Rozdział 25
Pov Chris
Gdy ją zauważyłem natychmiast się zatrzymałem. Od razu dostrzegłam, że jest wkurzona.
Ciekawe który dupek ją tak wkurwił.
- Co tu robisz?- pyta nasilając się na obojętny ton.
-Hmm- zamyśliłem się znów patrząc na nią.- Powiedzmy, że interesy?
-I akurat w tym miejscu?
- W każdym miejscu księżniczko, nawet w takim.- mruknąłem do dziewczyny.
Wydała z siebie zirytowany głos. Wiedziałem, że nie lubi, kiedy tak do niej mówię.
-Nie mów do mnie księżniczko!- warknęła zirytowana.
Co za dziewczyna, nic jej nie pasuje...
- Nie złość się.- powiedziałem.
-Bo co?-fuknęła i rozpusciła swoje włosy które miała wcześniej w kucyku.
Zawiał mocny wiatr porywając jej włosy na każdą możliwą stronę.
Ja pierdole.
Wolałbym tego nie widzieć.
To było tak cholernie pociągające. Moja wyobraźnia zaczeła działać. Jej piękne drobne ciało. Jej delikatne ręce dotykające mojego torsu. Jej oddech obijający się o mój kark za każdym razem, kiedy moje usta dotykały by skóry na jej szyi. I ciche westchnienie. Jej długie włosy opadające na plecy, kiedy pod wpływem mojego dotyku wyginała by się w łuk. Przyśpieszone bicie jej serca i rumieńce wyskakujące na twarzy. I malinowe usta połączone w namiętnym tańcu z moimi. Ona wybierająca najbardziej czułe punkty.
Kurwa mać. Stop!
- Cały czas się złościsz.- odpowiedziałem poprawiając się, wziąłem głęboki oddech żeby jakoś się ogarnąć.
-Widocznie mam powód!-syknęła.
-Mogę Cię zabrać w pewne miejsce, gdzie zawsze chodzę żeby się uspokoić.
- Ale ja jestem spokojna.-burknęła
-Widzę.
-Nie moja wina, że wy faceci jesteście strasznymi dupkami!
-O, pani idealna się odezwała.- powiedziałem zirytowany.
- Wcale, że nie!
- To przestań się tak zachowywać!
- Niby jak?
- Jak naburmuszona, rozpieszczona dziewczynka tatusia!
Nagle mina dziewczyny zrzedła, a ja nie wiem dlaczego...
- Jedź sobie chce zostać sama.- powiedziała dość cicho.
- Pojadę z tobą. Wsiadaj, a nie pożałujesz.
-Nie chcę...
- Wolisz wrócić do pustego domu?
Dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie, po czym wypuściła głośno powietrze z ust.
-Okej... A daleko jest to miejsce?-pyta.
-Zobaczysz.- mówię i wyciągam telefon z kieszeni, żeby wysłać smsa chłopakom, że jednak mnie nie będzie. Po tym jak Wiktoria wsiadła, z powrotem schowałem telefon do kieszeni nie ruszyłem w drogę.
Pov Wiktoria
Po 10 minutach już byliśmy na miejscu, a ja się zdziwiłam, staliśmy przy najwyższym wieżowcu w mieście.
-Co my to robimy?- pytam nie ukrywając zdziwienia.
- Zobaczysz.- powiedział, ja poczułam jego dłoń na mojej, którą złapał i splótł ze sobą. Miał bardzo ciepłe ręce i takie duże, że czułam się bezpiecznie. Wpatrywałam się tempo w dłonie, nie miałam odwagi podnieść wzroku by czasem nie spotkać się z jego spojrzeniem.
Nie wiem czemu, ale cholernie się tego bałam.
Jechaliśmy windą na najwyższe piętro, moje serce biło bardzo szybko. Cholera, ja mam lęk wysokości. Jeżeli on... O nie o nie... Po mojej głowie chodziły różne pytania.
Co ja tu robię? Gdzie on mnie prowadzi?
W końcu nie wytrzymałam.
- Jeżeli chcesz mnie zabić zrzucając z najwyższego wieżowca to... - zaczęłam bełkotać, ale mi przerwał.
-Wiktoria?- usłyszałam jego spokojny i opanowany głos.- Wiem, że może nie znamy się zbyt długo i nie jestem zbyt miły, ale możesz mi zaufać.- mówiąc to ścisnął moją dłoń jeszcze bardziej, jakby chciał mnie utrwalić w przekonaniu.
A ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że przez ten cały czas trzymaliśmy się za rękę.
Kurwa kurwa kurwa, co tu się dzieje?
Nagle winda się otworzyła, a Chris otworzył ciężkie metalowe drzwi.
I w tym momencie mnie zatkało. Tempo wpatrywałam się w widok przede mną.
Było już ciemno, a to oznaczało, że tam na dole paliło się coraz więcej świateł. To był piękny widok, zaparło mi dech w piersiach. Nawet nie wiedziałam, że znajduje się tutaj tak piękny widok, który był naprawdę cudowny.
Spojrzałam na Chrisa, który odpalił zapalniczkę i podpalił papierosa mocno się przy tym zaciągając. Po chwili odchylił głowę do tyłu wypuszczając dym.
O mój Boże!
Wyglądał mega seksownie z naciągniętym na głowę kapturem i w tej pozycji zagryzam wargę nie mogąc oderwać wzroku od Jego osoby. Bardzo irytującej, ale przystojnej.
Hej hej! czy to nie dziwne, że Chris jak i Dylan zaprowadzili mnie w ich ulubione miejsca?
-Możesz tu przychodzić kiedy będziesz miała zły humor.- powiedział nagle.-pozwalam.-dodał.
-Dziękuję... a ilu osobom powiedziałeś o tym miejscu?
-Jesteś pierwszą której powiedzałem.- powiedzał i spojrzał mi w oczy, a ja lekko się zarumieniłam.
I oby ostatnią.- pomyślałam.
- Tak właściwie... Czemu jesteś sama w domu?-zapytał.
-Ja... umm... eh moja mama wyjechała w sprawach służbowych.- mówię i błagam w głębi duszy żeby nie zapytał o tatę.
-A twój Ojciec?
Niech to szlag!
-On... on.-nie byłam w stanie nic powiedzieć.- zmarł rok temu, ale nie chcę o tym rozmawiać.- mówię, a mój głos się łamie. Czuję napływające z moich oczu.
Chris tylko przytakuję w geście, że rozumie.
- A ty czemu mieszkasz z Dylanem i chłopakami?-pytam.
- Mieszkamy ze sobą od urodzenia.-mówi obojętnie.
-Jak to?
- wychowaliśmy się w domu dziecka. Mnie zostawiła matka, ojciec nie żyje, a rodzice Dylana zginęli tragicznie w wypadku samochodowym. Więc, trzymamy się od małego... a Matt Evan i Oliwier mieszkają z nami, bo się przeprowadzili.
- Przykro mi z powodu twoich rodziców...
Chłopak się nie odzywał, ale wyraźnie było widać, że jednak go to boli, ale za wszelką cenę próbował to ukryć.
-Nie musisz ukrywać uczuć.-wycedziłam.
Chlopak spojrzał na mnie zdezorientowany, po czym przybrał obojętny wyraz twarzy.
-Musimy już iść.-powiedział i zmierzał w kierunku drzwi.
Cholera, tak bardzo jest hipokrytom. Przecież okazywanie uczuć to nic złego...
-Powiedziałam coś złego?-pytam.
-Nie, po prostu ja powiedziałem za dużo...
-Spokojnie, to czego się o sobie dowiedzieliśmy zostanie między nami.-powiedziałam prawdę.
Ale było mi przykro, że żałuję tego co mi powiedzał.
Nie odzywaliśmy się do siebie całą drogę powrotną. A ja byłam wkurzona... bo chciałabym, aby mi zaufał... sama nie wiem czemu tego chcę, ale czuję, że coś między nami jest... albo jestem naiwna.
Raczej to drugie.
Nagle zauważyłam, że już jesteśmy przed moim domem.
-Dziękuję, że pokazałeś mi tamto piękne miejsce i...
-Luz.- odpowiedzał obojętnie, a ja wiem, że chce zamazać to, co wcześniej powiedziałam.
-Ufam ci.- wycedziłam.
Chyba jestem nie normalna. Chyba na pewno!
-I ty również możesz mi zaufać.- powiedzałam i zeszłam z motoru nie dając mu nawet nic powiedzieć. Ruszyłam w stronę domu szybko otwierając drzwi, aby ponownie je zamknąć.
Nerwowo zaczęłam chodzić po domu.
Czemu on tak na mnie działa?
Postanowiłam wziąć zimny prysznic na rozluźnienie. Przed wejściem do łazienki otworzyłam okno, aby wpadło świeże powietrze po czym udałam się do łazienki.
Po 30 minutach wyszłam z pod prysznica.
Tak wiem 30 minut to długo, ale próbowałam się rozluźnić i wyluzować. Zapomnieć przez chwilkę o wszystkim. Ale nie mogłam...
Założyłam czystą bieliznę i na to tylko szlafrok, bo jak zwykle zapomniałam piżamy.
Wyszłam opatulona szlafrokiem i chciałam zamknąć okno, ale o dziwo było zamknięte...
Co do cholery?!
Poprawione przez: @cvtiepie97
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro