam na głowę czarny kaptur i żwawym krokiem zmierzam do jej bloku. Co sekundę nerwowo się rozglądam. Nie widzę jej, nigdzie, w żadnym tłumie, w żadnym rogu. Nigdzie. A może ona po prostu chciała mnie wystraszyć i schowała się gdzieś? Ale przecież przeszłam dookoła kiosku, rozejrzałam się dokładnie. Nie było miejsca, gdzie mogłaby się schować. Żadnego znaku. Nic. Totalna pustka. Zatrzymuję się przed jej blokiem, co ja powiem jej rodzicom? Wasza córka stała obok mnie i nagle zniknęła, podejrzewam, że to może mieć związek z moją tajną agencją, w której potajemnie pracuje, ale nie mówcie nikomu. Idiotyzm. Patrzę w jej okno na drugim piętrze. Zapalone światło, cienie, ale duże cienie i jeden mały. Może to ona. Nagle coś drży, prawie odskakuje na bok. Przestraszyłam się własnego telefonu, z tego wszystkiego nawet wibracja smartfona potrafi wprowadzić w panikę. Patrzę na ekran. Od Moniki: Hej, sorry że tak się zmyłam, musimy pogadać, spotkajmy się przy starej fabryce na osiedlu. Czekam. Słucham? O nie, nie. To na pewno nie ona. Co ja mam do cholery zrobić? Nigdy nie wykręcała mi takich akcji. Poza tym niby jak miała się dostać do fabryki, skoro nie jechała autobusem? To jest już przesada. Nie mam ze sobą nawet pistoletu, nic, tylko ten nędzny nóż, którym i tak nie umiem się posługiwać. Prędzej ktoś nim dźgnie mnie, niż ja jego. A co jeśli on ją ma? Cholera, muszę myśleć. A nad czym tu myśleć? Idź. Uratuj koleżankę. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Nogi same zaczynają iść, serce mówi, że droga jest prawidłowa. Rozum podpowiada telefon na policję. A cóż zrobią te matoły? Jeszcze mnie zamkną, bo będą mnie podejrzewać o cuda-wianki. Może to przeze mnie zniknęła? Może ja jej coś zrobiłam? - Tak by to wyglądało.

Cisza jest tu ogłuszająca. Tylko bezgłośny wiatr gładzi moje gorące policzki. Czuję się bezradnie. Dopiero tu weszłam, a już jest jak w pułapce. Jestem pewna, że on gdzieś tu jest. To on mnie tu sprowadził i na pewno ją ma. To ma być przynęta. Wiedział, że się na nią złapię. W prawej ręce trzymam nóż, a w drugiej smartfona, który oświetla mi korytarz. Świst. Ciarki oblatują całe moje ciało. To tylko wiatr, to musiał być wiatr. Niewielu zna to uczucie, ale jest straszne. Gdy wiesz, że gdzieś obok ciebie, w ciemności, ktoś jest, ale nie możesz go zobaczyć. Wiesz, że jest, ale jest niewidzialny. Jak duch przechadza się teraz gdzieś obok mnie, z pewność jestem na jego muszce. Nina pewnie leży gdzieś związana, a on bawi się ze mną w kotka i myszkę. Nagle słyszę dźwięk kamyka, który przetacza się po ziemi. Och, wcale nie jest taki trudny to rozgryzienia. Czułam to przebicie w powietrzu. Jest przede mną, nie za mną. Rzucił kamień nade mną, bym przyśpieszyła w jego stronę. Nie ze mną te numery. Odwracam się i zaczynam biec. Słyszę gorzki śmiech za plecami. Chyba ubyło mu pewności siebie.

-Wypuść ją, masz mnie - mówię i się zatrzymuję.

-Ale ja jej nie mam.- śmieje się. - Ja mam teraz ciebie. - zaczyna iść w moją stronę. Cofam się. Jak to jej nie ma? To jak mógł napisać? No jak?! - Marika, są sposoby. Twoja koleżanka siedzi w domu i płacze. A wiesz czemu? - zapada cisza. Słyszę bicie swojego serca. Dlaczego nie uciekam? - Bo zgubiła telefon. A ty zgubiłaś rozważność, zgubiłaś mądrość, którą miałaś, gdy cię poznałem. Zmieniłaś się. Marika, do cholery co się z tobą dzieje? - skąd ja znam ten cholerny głos, skąd ja znam ten niski ton. Muszę go znać. - I co teraz? - dotyka mnie, ale przecina powietrze. Biegnę. Jakby na świecie nie było niczego innego poza moimi nogami. Po co grać w durne gierki? Po co mnie wykorzystywać? To psychopata czy gangster? Wyskakuję przez okno i biegnę pod blok. Zajmuje mi to pięć minut, w normalnym tempie dwadzieścia. W domofonie odzywa się głos.

-Halo? - To Nina, to jej głos.

-Jesteś? Jesteś w domu? Czemu zniknęłaś? Gdzie ty byłaś na przystanku?

-Jakiś mężczyzna chciał, żeby mu pomóc, bo zgubił gdzieś klucze, więc mu pomogłam, a potem ciebie nie było. Przecież miałaś wyjeżdżać.

-Ja? - zaskoczenie odbiera mi dech, przecież ja nigdzie nie wyjeżdżam.

-Tak mi przecież napisałaś przed chwilą - sięgam do kieszeni. Gdzie jest mój cholerny telefon?! - Napisałaś, że jeszcze wpadniesz powiedzieć pa. Coś się stało?

-Pa? - ciemność przeszywa moje ciało. Ciemność jest wszędzie. I ten smród. Smród i ciemność. Tracę nagle kontakt ze światem, czuję jakieś podłożę, potem czuję wibracje. Auto. Jadę autem. Znowu ciemność i nagle czuję, że nie mogę się ruszyć i wszystko mnie boli. Słyszę w tle głos.

-Marika? To ja... - i ciemność zapadła. Miałam nadzieję, że wieczna. Och, wieczna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro