Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34

Gdy skończyłam już smażyć naleśniki, poszłam do Chrisa, który już od dłuższego czasu nie wracał. Kiedy wyszłam przed dom zauważyłam, że siedzi na  motorze bokiem do mnie i pali papierosa, dlatego podeszłam do niego niezauważona.

-Powinieneś to rzucić.- powiedziałam nagle, a on spojrzał w moją stronę zupełnie zaskoczony moją obecnością, ale po chwili przybrał obojętny wyraz twarzy.

- Uwierz, że dla dobra wszystkich lepiej żebym palił niż pourywał komuś łby.- powiedział zaciągając się papierosem.

-Tak bardzo cię zdenerwowałam?- pytam cicho.

-Co?- zapytał z szeroko otwartymi oczami.

- No wiesz w końcu, to ja kazałam ci robić te naleśniki...

-Tak, ale nie jestem wkurzony na ciebie... tylko na te pieprzone naleśniki.- powiedział z grymasem, na co cicho zachichotałam.

-Na pewno zmienisz zdanie, jak je spróbujesz.-powiedzałam dumnie.

-W sumie racja. Pierwszy raz od dłuższego czasu będę jadł naleśniki. My z chłopakami nie robimy obiadów tylko najczęściej zamawiamy pizzę.- powiedział lekko się uśmiechając.

- Jezu jak można żyć na samej pizzy? jeszcze wam się nie przejadła?- Zapytałałam nie dowierzając, a Chris tylko pokręcił z rozbawieniem głową na moją reakcję.

-A czego się spodziewałaś po piątce chłopaków? Po co babrać się w garach, skoro można coś zamówić...

-Może dla samej satysfakcji, że zrobiłeś coś sam, a poza tym zjedz coś co nie jest pizzą.- powiedziałam i założyłam ręce na piersi.

-Eee nie mamy czasu na takie pierdoły...

-Pierdoły?- pytam i marszczę brwi.-to co wy takiego robicie hmm?

-Dużo rzeczy.- powiedzał i cwaniacko się uśmiechnął, a ja wywróciłam oczami.

-Dobra, lepiej chodź, bo zaraz nam ostygną te naleśniki.- mówię udając się do domu i słyszę za sobą kroki Chrisa.

Usiedliśmy na przeciwko siebie przy stole. Ja nałożyłam sobie aż 3 naleśniki i zaczęłam wybierać dodatki.

-Umm, wezmę syrop klonowy...nie! Truskawki albo nutelle, oo tak to jest to.-mówię.- do tego banan albo truskawki...dobra wezmę to i to- mówię i zamknęłam się nagle gdy oriętuje się, że Chris patrzy na mnie rozbawiony.

-Co?-zapytałam trochę zawstydzona.

-Jednak to prawda, że kobiety zamienne są.-powiedział rozbawiony.

-Nieprawda! Po prostu głodna jestem...-mówię oburzona.

-Czyli masz okres?- zapytał nagle, przez co wyplułam naleśnika.

-Niee!- powiedzałam dość głośno zaskoczona. I wiem, że w tym momencie lekko poczerwieniałam, ale tym razem jestem pewna, że było to widać, ponieważ zmyłam maseczkę, kiedy Chris się siłował z naleśnikami.

-To dlaczego się rumienisz?-zapytał łobuziarsko się uśmiechając.

-No bo... zaskoczyłeś mnie tym pytaniem...-mówię prawdę.

-Powiedzmy, że ci uwierzyłem...

-Ej! Serio nie mam okesu...-naburmuszyłam się.

-Dobra dobra.- podniósł ręce w gesie obrony.- wierzę, bo nie chcę dostać z parasolki.-powiedzał głupkowato się śmiejąc.

-Ha ha ha...

-A tak swoją drogą, dobre te naleśniki. Będę częściej do ciebie wpadał.- powiedział i puścił mi oczko.

-Jeśli uważasz, że  są dobre to ciekawe co byś powiedział jakbyś spróbował te co robi moja mama.

-Eee... napewno nie były dobre tak jak te.- powiedzał łobuziarsko się uśmiechając.

Jezuuu... czemu on musi być taki przystojny...

-Zagramy w ogień pytań?-zapytał nagle.

-No możemy...więc kto zaczyna?-pytam.

-Kobiety mają pierwszeństwo.

-Okej no to...umm jak długo tu mieszkasz.

-Od wczoraj- powiedzał i uśmiechnął się głupio.

-Och...dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło...

-Teraz moja kolej.- powiedział olewając moje słowa.

-Jak długo mieszkasz sama?

-Od dwóch tygodni. Dobra ile mieszkasz z chłopakami?-pytam.

-Od 2 lat. Jesteś dziewicą?-zapytał i intensywnie zaczął mi się przyglądać.

-Yyy...
Cholera spodziewałam się takiego pytania.- nie. -skłamałam chociaż nie powinnam.-Umm...czemu pobiłeś tamtego chłopaka przez którego cię wywalili ze szkoły?-pytam i widzę, że trafiłam w czuły punkt bo poruszył się niespoknie.

Coś za coś.

-Takie tam porachunki...

-Chris...

-Nie lubiliśmy się i poszła jakaś plotka na mój temat gdzie on miał ją rozsiać i oberwał... -powiedział, a ja i tak mu nie uwierzyłam.- Z kim idziesz na bal?- pyta.

Kurde...

-Umm... ja... idę...eh, idę na bal z Dylanem.- powiedziałam i spojrzałam na relację Chrisa, który wydawał się nie być zaskoczony tą odpowiedzą.

Czy on wiedział? Na pewno, bo przecież dobrze wie, że jestem dopiero w drugiej klasie... a bal ma się w trzeciej.

-Okej, to teraz moja kolej. Więc gdzie pracujesz?-pytam.

Chris obdarzył mnie lodowatym spojrzeniem, co było mega dziwne...

-Wyścigi, walki niezły hajs z Tego ciągne..-powiedział, a mi wydawało się, że coś ukrywa.

-Dobra, więc jak zmarł twój tata?- spytał

O nie... kurwa kurwa kurwa.

Spiełam się momentalnie na te pytanie...no, ale zgodziłam się na tą grę więc muszę odpowiedzieć.

-Zmarł na raka płuc...- mówię z gulą w gardle. Okej, wystarczy tych pytań.-mówię i zaczynam sprzątać

-Hej...powiedział i złapał mnie za rękę, przez co przeszedł mnie dreszcz.-nie chciałem cię urazić...-powiedział szczerze.

-Wiem...ale nic nie poradzę na to, że gdy o tym mówię jest mi cholernie smutno...-mówię i czuję łzy.

Nie no, znowu przy nim będę płakać.

-To dlatego nie lubisz jak ktoś pali?- pyta, a ja przytakuje potwierdzająco głową i spoglądam na jego dłoń, która trzyma moją. Zauważył to i ją puścił.

-Dobra, pomogę ci sprzątać powiedział i wziął się do roboty.

Ja zabrałam ze stołu syrop truskawki i śmietanę... i chciałam jej spróbować, ale coś nie działało dlatego potrzasnełam nią i ponownie spróbowałam, aż nagle  zawartość wystrzeliła do przodu... prosto na Chrisa.

Ups...

Był cały w bitej śmietanie, a ja wybuchłam głośnym śmiechem.

-P-przepraszam.- wydusiłam ciągle się śmiejąc. Próbowałam się ogarnąć, ale kiedy znowu na niego spałam nie mogłam nad tym zapanować.

-Aż tak to cię bawi?- zapytał zirytowany i wkurzony.

-T-trochę-tak.-mówię, a mój brzuch bardzo mnie boli od tego śmiechu.

-Nie śmiej się!- warknął, a ja trochę się przeraziłam, ale kiedy znowu przed oczami miałam go całego w śmietanie, znowu wybuchłam śmiechem.

-Tego już za wiele!-powiedział i zaczął iść w moją stronę z syropem klonowym cwaniacko się uśmiechając.

-Co ty chcesz z tym zrobić?- zapytałam poważnie, wycofując się do tyłu.

-Zobaczysz...-powiedział.

-Chris nie. Chris- powiedziałam, ale on nawet nie zareagował, więc zaczęłam uciekać.

-Spadaj z tym.- powiedziałam uciekając za kanapę.

-Coś za coś... lepiej się poddaj, bo i tak nie masz ze mną szans.- powiedział pewny siebie.

Yhm jeszcze zobaczymy.

-Wmawiaj sobie.- odprysknęłam.

Ten jedynie zmarszczył brwi, zaczął iść w moją stronę, dlatego skierowałam się w drugą, ale on również skręcił w tą stronę.

Cholera cholera.

- Wiesz, że  zrobiłam ci to niechcący...- próbuję się tłumaczyć.

-Wiem.- odpowiedział szybko.

-No właśnie, więc dlaczego chcesz mi oddać? I do tego syropem klonowym który się mega klei.

-Wiesz, gdybyś się tak perfidnie nie śmiała ze mnie to może bym ci darował...

-Nie śmiałam się z ciebie!-burknęłam, a on zmarszczył brwi.

-Yhm...to z kogo? Chyba, że masz jakieś problemy z głową to okej.

O ty dupku!

-Chyba ty. - powiedziałam i rzuciłam w niego poduszką, wykorzystując tą chwilę wdrapałam się na czwarty schodek, który był zaraz za kanapą i szybko wbiegłam na górę. Słyszałam jak biegnie za mną, więc weszłam w pierwszy lepszy pokój w którym okazał się sypialnią mojej mamy. Już zamykałam drzwi, kiedy nie zostały one zatrzymane jego nogą.

O kurwa.

-Chris! - Powiedziałam i zaczęłam się wycofywać.
- Proszę nie rób tego, będę się cała kleić...

-To się umyjesz, w czym problem?- zapytał łobuziarsko się uśmiechając i jednocześnie podchodząc do mnie coraz bliżej.

Nagle zielone światełko zaświeciło mi się w głowie, przecież moja mama ma  balkon, który ma widok na nasz ogród, a w nim jest  basen centralnie pod balkonem, więc to moja jedyna droga ucieczki.

Wiem, jestem walnięta, ale nic nie poradzę na to, że nie lubię przegrywać...

Szybko otworzyłam balkon i wybiegłam na niego. Chris tylko pokręcił rozbawiony głową.

- Dobra, nie masz już drogi ucieczki, więc radzę się poddać...- powiedział z triumfalnym uśmieszkiem.

-Ha ha ha. Ja nigdy się nie poddaję i tak będzie i tym razem.- mówię i zbliżam się do barierki.

- Dobra, powiedz mi jeszcze, że zamierzasz skoczyć.-zakpił.

- Bingo.- powiedziałam i tym razem ja uśmiechnęłam się triumfalnie, szybko przeskoczyłam przez barierki. Jeszcze zerkając na Chrisa, który patrzył na mnie zażenowany.

- Dobra, nie wygłupiaj się i tak oboje wiemy, że tego nie zrobisz...- powiedział krzyżując swoje ręce na piersi.

- Mów za siebie.- powiedziałam, po tym po prostu skoczyłam. Przed wleceniem do wody usłyszałam jeszcze jak krzyczy moje imię.

Ha! Nie wiedział że tam jest basen!

Gdy wynurzyłam się z wody od razu mogłam go zauważyć, ponieważ się wychylał i był mega wkurzony.

-Jesteś walnięta!- powiedzał zdenerwowany, a ja tylko zachichotałam.

-Wiem.- powiedziałam. Posłałam mu swój słodki uśmiech.

-Ehh... po co ci to było?-zapytał cwanie się uśmiechając.

-Jak to, po co?- zapytałam marszcząc brwi.- chciałeś mnie wysmarować syropem...

- Właśnie chciałem... teraz mam lepszy pomysł.

-Słucham?- zapytałam zdezorientowana.

- Równie dobrze mogę cię teraz nie wpuścić do domu... i będziesz spała w ogrodzie cała mokra.

Nie pomyślałam...

-Będę chora, a nie mogę być!- krzyknęłam jak małe dziecko.

-A to niby czemu ksiezniczko?-zapytał.

-Bo jutro mam bal!

-Oooj...-udał zmartwionego.- mogłaś o tym pomyśleć wcześniej.- powiedział rozbawiony.

-Dupek.- burknęłam pod nosem.

-Słyszałem...-  powiedział, a ja przekręciłam tylko oczami.

Siedziałam już tak w ogrodzie cała mokra przez 15 minut, a ten dupek wygodnie rozsiadł się na kanapie i mnie obserwował zza okna tarasowego.
Oczywiście, nie raz poleciały w jego stronę fakery i obraźliwe teksty, ale nie wydawał się być tym urażony, wręcz przeciwnie bardzo go to bawiło.

Nie wytrzymam!

- Jeśli mnie przeprosisz, to może zastanawie się nad wpuszczaniem cię.-powiedział przez ochylone drzwi tarasowe.

-Zrobiłam to niechcący!

- Okej, ale ja mówię teraz o tych wszystkich znakach, które robiłaś w moją stronę i tych obraźliwych wyzwiskach...- powiedział łobuziarsko się uśmiechając.

Cholera przeprosić go?
Nie.
Kurde, jak tego nie zrobię będę chora i będę na tym balu wyglądała jak...eee nawet nie chcę myśleć jak...

- Okeeej.- powiedziałam przewracając oczami.- Sorka.

-Sorka?- zakpił.- masz powiedzieć: Bardzo cię przepraszam Chris, również za to, że się z ciebie śmiałam i już więcej się to nie powtórzy...

-Co?! Chyba sobie robisz jaja!

-Chcesz wejść czy nie?

-Uhhh!! Przepraszam cię Chris...

-BARDZO. -wtrącił się.

-Kretyn...Umm Przepraszam cię bardzo Chris, również za to, że się z ciebie śmiałam i już więcej się to nie powtórzy. Chyba.

-Nie wchodzisz!-powiedział.

-Dobra jeju! Nie powtórzy się to już, obiecuję... A teraz wpuść mnie do środka, bo jest mi cholernie zimno!- powiedziałam i zaczęłam się trząść.

Chris patrzył na mnie przez chwilę, po czym otworzył okno tarasowe, dzięki czemu mogłam wejść do środka.

-Dzięki.- powiedziałam cicho.

-Następnym razem pamiętaj, że ze mnie nie wolno się śmiać...

-Okej okej... A teraz wybacz, muszę iść na górę zmienić ubranie.- powiedziałam i obdarzyłam go wrogiem spojrzeniem.

- Nie patrz tak na mnie. Nie kazałem ci skakać do wody.- powiedział.

- Tak, ale zostałam do tego zmuszona...

-Nie zmuszam cię.

-Ty nie, ale sytuacja do której doprowadziłeś tak!

- Przypominam, że ty pierwsza prysnełaś we mnie śmietaną, po czym zaczęłaś się śmiać...

-Tak, a ty zacząłeś mnie gonić z syropem klonowym  chciąc mnie nim wysmarować...

-Wiesz, że nadal mogę to zrobić.

-Och... Daj spokój, nie widzisz jak wyglądam? To już wystarczająca kara.- Burknęłam i udałam się na górę w ramach wzięcia gorącej kąpieli.

Gdy już się umyłam i założyłam czystą, suchą piżamę wyszłam z łazienki i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to Chris rozwalony na moim łóżku.

-Nie zagalopowałeś się?- zapytałam i oparłam się  w progu drzwi zakładając ręce na biodrach.

-Umm... nie.- powiedział, a ja zrobiłam minę w stylu "serio?".- No co? jakoś wczoraj ci to nie przeszkadzało, że razem spaliśmy... Chyba, że już nie boisz się swojego prześladowcy...

- Jak na razie to Ty nim jesteś...- powiedzałam.

-Aha. Czyli mam jechać do domu.

-Nie! Umm znaczy...

-Wiedziałem.- powiedział i seksownie się uśmiechnął.

-Co niby?- zapytałam marszczc czoło.

- Że chcesz, żebym tu został nawet jeśli już nie boisz się tego psychola... Przyznaj się Wiktoria, że jestem mega przystojny, czarujący, po prostu idealny.

Zaczęłam się głośno śmiać, ponieważ trafił w sedno, ale nie zamierzam mu tego mówić.

-Powiedziałabym, że zbyt pewny siebie i arogancki...- ten jedynie złapał się teatralnie za serce udając, że go to zabolało. A ja cicho zachichotałam.- dobra posuń się, bo zajmujesz całe łóżko.- powiedziałam chcąc się już położyć.

- Oj tak, z chęcią bym cię posunął.- przez to, co powiedział dostał ode mnie poduszką w twarz.

-Chciałbyś!

-Oj tak.- odpowiada, a ja już bezradna opadam na łóżko.

Nagle mój telefon zaczął wibrować, co oznaczało, że ktoś do mnie dzwoni. Sięgnęłam po niego i zobaczyłam, że dzwoni mama, ale nie chciałam od niej odbierać, dlatego ponownie odłożyłam go tam gdzie był.

- Czemu nie odbierasz?-zapytał.

- Nie mam ochoty z nią gadać.- powiedziałam, a telefon przestał wibrować,  ale po sekundzie wydał z siebie pojedyńczy dźwięk, czyli nic innego jak sms.

Zaciekawiona z powrotem wzięłam telefon do ręki i to, co przeczytałam na wyświetlaczu totalnie mnie zaskoczyło.

Mama
Jutro wracam.

W jednej chwili byłam wkurzona, bo jeszcze nie jestem przygotowana na rozmowe  z nią i też smutna, bo to oznacza, że koniec wspólnych wieczorów z Chrisem...

Poprawione przez: @cvtiepie97



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro