Rozdział 44
Odprowadzam ją wzrokiem, czując jak zalewa mnie złość i miłość.
Jednak niespodziewanie dziewczyna odwraca się od swoich drzwi i idzie w moim kierunku.
Przyglądam się jej.
-Co z tobą?- zapytała desperacko.
-Nic.- burknąłem, gapiąc się teraz przed siebie.
-Przecież widzę...- mówi.
- Daj sobie spokój i wracaj do domu.- powiedziałem, nie łapiąc z nią kontaktu wzrokowego.
- Naprawdę nie wiem, o co ci chodzi... żałujesz?!- zapytała zirytowana.
-Co? Czego?- zapytałem marszcząc brwi.
-Randki ze mną...
-Nie!- odpowiadam niemalże od razu.
- Jakoś mi się nie wydaje...-mówi.- randka była naprawdę fajna jak dla mnie... ale ty zawsze potrafisz wszystko spieprzyć!
-Ja?- zapytałem.- Dobra, nieważne. Była randka, ale już się skończyła... teraz każdy z nas może wrócić do swojego życia.
-Tak po prostu?- zapytała zdziwiona, a w jej wyrazie twarzy mogę dostrzec nutkę irytacji oraz smutku.
- o co ci chodzi do kurwy nędzy chodzi!?- wydarła się.
- O nic kurwa!- również się wydarłem.- koniec tematu, narazie.- powiedziałem i odpaliłem samochód.- A jeszcze jedno... Mam nadzieję, że wszystko między wami się ułoży.- dodałem naciskając na słowo na słowo "wami" po czym odjechałem z piskiem opon.
Może nie powinienem tak robić, ale naprawdę w chuj mnie to boli, że ona może czuć coś do kogoś innego, kiedy ja wariuję z miłości do niej.
Tak, starałem się trzymać od niej z daleka, ale to nie wyszło... teraz będę cierpiał.
Pov Wiktoria
Wpatruje się w samochód który z każdą sekundą jest coraz dalej.
Czuję jak pojedyncze Łzy spływają mi po policzkach.
Może powinnam mu powiedzieć?
A co jeśli?
Ech, jesteśmy z dwóch różnych światów może i dobrze się stało...
***
Razem z dziewczynami idziemy na salę gimnastyczną, gdzie zaraz odbędzie się zakończenie roku szkolnego.
Ubrałam na siebie taki kombinezon
A makijaż mam taki sam co zwykle.
Wchodzimy na salę gdzie są tłumy, przeciskamy się przez uczniów szukając wolnego miejsca, no bo jednak godzina stania i to na szpilkach nie jest czymś przyjemnym.
***
- Nie mogę uwierzyć, że dzisiaj jest oficjalne rozpoczęcie wakacji!- pisnęła Maja.
-Hej Wiktoria.- Ktoś krzyknął moje imię.
Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam Briana.
Z tego co się nie mylę, jest on chłopakiem z drużyny koszykarskiej, a co za tym idzie elity Dylana.
-Hej.- powiedziałam niepewnie, ponieważ nie miałam pojęcia czego on ode mnie chce.
-Dzisiaj robię domówkę z okazji rozpoczęcia wakacji, wpadniesz?- zapytał łobuziarsko się uśmiechając.
-Umm...- zaczęłam i spojrzałam na dziewczyny.
- Oczywiście, możesz przyjść ze swoimi koleżankami...-dodał.
-Dzięki za zaproszenie, na pewno wpadniemy.- mówię i posyłam mu uśmiech.
-Świetnie, adres wyślę ci na fejsie to do zobaczenia.- powiedział i ruszył w drugą stronę.
- Co to kurwa było?- zapytała zaszokowana Maja.
-Nie wiem.-odpowiadam, bo sama nie do końca zdaję sobie sprawę z tego, co właśnie się stało.
-To dziwnie... on w ogóle cię zna? Nie no dobra przesada, chyba każdy wie jak masz na imię, ale przecież on nigdy z tobą nie gadał, a teraz zaprasza cię na domówkę?-pyta Lena.
- Nie patrz tak na mnie, sama nie wiem o co chodzi... ale dobra, ważne że mamy już jakieś plany na wieczór.- mówię i uśmiecham się.
-Racja.- powiedziała Maja.
***
-Hej mamo, słuchaj kolega zaprosił mnie na domówkę. Mogę iść?-pytam.
-Jasne. Masz przecież wakacje, a o której wrócisz?
-Pewnie o 12, ale jadę po tym do Mai.
-Dobrze kochanie. Tylko masz odbierać jak będę dzwonić.
-Okej.
-No to miłej zabawy kochanie.
-Dziękuję.-mówię i się rozłączam.
Dobra, czas na przygotowania. Szybko wbiegłam do swojego pokoju i zaczęłam się przygotowywać.
Na dzisiejszą domówkę wybrałam taki strój.
Makijaż zrobiłam sobie tak jak zawsze, może ciut mocniejszy.
Nagle słyszę dzwonek do drzwi, a to oznacza tylko jedno, dziewczyny już dotarły.
Na szybkości popsikam się jeszcze perfumami i zabrałam torebkę, po czym zbiegłam na dół.
-No no, laska z Ciebie.- odezwała się Maja jak mnie zobaczyła.
-Dzięki.- odpowiadam.- A gdzie Will?- pytam.
- A no tak, właśnie... dzisiaj nie mógł nas podwieźć. Ale jakby co, to może odebrać.
-Okej.- mówię.
-Dawajcie, pośpieszcie się, bo sprawdziłam autobus i mamy za 5 minut.-powiedziała Lena.
O kurde, trzeba się sprężać.
***
Na miejscu byłyśmy już po dwudziestu minutach, jeszcze nie byłyśmy w środku, a już na zewnątrz było słychać głośną muzykę.
-Czas się zabawić laski.- mówi Lena, kieruje się jako pierwsza w stronę wejścia.
No no, ktoś ma ochotę ostro zabalować.
Gdy przekroczyliśmy próg domu od razu do moich nozdrzy dotarł zapach papierosów, alkoholu oraz potu.
-Witaj Piękna.- przywitał mnie Brian.
-Hej.- Odpowiedziałam mu, a On złapał za moją dłoń po czym ją pocałował.
Gentleman.
-Tam macie alkohol. Łazienka jest na drugim piętrze po prawej stronie, a o reszte możecie mnie pytać. Życzę miłej zabawy i czujcie się jak u siebie.- powiedział i puścił mi oczko, po czym odszedł do grupy chłopaków.
- Dobra, chodźmy się czegoś napić, a później idziemy na parkiet.- powiedziała Lena co zrobiłyśmy.
Balowałyśmy w najlepsze. Przecież trzeba umieć się dobrze bawić.
-O mój Boże...- powiedzała nagle Maja.
-Co?- zapytałam darząc ją z Leną spojrzeniem.
-Mówiłam już jak bardzo kocham umięśnionych chłopaków z tatuażami?- zapytała wpatrując się w coś za mną.
Zmarszczyłam brwi na jej słowa i powoli odwróciłam się za siebie i mnie zamurowało.
Stał tam Matt i reszta chłopaków z New Street. Ale nigdzie nie widziałam Chrisa.
-Mówiłaś, że z nimi rozmawiałaś, na to chodźmy do nich. Zapoznasz mnie z tym mięśniakiem.- mówi lekko wstawiona Maja.
-Daj sobie z nim spokój, nie jest dla ciebie...- powiedziałam tak jak uważam.
-Dla ciebie Chris też...- odbija piłeczkę, a ja momentalnie na nią spojrzałam.
Skąd ona to do cholery wie...
-O czym ty mówisz.- gram głupią.
-Nie udawaj, byłam u ciebie wczoraj... ale ciebie nie było, a twoja mama powiedziała że pojechałaś z jakimś brunetem... więc mogę się tylko domyślać, że to był Chris prawda?- zapytała z przekąsem.
-Umm... Dobra, nieważne.-burknęłam.
Już tak dobrze się bawiłam i zapomniałam o wczorajszej akcji z Chrisem, a ta idiotka teraz mi to przypomniała.
-Elo mała.- powiedział nagle Evan obejmując mnie w talii.- Nawet nie wiesz jak się cieszę się, że znowu się spotykamy.- mówi, a ja jestem zaskoczona jego zachwaniem...znaczy wiem, że mnie polubił, ale...kurde chłopcy z New Street nigdy się tak nie zachowują.
-Hej.- mówię i posyłam mu swój uśmiech.
-Uuu widzę, że nie przyszłaś sama.- powiedział i zaczął lustrować dziewczyny.
-No nie to jest...- i nie dokończyłam.
-Maja.-Wyprzedziła mnie.
-Umm miło mi poznać Evan. A ty czekoladko?- zwrócił się do Leny.
-Umm mam na imię Lena.-powiedziała.
-Również miło mi poznać.-powiedział.- chcecie dołączyć do nas?- zapytał i wskazał chłopaków siedzących na kanapie.
-Oczywiście.- odpowiedziała szybko Maja.
-W takim razie chodźmy.
-Umm, ja pójdę po coś do picia.- Skłamałam, bo nie miałam zamiaru tam iść ponieważ w każdej chwili może pojawić się tam Chris mimo że go nie widziałam.
-Okej.-odpowiedziały i poszły za Evanem.
Cholera, nie chcę się z nim teraz widzieć, ale z drugiej strony chciałabym mu powiedzieć wszystko co czuję...
-Hej jak impreza?- mówi dobrze znany mi głos.
-Umm hej...fajnie.-skłamałam.
Było fajnie, ale na początku.
-Jakoś po twojej minie sądzę co innego.- powiedzał rozbawiony
Aż tak widać?
-Wydaję ci się...- mówię przyrządzając sobie drinka.
-Akurat w tej kwestii mnie nie okłamiesz...- powiedział.
Ehh no oke...- nagle w kieszeni zaczął wibrować mi telefon.- poczekaj- powiedziałam odblokowałam go. A to co zobaczyłam na wyświetlaczu sprawiło, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Chris
Musimy porozmawiać. Będę u ciebie pod domem za 20 minut.
Ja
Okej.
-Przepraszam cię, ale muszę wracać do domu...- mówię.
-Do niego?- zapytał, a raczej stwierdził.
W tym momencie patrzyłam na niego jak głupia i nie wiedziałam co mam powiedzieć.
- Dylan odpuść... Może gdybym nie poznała Chrisa...
- Wcale go nie znasz. Nie wiesz jaki on jest.-powiedział.
-Masz rację. Nie wiem, ale serce nie sługa.- Powiedziałam prawdę i chciałam go minąć, ale złapał mnie za ramię.
- Dobra, może ty się w nim zakochałaś, ale nie on...- powiedział zirytowany.
Masz rację, dobij mnie...
-Skąd ty do cholery możesz wiedzieć?!- wydarłam się w jego stronę wyrywając rękę.
-Bo założył się ze mną kto pierwszy cię przeleci!-krzyknął.
W jednej chwili stanęłam nieruchomo niedowierzając w słowa, które właśnie usłyszałam.
-C-co ty pieprzysz?-zapytałam.
-Byłaś naszym zakładem.
To niemożliwe... to nie może być prawda...
Poprawione przez: @cvtiepie97
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro