Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29

Chris to zauważył i objął mnie od tyłu, mocno przyciągając do siebie tak, że nasze ciała się stykały.

-Tak właśnie, Wiktoria...powinienem to zrobić.- wymruczał do mojego ucha przegryzając płatek, przez co cicho jęknęłam. Zaczął błądzić swoimi dłońmi po moim ciele, prawdziwa ja dałaby mu z liścia w twarz, ale teraz w tym momencie nie byłam sobą i cholernie podobało mi się to, co teraz się dzieje i za żadne skarby nie chciałam tego przerwać.

Chris zaczął składać mokre pocałunki na mojej szyi, czasami lekko ją przegrywając przez to wydobywałam z  siebie ciche jęki. Za każdym razem, kiedy to robiłam czułam jego wzwód, który wbija mi się w pośladki.

-Przeproś, jeśli nie chcesz żebym wziął cię tu i teraz.- powiedział zachrypniętym głosem.

Bardzo szybko oddychałam i nie mogłam wydobyć z siebie ani jednego słowa.

Nawet gdyby mi się udało, nie chciałam tego powiedzieć, bo wtedy skończyłoby się to, co właśnie teraz się dzieje.

-Przeproś, bo nie wytrzymam.- powiedział nieco ostrzejszym tonem, ale nadal zachrypniętym.

Jego dotyk sprawia, że brakuje mi tlenu.

Cholera, cholera, cholera, chcę go, chcę go tu i teraz. I nie wiem czy naprawdę tak uważam, czy po prostu jestem zbyt napalona.

-Chris...- wykrztusiłam z siebie.

-Yhm...- zamruczał, bo mu tak samo jak mi, ciężko było wydusić jakiekolwiek słowo.

-Przepraszam, choć wcale tego nie żałuję.- powiedziałam i jednym ruchem odwróciłam się do niego tak, że patrzyliśmy sobie w oczy.

Chris spogląda na mnie nieodgadnionym wzrokiem, który trudno było mi zrozumieć i dostrzegam w jego czarnych oczach Iskierki...

Czyżby on... nie, to nie możliwe.

Skanuje jego twarz, aby dostrzec cokolwiek, chociażby najmniejszy gest, który utwierdziłyby mnie w moim przekonaniu. Niestety niczego nie mogę dostrzec. Albo jestem głupia i za dużo sobie wyobrażam albo  po prostu jest bardzo dobrym aktorem.

- Wszystko okej?- pyta rozbawiony wyrywając mnie tym samym z pożerania go wzrokiem.

-Umm tak.- mówię speszona i oddalam się do niego. Unikając kontaktu wzrokowego... - nie rozumiem tylko jednego... Dlaczego ludzie są na ciebie tak wrogo nastawieni?Dlaczego próbują każdego manipulować i  nastawiać przeciwko tobie...

-Dlaczego?- zakpił.- powiem Ci dlaczego, bo mają rację Wiktoria! Kto normalny biję się w nielegalnych walkach? Kto normalny bierze udział w wyścigach? Kto normalny należy do...- przerwał, ale wyraźnie chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zdał sobie sprawę z tego, że nie powinien.

- Należy gdzie Chris? Gdzie? Jeśli uważasz, że mają rację i bardzo Ci zależy na tym żebym zmieniła o tobie zdanie, to dokończ!- powiedziałam wyraźnie zdenerwowana.- pozwól mi ich zrozmieć, bo jak na razie uważam inaczej!

-Gdybym ci to powiedzał, musiałbym cię zabić. -powiedzał lodowatym tonem, a ja czułam że mówi poważnie.

Szczerze? Nie bałam się. Każda rozsądna osoba na moim miejscu, by się zamknęła, ale nie ja... czuję się przy nim bezpieczne, a to coś znaczy...

- Masz na to dobrą okazję... nikt nas nie widzi, nie słyszy, czego chcieć więcej. - powiedziałam podchodząc do niego bliżej.- zrób to, pokaż mi jaki jesteś niebezpieczny!

Chirs tylko na mnie patrzył i nie zamierzał nic robić ani mówić.
Nasze twarze dzieliły dosłownie milimetry, spojrzałam mu prosto w oczy i szepnełam w wargi:

-Oboje wiemy, że byś tego nie zrobił.- powiedziałam i delikatnie się od niego odsunęłam. Nie wiem skąd u mnie ten nagły przyrost odwagi, ale podoba mi się to.

Chris niespodziewanie szybko złapał mnie w talii i przyciągnąć do siebie jeszcze bliżej niż przed sekundą.

-Dlatego nie mogę ci tego powiedzieć.- wyszeptał mi prosto w wargi tak jak ja zrobiłam to wcześniej. Tylko, że tym razem straciłam swoją pewność siebie.-musimy już wracać.- powiedział już normalnym tonem i puścił mnie z objęć po czym udał się za kierownicę motorówki.

Na szczęście udało nam się odłożyć klucze z powrotem na miejsce. Wyjechaliśmy z plaży niezauważeni. Wracaliśmy w ciszy, byłam cała mokra. Z resztą tak samo jak on... Teraz  dokładnie mogłam przeanalizować jego słowa w których słyszałam szczerość? Za każdym razem, kiedy się z nim spotykam pragnę poznać go jeszcze bardziej i nie widzę w tym żadnych zahamowań...
Nie wiem czy mi się wydaje, ale... chyba się w nim zakochuje...

Pov Chris

Wiktoria wyszła z mojego auta bez słowa, a ja wiem, że to co się dzisiaj stało nie miało prawa mieć miejsca. Ale za każdym razem, kiedy mówię już, że się z nią nie spotkam, wymiękam prędzej czy później nadal do niej wracając.  Dziwnie się z tym czuje, ale gdy jestem obok niej nagle wszystko inne przestaje mieć sens. Nie mam pojęcia, co ona we mnie takiego widzi, że nie chcę zmienić o mnie zdania, mimo że całe miasto uważa mnie za niebezpiecznego typa.

                                             
                                    ***

Gdy już zmieniłem mokrą bluzkę w aucie, na szczęście kilka dni wcześniej zostawiłem tu zwykły t-shirt,  wszedłem do domu pierwsze, co zobaczyłem to chłopaków siedzących na kanapie. Po zatrzaśnięciu drzwi wszystkie pary oczu skierowały się na mnie.

- Gdzie ty stary się spodziewałeś, że telefonu nie odbierasz? - zapytał Matt.

-Musiałem coś załatwić, a co jest?-pytam.

-Zadzwonił do nas Ben mówi, że nie mógł się do ciebie dodzwonić, więc powiedział nam, że w piątek masz walkę.- powiedział Evan.

-Zajebiscie... to spotykamy się tam gdzie zawsze?- pytam.

-Jasne.- opowiadają chórem, oprócz Dyalana.

-Mnie nie będzie.- powiedział nawet na mnie nie spoglądając.

-A to niby czemu?-pytam.

-Mam bal...

-Uuu no tak bal ostatnich klas. Noo Pochwal się jaką laskie zaprosiłeś...- powiedział rozbawiony Olivier.

Dylan odwrócił wzrok od telewizora spoglądając na niego, a następnie kątem oka spojrzał na mnie, po czym powiedział.

-Ide z Wiktorią.

Na jego słowa momentalnie moje mięśnie się spieły, ręce zacisnąłem w pięść.

Czemu ja tak reaguje?

Matt  spogląda na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, ale mam to w dupie.

-Dylan chodź na chwilę na górę.- mówię i kieruje się na schody. Ten nic nie odpowiedział nie reagując na moje słowa, lecz po chwili wstał z miejsca i poszedł za mną. Wszedłem do jego pokoju, a po chwili Dylan również się w nim znalazł.

- Dobra stary, jeszcze oficjalnie nie zakończyliśmy tego zakładu, więc to najwyższy czas aby to zrobić.- odzywam się pierwszy.

Dylan jedynie zaśmiał się w dość dziwny sposób.

-Co się stało, że jedynak zmieniłeś zdanie? Przecież ty zawsze doprowadzasz sprawy do końca!- zakpił.

-Powinieneś się cieszyć... właśnie o to ci chodziło prawda?

-Tak tak... jasne.- zakpił -powiedz czemu tak nagle zmieniłeś zdanie?

-Powiedzmy, że ją polubiłem... nawet bardzo.-powiedzałem i ruszyłem w kierunku wyjścia.

-Podoba mi się ona Chris...-powiedział nagle, a w jego głosie mogłem dostrzec powagę.

-To mamy problem, bo mi też.- powiedziałem i wyszedłem z pokoju.

Poprawione przez: @cvtiepie97

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro