Rozdział 33
Naruto
- Sasuke, list do ciebie! - poinformowałem go, machając kopertą przed jego twarzą.
Zdziwiłem się, bo raczej rzadko ktoś pisał do Uchihy. Jeśli już ktoś się z nim kontaktował to byli to Neji, Kiba oraz jego brat, ale robili to w bardziej nowoczesny sposób, czyli za pomocą telefonu.
Widziałem w jego zmęczonych oczach wyraźne niewyspanie. Chyba była to jedna z tych nocy, w której nie mógł zmrużyć oka. Nie mogłem nic na to poradzić, ale bardzo chciałem poprawić mu humor. Zgarbiony brunet wziął łyka czarnej, gorzkiej kawy i spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem. Uch, wyglądał jak chodzący zombie. Może to nie pierwsza noc, której nie przespał. Nie potrafiłem odpowiedzieć na to pytanie, bo miałem na nocki. Teraz jednak dopilnuję, aby miał odpowiednią ilość snu!
Sasuke wziął ode mnie kopertę i obejrzał ją dokładnie, jednak nadawca nie podał swojego adresu ani choćby imienia i nazwiska. Otworzył list, po czym przeczytał go szybkim tempem albo raczej przejrzał go wzrokiem.
- Aach - jęknął.
- Hmm? Od kogo to? - usiadłem obok niego i chciałem zajrzeć mu przez ramię, żeby móc przeczytać tajemniczy list, ale on szybko go schował za plecami.
Zrobiłem buzię w ciup. Zdążyłem jednak przeczytać nagłówek - Drogi Sasuke-kun.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, U-zu-ma-ki.
Przewróciłem oczami. Sasuke oparł się łokciem o róg sofy i patrzył wprost na mnie. Zagłębiłem się w jego czarnych, uzależniających oczach. Jego nieskazitelna, idealna twarz jak zwykle nie wyrażała żadnych emocji. Zastanawiałem się, o czym myśli. Poczułem ciepło na policzkach. Odwróciłem wzrok i lekko speszony próbowałem przerwać ciszę.
- Ch-chyba ostatnio nie śpisz najlepiej. Bierzesz leki nasenne? - ponownie na niego spojrzałem, aby utrzymać kontakt wzrokowy.
- Cóż, miałem puste łóżko - wzruszył obojętnie ramionami, jakby to było jedyne racjonalne wytłumaczenie.
Skrzywiłem się. Nie chciałem, żeby przeze mnie cierpiał, ale nie mogłem przecież odejść z pracy tylko dlatego, że Sasuke... nie może beze mnie spać.
Usadowiłem się na jego kolanach, po czym objąłem go w pasie, przytulając do siebie. Położyłem brodę na jego ramieniu. Poczułem przyjemne ciepło spowodowane jego bliskością. Było mi tak dobrze w jego ramionach, że mogłem tak zostać już na zawsze.
- To twoja wina - wyszeptał, sięgając po papierosa.
Nie lubiłem, gdy palił w mieszkaniu, ale i tak mu się nie sprzeciwiłem.
Odchyliłem się lekko, aby móc spojrzeć na jego twarz. Niepewnie położyłem dłoń na jego bladym, delikatnym policzku.
- Nie mów tak - burknąłem, drugą ręką wciskając palec wskazujący w jego policzek.
Dostrzegłem, że jego twarz drgnęła. Oho, właśnie odnalazłem sposób, jak sprawić, aby Uchiha wykazał jakiekolwiek emocje.
Odpalił papierosa za pomocą zapalniczki, po czym mocno się zaciągnął, a następnie teatralnie wypuścił powietrze z płuc razem z dymem tytoniowym. Nie wiem, jak on to robił, że nawet taka czynność przykuwała uwagę.
- Chciałbym cię mieć tylko dla siebie.
Nienawidziłem tego, jakiego głosu używał, kiedy mówił mi takie rzeczy. Sprawiał, że miałem dreszcze na całym ciele, a moje serce biło szybciej. Jego głos był tak cudowny, uwodzący i seksowny, że czułem, jak roztapiam się pod jego wpływem.
- Kocham cię. Tak bardzo cię kocham, Naruto.
- N-nie mów takich krępujących rzeczy... - spuściłem wzrok, czując, jak moje policzki ogarnia szkarłat.
- Kiedy to prawda.
Przygryzłem wargę. Brunet palił papierosa, a ja siedziałem na jego kolanach. Nie mówiliśmy nic, ale tak było dobrze. Przeczytałem kiedyś w książce, że prawdziwego przyjaciela poznaje się wtedy, kiedy można cały dzień przemilczeć, a i tak nie będzie się przy tym nudzić.
Uchiha zgasił papierosa w popielniczce. Jego oddech śmierdział jeszcze fajkami.
- Emm... Wiesz... - zacząłem bawić się guzikami przy jego koszuli.
Już wcześniej chciałem podjąć ten temat, ale nie wiedziałem, jak się do tego zabrać.
- Jak chcesz mnie rozebrać, to powiedz od razu, a nie się tak czaisz.
- N-n-nie! Nie o to mi chodzi! - uniosłem ręce w górę, mocno nimi machając, aby udowodnić swoją niewinność.
Przez tego zboczeńca, który wszystko musi sprowadzać do jednego tematu, znowu zrobiłem się czerwony! Po chwili ciemnooki się roześmiał. Świetnie, jeszcze robi sobie ze mnie żarty.
- Tylko żartowałem - powiedział, po czym złożył na moich ustach krótki, miękki pocałunek na przeprosiny, unosząc przy tym mój podbródek.
Wcale mi w ten sposób nie pomagał - wręcz przeciwnie, tylko bardziej mnie onieśmielał. Wytarłem ręką usta, wciąż czując na nich wilgotne wargi Uchihy.
- Bo... Myślałem o tym, że... - spojrzałem na niego nieśmiało i zobaczyłem, że cierpliwie czeka aż przejdę do sedna. - Większość moich znajomych wzięło już ślub... I... - przełknąłem ślinę. - Mają już dzieci... - dodałem tak cicho, że nie byłem pewien, czy mnie usłyszał.
Aach, moje serce bije jak nienormalne. Nie wiedziałem, że to będzie aż tak trudne. Boję się, jak on zareaguje.
- No i?
Spojrzałem na niego że zdziwieniem i zamrugałem oczami. No nie, ja tu siódme poty z siebie wylewam, a on nawet nie rozumie, o co mi chodzi!
- Aaach, czemu ty tak musisz wszystko utrudniać?! - złapałem się za głowę. - Ch-chodzi mi o to, że my może... Też moglibyśmy mieć dziecko!
Nagle dotarło do mnie, co powiedziałem. Szybko zakryłem dłonią usta i spojrzałem przestraszony na Sasuke. Wyglądał tak, jakby zastanawiał się, czy mówię naprawdę, czy żartuję. Tak jak myślałem, nic dobrego z tego nie wyniknie...
- I niby jak zamierzasz to zrobić? Zajdziesz w ciążę? - roześmiał się.
- E-ej! Przestań się śmiać! J-ja na poważnie mówię!
- Brzmiałbyś bardziej poważnie, gdybyś przestał się jąkać - nie przestawał się śmiać.
- G-głupi, głupi, głupi Uchiha! - zamknąłem oczy i zacząłem okładać go pięściami.
Miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Od początku wiedziałem, że mnie wyśmieje. A przecież moglibyśmy zaadoptować jakiegoś malca...
Nagle mężczyzna złapał mnie za nadgarstki, powstrzymując mnie przed następnym atakiem.
- Żadnych dzieci przed ślubem.
Jego poważna twarz powróciła. Wypowiedział te słowa w taki sposób, jakby właśnie mi się oświadczał. Otworzyłem szerzej oczy zdziwiony, jak szybko zmienia się jego aura. Poczułem, jak znowu się rumienię...
- C-cóż, moglibyśmy polecieć na przykład do USA i tam się pobrać...
- Ale wtedy nie mógłbym już mówić do ciebie Uzumaki.
- Ach? A skąd pomysł, że to ja przejmę twoje nazwisko?! - oburzyłem się.
- Bo to ja dominuję w tym związku - oznajmił dumnie, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Za kogo on się uważa, ten cały Uchiha?!
- N-nieprawda! Po prostu nigdy nie dałeś mi okazji! - żałośnie się wypierałem, chociaż w głębi duszy wiedziałem, jaka jest prawda. Wolałbym jednak zrobić wszystko niż przyznać mu władzę nade mną!
- Ach tak? A więc udowodnij.
Popchnął mnie, a ja upadłem na kanapę. Przywarł do mnie ciałem, nie puszczając moich nadgarstków. Uśmiechał się przy tym jak sadysta. Poczułem, jak serce szybko mi bije. Byliśmy w dwuznacznej sytuacji... Nie byłem zdolny do ruchu. Czasem odnosiłem wrażenie, że moje ciało nigdy nie przestanie tak reagować na jego dotyk.
Schylił się tuż przy mojej szyi sprawiając, że poczułem jego gorący oddech. Ogarnął mnie dreszcz przyjemności. Odwróciłem głowę, zamykając oczy.
- Sa-sasuke, nie... - zaprotestowałem bezskutecznie.
Moje próby oparcia zachęciły go jedynie do dalszego działania. Złożył pocałunek na mojej szyi, po czym polizał ją po całej długości, a ja cichutko jęknąłem. Ugryzł mnie, zostawiając malinkę.
- Teraz jesteś już przekonany, kto jest tutaj seme? - zapytał zadowolony.
Posłałem mu jedynie wrogie spojrzenie pełne wyrzutu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro