Rozdział 23
Naruto
- Wypierdalaj stąd - powiedział cicho.
Hidan, podobnie jak ja, wyglądał na zaskoczonego. Mimo wyraźnego rozkazu, nie ruszył się z miejsca. W jego głowie musiał teraz przebiegać jakiś skomplikowany i długotrwały proces. Siedział z otwartymi ustami, niezdolny do ruchu.
- Wypierdalaj stąd - powtórzył ostrzejszym głosem.
Srebrnowłosy wstał i udał się ku wyjściu bez słowa. Ta chwila była ciężka, czułem, jak niczym nóż tnie powietrze. Hidan zostawił po sobie gorzki niesmak, czułem, jakbym właśnie zjadł coś tak obrzydliwego, że mimowolnie się skrzywiłem. Serce mi kołotało. Czekałem cierpliwie, a w głowie odliczałem sekundy, jakie pozostałe mi do wytłumaczenia się z tej sytuacji oraz przerabiałem możliwe scenariusze.
Usłyszałem huk, co znaczyło, że Hidan trzasnął drzwiami i opuścił nasz dom. Wstałem gwałtownie, jakby ktoś właśnie ukuł mnie szpilką.
- Sasuke, ja nie...
- Czy ja coś w ogóle dla ciebie znaczę? - zapytał niskim głosem.
Był przerażający. Wydawało mi się, że rozmawiam z sadystą. Czułem, jakby ktoś nałożył na jego głos efekt specjalny, który oddziaływał na mnie dwa razy mocniej. W jego ciemnych oczach dostrzegłem jednak cień smutku.
To wszystko była moja wina. Boże, co mam zrobić? Pragnąłem zamknąć oczy i gdy je ponownie otworzę, przemieszczę się kilka minut, kilka dni, kilka miesięcy wstecz. Chciałem myśleć o czymś dobrym. Przypomnieć sobie, jak przyjemnie było mi w ramionach Sasuke, jaki byłem szczęśliwy, kiedy mówił, że mnie kocha.
W jednej chwili czułem, jak właśnie tracę coś bardzo dla mnie cennego. Chwytałem się bezskutecznie jakiejś niewidzialnej linii, wołając o pomoc. Nie wierzyłem w wygraną. Od początku tej rozmowy wiedziałem, że jestem na przegranej pozycji, bo... Ja go zdradziłem.
- O-oczywiście! Kocham tylko ciebie! - wydusiłem dziwnie duszącym głosem.
Byłem bezsilny. Takie rzeczy dzieją się na filmach, cholera. To nie może być prawda.
- Brzydzę się tobą - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Jesteś jak dziwka.
Łzy spływały po moich policzkach. Przecież go kochałem najbardziej na świecie. Nie potrafiłem wyobrazić sobie życia bez niego. Tak bardzo, bardzo żałowałem. Ze spuszczoną głową, ponieważ nie miałem odwagi, aby spojrzeć mu w oczy, zacisnąłem spoconą dłoń na materiale jego bluzki. Przytrzymałem go mocno, gniotąc w dłoni. Bałem się, że jeśli odrobinę poluźnię ucisk, Sasuke odejdzie ode mnie.
- Kochanie, proszę cię... Przepraszam... Wybacz mi. Kocham cię.
Pokój ogarnęła cisza, którą przerywał mój gorzki płacz. Salon połączony z kuchnią urządzony w nowoczesnym stylu. W mojej głowie przeplatały się wszystkie wspomnienia związane z Uchihą, tak, jakby już go nie było. Pamiętam dzień, w którym kupiliśmy to mieszkanie, pamiętam, jak własnoręcznie malowałem ściany, jak brunet mazał mnie farbą. Sam wybierałem meble, starałem się z całych sił. Teraz nie czułem już, że jest to mój dom.
Wydawało mi się, że mężczyzna właśnie toczy wewnętrzną walkę. Nie chciał wypowiedzieć tych słów na głos. Nienawidził mnie i kochał. Czułem to, kiedy ściskałem materiał jego ubrania - jakaś niejasna część jego umysłu mówiła mu, żeby mi wybaczył. Było to trudne dla nas obu.
- Przestałem już wierzyć w każde twoje słowo - powiedział cichym, smutnym i spokojnym głosem, przerywając ciszę.
Jego słowa mnie zabolały. Ciemnooki odwrócił się z zamiarem odejścia. Nie chciałem tego, nie chciałem być sam, żyć bez niego. Musiałem coś zrobić, powiedzieć coś, co sprawi, że zostanie ze mną. Czułem nieprzyjemny paraliż w całym moim ciele. Widziałem, jak oddala się ode mnie. Musiałem coś, do cholery, zrobić. Ponownie złapałem za materiał jego bluzki, zatrzymując go.
- Wyjeżdżam! - Było to pierwsze słowo, jakie przyszło mi do głowy.
- Co? - Spojrzał na mnie skrzywiony.
Powiedziałem to. Coś, co ukrywałem przed nim tyle czasu, powiedziałem właśnie w takim momencie. Zdziwiłem samego siebie. Kręciło mi się w głowie, ledwo stałem na nogach. Przyspieszony oddech powoli zaczął zamieniać się w hiperwentylację, a mnie zaczęło brakować tlenu.
- Wyjeżdżam - powtórzyłem, aby uświadomić samego siebie o sensie tego słowa. - W-wyjeżdżam. - powtórzyłem raz jeszcze.
Spojrzałem na Sasuke. Byłem przerażony. Na jego twarzy malowało się niezrozumienie.
- Nie będzie mnie, Sasuke. Nie będzie mnie, wiesz? P-przepraszam... Przepraszam... Prze...praszam...
Znowu zacząłem płakać. Było to dla mnie przykre. Nie chciałem jednak jego litości, więc starałem się kontynuować.
- Chciałem powiedzieć ci o tym wcześniej, ale nie miałem odpowiedniej okazji. Lecę do Stanów na dwuletnie praktyki. Płatne. T-to... Niezależne ode mnie. To znaczy, to nie tak. W ramach studiów, mam szansę je ukończyć szybciej. Zauważono moje zdolności i zaproponowano szybszą naukę w USA. Na dwa lata...
Chciał coś powiedzieć, był rozgniewany. Otworzył usta, ale zaraz je zamknął, przygryzając przy tym wargę.
- Z nim?
- C-co?
- Pytam, czy on też tam będzie.
Sasuke był już na skraju wytrzymałości. Jego dłonie nie przestały drżeć z nerwów, mimo, że zacisnął je w pięści. Gryzł własną wargę, aby się opamiętać.
- Tak... - potwierdziłem.
Spoliczkował mnie mocno. Prawie się przewróciłem, jednak w ostateczności utrzymałem równowagę. Złapałem się za piekący policzek. Po chwili zauważyłem na dłoni krew. Zaskoczyło mnie to, jednak przy jego sile, nie miałem się co dziwić. Był to pierwszy raz, gdy brunet mnie uderzył.
- Nie mamy już o czym rozmawiać - powiedział.
- Lecę w czwartek o szesnastej.
*
Od tamtej pory nie odezwaliśmy się do siebie słowem. Prawdę mówiąc, nie mieliśmy za wiele okazji. Byłem pochłonięty studiami, Sasuke nie było prawie cały dzień, po czym wracał pijany do domu. Nie komentowałem tego. Raz, gdy ledwo trzymał się na nogach, próbowałem mu pomóc, ale mnie odepchnął. Traktował mnie jak powietrze. Ponadto spał na kanapie. Nie miałem mu tego za złe, w końcu go zdradziłem... Myślałem nawet na tym, aby dać mu więcej przestrzeni i do czasu wyjazdu zamieszkać u mamy, jednak zrezygnowałem z tego pomysłu. Bardzo przejmowała się moją podróżą. Mimo, iż byłem dorosły, nadal widziała we mnie dziecko... Nie chciałem przysparzać jej dodatkowych zmartwień i z pewnością skończyłoby się to mnóstwem zbędnych oraz dołujących pytań.
Po raz ostatni sprawdziłem, czy spakowałem wszystko, co potrzebne. Pierwszy raz jadę sam tak daleko i to na tak długi okres czasu. Skłamałbym, twierdząc, że się nie denerwuję. W dodatku kłótnia z Sasuke nie dawała mi spokoju... Czułem się okropnie. Chciałem chociaż przed samym lotem usłyszeć jego głos, zobaczyć jego twarz. Bo nie zobaczę jej już więcej przez następne dwa lata...
*
Wziąłem głęboki oddech. Tłum spieszących się ludzi tylko potęgował moje nerwy. Nie miałem się czego obawiać. Przecież nie będę tam tak całkiem sam, w podróż wyruszają razem ze mną inni studenci. Do odlotu mam jeszcze pół godziny, na ten czas powinienem się czymś zająć.
Usiadłem na wolnym miejscu. Nagle dotarło do mnie, że w sumie pierwszy raz będę leciał samolotem. Dwadzieścia cztery lata na tej Ziemi i nigdy nawet nie byłem za granicą. Cóż, nigdy nie było mnie stać na takie kosztowne wycieczki.
- Naruto - usłyszałem damski głos.
Podążyłem wzrokiem za jego źródłem i zobaczyłem moją mamę.
- Cześć - przywitałem się, przytulając ją.
Czerwonowłosa objęła mnie w pasie, pogłębiając uścisk, który odwzajemniłem. Nie miałem nic przeciwko temu, matka lubiła czułości. Po chwili usłyszałem, jak cicho wciąga nosem.
- M-mamo, ty płaczesz? - odsunąłem się na wystarczającą odległość, abym mógł zobaczyć jej twarz.
Mimo upływu lat, kobieta prawie w ogóle się nie zmieniła. Nie miała ani jednej zmarszczki. Czasami myślałem nawet, że ktoś obcy mógłby wziąć nas za parę.
Matka kiwnęła, nieco zażenowana i wytarła dłonią zbierające się w kącikach oczu łzy.
- B-bo... Minato mnie zostawił... Teraz ty odchodzisz.
- N-nie myśl w ten sposób! - zaprotestowałem szybko. - Przecież wrócę. Szybciej niż myślisz. To dla dobra mojej edukacji.
- Wiem. Tylko, że... Nie mogę uwierzyć, że jesteś już taki duży.
To prawda, że prawie cały czas byłem z mamą. Zanim się wyprowadziłem pomagałem jej na każdym kroku. Jestem jej wdzięczny za wiele rzeczy i bardzo ją kocham. Uśmiechnęła się słabo, a ja odwzajemniłem uśmiech.
- Wszystko będzie dobrze - zapewniłem.
Pokiwała głową. Następne piętnaście minut spędziliśmy w milczeniu.
- A gdzie Sasuke?
Serce zabiło mi szybciej. Cały czas bałem się tego pytania. Modliłem się w duchu, aby mama nic o nim nie wspominała, a jednak pytanie padło. Z pewnością od razu zauważyła na mojej twarzy przygnębienie. Zawsze byłem słaby w skrywaniu uczuć.
- Myślałam, że przyjedzie z tobą. Jest w pracy? Nie, szef specjalnie pozwolił mi wyjść wcześniej, abym mogła się z tobą pożegnać, więc jemu też by pozwolił.
Zacisnąłem mocno usta. Byłem wściekły na siebie i na mamę. Nie chciałem, aby o nim mówiła.
- Naruto?
- On... Przyjdzie - powiedziałem może zbyt cicho i nie byłem pewien, czy usłyszała moje słowa.
Zostały ostatnie minuty do mojego lotu. Poszedłem skorzystać z toalety. Szedłem ze wzrokiem wbitym w podłogę. Kiedy chociaż na chwilę przestałem myśleć o Uchiha, ona musiała mi o nim przypomnieć. Przez przypadek na kogoś wpadłem, więc nieco skłopotany przeprosiłem i dalej szedłem już z podniesioną głową.
Wydawało mi się, że mój wzrok pogorszył się jeszcze bardziej. Zamrugałem kilka razy oczami, aby odpędzić halucynacje, jednak on wciąż tam był.
- U-uchiha... - wyrwało mi się.
- Uzumaki - odpowiedział moim nazwiskiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro