Rozdział 20
Naruto
Miałem na sobie kurtkę. Był wieczór. Było mi zimno. Całe moje ciało dygotało. Nogi oraz ręce trzęsły mi się jak galareta, a ja nie mogłem nic z tym zrobić.
Pierwszy raz tak mocno pokłóciłem się z Uchihą. W głowie miałem najgorsze scenariusze, bałem się, że już nigdy się do mnie nie odezwie, że... To będzie koniec. Nie chciałem tego, kochałem go, kochałem, jak nic innego na tym świecie. Ach, co za wstyd... Stary pryk ze mnie, a siedzi na ławce w parku i płacze. Ale to nic. Było ciemno, późno, a wokół oprócz lamp, świeciło pustkami. Otarłem chusteczką łzy.
To chyba nic złego. Chyba mam prawo cierpieć. Mam prawo uronić łzę. To nic złego. Nie wrócę do domu. Nie wrócę tam. Nie wiem, będę nocował tutaj, na ławce. Zamarznę i zadygoczę się na śmierć. I tak nikt się tym nie przejmie. Nie oszukujmy się, nie mam zbyt wielu znajomych. W uczelni jestem znany jako prymus, ale nic po za tym. Praktycznie nikt ze mną nie rozmawia oprócz Shikamaru i... Hidana.
Miałem ochotę się napić. Tak sam z siebie. Nachlać się i zapomnieć. Wiem, że mam słabą głowę do alkoholu. Wiem też, że gdy urwie mi się film, robię głupie rzeczy. Miałem ochotę zrobić coś głupiego. Coś naprawdę nieodpowiedzialnego i dziecinnego.
Byłem zrozpaczony. Potrzebowałem pomocy. Potrzebowałem natychmiastowego lekarza sercowego. Chorowałem na miłość. Na złamane serce.
- Naruto?
Nie byłem niepoczytalny, skądże. Znałem ten głos. Był w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiedniej porze. Podszedł bliżej i dopiero teraz mogłem dostrzec rysy jego twarzy. Stał pod lampą, która naświetlała czarną postać. Zawsze wydawał mi się straszny, było w nim coś nieodpowiedniego, a mimo to, uważałem go za przyjaciela. To trochę jak zbuntowany nastolatek i rodzic, zdruzgotana matka przestrzega, a dziecko wie, że robi źle, ale nie potrafi przestać, coś go ciągnie do złego. Na samym końcu żałuje, wie, że postąpiło źle.
Wiedziałem, że Hidan był złym człowiekiem. Nie, to nie tak. Nie miałem na to dowodu, ale podświadomość podpowiadała mi, że powinienem słuchać się mojego chłopaka. Czułem, że pewnego dnia przejadę się na tym, na własnej dobroci i zaufaniu, ale nie miałem teraz podstaw, aby go odrzucić. Słuchał mnie, pocieszał, po prostu dobrze mi się z nim rozmawiało. Jednak nigdy nie czułem się przy nim całkowicie bezpiecznie, trzymałem pewien dystans. W ten sposób różnił się od Sasuke. Już wtedy, gdy mnie pocałował, wiedziałem, że coś jest nie tak.
W całym tym pośpiechu zapomniałem założyć okularów. Obraz był rozmazany, ale kontury postaci i głos pozwoliły mi poznać tą osobę. Kręcąc się wieczorem po parku, z groźnym wyrazem twarzy i ciemnym ubraniem, ktoś mógłby uważać go za podejrzanego mężczyznę.
- Hidan.
W nieodpowiednim miejscu i nieodpowiedniej porze. Podszedł bliżej i zaniepokojony, zmarszczył brwi.
- Co się stało? Jakiś niewyraźny jesteś. Ej, trzęsiesz się! Co się stało?
Usiadł obok mnie i przysunął się blisko. Odwróciłem głowę, przygryzając przy tym wargę. Byłem zdenerwowany. Nie winiłem go za nic, przecież nic nie zrobił, to Sasuke wymyślał sobie niestworzone rzeczy. Jednak nie chciałem się z nim teraz widzieć, potrzebowałem odpoczynku. Nie odpocznę przy nim, sumienie zacznie mnie zżerać, wiedziałem o tym.
- Pokłóciłem się z Sasuke - powiedziałem.
Cisza.
- Och, naprawdę? - zapytał cicho.
Przytulił mnie. Było to dosyć niespodziewane, otworzyłem szerzej oczy. W pierwszej chwili chciałem go odepchnąć, ale nagle poczułem blokadę. Czułem, jak się rozklejam. Wszystkie uczucia wychodzą ze mnie. Nie mogę. Nie potrafię. Objąłem go. Ukryłem twarz w ramieniu i zacząłem głośno płakać. Potrzebowałem tego. Siedząc tak w przewiewnej kurtce, kiedy temperatura jest na minusie, chciałem się przytulić. Chciałem poczuć się ludzko, oczyścić się z ran, jak oczyszcza się krwawiące kolano wodą utlenioną.
Wyłem jak małe dziecko. To tak bardzo bolało. Przepraszam Sasuke, przepraszam. Kocham cię. Błagam, nie zostawiaj mnie. Kocham cię.
Nie wiem, ile to trwało, potrzebowałem czasu, aby się uspokoić. Hidan podał mi chusteczkę, a ja wydmuchałem nią nos, a rękawem przetarłem oczy. Kiedy emocje nieco opadły, poczułem delikatny rumieniec. Było mi trochę wstyd, że rozkleiłem się przy nim tak nagle. Powinienem być dzielny, zachować się męsko. Sasuke, czy ty też cierpisz teraz tak jak ja?
- Co teraz zrobisz? - zapytał mnie.
Nie odpowiedziałem. Nie wiedziałem, co teraz zrobię.
- Zamierzasz wrócić do domu? Porozmawiać z nim?
- N-nie mogę... - pokręciłem głową. - Jest zły. Jest agresywny. Nie mogę.
- W takim razie przenocuj u mnie.
- C-co? - otworzyłem szerzej oczy.
- Chyba nie będziesz tutaj tak marzł. Zgaduję, że nie masz żadnych pieniędzy przy sobie, żeby przenocować w hotelu. Przestań się tak zadręczać, chodź.
Niewiele myśląc, podążyłem za Hidanem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro