Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13


Heaven hold my hand

Still my trembling hand

Oh, My Lord, must have dropped my sword

Somewhere in the sinking sand*

Stare chaty kulą się pod ciężką warstwą śniegu, która pokrywa zniszczone dachy. Ile jeszcze zim minie zanim się rozpadną? Ciężarówka mknie z niebezpieczną prędkością po śliskich drogach. Wnętrze trzęsie się razem z podróżnikami. Co chwilę z ust wylatuje ulotna para, która znika w jednej sekundzie. Powietrze jest prawie lodem, oddychanie sprawia ból. Wszystko sprawia ból. Drogi też bolą, bo są długie i wąskie. Przemierzanie ich trwa wieczność, z godziny na godzinę jest coraz gorzej. A to dopiero Białoruś. Zima też nie sprzyja podróży, nuży jeszcze bardziej. Zabiera wszelką nadzieję, o ile ta gdziekolwiek jest. Te chaty, domy, podwórka. To wszystko jest tak ulotne. Wystarczy, że mocniej naciśniesz na pedał gazu, a drewniane chatki znikają w mgnieniu oka. Prawdopodobnie już nigdy tam nie wrócisz, ale ślad zostanie w twojej głowie na zawsze. Ukryty pod stosem żalów, radości, będzie kulił się w ciemnej części zapomnienia. Niestety nie wszystko da się ukryć, nie wszystko trafi do czyśćca wspomnień. Są elementy, których nie da się ukryć. Są wspomnienia, o których nie da się zapomnieć. Kim trzeba być, by zapomnieć? Jak to zrobić, by nie pamiętać błędów? Jak w ogóle się do nich przyznać przed samym sobą? Jak zapomnieć i wybaczyć? Czy jest ktoś kto to potrafi? Czy niepamięć istnieje? Czy na te wszystkie pytania są twierdzące odpowiedzi? Czy ktoś potrafi na nie odpowiedzieć? Czy może raczej nikt?

Weary of this fight

This long and lonesome fight

Every step I take I feel farther way

Can't get it right

Ja. Ile w tym wszystkim tak naprawdę było mnie? Rozumowanie prawdy i kłamstwa zostało zaburzone. Podtopili moje przeświadczenia i wartości. Niewyobrażalne jest to, co się ze mną stało. Nie wyobrażałam sobie siebie tutaj, w tym miejscu. Pięć lat temu przez myśl mi nie przeszło, że to koniec. Bo chcę wierzyć w koniec, to jedyne co mi pozostało. Koniec. Koniec codziennego bólu, który skrywany był gdzieś wewnątrz. Koniec nieuzasadnionej tęsknoty i uporczywej nieświadomości. Koniec pytania „Co się stało?". Wszystko jest dziś jaśniejsze, niż kiedykolwiek mogło być. Przejrzyste.

W szybie widzę swoje oczy, ale nie mogę w nie patrzeć. Nie potrafię powstrzymać się od zatracenia w nich. Widzę tam nie tylko szare tęczówki, widzę tam kogoś. Ale nie potrafię nawet wymówić tego słowa... Ciemność za oknem i śnieg przypomina mi o wszystkim co się stało. Teraz każdej zimy będę pamiętać. Nie, ja każdego dnia będę pamiętać, a każdej zimy będę przeżywać to od nowa. Ja, pędząca pomiędzy pionkami w grze o wszystko i nic. Kto wygrał? Na pewno nie ja. Czy w tej grze w ogóle są wygrani? Nie wiem czy ja coś jeszcze wiem. Ta walka, o wszystko i nic, zniszczyła mnie. Tylko mnie. Nikt inny się nie dowie, wszystko zostało zapisane gdzieś tam na górze. O tym co się stało wie mój ojciec, Ben i ja. Oboje wiedzieli to czego nie powinien usłyszeć świat i oboje zginęli. Mogłam uratować Bena, mogłam. Może jakoś inaczej by to wszystko wyglądało, może zaczęlibyśmy żyć od nowa. Ale on wiedział. W tym świecie wiedza i niewiedza to jak dwa odrębne żywioły, których nie możesz porównać. Pytanie jest następujące: Przez które z nich zginął Ben? Przez wiedzę, którą posiadał? Czy przez moją niewiedzę, o tym kto zabił ojca? Odpowiedzi może być wiele, spekulacje można prowadzić w nieskończoność. Prawda jest jednak taka, że mogłam coś zmienić, ale byłam ślepa. I nie mów, kimkolwiek jesteś, że to nie prawda. Bo już w żadne prawdy nie wierzę. Zaślepiona zemstą i walką, chciałam osiągnąć coś nieosiągalnego. To może znaczyć, że zemsta nie zawsze jest właściwa. I, mimo że została dokonana, zupełnie jej nie czuję, jakby to była tylko formalność. Prawda jest jedna i jedyna, że nic już nie wróci Bena i mojego ojca. A wszystko przez kłamstwo. Wyobrażasz to sobie? Wyobrażasz sobie popełnić taki błąd? Wyobrażasz sobie w ogóle uwierzyć w kłamstwo, myśląc, że to prawda? Tutaj odpowiedź jest twierdząca, tak często popełniamy te błędy. Ale nie w takiej rozpiętości. Możesz wierzyć, że nauczyciel w dniu sprawdzianu nie stawi się do pracy i zostaniesz okłamany, bo nauczyciel przyjdzie. Możesz wierzyć, ale pewne jest, że nigdy nie wiesz co jest prawdą. Nie wiem czy tylko ja taka jestem, taka zbyt ludzka, zbyt umiejętna do popełniania błędów. Teraz już wiem, że w wielu grach trzeba liczyć tylko na siebie. Nie ważne co, nie ważne jak i dlaczego. Ufaj sobie. Zawsze miej jakieś wyjście... Samochód hamuje i zatrzymujemy się na trzygodzinny odpoczynek. Jest druga w nocy. Białoruś... Bo kłamstwo może kryć się nawet w twoim istnieniu. Może to głupie, ale ja wierzę, że mój ojciec był hydraulikiem. Wierzę, że zarabiał mało, że był zabawny, że mnie kochał. W niego będę wierzyć, choć wiem, że moja wiara jest kłamstwem. Ja kłamię, że wierzę, ale i tak będę wierzyć. Może kiedyś zapomnę?

Oooh...

Now I'm stumbling

Oooh...

Towards the promise land

Zaraz po tym jak wojna się skończyła wróciłam do domu, w którym byłam z Benem. Sięgnęłam ręką na lodówkę i spojrzałam na numer telefonu. W zasadzie nie musiałam nic mówić. Sami mi powiedzieli co mam mówić, co mam robić. Potem przyjechali po mnie i ruszyliśmy. Nadal jedziemy. Jest ich czterech. Mam nadzieję, że to nie jest kolejne kłamstwo, bo przecież w zasadzie nie wiem gdzie jadę. Ale obiecano mi, że to będzie Polska. Podobno jesteśmy blisko granicy, oby to była prawda. O dziwo, są Polakami. Odkąd wsiadłam do ciężarówki nie powiedziałam zupełnie nic. Może czas przerwać ten pakt milczenia? Czarnowłosy siedzi obok mnie i kiwa się na boki, jakby miał zaraz zasnąć. Spoglądam na niego, zauważa to momentalnie.

-Nie martw się - kładzie rękę na mojej ręce, szybko ją jednak zabieram. Nie wzrusza go to. - Wielu chciało go zabić, ale nikt się nie odważył. To był bardzo ważny człowiek.

-Czy jest szansa, że ktoś...

-Nie. - mówi stanowczo. - Nie grozi ci niebezpieczeństwo. Nie wiesz nic, co mogłoby komuś zaszkodzić, więc nie będą się fatygować, żeby cię unicestwić. - uśmiecha się, ale tak prawie niewidzialnie. - Twój ojciec...

-Znałeś go?

-Tak, ale tylko tak przelotnie. Pracowaliśmy razem. - dodaje i patrzy gdzieś za okno. Może też myśli o tych domkach przygniecionych przez śnieg? A może chce mi coś powiedzieć, ale nie może.

-Dziękuję. - szepczę, ledwo słyszalnie, ale on mnie usłyszał. Patrzy na mnie ze współczuciem i uśmiecha się ciepło. Ale mi wcale nie robi się ciepło na sercu. Myślę, że moje tętno jest ledwo słyszalne. Ja też umiem kłamać i kłamać będę przez całe moje życie, że nadal tęsknie za moim ojcem, że on może jednak żyje. Będę kłamać wiedząc, co jest prawdą. Ale co mogę w tym zmienić? Nic. Taka jest odpowiedź - nic. Nic nie zmienię, nic nie zrobię, bo nic nie mogę. Patrzę przez okno. Polska. Dom.

Stoję. Jest ciemno i cicho, słyszę tylko mój oddech. Teraz już nie ma tego drugiego oddechu tuż za mną. Jestem sama na klatce i stoję przed drzwiami. Słyszę, że ktoś jest w domu. Ile mnie nie było? Tydzień, cały długi tydzień. Mężczyźni z auta powiedzieli mi, że oficjalnie byłam u koleżanki, którą znam z gimnazjum i chciałyśmy się niby nacieszyć sobą. Matka będzie zła, wiem to. Pukam do drzwi, ale to pukanie jest tak ciche, że nikt go nie usłyszał, nawet ja. Dzwonię do drzwi. Otwierają się. Widzę kobietę, na której twarzy pojawia się uśmiech. Jest wesoła i cieszy się, że mnie widzi. Przytulam ją. Co by było gdybym nie wróciła? Jak bardzo bym ich zraniła? Czy byliby w stanie to przetrwać? Stoimy przez pięć minut, tak bez słów i bez ruchu.

-Przepraszam. - patrzy na mnie zdziwiona, uśmiecha się. Nie jest zła?

-Nic się nie stało, rozumiem i ufam ci. Martwiłam się, ale to nic takiego. - siadamy razem w kuchni. Wstawia wodę na herbatę i opowiada mi o wszystkim, co stało się przez tydzień, w którym mnie nie było. Nie było, bo byłam w innym świecie, nierealnym. Chciałabym jej wszystko powiedzieć, wytłumaczyć, ale nie mogę. Nikt by mi nie uwierzył. Teraz wszystko jest skończone, odpadłam z gry, bo nie ma już o co grać. Wszystko przepadło. To już przedawnione, odegrałam swoją rolę. Gdybym tylko wiedziała... Łza. Szybko ją wycieram i zagłębiam się w głosie mojej matki. Czy kiedyś spojrzę jej w oczy ze świadomością, że nie jestem kłamcą? Ta gra mnie zniszczyła, ta wojna pozostawiła na mnie znamię, które nie zniknie. Mam teraz tylko więcej rozwagi i mniej zaufania. Mówię jej, że jestem zmęczona. Wchodzę do swojego pokoju i przyglądam się mu, jakbym widziała go pierwszy raz od kilku lat. Czy to na pewno moje życie? Czy jestem we właściwym miejscu? I czy kiedyś przestanę zadawać pytania? Bo... Może to wszystko nie było naprawdę, może mi się wydawało. Może miałam omamy, może jestem chora na schizofrenię. Nie wiem, co byłoby lepsze. Kładę się na łóżko i patrzę w sufit. To zabawne, zaczynam się śmiać, to naprawdę zabawne. Wpadam w jakieś szaleństwo, mam prawie drgawki ze śmiechu. To zabawne co on powiedział. Wiesz co, Yuriy? Miałeś rację, cholerną i prawdziwą rację. Nieprawdopodobne, że przynajmniej tutaj mnie nie okłamałeś. Powiedziałeś mi, że: „Człowiek, który chce pomóc może okazać się czarną kartą, w grze o całą talię białych" I, to jedyna prawda. Jedyna, która teraz dla mnie istnieje. Yuriy, jestem twoją czarną kartą.

THE END

*Fragment utworu Hannah Miller „Promise Land"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro