Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

八 so many miles between us, but you're always here with me 八

Wei Wuxian zaciągnął Hanguang-juna od razu w stronę łóżka. Nie miał żadnych innych zamiarów prócz tego, aby pilnować Lan Zhana, gdy ten będzie spał. Nie mógł dopuścić do tego, żeby ktokolwiek zobaczył mężczyznę w białej szacie w takim stanie. To było niedopuszczalne.

Doskonale wiedziałem jak wybrnąć z sytuacji kiedy Lan Zhan zadawał mi pytania zaraz potem jak wytrzeźwiał. Musiałem trzymać gębę na kłódkę i nie palnąć głupstw. Taki Sizhui czy A Yao mogliby od razu wypaplać, że Hanguang-jun uderzył Wen Ninga czy coś w tym rodzaju.

Wuxian przykrył swojego przyszłego męża cienką kołdrą i spoglądał na jego zmęczone ciało, które za jakiś czas powinno się wybudzić, i siać chaos swoim faux pas*. Tym razem Wei musiał być dużo bardziej ostrożny dlatego uśmiechnął się chytrze i zdjął wstążkę Lan Zhana z czoła. Po chwili szybko chwycił za jego dłonie, które założył nad jego głową i chciał przywiązać go do wezgłowia. Zawachał się przez chwilę, po czym popatrzył na nieprzytomnego mężczyznę.

Będziesz mi musiał to wybaczyć.

Po krótkiej chwili, Wei Wuxian przeciągnął wstążką między drewnianą konstrukcją, a potem miał zamiar chwycić za dłoń Lan Zhana, ale ta szybko opadła obok tułowia kultywatora. Patriarcha Yiling wystraszył się, że Wangji zaczął się budzić, ale na szczęście tak nie było. Złapał za to jego prawą dłoń, a tą drugą miał zająć się za moment.

Kiedy miał już zacisnąć wstążkę nagle Lan Zhan przeciągnął się na łóżku, a jego dłoń została uwolniona spod przebiegłego planu Wei Wuxiana. Mężczyzna w białej szacie wstał na równe nogi i kierował się w stronę zamkniętego okna.

Cholera!

Wei Wuxian pędem pobiegł w tamtą stronę i szybko stanął między młotem a kowadłem. Wangji był bezwzględny, a okno zdradliwe, bo mógłby z niego wylecieć na sam dół. Deski wcale nie były takie solidne.

— Lan Zhan, proszę cię połóż się spać, dobrze?

Hanguang-jun ledwo stał na swoich nogach, ale nie przejmował się tym zbytnio, ponieważ miał przed sobą twarz Wei Yinga. Patriarcha Yiling miał pewne obawy, co do dzisiejszej nocy wraz z Wangjim. Stan nietrzeźwości w wydaniu jednego z Jadeitów był doprawdy niebywały.

Lan Zhan gapił się bezwstydnie na usta Wuxiana, jego myśli zaczęły iść w bardzo nieprzyzwoitym kierunku i uderzył ręką tuż przy głowie Wei Wuxiana. Patriarcha aż się wzdrygnął, ale to nie głośne podparcie się o futrynę okna spowodowało, że po jego ciele przeszedł dreszcz, ale to, że Wangji stanął niego tak blisko, napierając swoją nogą o jego krocze.

— L-lan Zhan? — Wuxian nie miał pojęcia jak mógł się wydostać z tej pułapki, ponieważ... Sam nie wiedział czy chciałby się wydostać czy zostać i czekać na rozwój sytuacji. — Co ty wyprawiasz? — zapytał wyższego od siebie mężczyznę, który zerknął na dłoń Wei Yinga. Trzymał w niej błękitną wstążkę, która miała robić za swego rodzaju kajdany.

— Zawiąż ją — odezwał się Wangji, a wtedy Wei posłusznie wykonał jego polecenie.

Kiedy wstążka znalazła się na miejscu, to nawet wtedy Hanguang-jun nie cofnął się o krok. Wei czuł z każdą chwilą nieznany przypływ gorąca słysząc jak serce Lan Zhana mocno biło.

Mężczyzna w białej szacie ułożył swoją silną dłoń na drobnym ramieniu partnera i zbliżył swoją twarz do tej Wuxiana.

— Mogę? — zapytał, ciągle skupiając się na wargach Patriarchy.

Co powinienem zrobić? Jeśli się nie zgodzę to Lan Zhan mógłby nie być z tego faktu zadowolony. Poza tym nie miałem szansy, aby z nim wygrać nawet kiedy był pijany. Lepiej będzie jeśli zgodzę się na krótkiego buziaka, Wangji się zawstydzi i może z tego zakłopotania zaśnie jak baranek? Tak chyba powinno się stać.

Wei Wuxian zaczerwienił się widocznie na twarzy i pokiwał głową twierdząco dając mu pełną swobodę, aby złączyć ich usta. Serce Patriarchy chciało wyskoczyć z piersi, lecz jednocześnie czuł smutek, bo wiedział, że rano Lan Wangji nie będzie niczego pamiętał...

— Możesz — powiedział cichym tonem, po czym zamknął swoje oczy wyczekując ich kolejnego pocałunku.

Stało się jednak coś zupełnie przeciwnego. Ręka, która spoczywała na ramieniu Wuxiana odepchnęła go na drugi koniec pokoju, a pijany Lan Zhan otworzył okno, przez które przeskoczył.

Wei Wuxian był w takim szoku, że przez chwilę się nie odzywał i stał wryty jak kołek w ziemię.

— Ej, Lan Zhan! — zawołał za kultywatorem w białej szacie, po czym szybko także wyskoczył na posesję za gospodą pana Xu. Szybko dogonił swojego partnera i złapał go za rękę. — Lan Zhan... Nie możemy tutaj być, chodźmy z powrotem do pokoju — powiedział, a potem popatrzył w kierunku parteru. Światła zapalonych świec były widoczne gołym okiem, a rozmowy ich przyjaciół trwały w najlepsze. Nie było opcji, aby wejść frontowymi drzwiami, więc Wuxian wpadł na inny pomysł. — Musimy wskoczyć przez okno, dobrze? Damy radę, bo dalej, trzymasz mojej dłoni. — Wangji popatrzył powolnie, spuszczając głowę w dół. Zauważył drobną dłoń Wuxiana, która zaciskała się na tej jego i kiwnął twierdząco.

Wei Wuxian uśmiechnął się nerwowo i zaczął tłumaczyć :

— No dalej, odchyl nieco ręce na boki, a potem mocno odbij się od ziemi.

— Mn — mruknął Wangji i czekał na komendę.

— Trzy, dwa, jeden, hop!

Wei Ying z całej siły odbił się w górę, ale Lan Zhan wcale nie szedł mu na rękę. Dostojny kultywator wzbił się niespełna pięć centymetrów ponad ziemię i opadł jak kamień w wodzie.

Patriarcha Yiling puścił jego dłoń i zaczął drapać się po głowie szukając jakoś wyjścia z trudnej sytuacji.

Skoro nie możemy wejść do gospody to idealny moment, aby spędzić naszą pierwszą noc w nowym domu! Nie udało nam się wcześniej go obejrzeć, więc zrobimy to teraz, a rano zwiedzimy okolicę, jaką ujrzałem w Empatii. To miejsce było dla nas wręcz idealne!

Wuxian odwrócił się do tyłu, ale nie zauważył nigdzie Lan Wangji'ego. Włosy stanęły mu dęba, ale wiedział, że kultywator na pewno nie poszedł na parter do reszty, ponieważ ciągle miał oko na tamto miejsce. Wei Ying zaczął się rozglądać aż w końcu zauważył białą szatę, która wystawała zza drzwi niewielkiej szopy. Bezzwłocznie podszedł do Lan Zhana, który kucał przy wejściu i zaczął zbierać jakieś przyprawy do rąk.

— Lan Zhan! Nie można tego brać! To nie jest twoje! — zaczął wytykać mu każdy błąd.

Przez alkohol, Lan Wangji zapominał o każdej zasadzie jakiej się wyuczył w Zaciszu Obłoków - zauważył. - Gdyby nie był zakazany w Gusu to może ten dobry trunek szedł w parze z utrzymywaniem zdrowego rozsądku?

Wangji rzucił na podłogę jakieś łodygi, pędy bambusa, winogrona, kilka kurzych jaj i wyszedł na zewnątrz, a Wei Wuxian tylko spojrzał na pozostawiony bałagan.

— Chodźmy stąd — poklepał mężczyznę w białej szacie.

Wei Wuxian zabrał Lan Zhana z dala od gospody idąc w kierunku domu, który był odosobniony od wioski. Mieścił się na wzgórzu, lecz późnym wieczorem nie było, co się zachwycać tą okolicą. Patriarcha Yiling nawet nie miał na to czasu, ponieważ musiał pilnować swojego towarzysza, który za nic nie chciał się go słuchać. Wuxian mówił w lewo to Wangji robił wszystko na opak.

W pewnej chwili nie miał pojęcia czy w końcu szli oni w dobrym kierunku, ale to się zmieniło kiedy Wei Ying zauważył małą chatę, która stała solidnie na wzgórzu. Patriarcha rozpoznał te strony bez żadnego problemu, ponieważ bardzo się skupił na nich w wizjach Morana.

Chwycił ponownie swego towarzysza za rękę.

— Wejdźmy do środka! To będzie nasz dom — powiedział z podekscytowaniem, ale Wangji znów nie chciał z nim współpracować.

Kultywator w białej szacie dostrzegł kawałek niegdyś uprawianej ziemi. Podszedł chwiejnym krokiem do ogródka, a Wei Wuxian martwił się o to, że będzie musiał ściągnąć z Lan Zhana szaty, gdy je zabrudzi w błocie, a co najgorsze, że to on będzie musiał je prać w pobliskiej rzece.

Hanguang-jun wyciągnął z rękawa coś na wzór nasion, Wei Ying podszedł do niego widząc w tym pełnym gracji mężczyźnie małego chłopca, który się bawił. Wizja Lan Zhana jako małego chłopca uradowała Patriarchę, który uśmiechnął się od ucha do ucha do momentu, gdy rozpoznał to, co trzymał w ręku kultywator.

Wangji wsadził palec w ziemię, tworząc w niej mały otwór i wrzucił tam nasiono, które chciał zakryć suchą glebą.

— Pokaż, co tam masz? — Wuxian się nie mylił. To były nasiona lotosu.

Lan Zhan wydął dolną wargę i zawstydzony spojrzał na Wuxiana, któremu wręczył wszystkie nasiona jakie miał.

— Skąd je masz? Ukradłeś je ze spiżarni pana Xu? — Wei Wuxian obawiał się, że Wangji posunął się do kradzieży, ale ów mężczyzna zaprzeczył, kiwając głową na boki.

Wei Ying przygryzł wargę i nie będąc pewnym zadał kolejne pytanie :

— Kupiłeś je, gdy byliśmy razem w Yunmeng?

— Mn — wymruczał, a Wei Ying nie mógł zrozumieć kiedy on znalazł na to w ogóle czas?

Nie skupiał się na tym jednak i splótł ich dłonie pokazując Lan Zhanowi nasiono lotosa, po czym zobaczył radość na twarzy kultywatora. Widok ten był bezcenny, Wei Ying nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.

— Widzisz, Lan Zhan. To jest nasiono lotosa i na pewno nic nie wykiełkuje w tak zaniedbanej glebie. Lotosy muszą mieć dużo wody, zasadzimy je innyn razem, dobrze?

Wangji przytaknął, choć znów zrobił smutną minkę, zupełnie jak niecierpliwe dziecko.

— Wody... — powtórzył.

Wei Wuxian zabrał swojego przyszłego męża do chaty, w której panował nieład, brud, w rogach i kątach widoczne były pajęczyny. Pomieszczenie było niewielkie, ale przynajmniej znajdowało się tam łóżko zrobione z siana. To powinno było wystarczyć na jedną noc.

Patriarcha chciał położyć swojego partnera na prowizoryczne łóżko, ale Wangji mu na to nie pozwolił i przysunął swojego Wei Yinga do ściany. Kurz uniósł się w górę kiedy ci dwaj zrobili kilka szybszych ruchów, by po chwili stać nierumocho, patrząc na siebie nawzajem.

Lan Wangji znów przyglądał się jego wargom, dotknął dłoni mężczyzny, by po chwili wziąć z niej nasiono. Podniósł je w górę, a następnie chciał jedno włożyć do ust Patriarchy.

— Co ty robisz?! — uniósł swój ton głosu skonsternowany Wuxian.

— Zjedz.

— Czemu?

— Potem pij.

— Że co?! Lan Zhan czy ty myślisz, że coś we mnie zacznie kiełkować?! Mógłbyś...

Wei Ying nagle przestał krzyczeć, ponieważ poczuł na swoim brzuchu silną dłoń mężczyzny, który chciałby się przyglądać temu jak rosłoby w jego wybranku nowe życie.

— Będzie rosło — Patriarcha Yiling zaczął robić się czerwony na twarzy, widząc jak Lan Zhan głaskał jego brzuch. Patrzył w tamtym kierunku, jakby naprawdę miałby zostać niebawem ojcem.

Wei Ying prychnął nagle, bo nie wiedział jak mogło dojść do takiej sytuacji.

Biedny Lan Zhan. Nie dość, że nie miał kontroli nad własnym zachowaniem to jeszcze zapomniał w jaki sposób robiło się dzieci.

— Pora spać — powiedział po chwili Lan Wangji, który cofnął się w tył i pomaszerował w kierunku łóżka. Nie minęło nawet 10 sekund, a Hanguang-jun zasnął, mając w ozdobach swoich włosów pajęczyny, które zebrał z dość niskiego sufitu.

Wuxian z uśmiechem na twarzy wpatrywał się w swojego ukochanego, po czym sam zaczął głaskać powolnie swój brzuch.








Nastał ranek. Słońce wstało zza wysokich gór przedzierając się przez mniejsze szczeliny.

Lan Zhan wyszedł z chatki, której nigdy nie widział na oczy. Szedł z lekko spuszczoną głową i szukał wzrokiem Wei Yinga, którego nie zastał u swojego boku po przebudzeniu. Hanguang-jun zaczynał się obawiać, że mógł zrobić coś złego w momencie, gdy był pijany. Wei Wuxian zawsze tłumaczył, że tylko dużo mówił od rzeczy i nic wielkiego się nie działo, a więc wykluczał zamknięcie ukochanego w piwnicy.

Kamień spadł mu z serca, gdy zobaczył swojego przyszłego męża, który na boso chodził po obumarłej ziemi. Nie miał pojęcia, co niższy wyprawiał, ale wyglądało na to, że pracował w polu.

— O! Zbudziłeś się — krzyknął Wuxian przeskakując przez stos gałązek, które zebrał. Zanim podszedł do Lan Wangjiego mężczyzna otrzepał dłonie i z uśmiechem rozłożył ręce ukazując Hanguang-junowi okolicę. — Podoba ci się tutaj? Co ty na to, aby zamieszkać tu i założyć własną sektę? — szturchnął wyższego i znów odbiegł do swojej pracy.

— Co... Co ty robisz?

Wei Ying zdumiony podniósł głowę w górę i spojrzał na Lan Zhana niezrozumiale.

— Jak to co? Pracuje. Myślisz, że jak przetrwałem w Kurhanach? Przecież musimy mieć swój ogród, małe pole uprawne, aby mieć co jeść. Chciałbym też hodować jakieś zwierzęta, żeby je... — Wuxian popatrzył na Wangjiego chytrze i dokończył. — Zjeść!

— Wei Ying, ale to czyjaś ziemia, czyjś dom — powiedział, mając obawy.

— No tak, to nasz dom i nasza ziemia.

Patriarcha Yiling nagle przestał żartować i poważnie podszedł do tematu. Zaczął kierować się w stronę niewielkiej rzeki, trzymając buty w rękach, a Lan Zhan poszedł od razu za nim. Wei usiadł na trawie, a stopy zaczął myć w strumieniu.

— Tutaj chciała zamieszkać Yu Ziyi... Powiedziała Moranowi, że ten dom od lat stoi pusty i czeka na swoich właścicieli, ale jeśli nie chcesz tu być to...

— Chcę — powiedział, a wtedy Wei Wuxian spojrzał w oczy człowieka, który potrafił go zadziwiać, choćby jednym wypowiedzianym przez siebie słowem.

— Wangji, paniczu Wei — oboje odwrócili się w kierunku Lan Xichena, który przyszedł tutaj wraz z kilkoma uczniami swojej sekty.

— Zewu-jun! — Wei szybko nałożył buty na nogi. — Już jesteście! — powiedział, a wtedy Lan Zhan popatrzył na wszystkich mając wrażenie, jakby jako jedyny nie wiedział o tym, że się tu zjawią.

Xichen przyjrzał się bacznie okolicy, górskim krajobrazom, a także rzece i chacie jaka stała od lat w zapomnieniu.

— Jest tutaj tak pięknie jak mówiłeś, paniczu Wei — pochwalił Wuxiana, który wymknął się z chaty na noc, aby wrócić do wioski i powiadomić Lan Xichena o ich nowym miejscu zamieszkania. — Ale przyda się odbudować ten dom — wskazał ręką na chatę zbitą z desek ciemnej wiśni. — Musi być gotowy na dzień waszej ceremonii. Dajcie mi miesiąc, a zrobię wszystko, abyście mogli tutaj zamieszkać.

— Bracie...

— Zewu-jun to naprawdę miło z twojej strony, ale my damy radę, my...

— Potraktujcie to jako prezent ślubny — starszy uśmiechnął się delikatnie, po czym znów spojrzał na chatę. — Wasz dom będzie prosty, ale nie zabranie tam niczego.





Lan Xichen oraz jego dochody bardzo pomogły w przebudowaniu domu. Ludzie z GusuLan nie mogli się spieszyć, ale i tak prace trwały krócej niż zakładano. Lan Wangji i Wei Wuxian mogli tydzień przed przyjazdem gości móc się cieszyć wspólnym kątem.

Odnaleźli oni swoje miejsce na Ziemi ciesząc się swoją obecnością.

Wei Wuxian wyszedł o poranku na zewnątrz, a zaraz przy nim stanął wyprostowany i dumny Lan Zhan. Patriarcha uśmiechnął się patrząc na rzekę oraz swoje pole uprawne.

— Lan Zhan zastanawiałem się nad tym jak powinna wyglądać nasza dolina.

— Mn.

— Myślałem nad stawem pełnym lotosów jak w Yunmeng, pawilonem bibliotecznym podobnym do tego z Gusu, ale... — Wei Wuxian spojrzał na swojego przyszłego męża. — Myślę, że powinniśmy nadać temu miejscu czegoś nowego, czegoś czego nie zobaczy się nigdzie indziej — powiedział, a wtedy Lan Wangji skinął głową. — Ale króliki mógłbym zaakceptować i tak nie są mile widziane przez twojego wuja — zaśmiał się, ale przecież nie mógł wybrać się do Zacisza Obłoków i ich stamtąd zabrać.







Tydzień minął szybko, tak samo jak ostatni miesiąc aż wreszcie nastał dzień uroczystości, o której będzie każdy mówił przez najbliższe lata. Wei Wuxian zdawał sobie sprawę z tego, że będzie na językach, ale wolał być obgadywany za plecami jako obcinacz rękawów, a nie jako Patriarcha Yiling, chociaż i tak swego tytułu nigdy się nie pozbędzie.

Ślub miał się odbyć w gospodzie państwa Yu, bo mimo odrestaurowanej chaty, wciąż nie była ona gotowa na przyjęcie aż tylu gości. Sizhui zajął się zaproszeniami i finalnie miało przybyć więcej osób niż początkowo planowano. Wei Wuxian i Lan Wangji zjawili się po południu i nie mogli uwierzyć w to, co zobaczyli.

Osobne ławki dla każdej z osób ustawione były wzdłuż długiego, czerwonego dywanu prowadzącego na taras gospody, a na nim przygotowany był ołtarz ozdobiony złotem oraz krwistoczerwonymi tkaninami.

— Twój brat się postarał — Wei Wuxian chciał zabrzmieć naturalnie, ale słychać było w jego głosie obawy, nerwy, a także tego typu przyjęcia, zwłaszcza, że to na nim oraz Wangjim będzie się skupiała cała uwaga.

— Mn — mruknął Lan Zhan.

— Damy radę — Wei zacisnął dłoń na swoim flecie i nabrał powietrze do płuc ciągle skupiając swój wzrok na ołtarzu. — Zhu Moran i Yu Ziyi wzięli ślub przed dwudziestym rokiem życia, zakochali się a sobie mając niespełna szesnaście lat, a więc skoro oni mogli zostać małżeństwem to my też. Trochę nie rozumiem jak można tak młodo się zakochać, ale... Najwidoczniej się da — Wei Wuxian zaśmiał się i zaczął iść w kierunku Wen Ninga oraz Sizhui'a, którzy wyszli przywitać się z Patriarchą.

Lan Wangji w tamtym momencie odprowadził wzrokiem swojego przyszłego męża, który idąc w czarnej szacie zadowolony witał kolejnych gości.

— Jin Ling! Mian Mian! Wy też tutaj?!

— Wei Wuxian, mam nadzieję, że chciałeś mnie zaprosić — fuknął Rulan.

— Oczywiście, że tak. Oczywiście — bronił się przed wrednym wzrokiem młodzieńca Wei Wuxian, unosząc swoje ręce w górze, a w głębi duszy cieszył się, że ktokolwiek z jego rodziny przybył do Doliny Końca i Początku.

Wei nie mógł się nadziwić, że przyszło więcej osób niż trzy i był wdzięczny swoim dawnym znajomym, że pofatygowali się, aby dotrzeć do Doliny Końca i Początku.

Wangji przyglądał się wszystkiemu z oddali, czując w swoim sercu niewielki ucisk jaki pojawił się po słowach panicza Wei.

Trochę nie rozumiem jak można tak młodo się zakochać, ale... Najwidoczniej się da.

Drobny rumieniec na twarzy Lan Zhana pojawił się, ale zniknął tak samo szybko, aby móc po chwili podejść do ukochanego, który został przyciągnięty przez Mian Mian za rękę. Za tę małą Mian Mian i tę dużą.

— Hanguang-jun wybaczy, ale jeśli mamy zdążyć przygotować panicza Wei do ceremonii to musimy go zabrać teraz do pokoju i przygotować — była członkini klanu Jin z Lanling uśmiechneła się i zabrała wraz z córką Wei Wuxian aw, który nie miał wiele do gadania.

Zewu-jun podszedł do gości, ale skupił się na swoim bracie, który nie mógł oderwać wzroku od Patriarchy nawet na krótką chwilę.

— Wangji — wymówił imię brata. — Ty też także musisz być przygotowany na ceremonię — odparł, a wtedy dwójka uczniów klanu Lan, czyli Sizhui oraz Jingyi pokazali mu czerwoną szatę.

Lan Zhan uchylił swoje pełne wargi patrząc na cudowne szycie, gładkie tkaniny, a także połysk rękawów i linii szycia wzdłuż szaty.

Był gotów na to, aby wziąć dzisiejszego wieczoru ślub z człowiekiem, na którego czekał zbyt wiele.





***

*faux pas (czyt. fo pa) - błąd, nieświadomie popełniony nietakt, pogwałcenie niepisanych reguł danej społeczności

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro