二 wherever I go, please always be with me 二
Lan Zhan zbudził się punktualnie o wyznaczonej porze.
Mężczyzna przeniósł swoje silne, mocne dłonie z okolic brzucha i wstał z łóżka, w którym nie zastał człowieka, jakiego pragnął mieć u swego boku bez żadnej przerwy. Wangji ujął Bichen, czując, że coś było nie tak, a więc po rozejrzeniu się po pomieszczeniu ruszył do wyjścia.
Otwarte drzwi przesuwne ukazały mu blady świt. Słońce gramotnie wychodziło poza horyzont, w domostwach ludzie nadal spali, ale budzili się tylko nieliczni, którzy musieli iść do pracy, rozwijać stragany, bądź przynosić warzywa z pól czy też sadów.
Kultywator w białej szacie odczuł lekki niepokój, ale kiedy dostrzegł Jabłuszko zrozumiał, że Wei Wuxian na pewno by bez niego nie odszedł. Musiał być niedaleko, a po przejściu kilku kroków po drewnianych schodach, Lan Zhan odwrócił się w tył i spojrzał na dach gospody, w której się zatrzymali.
Dostrzegł tam swoje słońce, sen życia i istnienia.
Panicz Wei był zbyt rozkojarzony, aby w ogóle zwrócić uwagę na to czy ktoś go obserwował. Lan Zhan przyglądał się mu z oddali i widział, że smutek gościł na twarzy mężczyzny. Jeden z Jadeitów uznał, że Wuxianowi pasował jedynie uśmiech oraz szczęście, nie dlatego, że gdy był nie w humorze to wyglądał gorzej, ale Wangji uznał, że Wei Ying zasługiwał na wszystko, co najlepsze po trudnych czasach jakie musiał przeżyć. Nie tylko tamto życie było dla niego ciężarem, zmagał się także z teraźniejszością.
Lan Wangji rozłożył swoje ręce na boki i uniósł się ponad ziemię lądując na jednym krańcu dachu. Wei Wuxian patrzył na piękno Hanguang-juna kiedy ten był jeszcze w locie, jednak tuż po chwili spuścił swe spojrzenie, odczuwając wstyd. Nigdy wcześniej to uczucie nie było tak silne jak dziś.
— Nigdy nie możesz sobie uciąć małej drzemki po przebudzeniu? — Wei Ying zapytał, choć wiedział doskonale, że nie uzyska odpowiedzi. Zaczął w tym czasie bawić się swoim fletem, zataczając nim energiczne kółka.
Lan Zhan usiadł elegancko na dachowej strzesze i spojrzał na Wei Wuxiana z przekonaniem oraz wzrokiem przepełnionym pasją. Nikt inny jak Wei Ying nie wzbudzał w nim tak silnych emocji i pragnień.
— Pamiętasz co wydarzyło się ostatniej nocy? — Wangji wziął głęboki wdech i zatrzymywał tlen w swoich płucach. Bardzo obawiał się odpowiedzi, która mogłaby paść z ust mężczyzny w czarnej szacie.
Wei Wuxian wyprostował swoje nogi i wygiął usta, nadal nie racząc spojrzeć w oczy swojego towarzysza.
— W przeciwieństwie do ciebie pamiętam wszystko. Nawet jeśli wypije zbyt wiele — Patriarcha Yiling zaczął ocierać swoje buty, jeden o drugi, aby tylko skupić się i zapanować nad własnymi emocjami. Gdyby tylko miał przy sobie talizman transportujący to od razu by go użył, bez wahania.
Od kiedy myślę o ucieczce? To do mnie nie podobne.
— Wei Ying — męski, delikatny głos mimo swej mocniej barwy przemówił, a wtedy po całym ciele Wuxiana przeszedł dreszcz.
Kultywator oparł swoją jedną rękę na dachu, nogi zarzucił jedną na drugą, a palcami dociskał dziurki swoim flecie. Nie miał pojęcia jak wybrnąć z tej sytuacji, a zwykle panicz Wei posiadał mnóstwo pomysłów. Przy Lan Zhanie było mu zdecydowanie trudniej zachować zimną krew.
— Spójrz na mnie — poprosił, a wtedy Wei zamarł. Hanguang-jun nigdy nie prosił o nic, nie to, co Wuxian, on zawsze, bez żadnego oporu prosił, kantował, wymuszał, ale nie on... Nie Lan Zhan.
Wei Ying przełknął ślinę i z dużą obawą, powolnie zaczął unosić swoje powieki wraz z podbródkiem widząc przystojną, piękną twarz Wangji'ego. Mężczyzna opuścił dolną wargę widząc kultywatora w białej szacie w otoczce pierwszych promieni słońca, jakby były jego częścią.
Naprawdę jesteś Panem Niosącym Światło - pomyślał.
— Powinniśmy się pobrać — powiedział głosem pełnym przekonania i żadnej wątpliwości.
— Lan Zhan...
— Tak długo na ciebie czekałem. Chcę mieć pewność, że już nigdy nikt mi cię nie odbierze. Chcę podążać tymi ścieżkami, co ty. Trwać u twego boku, bronić cię i szanować.
Wei Wuxian miał wrażenie, że jego serce za chwilę eksploduje, przygryzł dolną wargę, mając obawy, głębokie obawy, które ciągle mieszały mu w głowie.
— Hanguang-jun, chyba dobrze tego nie przemyślałeś. Jak wielu rzeczy. Bycie ze mną sprawi, że powrót do Gusu nie będzie możliwy. Twój wuj nigdy nie wybaczy ci wyboru ścieżki, którą zacząłeś.
— Wei Ying... — Wangji spojrzał głęboko w oczy Patriarchy Yiling. — Wybrałem tę ścieżkę już wiele lat temu — powiedział, a słowa te sprawiły, że Wei Wuxian uśmiechnął się jak nigdy dotąd.
Lan Zhan postarał się o lekkie drgnięcie warg, które uniosły się w górę i nadal czekał na odpowiedź, której pragnął już od lat.
Wei Wuxian niespodziewanie wstał na równe nogi i wylądował na drewnianych schodkach. Wangji także podniósł się ze strzechy, ale postanowił zaczekać, nie wykonywać żadnych niepotrzebnych kroków. Musiał dać mu trochę czasu, aby przemyśleć tak wielką nowinę. Lan Zhan spoglądał nadal na mężczyznę ubranego w czarną szatę, a ten powoli zaczął się odwracać w kierunku jednego z Jadeitowych Braci z GusuLan. Uniósł swoje spojrzenie i uśmiechając się szeroko w końcu przemówił :
— Chciałem zobaczyć czy znów poczuje te same uczucia, gdy znów cię zobaczę. Wtedy na wzgórzu w Gusu, gdy do mnie wróciłeś... Poczułem niebywałe szczęście, tak samo było i tym razem, i wiem, że... To zawsze byłeś ty. Od samego początku... — Hanguang-jun stał nadal na dachu, a Wuxiana przepełniała radość, bo tylko będąc u boku Wangji'ego będzie mógł odnaleźć szczęście w tym życiu. — Lan Zhan, chcę byś podążał ze mną wszystkimi ścieżkami na Ziemi.
Wei Ying nie pozostawił Lan Zhanowi żadnej wątpliwości i kultywator w końcu dołączył do Patriarchy. Stanął przed mężczyzną, na którego tak długo czekał, ujął dłoń panicza Wei i skierował ją w górę tak, by Wei Wuxian dotknął jego wstążki z motywem chmur.
Mężczyzna w czarnej szacie najpierw się zdziwił, lecz po chwili uśmiechnął, nie spuszczając wzroku ze swego przyszłego męża.
Romantyczną chwilę przerwał im właściciel gospody, który z impetem otworzył drzwi od swego domostwa. Ukłonił się przed dwoma kultywatorami, a potem ponownie zniknął w środku pomieszczenia.
— Zjedzmy coś i ruszajmy dalej — zaproponował Wei Ying, który schował swój flet za pasem, a Lan Zhan tylko skinął głową, zgadzając się na jego słowa.
Oboje usiedli przy jednym ze stolików, bo mieli zamiar zjeść na parterze, a nie w pokoju, jaki wynajmowali do dziś. Gospodyni wraz z jej córką przyniosły pierwsze dania, a mężczyźni nie mogli przestać patrzeć na siebie aż do chwili, w której na blacie nie postawiono dzbanka z winem.
— Tego mi było trzeba — Wei od razu sięgnął po alkohol, natomiast Lan Zhan otrzymał swoją zieloną herbatę.
— Nie pij zbyt wiele — pouczył go Wangji, a Patriarcha Yiling przechylił dzbanek i ulał się nieco jego zawartością.
— Muszę teraz korzystać z życia, bo po ceremonii będę uwiązany. Nigdy nie sądziłem, że zwiążę się z kimś z GusuLan, zawsze uważałem, że to równie przykre jak więzienna cela — Wangji bez żadnej reakcji nalał ze spokojem swoją herbatę do czarki, a Wei Wuxian sięgnął po pałeczki, którymi od razu złapał spory kawałek wołowego mięsa. Lan Zhan zwrócił na to uwagę i zerknął niepewnie na Patriarchę, który trzymał posiłek przed swymi ustami. — Zjem więcej, nie będę wiele pił, nie martw się — powiedział i szybko zaczął rozkoszować się smakiem mięsa.
Hanguang-jun upił nieco herbaty z parzonych liści i po chwili sam zaczął wkładać do ust małe kawałki warzyw, przeżuwając je starannie oraz powolnie, nie to, co Wei Wuxian, który przez szybkie jedzenie miał też czas na rozmowy.
— Skoro się pobierzemy to znaczy, że musimy mieć jakiś dom, najlepiej, aby położony był gdzieś przy wodzie. Wychowywałem się w Yunmeng, a więc to dla mnie ważne. Myślisz, że znajdziemy gdzieś miejsce na stałe? Czy będziemy przez całe życie podróżować i pomagać innym? O! Chciałbym też jakąś polanę, Jabłuszko lubi wybrzydzać i jest wymagające. A dla ciebie co jest ważne?
— Ty — odpowiedź była krótka, ale sprawiła, że Wuxian zamilkł i delikatnie się zaczerwienił.
— Lan Zhan, nie musisz być taki bezpośredni — zwrócił mu uwagę, choć w brzuchu wciąż czuł przyjemne uczucie, po usłyszeniu jego słów.
— Xichen już wie o tym, że szykujemy się do ślubu — poinformował go Lan Zhan, a Wei o mało, co nie zadławił się posiłkiem.
— Kiedy zdążyłeś mu o tym powiedzieć? — zapytał, będąc kompletnie zbity z tropu.
— Wczorajszego wieczoru, gdy spałeś. Wysłałem mu wiadomość.
— Wczoraj? — szepnął do siebie. — Czy ja oby na pewno wszystko pamiętam? Czy ty przypadkiem wczoraj nie zapytałeś mnie o rękę, a ja się przypadkowo zgodziłem?
Lan Zhan nie odpowiedział, ale biorąc kolejny łyk herbaty tylko delikatnie uniósł swoją górną wargę, a Wei Wuxian się uśmiechnął.
Oczywiście, że Lan Zhan tego nie zrobił. Był najbardziej szlachetnym z ludzi, prawym i dobrym. Pewnie wysłał wiadomość, bo już planował, że zapyta mnie o to czy spędzę z nim resztę życia. Tak szczerze mówiąc to większą swoją część już dla mnie przeżył, gdy ja... Spałem, niczego nieświadomy przez 16 lat... Wiedział, że się zgodzę. Byłbym największym durniem wśród kultywatorów, gdybym się nie zgodził.
— W porównaniu do innych wesel nasze będzie dość skromne. Pieniądze niedługo nam się skończą, to znaczy tobie, bo ja ich nie mam. Gości będzie niewielu, bo na twoje życzenie także i ty stałeś się kimś kim będą gardzić, ale... Zawsze ktoś się pojawi. Zaproszę Wen Ninga i... Jabłuszko, a ty brata, może też Sizhuia, Jingyiego!
— Tato musimy stąd odejść, widzisz jak wielu ludzi już się stąd wyprowadziło...
Konwersację przy stole przerwała im rozmowa gospodarza oraz jego córki, która nie wyglądała na spokojną.
Wei Ying spojrzał na swego towarzysza, który zrobił dokładnie to samo. Było to wymowne spojrzenie, które zwiastowało nadchodzę kłopoty. Oboje wiedzieli, że nikt bez powodu, a zwłaszcza wielu ludzi nie wyprowadzało się z miast.
Wuxian oparł rękę na blacie stolika i przysłuchiwał się dalej.
— Xu Li nie opuszczę tej ziemi nawet za cenę życia — powiedział gospodarz, co podsyciło sens całości.
Jego córka chciała protestować dalej, ale jej matka stojąca za plecami ojca pokiwała głową dając do zrozumienia młodej Xu Li, żeby zamilkła.
Za cenę życia? - pomyślał Wei Wuxian.
Gospodarz odszedł w kierunku kuchni, aby wraz z żoną przygotować kolejne dania dla pierwszych porannych gości. Była to nieliczna grupa ludzi w seledynowych szatach, mający miecze, a do tego łuki. Nie wyglądali na mieszkańców należących do prominentnych sekt, które były znane Wuxianowi.
Mężczyzna przeniósł swój wzrok na idącą w stronę ich stolika młodą dziewczynę i przy okazji postanowił uciąć z nią małą pogawędkę.
— Przepraszam, że pytam panienkę, ale wraz z moim towarzyszem przypadkiem usłyszeliśmy słowa, które nas zainteresowały.
Xu Li wzdrygnęła się, spuszczając swój wzrok. Wei Wuxian miał wrażenie, że zaraz ucieknie ona wraz z tacą z brudnymi naczyniami, a więc postanowił jeszcze coś dopowiedzieć.
— Możesz nam opowiedzieć dlaczego ludzie z pobliskich wiosek tak nagle zaczęli stąd odchodzić? Zostawiając majątki, ziemie i domy?
Dziewczyna z początku wydawała się przestraszona, ale nagle przybyło jej odwagi, aby opowiedzieć im o zaistniałej sytuacji panującej na północy.
— Mój ojciec uważa, że to, co dzieje się na północy pozostanie tam i tylko tam będzie trwało zło.
— Zło?
— Tak, paniczu, zło. Na północy od zawsze ponad trzydziestu lat panuje zła aura pod postacią ciemności. Niebo nawet, gdy jest jasne i słoneczne to w Dolinie Końca i Początku panuje mrok.
Dolina Końca i Początku? Co za beznadziejna nazwa.
— Czy wiadomo z jakiej przyczyny tak się dzieje? — zapytał Wei Ying biorąc kolejny łyk swojego wina.
— Nigdy nie mogłam zbliżać się do wiosek bliskich Dolinie, ale słyszałam od ludzi, którzy się tutaj zatrzymywali, że dzieje się tak coś strasznego. Mężowie, kobiety, a nawet dzieci czasem nie wracały, gdy mrok ich dopadł.
— W jakim sensie 'dopadł'?
— Już tłumaczę, paniczowi. Szare niebo nad Doliną od wielu lat pochłaniało to jasne i piękne. Staje się ono coraz większe i pochłania ono także coraz więcej ziemi. Przez trzydzieści lat terytorium stało się olbrzymie i nadal rośnie w siłę.
Lan Zhan popatrzył na Wei Wuxiana, który zaczął przypominać sobie o Kurhanach. Dolina Końca i Początku wydawała się być czymś zupełnie innym.
— Ludzie mówią, że jakiś kultywator przeszedł na praktykę czarnej magii i zatracił się w niej bez końca.
Wuxian podrapał się nerwowo po głowie, bo widział coraz więcej podobieństw między człowiekiem, który prawdopodobnie tworzył swoje oddzielne królestwo.
— Mam jeszcze jedno pytanie do panienki — Wei Ying zwrócił się bezpośrednio w stronę Xu Li, a dziewczyna złożyła swoje dłonie przy biodrach. — Czy ktokolwiek wyszedł poza granice tej ciemności? — zapytał.
— Nie — pokiwała głową. — Ci, którzy widzieli Dolinę z bliska spoglądali na nią z bezpiecznej odległości. Nieliczni widzieli jak zwykli, bezbronni ludzie ginęli zaraz po tym jak ciemność ich pochłonęła. Nie działo się to od razu, ale coś tam było... Coś niebezpiecznego. Podobno wrzaski osób, które chciały się wydostać były przeraźliwe, błagały o pomoc, lecz nikt... Nikt nie potrafił ich uratować.
— Dziękujemy za gościnę i przepraszamy za kłopot — odparł Wei Wuxian, a dziewczyna ukłoniła się delikatnie i odeszła w stronę kuchni.
— Wei Ying.
— Musimy to sprawdzić, Lan Zhan. Dolina Końca i Początku, jakiś kultywator obezwładniony przez czarną magię, ziemia mroku, która się powiększała. Ta sprawa jest zdecydowanie dla nas.
— Kiedy chcesz wyruszyć? — zapytał Hanguang-jun, który nagle popatrzył przez okno.
Pogoda na dworze znów zaczęła się psuć, a pierwsze krople deszczu spadały na twardy grunt.
— Najlepiej jak najwcześniej, ale obawiam się, że w tę pogodę wiele nie zdziałamy. Skoro Dolina naprawdę jest pełna mroku to w deszczową pogodę jest praktycznie nie do rozpoznania. To dlatego wczoraj nie dostrzegliśmy żadnych zmian na niebie, bo było ona szare i ponure.
— Czy myślałeś nad tym dlaczego jest teraz tak deszczowo? — zapytał, a Wei uśmiechnął się szeroko.
— Jasne, że tak. Obawy panienki Xu są słuszne. Deszczowe dni, ponura pogoda, to wszystko zwiastuny tego, że ciemność nadchodziła wielkimi krokami.
— Chodźmy — Lan Zhan położył na stole pieniądze i ruszył do pokoju, aby zabrać drobne rzeczy, które tam zostawił.
Wei Wuxian tym czasem podszedł do stolika, przy którym siedzieli pięciu mężczyzn w seledynowych szatach.
— Witam, panowie. Chciałem zapytać czy wy także przybyliście rozprawić się z ciemnością? — wszyscy popatrzyli na kultywatora w czarnej szacie.
— A kim ty tak właściwie jesteś?
— Jestem... Lan Ying.
— Lan Ying? Lan?
— Z GusuLan?
— Nie wygląda jak człowiek z tej sekty — panowie szeptali między sobą, a Wei Wuxian powstrzymywał swój śmiech.
Lan Ying, gdyby tylko Lan Zhan to usłyszał. Nawet tacy ludzie jak oni nie wierzyli w to, że Patriarcha Yiling nie pasował do noszenia takiego nazwiska.
Jeden z młodych chłopców wyróżniał się spośród grupy starszych wojowników. Miał może około 15 lub 16 lat, ale wydawał się najbardziej rozsądny.
— Byliśmy przy ciemnej ziemi, ale kiedy zaczęła ona pożerać naszych towarzyszy musieliśmy się wycofać. Sekta QingFei nie może utracić wszystkich wojowników.
— Qing Yao! Milcz! — pouczył go jeden z wojowników. Sądząc po tonie głosu i niewielkim podobieństwie byli oni braćmi.
Wei Wuxian nigdy nie słyszał o sekcie QingFei, pewnie nie była ona zbyt wielka, a na świecie istniało mnóstwo podrzędnych rodów.
— Czemu, bracie? Ten mężczyzna wygląda na prawego męża, więc czemu miałbym się z nim nie podzielić informacjami.
— Qing Yao... Musisz się jeszcze wiele nauczyć, a przede wszystkim przestać być tak naiwnym dzieciakiem.
Tutaj musiałem przyznać rację starszemu bratu. Ufanie komuś ot tak nie było dobrym wyjściem. Wiedziałem, że byłem przystojny i wyglądałem na osobę jaką można było obdarzyć zaufaniem, ale byłem przecież Patriarchą Yiling o czym nikt z tej sekty nie wiedział.
Wei Wuxian ponownie popatrzył na młodego chłopca, który miał wplecione we włosy za uszami spinki przypominające gałązki drzew. Jego seledynowa szata wyróżniała się zapewne na polu bitwy, a także świetnie mogłaby się kamuflować na Nocnych Łowach.
— Panicz także bada tę sprawę? — zapytał Qing Yao nie zważając na ostrzeżenia brata.
— Tak, razem ze swoim partnerem — czy ja to powiedziałem na głos? Wei Wuxian po chwili zaśmiał się nerwowo i dodał. — Z partnerem kultywacyjnym.
Po tych słowach każdy zwrócił się w stronę schodów, po których zszedł dostojny mężczyzna dzierżący w dłoni miecz. Członkowie sekty QingFei spoglądali na Lan Zhana z zachwytem, a Wei Ying skrzyżował swoje ręce na klatce piersiowej będąc zazdrosny o całą piątkę. Nie lubił on, gdy ktoś inny patrzył na Wangji'ego.
— Ta wstążka na czole...
— Ten miecz. Czyżby to był Bichen?
— To Hanguang-jun! — wykrzyknął młodzieniec. Jego usta się uchyliły i patrzył dalej na przystojnego mężczyzny, który stanął u boku Wei Wuxiana.
Kultywator w czarnej szacie prychnął, po czym uśmiechnął się zwycięsko, ponieważ Lan Zhan należał tylko do niego.
Młody Qing Yao podszedł bliżej dwójki mężczyzn, ale przyglądał się tylko temu w białej szacie. Zachwycał się wstążką na czole, a także tym, że mógł w końcu ujrzeć prawdziwego Lan Zhana, jednego z Jadeitowych Braci GusuLan.
Chłopiec ubrany w seledynowe szaty wyciągnął ręce w przód i ukłonił się przed paniczem.
— Jestem Qing Yao z sekty QingFei. To zaszczyt poznać i zobaczyć na własne oczy szanownego Hanguang-juna — Wei Wuxian myślał, że zwymiotuje od tej całej słodyczy i grzeczności młodego chłopca.
Lan Zhan skinął delikatnie głową i zaczął odchodzić bez słowa. Wei Wuxian szybko dołączył do niego mierząc wzrokiem Qing Yao.
— Stójcie! — oboje stanęli w miejscu, gdy usłyszeli głos jednego ze starszych mężczyzn.
Wei Ying popatrzył na starszego brata A Yao - Qing Yinga.
— Bracie...
— Milcz Qing Yao! Albo za chwilę odeślę cię do Pałacu.
Jakbym słyszał świętej pamięci Nie Mingjue.
Młodzieniec na słowa o powrocie wreszcie zamilkł, jakby bardziej bał się życia w Pałacu niż w ciemności, z której była znana Dolina Końca i Początku.
— Słyszałem wiele dobrego o Panie Niosącym Światło — Qing Ying zbliżył się do dwójki kultywatorów i spojrzał wrogo na Lan Zhana. — Ale także o tym jak haniebnie postąpił porzucając wszystko dla Patriarchy Yiling, Wei Wuxiana — przeniósł swój wzrok na kultywatora w czarnej szacie.
— Wei Wuxian... — szepnął młodzieniec.
— Wei Ying, chodźmy — Lan Wangji złapał za rękę swojego towarzysza i zaczęli oni kierować się do wyjścia z gospody.
— Obcinacze rękawów.
— Lan Zhan dopuścił się takiej hańby.
— Słyszałem, że był jednym z najlepszych uczniów w swojej sekcie.
— Nawet w Gusu Wei Wuxian rozpętał chaos.
Szepty nie ustawały, Lan Zhan i Wei Wuxian opuścili gospodę w wiosce, a na środku pomieszczenia młody Qing Yao stał w miejscu spoglądając przez okno na człowieka, którego wcale nie uważał za złoczyńcę. Chłopiec w seledynowej szacie wyszedł na schody i patrzył jak dwoje mężczyzn z odchodziło w deszczu wraz z osiołkiem. Kierowali się oni na północ, o której powiedziała im Xu Li.
Qing Yao wiedział, co wydarzyło się w latach, w których jeszcze nie było go na świecie. Znał różne opowieści o Wei Wuxianie, ale bardziej skupiał się na postaci Hanguang-juna, którego darzył ogromnym respektem. Usłyszał o nim tak wiele dobrych słów, gdy spotkał Mrocznego Generała, a także chłopca z sekty GusuLan - Lan Sizhui'a.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro