Rozdział 1
Słońce zachodziło nad deltą rzeki Llainny, na wschodnich rubieżach Kontynentu. Okoliczne ziemie można było określić jako pewnego rodzaju strefę buforową pomiędzy palącymi pustyniami południa a zamarzniętym piekłem północy. Powyższy opis wspomnianych ziem miał znaczenie szczególnie teraz kiedy całą Warenę można określić jako ogarniętą krwawą wojną.
Mieszkający tam ludzie codziennie musieli mierzyć się z problemem układania swego żywota wobec konfliktu zbrojnego, zwłaszcza po tym, jak ich przywódca, Medium, został publicznie zadenuncjowany i zmuszony do odejścia z Zamku w Chmurach - wszystko to przez zniszczenie, które było domniemanie nadprzyrodzoną karą sprowadzoną na cały kraj. Jednakże to tylko nędzna Wareniańska retoryka; nic czym powinien się przejmować uczciwy, praworządny Rithrański obywatel.
Podporucznik Fexius, oficer niższej rangi w służbie Riterskiej armii spędził całe popołudnie nadzorując wojskowe manewry szeregowych pod swoją komendą i zastanawiając się nad dalszymi losami wojny Wareniańsko-Cevaińskiej. Te dwie nacje zwalczały się nawzajem już przez parę miesięcy. Jak na razie, niezależne do tamtej pory księstwo Lavii wpadło w ręce Cevain, któreposiadało znaczną przewagę nad swoimi przeciwnikami.nad swoimi przeciwnikami, a przynajmniej dopóki nie popełnili taktycznego błędu stulecia.
Gdyby tylko ci głupcy mieli dość oleju w głowie by nie rozpoczynać swojej inwazji od bagien, zdobyliby szturmem cały kraj w ledwo tydzień...
Jednak wszystko to znaczyło niewiele dla Fexiusa, który otrzymał wcześniej wyraźne rozkazy od zwierzchnika armii - Generała Cafarelliego; zająć pozycje w pobliżu wschodniego odcinka granicy z Cevain, nieopodal miasta o nazwie Grovia oraz wyczekiwać dalszych rozkazów.
Stacjonowanie tak blisko apetycznego celu ataku oznaczało jedno - większość żołnierzy domyślała się już że ich następnym zadaniem będzie oblężenie miasta i zajęcie okolicznych ziem, być może ruszyć nawet w kierunku Wareny, jeśli sojusz z nimi ulegnie rozluźnieniu... Ziemie po drugiej stronie rzeki były tak dużo bardziej żyzne, tak śliczne, a wszystko to w zasięgu ręki Riterczyków...
Grovia. Zdecydowanie jedno z piękniejszych miast. Zdawać by się mogło, że miała wszystko, czego potrzebowałaby szczęśliwa mieścinka. Rozległe ogrody pełne kwiatów, przytulne i urokliwe domki, rzeczny port, znaczącą gildię kupiecką, handlującą drogą morską, jak i lądową z Vallogradem - wielkim miastem w Teokracji Wareńskiej. Rzecz jasna, nikt nie użytkował dróg handlowych podczas wojny. Z wrogiem nie wolno się zadawać. Rzeczna przystań od dawna prawdopodobnie leżała odłogiem. Przez te wszystkie miesiące, w których niebezpiecznie było się zapuszczać na otwarte morze z pewnością żaden statek nie opuścił przystani.
Fexius czuł, że wszystko to najprawdopodobniej znajdzie się w posiadaniu jego kraju, jeśli oczywiście w ogóle dołączą do wojny. A wiedząc, jak łatwo delikatny balans sił na Kontynencie ulegał zachwianiu, nikogo by to nie zdziwiło...
Spanikowany krzyk przerwał rozmyślenia podporucznika. Młody adiutant, wbiegłszy do obozowiska, zbliżał się szybko w jego kierunku, wymachując zapieczętowanym, papierowym zwojem. 'Cóż, wygląda na to, że rozkazy wreszcie do nas dotarły..' - pomyślał Fexius. Odebrał list od młodzieńca, który pożegnał się spiesznie, po czym pobiegł dalej, tak szybko jak się zjawił. Podporucznik nie miał złudzeń, że rozkazy dotyczyły ataku na miasto, jednak gdy czytał na głos, jego brew podnosiła się coraz bardziej: „Do wszystkich jednostek Czwartej Kompanii Wschodniej! Potrzebujemy was pilnie przy wschodnim brzegu Łzawej Oazy, na skraju Wielkiej Pustyni. Zbiórka wszystkich sił przed kampanią militarną. Wyruszcie tak szybko, jak możecie. Wasze dalsze poczynania omówione będą na miejscu. Niech żyje Król, niżej podpisany Gen. Cafarelli" Fexius przeczytał list ponownie, potem jeszcze raz. Dlaczegóż u licha zostali wysłani na pozycję, z której ostatecznie zostaliby odwołani? List nosił nienaruszoną pieczęć generała, nie mogło więc być mowy o jakimś niczemnym fałszerstwie. 'Typowa Rithrańska biurokracja' - stwierdził Fexius. Rithro nie było jednak krajem znanym ze skomplikowanego ustroju. Zasady rządzące despotycznymi monarchiami nietrudno było zrozumieć - prawem jest jedna osoba, koniec, kropka. Jednakże każdy jego przyboczny, który cieszył się choćby odrobiną nadanych przywilejów, robił co tylko mógł by wykorzystać je do ich granic; od kasztelanów poszczególnych miast do poborców podatkowych. W podobny sposób rządził armią zaufany przyjaciel korony i prawa ręka króla - Generał Cafarelli. 'Uwaga, żołnierze! Baczność!' - wykrzyknął Fexius. Może i odpowiadał tylko za pojedynczy pluton, przebywający w pomniejszym obozowisku, ale był pewny, że nie chciał być ostatnim, który wyruszy na południowy zachód. Był również człowiekiem potrafiącym utrzymać dyscyplinę pośród swoich podwładnych; prawdopodobnie z tego powodu został awansowany na podporucznika. Droga, która czekała żołnierzy była długa i nużąca. Na szczęście, za armią podążali wybitni logistycy, którzy zajmowali się dostawami pożywienia, pakowaniem bagaży jak równie szczegółami marszruty.
-Słuchajcie, no! Generał wzywa nas do Łzawej Oazy. Wiem, że to dla was zaskoczenie, ale nie mam ochoty słuchać waszego narzekania. I tak wkrótce każdy dostanie swój przydział cevaińskich wojów do zaszlachtowania. Zanim to jednak nastąpi, przygotujcie się do podróż, mam zamiar spotkać się z naszym generałem po co najwyżej trzech dniach marszu, dwóch i pół jeśli się pospieszymy! Pakować swoje wyposażenie, ale już! Konni, załadujcie ile możecie na swoje wierzchowce. Piesi, zostawcie najcięższe bagaże logistykom. Nikogo nie chcę przyłapać na obijaniu się, okej? Chyba, że chcecie taszczyć dodatkowe manele! Spocznijcie, żołnierze i bądźcie wszyscy gotowi za dwie godziny, czy wyrażam się jasno?- zapytała najwyższą rangą osoba w oddziale
-Tak jest, podporuczniku! - morale ludzi Fexiusa było nadzwyczaj wysokie.
Prawdopodobnie był to rezultat dobrze zróżnicowanego (jak dotąd) jedzenia oraz obiecujących perspektyw rozłupania kilku cevaińskich czaszek. Rithrańczycy nie byli narodem, który cofał się przed walką. Po paru godzinach, całe obozowisko było gotowe do drogi. Oglądając się za sąsiadującymi obozami, Fexius dostrzegł, że jak na razie nie były one w pełni zmobilizowane. 'Przynajmniej trzymamy tempo, jak na razie' - pomyślał. Warto w tym momencie wspomnieć że największą przewagą, jaką Rithrańczycy mieli nad przeciwnikami nie była siła w bezpośrednim starciu wręcz, lecz zdolność manewru, dająca korzystną pozycję podczas bitwy. To powiedziawszy, tylko nieliczne armie potrafiły złamać szyk Rithrańczyków w wyniku szarży na ich pozycje. Fexius wędrował po obozowisku, nadzorując wysiłki jego ludzi, kiedy dwóch z żołnierzy przyprowadziło przed niego trzeciego, nieznajomego. Miał on związane ręce.
-Poruczniku, sir. Znaleźliśmy tego wymoczka, gdy próbował przekroczyć rzekę i dostać się na naszą stronę. Powiedział, że służy z cevaińskiej armii. Możliwe, że szpieg. Co mamy z nim zrobić?- Fexius przyjrzał się uważnie dezerterowi. Nosił on typowy dla Cevain zielono-żółty mundur, zdradzający jego rangę jako starszego szeregowego. Szpiegów zazwyczaj nie było tak łatwo rozpoznać.
Wizualnie, mężczyzna był średniego wzrostu, blady, o niebieskich oczach i wygolonej głowie (typowa cevaińska procedura). Drugi z żołnierzy odezwał do Fexiusa: 'Zabraliśmy jego broń i wyposażenie do kwatermistrza. Mamy związanego tchórza, zdanego na pańską łaskę, sir. Cóż więc mamy z nim uczynić?' Fexius, niedopatrzywszy się niczego szczególnego, niewiele myśląc rozkazał wziąć Cevaińczyka jako jeńca. Wojna być może jeszcze nie rozpoczęła się dla Rithra, jednak jej wybuch był tak pewny, że podporucznik dopuścił się tego niewielkiego nadużycia, pewny że nie zostanie z tego powodu upomniany. Żołnierze mieli już zaciągnąć biedną duszę z dala od Fexiusa, kiedy więzień krzyknął:
-Zaczekajcie no chwilę, myślę, że mogę się wam przydać, sir! - jeniec desperacko próbował uzyskać prawo wypowiedzenia się. Fexius podniósł brew. Czy to w istocie mogło go zainteresować, czy to raczej ostatnie okrzyki zapędzonego w kozi róg kreta?
-Zdradź mi więc swoje imię i opowiedz, jak niby miałbyś mi się przydać, żołnierzu.-odpowiedział lekko znudzonym tonem.
-Ach, tak bardzo dziękuję, sir. Zwą mnie Reginald Croomwell, jestem byłym starszym szeregowym z Groviańskiej Dywizji Sił Zbrojnych Cevain. Uciekłem stamtąd, ponieważ sytuacja po drugiej stronie rzeki staje się coraz bardziej dramatyczna; Warenianie mogą tu nadejść lada dzień, morale mojej jednostki było niskie jak nigdy; a na domiar złego, wy czekacie tylko na okazję po drugiej stronie rzeki - naprawdę czujemy w mieście presję. Jednak to nie wyjaśnia moich zamiarów - pozwolę sobie zwierzyć się, że zostałem siłą zaciągnięty do armii. Zapewniam też, że jestem upartym pacyfistą. Myślę również, że mogę okazać się nieoceniony dla waszej jednostki. Abym mógł to zademonstrować, proszę o zaufanie; muszę bowiem mieć wolne ręce. - to usłyszawszy, kilku żołnierzy zachichitało, ale miny im zrzedły, kiedy Fexius odparł:
-Niech będzie. Wyglądasz na uczciwą osobę. Ale wiedz, że polecisz z powrotem do rzeki, jeśli okaże się, że łżesz i marnujesz czas nas wszystkich. No dalej, oswobodzić go.' - więzy Croomwella zostały przecięte, na co sam Croomwell zareagował potrząsając dłońmi, aby przywrócić w nich krążenie krwi.
-Nie zawiodę pańskiego zaufania.-odrzekł -Teraz będę miał czelność poprosić jednego z pańskich mężów o zranienie mnie w klatkę piersiową, robiąc płytkie nacięcie mieczem...
A to ciekawe... - pomyślał Fexius. Skinął głową i jeden z jego ludzi wyciągnął broń. Żołnierz uczynił tak, jak chciał Croomwell, który stęknął w bólu, gdy na jego mundur wypływała krew. Szybko zzuł z siebie górną część zielono-żółtego stroju, przyłożył ręce do nacięcia i zamknął oczy. Po paru sekundach, otarł krew połą munduru. Fexius i jego ludzie byli do głębi zszokowani, gdy stało się jasne, że rana zniknęła!
-Magia! -Fexius wymruczał pod nosem. Croomwell uśmiechnął się, a duma pobłyskiwała w jego błękitnych oczach. Następnie upadł na kolana i osunął się na ziemię, nieprzytomny.
***
Witam was w nowej opowieści!
Na początek pragnę zaznaczyć, że to nie jest moje opowiadanie! Napisał je mój brat (FishInTheBarrel). Tam też znajduje się oryginał po angielsku. Zapraszam do niego! Mam nadzieję, że część się podobała.
Komentujcie, gwiazdkujcie, ja się żegnam... Pa!
Magda:D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro