Rozdział 14
Hidan
- Jak długo masz zamiar mnie unikać?
Jak zwykle próbował uciekać wzrokiem. Nie patrzył na mnie wcale, skupiał się na jakimś dalekim punkcie, jakby miał znaleźć tam pomoc. Postanowiłem, że tym razem nie dam mu uciec.
- Nie uważasz, że to żałosne? - zapytałem.
Nie ufał mi. W jego zagubionych, błękitnych oczach, schowanych pod wielkimi, czerwonymi oprawkami zauważyłem iskierki strachu. Wcale nie byłem gorszy od tego całego Uchihy. Zauważyłem to już przy pierwszym spotkaniu, Naruto bał się mnie. Zaufanie, które budowałem dwa tygodnie, runęło w krótkim momencie. Prawdopodobnie nie chodziło nawet o Srasukę, po prostu się do mnie zraził.
Nie ma co ukrywać, zachowanie Naruto było po prostu dziecinne. Może i nawet na swój sposób żałosne, jednak w gruncie rzeczy wcale tak nie uważałem. Dla mnie był po prostu uroczy. Zdążyłem już go poznać na tyle, by wiedzieć, że cała ta pieprzona odpowiedzialność była dla niego bardzo ważna. Po jego schludnym i grzecznym wyglądzie widać nawet, że stara się ze wszystkich sił. W ten sposób szybko ulegnie.
Prawda była taka, że uwielbiałem seks. Nie miało to dla mnie znaczenia, czy z kobietą, czy z mężczyzną, zależało mi na tym, żeby dobrze się bawić. Tak się akurat złożyło, że Naruto był moim następnym celem.
- Ehm... Ja... Yyy...
Znowu chciał uciec. Gdy skierował swoje ciało w lewą stronę, złapałem go za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie. Zrobiłem stanowczy krok do przodu, co sprawiło, że jasnowłosy cofnął się, przylegając plecami do ściany. Dałem mu jednak wolną przestrzeń.
Teraz była okazja. Zacząłem po prostu mówić.
- To był tylko żart. Wiem o twoim ukrytym homo związku. Spokojnie, przecież nie odbiorę cię Sasuke. W końcu tak bardzo go kochasz, prawda? - zakończyłem lekkim sarkazmem, starając się przy tym, aby Uzumaki go nie wyczuł.
Wbił wzrok w swoje buty, obniżając przy tym kąciki ust. Czekałem cierpliwie, aż mi odpowie.
- To nie było śmieszne, Hidan - spojrzał na mnie, z delikatnym gniewem, determinacją i zmarszczkami na czole. - Oboje wylądowaliście w szpitalu. Naprawdę uważasz, że takie żarty są zabawne?
- Wiem. Wybacz mi, Naruto. To się więcej nie powtórzy.
Wyciągnąłem rękę, aby dotknąć jego policzka, jednak powstrzymałem się, ponieważ doszedłem do wniosku, że w tej chwili nie jest to najlepszy pomysł. W mojej głowie mimowolnie pojawiły się niegrzeczne obrazy, jak rozbieram błękitnookiego, a on zdyszany wypowiada moje imię. Poczułem, jak kąciki ust unoszą się w chytrym uśmieszku.
Nie wyglądał na przekonanego. Wahał się.
- Przepraszam - doszedłem do ostateczności, kiedy muszę kogoś przepraszać, a jak Boga kocham, nie cierpię tego robić. Tylko ze względu na niego pozwoliłem się zbłaźnić. - Wybaczysz mi teraz?
Już kurwa chyba wystarczająco długo czekam.
- Ch-chyba... - podniósł głowę - Chyba tak...
- Świetnie - uśmiechnąłem się. - Może obiad na zgodę? Ja stawiam.
- Okej... - odwzajemnił uśmiech, tyle że jego był blady i wymuszony.
Naruto
Wracałem z Hidanem po skończonych wykładach. Postanowiłem mu wybaczyć. Jestem zdania, że każdemu powinno się dać drugą szansę. Po za tym, nie lubię komplikacji. Chciałbym z każdym być w przyjaznych stosunkach.
Głęboko we mnie tkwił gdzieś też niepokój. Wiem, że nie każdy akceptuje homoseksualizm i wolałem trzymać mój związek w tajemnicy. Nie znałem wystarczająco długo Hidana, aby określić, jakim jest człowiekiem. W ostateczności mógłby rozpowiedzieć wszystkim, że mam chłopaka. Jestem słabą psychicznie osobą i definitywnie nie chciałbym stać się ofiarą wyzwisk.
Nagle zadzwonił telefon. Zastanawiałem się, kto może do mnie dzwonić. Po chwili jednak zorientowałem się, że było to głupie, ponieważ rzadko kto do mnie dzwoni oprócz bruneta.
Przeciągnąłem zieloną słuchawkę.
- Jak sobie radzi moja księżniczka?
Poczułem, jak się rumienię. Nie lubiłem, kiedy mnie tak nazywał, tym bardziej, że niecałkiem byłem sam. Rozejrzałem się wokół, sprawdzając, czy nikt czasem tego nie usłyszał, chociaż przecież nie byłem na głośnomówiącym.
- Przestań... - powiedziałem cicho, tak aby Hidan tego nie usłyszał, a następnie odchrząknąłem - Skończyłem już zajęcia.
- Znowu się dzisiaj miniemy. Zaraz wychodzę do pracy. Zostawiłem ci obiad.
- Ach, ja... Właśnie idę na obiad. Przepraszam... - poczułem się trochę winny.
- Co? Z kim? - Uchiha podniósł głos.
- Aaaach...! - spanikowałem. - Z-z-z Shikamaru! - powiedziałem, gestykulując rękoma, świadomy tego, że Sasuke mnie nie widzi.
- Aha... - odparł niespecjalnie zadowolony. - W takim razie nie przeszkadzam. Cześć.
- Cz-cześć.
Rozłączyłem się drżącą dłonią, poczym odetchnąłem z ulgą.
- Kto to Shikamaru? - zapytał rozbawiony, srebrnowłosy mężczyzna.
Podskoczyłem zdziwiony, całkowicie zapominając o obecności towarzysza.
- Ach, to wiesz... - zacząłem nerwowo kręcić palcami, próbując jakoś w miarę wyjaśnić sytuację i nie wyjść przy tym na idiotę. - On jest piekielnie zazdrosny. Znaczy Sasuke. Nawet o Shikamaru. M-myślę, że nie byłby zadowolony, gdyby dowiedział się, że wychodzimy razem... Z-znaczy nie zrozum mnie źle! To on sobie wyobraża jakieś dziwne rzeczy. Najchętniej to zamknąłby mnie w klatce. Nie to, że jest zły, ale czasami po prostu przesadza i... Przepraszam.
Przeprosiłem nie wiadomo kogo, spuszczając przy tym głowę, jak zrezygnowany pies, który rozczarował swojego pana. Może Hidana, ponieważ nie przyznałem się, że z nim wychodzę i mógłby w ten sposób poczuć się urażony, może Sasuke, za to, że go okłamałem, a może nawet samego Boga za popełniony grzech.
- Hmm... - mruknął Hidan.
Podparł dłonią swój podbródek, zastanawiając się nad czymś.
*
Posłałem kelnerce uśmiech i wydukałem "dziękuję", kiedy postawiła przede mną talerz spaghetti. Kobieta odwzajemniła go, życzyła nam smacznego, poczym odeszła.
Nawinąłem makaron na widelec.
- Przykro mi, że okłamałem Sasuke - powiedziałem wprost, bardziej do siebie niżeli do Hidana.
- Przestań. Nie myśl dzisiaj o nim.
Spojrzałem na niego oceniająco. Wyglądał łagodnie. Jego rysy twarzy jakby zmiękły, a włosy ułożyły się w nienaganną fryzurę mimo delikatnego wiatru na dworze. Siedział pod takim kątem, że promienie słoneczne padały wprost na jego twarz, co było dosyć urodziwe. Chyba nie miał złych intencji.
- Masz rację. Dzisiaj zajmę się sobą - uśmiechnąłem się.
Minuty mijały nam szybko i nie spostrzegliśmy nawet, kiedy zamieniły się w godziny. Czułem, jakbym znał się z Hidanem od lat. Całkowicie zapomniałem o niedawnym incydencie. Poczułem, że zdobyłem przyjaciela.
Zrobiło się dosyć późno i musieliśmy wracać do domu. Zamówiliśmy taksówkę. Zadowolony i wypoczęty wszedłem do mieszkania. W lodówce znalazłem ryż z mięsem ugotowany przez Sasuke. Postanowiłem się tym nie zamartwiać.
Brunet wróci o dziesiątej. Do tego czasu obejrzę telewizję lub poczytam książkę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro