Rozdział 26
Sasuke
Drrrryń. Dzwonek.
Było koło godziny siedemnastej. Leżałem w łóżku. Spędziłem tak cały dzień. Powinienem wstać, ogarnąć się i zrobić coś produktywnego, ale nie widziałem w tym sensu. Ostatnio spędzam tak czas - budzę się, idę coś zjeść, jeśli lodówka jest pusta idę dalej spać, a jeśli jest pusta, a ja czuję, że zagłodzę się na śmierć idę do sklepu. Leżę na kanapie i z pilotem w ręku błądzę po kanałach.
Drrrrryń.
Nie wiem nawet, o czym jest program, patrzę w telewizor, ale nie rozumiem słów. Nie słucham, zamykam oczy i jeśli uda mi się zasnąć, to faktycznie zasypiam, a jeśli nie, to udaję, że śpię, chociaż w rzeczywistości leżę z zamkniętymi oczami i myślę o wielu rzeczach, o których nie chcę myśleć, robię wszystko na przekór. Boli mnie głowa, jest mi niedobrze, czuję się c h o r y.
Drrryń.
Zadzwoniłem do szefa i powiedziałem, że źle się czuję, ale to nie do końca prawda. Nie jest to też kłamstwo, po prostu nie jestem w stanie zmusić się do zrobienia czegokolwiek. Ale to było kilka dni temu, teraz nadal leżę w łóżku, nie odbieram telefonu, z resztą i tak po jakimś czasie przestał dzwonić. Być może się rozładował.
Na pewno wyleją mnie z roboty, na pewno nie będę miał kasy, żeby płacić za mieszkanie, na pewno zdechnę tutaj.
Drrrryń.
Irytował mnie dźwięk dzwonka, nie chciało mi się wstawać, więc czekałem, aż szanowny gość postanowi dać sobie spokój.
Drryń.
Okej, miałem już tego dość. Podniosłem się leniwie z łóżka i wolnym krokiem podszedłem do drzwi. Odblokowałem wszystkie zamki i uchyliłem je. Zobaczyłem kogoś, kogo chciałem teraz oglądać najmniej, czyli Kibę i Nejiego. Nie miałem ochotę na ich irytujące towarzystwo. Błądziłem wzrokiem po ich zmartwionych twarzach, czekając na wyjaśnienia. Mrugałem oczami, aby uzyskać ostrość obrazu, światło z dworu oślepiło moje oczy.
- Co? - odezwałem się, bo ci dwaj półgłówki stali tak jak idioci.
- Przyszliśmy sprawdzić, czy żyjesz - powiedział Neji z wyraźnym grymasem na twarzy.
- Żyję - wstrząsnąłem ramionami.
Chciałem zamknąć drzwi, ale Kiba przytrzymał je ręką.
- Właśnie widzę - rzucił. - Jesz coś w ogóle? Strasznie schudłeś.
- A ty co, matka moja jesteś?! - podniosłem zirytowany głos.
Na jego czole pojawiła się zmarszczka gniewu. Przybliżył się do mnie i wyglądało to jakby chciał złapać mnie za kołnierz i nawrzeszczeć na mnie z zamiarem przemówienia do rozumu, jednakże Neji powstrzymał go ruchem dłoni. W przeciwieństwie do nas dwóch, on był jak zwykle opanowany. Czułem już, że to nie będzie przyjemna rozmowa. Inuzuka przeklnął pod nosem. Dopiero przyszedł, a ja już miałem dosyć jego towarzystwa.
- Uspokójcie się obydwaj - rzucił nam ostrzegawcze spojrzenia. - Sasuke, musimy pogadać. Wpuść nas.
Neji wyglądał przekonująco, ale - mówiąc krótko - wkurwiałem się na jakąkolwiek wizytę. Zazgrzytałem zębami, nienawidziłem robienia czegoś, na co w ogóle nie miałem ochoty. Wiedziałem jednak, że mój sprzeciw nie ma racji bytu, oni są uparci jak osły. Warknąłem, przeklinając ich obu, po czym otworzyłem szerzej drzwi i wszedłem w głąb domu. Niech nie oczekują teraz, że przyjmę ich z otwartymi rękoma.
Neji
Nie mogłem się na niego złościć, Uchiha miał ciężki charakter, a przecież znałem go nie od dziś. Dziwię się, jak Naruto wytrzymywał z nim pod jednym dachem.
Skrzywiłem się, gdy tylko wszedłem do jego domu. Tak jak myślałem - był w fatalnym stanie. Przyłożyłem dłoń do ręki, próbując zmniejszyć ilość przykrego zapachu drażniącego moje nozdrza.
- Co tak wali?! - skrzywił się szatyn, który również przyłożył dłoń do twarzy. - Powinieneś tu odświeżyć!
- Spierdalaj - odpowiedział właściciel mieszkania.
Zapach potu, małej ilości tlenu z powodu pozamykanych okien, śmieci oraz nieświeżego jedzenia dał o sobie znać. Zawsze kiedy przychodziłem do Uchiha był tutaj porządek, ale na dzień dzisiejszy otaczał mnie jeden wielki bałagan. Na podłodze były porozrzucane puste pudełka po zupkach chińskich i innym ekspresowym, śmieciowym jedzeniu. Brakowało również dostatecznej ilości światła - wszystkie rolety i firanki były pozasłaniane.
Inuzuka otworzył okno i odsłonił rolety. Pomieszczenie od razu się rozświetliło.
Uchiha podszedł do stołu, na którym leżała paczka papierosów i wyjął ostatniego. Usiadł na brzegu fotela, po czym zapalił fajkę. Niemalże czułem jak do jego płuc dostaje się nikotyna, a co za tym idzie - wiele szkodliwych substancji. Nigdy nie paliłem papierosów i jakoś mnie do tego nie ciągnie.
- Nie wpierdalajcie mi się w życie - warknął, zaciągając się.
Wyraźnie nie odpowiadała mu ta cała rewolucja, którą przeprowadzałem z Kibą.
- Przestań - podszedłem do niego. - Jak długo masz zamiar żyć w tym stanie? Ogarnij się w końcu. Zrozum, że on już nie wróci.
Sasuke
Otworzyłem usta i zastygłem w tej pozycji. Słowa nie chciały przejść mi przez gardło.
Dlaczego nagle o nim wspomina? Myśli, że... Jestem taki przez niego? Za kogo on się uważa, do cholery? Nie jestem jakąś zakochaną nastolatką, która będzie płakać za chłopakiem. To żałosne. To tak pierdolenie żałosne i irytujące, że mam ochotę napluć na tą całą sytuację.
- Ż-że niby ty myślisz, że to przez niego? Z resztą my nie... - nie dokończyłem. Nie potrafiłem nawet wyobrazić sobie takiej sytuacji.
Zabawnym faktem było to, że żadne z nas nie musiało używać jego imienia. Oboje dobrze wiedzieliśmy, o kogo chodzi.
Neji
- Stary, wiesz, że... - urwałem w pół zdania. Skrzywiłem się, gdy nagle poczułem nieprzyjemny zapach pochodzący od Uchihy. Boże, kiedy on ostatni raz miał kontakt z mydłem? - Idź pod prysznic - poleciłem mu, nie ukrywając zniesmaczenia.
Przewrócił oczami, jednak nie protestował. Zgasił niedopałkę w popielniczce, po czym udał się do sypialni, mam nadzieję, że po ubranie na zmianę.
- Kurwa, on ma jebaną depresję - powiedział Kiba, kiedy zostaliśmy sami. - Widziałem to na filmach.
Uśmiechnąłem się smutno.
- Wiesz... Mimo wszystko, jest jeszcze dziecinny. Całkiem jak dziecko, nie uważasz?
Chłopak patrzył na mnie przez chwilę, po czym wybuchnął śmiechem. Po niedługim czasie Sasuke wrócił, wycierając ręcznikiem mokre włosy.
- Zabieramy cię do baru. Nie będziesz tu wiecznie siedział sam.
- Aaach, zawsze tak to się z wami kończy! - jęknął przeciągle, jednak w jego oczach dostrzegłem iskierkę zadowolenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro