Rozdział 10
PERSPEKTYWA DAVIDA
14 listopad - pierwszy dzień na uniwersytecie. Prawdopodobnie najgorszy dzień w tym roku. Szkoła. Nie wiem kto ją wymyślił ale , i tak ma u mnie przesrane. W każdym razie. Poranek , jak każdy inny. Bez zmienie obudził mnie mój młodszy brat - Jake. Szturchał mnie w ramię gadając coś do mnie, ale go nie słuchałem. Ciężko odetchnąłem, po czym zwlokłem się z łóżka. Wyjrzałem za okno nowego domu. Reszta rodzeństwa biegała na podwórku za zwierzętami. Po raz pierwszy udało mi się zobaczyć w oddali moją szkołę, bo wyjątkowo nie było dzisiaj mgły. Powoli ubrałem się i obmyłem twarz w wiadrze z zimną wodą. Wchodząc do kuchni z zamiarem zrobienia sobie śniadania zerknąłem na zegar.
7:30 ! Kur... ! Mam być za 5 min pod domem Luny !
Dobra, nie mam czasu na jedzenie teraz. Cofnąłem się do pokoju po torbę.
Upewniłem się błyskawicznie czy wszystko mam.Jeszcze tylko klucze. Gdzie one są ?! Lekko zestresowany szybko poczułem je w kieszeni.
- Jake ! Bethany ! Będę za parę godzin. Zamknijcie za mną furtkę! - zawołałem do nich wychodząc z domu
- Pa ! - odkrzyknęli mi
Kiedy już dobiegłem pod jej dom , czekała już na mnie. Wygladała na zirytowaną.
- No , chyba ci się nie spieszyło co ? - spytała mnie sarkastycznie
- Zaspałem.
- Znowu? Serio , nic ale to nic się nie zmieniłeś. - odrazu się trochę rozpogodziła
- Ha ha ha,no bardzo śmieszne.
- Już się nie obrażaj i chodź. Nie możemy się spóźnić.
W drodze do szkoły rozmawialiśmy na różne luźne tematy. Nie wiem czy też to odczuła, ale było między nami jakaś niezręczna atmosfera. Pewnie to kwestia tych dziwnych wydarzeń z balu.
Kiedy dotarliśmy zobaczyłem Uniwersytet po raz pierwszy od wielu lat, jeszcze zanim musieliśmy się wyprowadzić. Nigdy za to nie byłem w środku. Jeśli nie studiowałeś tu nie mogłeś tam wchodzić . Przekroczył on moje wszelkie wyobrażenia. Monumentalny budynek z kamienia z powiewającymi na wietrze flagami wyspy. Weszliśmy do środka. Tam również było imponująco. Na ścianach wisiały portrety ważnych osób które zdały. Byli to przede wszystkim późniejsi władcy albo osoby z co najważniejszych rodów. Wiadomo, że zupełnie nie było warto upamiętniać jakiegoś zwykłego, prostego człowieka. Przecież jesteśmy tylko szarą masą, która musi pracować dla arystokracji.
- Jesteście pierwszakami ? - zaczepił nas (prawdobodobnie) trzecio klasista kiedy szukaliśmy głównego audytorium
- Tak , a co ?
- Nie , nic tylko życzymy powodzenia na egzaminie wstępnym u smoczycy. - uśmiechnął się podejrzanie
- Kto to ? - zapytała Luna
- Jak wejdziecie na salę wykładową zobaczycie tam taką wysoką nauczycielkę. Ma zawsze włosy upięte w koka . Niech nie mylą was pozory; jest okropna ! - nagle gwałtownie zmienił ton głosu na miły - No to powodzenia !
Poczym sobie poszedł jak gdyby właśnie nas nieźle nie zestresował.
- To było dosyć dziwne -stwierdziłem
Kiedy dotarliśmy do sali , usiedliśmy na miejsca.W tej chwili w drzwiach pojawiła się owa nauczycielka. Miała tak mocno upięte włosy, że mógłbym się założyć, że jej kok odcina jej po części dopływ krwi do twarzy. Podeszła do biurka i usiadła.
- Niech wszyscy wyjdą ! Poza toba ! - wskazała na mnie
- Powodzenia- szepnęła mi do ucha Luna
Zostałem sam. Chłodne powietrze przeszyło pomieszczenie. Było słychać wszystko. Przełykanie śliny, skrobanie pióra o papier. Nigdy nie zauważyłem , że to właśnie takie odgłosy budują napięcie i grozę. Nie wiedziałem co się zaraz stanie ani dlaczego mnie akurat wybrała.
- Pan ...? - miał dość nieprzyjemny nosowy głos
- David Smith.
- A więc panie Smith zadam teraz panu serię pytań na podstwie której przydzielę pana do klasy A , B bądź C.
- Dobrze.
- Ale jeszcze zanim zacznie się sam test, trochę formalności. pańska data urodzenia.
- 23 marca 1289.
- Jaką posiada pan moc ?
- Cień .
- Interesujące - zaczęła szybko notować coś na kartce w milczeniu... I na koniec : przynależność ?
- Pospolita .
- Dziękuje , może już pan przejść do sali obok - wskazała mi drzwi dłonią nie odrywając wzroku od kartki
- Jasne.
Wyszedłem z sali. Słyszałem jak krzyczy następne nazwisko i wchodzi kolejna osoba.
Jaki inny nauczyciel wręczył mi arkusz, pióro oraz kalamarz, a następnie wskazał mi miejsce gdzie mam usiąść i napisać egzamin.Na czas jego pisanie udało mi się zapomnieć o wszystkim innym na świecie. Naprawdę nie chciałem dać z siebie wszystko. Po jakiś 30min zwróciłem wypełniony test temu samemu profesorowi i wróciłem przed główne audytorium. Planowałem poczekać tam aż Luna skończy. Usiadłem na krześle i zaczałem przyglądać się malowidłu przede mną.
Widniał na nim jakiś całkiem młody król na co wskazywała korona. "Aleksandrio ..." Nie mogłem rozczytać,nazwisko było zamazane. Nie wiem ile tak siedziałem i daremnie starałem się odkryć kto to jest. Straciłem poczucie czasu.
- Już skończyłam - podeszła do mnie Luna i usiadła koło mnie. Wyrwała mnie z transu patrzenia się na obraz - Na co patrzysz tak?
- Na ten portret. Wiesz jak miał na nazwisko ten król? Nie daje mi to spokoju.
- Nie wiem , ale go kojarzę. - odparła
- Ja nie.
Przez parę minut rozmawialiśmy o niczym i wszystkim.O przeszłości i przyszłości. Chciałem , ale nie potrafiłem porozmawiać o nas. Czekam na odpowiedni moment. Z resztą, nie jestem pewien co bym powiedział. Liczę że , szybko nadejdzię . Nie mogę tego trzymać w sobie.
pozderki dla Antka i Olimpii<3 pousuwałem trochę tych okropnych spacji przed kropkami xd
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro