Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

三 find hope in the hopeless 三

Notka:
Rozdział ten będzie dotyczył kilku elementów z dodatku do Wu Ji pod tytułem "madness". Ważne postacie:
Zheng Xianmei - matka Morana
Zhu Yutian - ojciec Morana
Zhu Moran
Yu Ziyi - żona Morana

***





Czerwona nić jarzyła swym blaskiem jeszcze mocniej, gdy Lan Ying podszedł do niej jeszcze bliżej. Piękno, subtelne ruchy magicznego przedmiotu rozciągającego się przez całe miasteczko aż pod wielką górę, na której podobno niegdyś kultywowała sama Baoshan Sanren.

— Przybądź do mnie. Wei Wuxian.

— Paniczu Lan — Lan Ying szybko wyrwał się z zamyśleń o krystalicznie czystym, kobiecym głosie i spojrzał w prawo.

Przed jego oczami ukazał się Lan Xichen.

— Zewu-jun...

Lider sekty GusuLan przyjrzał się nici, która nadal trwała przy mężczyźnie w czarnej szacie. Po chwili jednak jego wzrok spoczął na Wuxianie. Patriarcha Yiling sam nie wiedział jak miał wytłumaczyć to wszystko swojemu szwagrowi.

— Tak, więc to do panicza przybyła nić — powiedział łagodnie. — Sądząc po tym, że Wangji jeszcze się nie zbudził nie ma on pojęcia o tym. Został uśpiony?

— Niewinne zaklęcie snu. Lan Zhan wstanie o świcie — odparł z lekkim wstydem.

— W tym czasie chciałeś podążyć za głosem? — dopytał, a Wuxian nie miał pretekstu do tego, aby zaprzeczyć.

— Tak, Zewu-jun.

Mężczyzna w niebieskiej szacie i wyróżniających się ozdobach we włosach złączył swoje wargi. Przez chwilę rozmyślał nad postępowaniem szwagra, lecz obawiał się, że nie zdoła go przekonać do zmiany decyzji.

— Czy zastanowiłeś się jak Wangji zareaguje, gdy znów ciebie straci? — spytał, czym sprawił, że Lan Ying uchylił swoje usta.

— Nie straci mnie — powiedział pośpiesznie. — Wrócę nim się obejrzy.

— Mój brat cię potrzebuje, tak samo, jak i ty jego.

— Zewu-jun... — były kultywator zdołał ugryźć się w język, ponieważ bał się wypowiedzieć prawdy.

Zwyczajnie się jej bał.

— Wybacz mi, Zewu-jun, ale muszę podążyć ścieżką, którą wskazuje mi nić.

— Lan Ying — wypowiedział imię Patriarchy, lecz jego głos nie brzmiał, jak ten, który mógł go powstrzymać.

To nie był jego Lan Zhan.

Mężczyzna w czarnej szacie chwycił za flet, którego miałby użyć, gdyby zaszła taka konieczność. Lan Xichen nie pozostał mu dłużny i również z blaskiem chłodnego księżyca pojawił się w dłoni jego artefakt.

Dzierżyli w dłoniach instrumenty, dzięki którym mogli się bronić, jak i atakować w razie konieczności.

— Paniczu Lan, proszę cię, abyś to przemyślał. Wangji może poczuć się jeszcze gorzej, gdy ty... odejdziesz.

— Wei Wuxian. Pospiesz się. Czekam na ciebie z utęsknieniem. Chciałabym wreszcie zobaczyć cię na własne oczy.

Patriarcha Yiling nie skupił się szczególnie na tym, co powiedział mu lider sekty GusuLan, ponieważ jego uwagę bezgranicznie przejął ten sam kobiecy głos.

Wei Wuxian... Chcę spojrzeć na dziecko, które stało się mężczyzną.

Wuxian zobaczył przebłysk wspomnienia, które doświadczył we wczesnym dzieciństwie. Była to ulotna chwila, jakiej nie potrafił sobie przypomnieć. Widział tam kobietę, na której palcu splątany był supełek czerwonej nici.

— Przybądź, Wei Ying.

Nagle po usłyszeniu tych ostatnich słów wymówionych z utęsknieniem przez żeński, aksamitny głos, który skutecznie oplatał sobie Lan Yinga wokół palca ni stąd, ni zowąd z dachu zeskoczył ktoś kogo ani Wuxian, a nawet Xichen nie znał.

Był to mężczyzna ubrany w białe szaty ze srebrnymi zdobieniami. Ich jasność była tak dosadna, że nawet nocą nieznajomy stawał się widoczny, niczym drogowskaz, za jakim każdy chciał podążać. Tajemnicza postać o białych, długich aż za pas włosach spojrzała mroźnym, przenikliwym wzrokiem na zaskoczoną twarz Patriarchy. Lan Ying nie potrafił pozbierać myśli widząc gęste, białe rzęsy przystojnego mężczyzny. Przypominały one śnieżny puch, który spadł kiedyś w Zaciszu Obłoków. Złota ozdoba w jego włosach mieniła się niczym korona władcy, lecz kiedy wyjął miecz bardziej przypominał on strażnika niż lidera.

— Paniczu Lan Ying. Moja pani cię wzywa. Proszę iść. Nić panicza poprowadzi — powiedział nieznajomy, który ku zdziwieniu Wuxiana skierował ostrze nie w niego, a w szanownego Zewu-juna. — Ona panicza oczekuję — wyznał, nie spuszczając swej warty i bacznie strzegł gościa swej pani.

Lan Ying zamiast ruszyć z miejsca stał jak słup soli przyglądając się z zachwytem pięknu mężczyzny, którego nigdy nie widział na oczy. Jeszcze nigdy jego tęczówki nie skupiały się tak mocno na tak nieskazitelnej czystości oraz gracji.

— Proszę panicza... — ponaglał nieznajomy, który odważył się skrzyżować spojrzenie z Patriarchą. — Niech się panicz nie obawia. Nie zrobię nikomu krzywdy — uspokoił swoim wyzwaniem Lan Yinga.

Były kultywator zaufał mu bezgranicznie i choć byli sobie zupełnie obcy to miał wrażenie, że mógł powierzyć mu tak ważne zadanie, jakim było zatrzymanie Lan Xichena. Zewu-jun przymknął na krótki moment swoje oczy, gdy zobaczyłam jak czarna szata zaczęła powiewać podczas biegu. Wuxian bez dłuższego zastanowienia ruszył przed siebie, nie licząc się z konsekwencjami pragnął wreszcie spotkać się z właścicielką owego głosu.

Lan Zhan... Wybacz mi...





***




Lan Ying podróżował przez kilka dobrych godzin aż wreszcie dotarł do podnóża gór i spojrzał na nić, która wiła się dalej. Mężczyzna wziął głęboki wdech i pomimo zmęczenia oraz przytłaczającej go energii szedł przed siebie nie zważając na to, co mogło się wydarzyć.

Nie czuł on żadnych obaw zwłaszcza kiedy nad jego głową zaczęły wirować tuziny motyli o różnokolorowych skrzydłach. Ptaki zasiadały na gałązkach i obserwowały nowo przybyłą postać do lasu. Wuxian poczuł się nieco nieswojo będąc w centrum uwagi zwierząt, ale od razu się rozchmurzył kiedy ujrzał na oświetlonej przez księżyc polance białe króliki. Puchate kulki z miękkim futerkiem skakały po zielonej trawie i krążyły wokół czerwonej nici, która... właśnie w tym miejscu miała swój drugi koniec.

Lan Wuxian popatrzył w kierunku magicznego przedmiotu i wpatrywał się na niego z oddali. Kobiecy głos do niego nie przemówił, lecz mężczyzna postanowił na niego poczekać. Zamiast tego do jego uszu dotarł czysty, wolny od skazy dźwięk męskiego tonu. Ying odwrócił się w kierunku postaci, która do niego przemówiła, a tym mężczyzną okazał się być tajemniczy nieznajomy, dzięki któremu Lan mógł wymknąć się dwójce Jadeitów.

— Odnalazłeś to miejsce, paniczu — mężczyzna odziany w biel od stóp do głów uśmiechnął się do Wuxiana i oddał mu pokłon, co uczynił także Lan. — Dużo o paniczu słyszałem, lecz dopiero teraz mam przyjemność cię poznać — odparł z zadowoleniem, a jego grzeczność wskazywała na to, że był wychowany podobnie jak ludzie z Gusu.

Nieznajomy uniósł swe powieki eksponując fioletowe tęczówki otoczone białymi, pięknymi rzęsami. Były tak gęste, że gdy nimi poruszał przypominały skrzydła motyla.

— Czy to twój głos słyszałem? — zapytał Lan Ying, a tajemniczy mężczyzna uniósł swoje kąciki ust łagodnie.

— Nie, moim zadaniem było cię tutaj bezpieczenie doprowadzić — wyznał. — Moja pani niedługo się zjawi — dodał. — A korzystając z okazji, proszę wybaczyć moje maniery. Nie zdążyłem się przedstawić. Jestem Song Feiyu.

— Lan Wuxian — powiedział nieco nieśmiało, ponieważ mężczyzna ubrany w białą szatę doskonale o tym wiedział.

— Ah, tak — wyrwało się z jego ust. — Faktycznie jest panicz mężem jednego z Jadeitów, Lan Zhana, wybitnego Hanguang-juna.

— Co stało się z Lan Xichenem? Jak udało ci się przed nim uciec? — zapytał, doskonale wiedząc, że szanowany Zewu-jun był wprawdzie doskonały w walce, może nie tak jak jego młodszy brat niemniej jednak jego technika robiła wrażenie.

Lan Ying nie był w stanie przewidzieć tego, jakie skutki przyniosło starcie obu mężczyzn ze względu na to, że nie miał pojęcia na jakim poziomie kultywacyjnym był Song Feiyu. Sądząc po jego mieczu, a także wręcz perfekcyjnej postawie nie był byle kim, choć Wuxian nigdy o nim nie słyszał.

Song kucnął przy kilku króliczkach, których prawie nie było widać przy mężczyźnie, który podczas zimowej pory mógłby stać się niewidzialny. Gdyby nie ich czerwone oczka, Wuxian nie miałby pojęcia czy zwierzątka gdzieś zniknęły czy nadal były przy zjawiskowym paniczu.

— Nie stoczyłem z nim walki — powiedział, z pełnym spokojem w głosie i Lan Ying przyznał wewnątrz siebie, że tak opanowany jak Song nie był nawet Wangji. — Lan Xichen nie chciał się ze mną pojedynkować, tak samo było zresztą z mojej strony. Kiedy uznałem, że odszedł panicz już na tyle daleko schowałem miecz do pochwy i chwilę z nim porozmawiałem. Uspokoiłem jego obawy, więc nie musisz się niczym martwić.

— Mam uwierzyć, że Zewu-jun tak po prostu odpuścił?

Słowa Patriarchy znów wywołały krótkie rozbawienie ze strony Feiyu.

— Oczywiście, że nie. Zadeklarował, że przyjdzie z Hanguang-junem, gdy tylko zdejmie z niego zaklęcie uśpienia.

Wuxian poczuł jak zrobił się czerwony na policzkach, ponieważ było mu wstyd, że tak postąpił wobec własnego męża. Miał świadomość również tego, że spotka go za to sroga kara.

— Jeśli panicz sobie tego życzy mogę ich powstrzymać na długie kilka dni, abyś mógł spokojnie porozmawiać z moją panią — powiedział, jakby był gotowy spełnić każde jego życzenie.

Lan Ying podejrzliwie popatrzył na mężczyznę o białych włosach i zapytał, mając wrażenie, że nie krył przed nim żadnych sekretów:

— Kto jest twoją panią?

Song Feiyu uniósł swoją głowę, a jego białe kosmyki zsunęły się po aksamitnej, delikatnej szacie, jakby była ona utkana z lekkiej bawełny i drobinek świeżej rosy o poranku. Mężczyzna mający około dwudziestu lat wstał na równe nogi i oddał pokłon Lan Yingowi, który poczuł się jeszcze bardziej dziwnie niż zwykle.

— Moja pani — powiedział Song, a wtedy Lan Ying usłyszał, czyjeś kroki tuż za swymi plecami.

— Song Feiyu — to ten głos... To z pewnością ten głos wzywał mnie nocami i wysyłał do mnie czerwoną nić. — Widzę, że wykonałeś swe zadanie należycie — zauważyła, po czym przeszła tuż obok Wuxiana i stanęła u boku Songa.

Lan Wuxian wpatrywał się w kobietę, której szata zdobiona była drobinkami srebra, jak i złota. Czerń i biel tworzyły harmonię, a nie stały się przeciwieństwami, których nie można było połączyć. Długie, czarne włosy splecione w gruby warkocz spoczywały na prawym boku sięgając aż po biodra. Na palcach widniały pierścienie, a miecz ukryty był w pochwie sugerował, że była ona kultywatorką.

— Minęło tak wiele lat odkąd cię ostatni raz widziałam — powiedziała, po czym wystawiła rękę, do której przybyła czerwona nić.

Zaczęła ona ich oddzielać. Kobieta stała po jednej stronie wraz z Song Feiyu, a Lan Wuxian zajmował miejsce po drugiej połowie, jakby wywodzili się z zupełnie innych światów.

— Możesz mnie zupełnie nie pamiętać, ale byłam nauczycielką twej matki - Cangse Sanren.

Lan Wuxian po usłyszeniu imienia swej matki przywołał wspomnienia z nią związane. Pamiętał, że była ona osobą ubierającą się w biel, a także kimś kto nie przestawał się uśmiechać. Najważniejszym, co jednak po sobie pozostawiła to słowa, które Ying nosił w swoim sercu i powtarzał je niczym modlitwę. Powinieneś pamiętać to, co inni robią dla ciebie, nie to, co ty robisz dla innych. Ludzie dopiero poczują się wolni, kiedy nie będą trzymali tak wiele w swoich sercach.

Lan Ying poczuł jak łzy napłynęły do jego oczu, a następnie popatrzył na kobietę, która stała w towarzystwie prawdopodobnie swego nowego ucznia Songa Feiyu.

— Baoshan Sanren — ukłonił się jej uniżenie, choć nie pamiętał jej prawie wcale z dzieciństwa, tylko i wyłącznie z opowieści o wędrującej samotnie kobiecie.

— Wei Wuxian — wypowiedziała, lecz po chwili się poprawiła. — A raczej powinnam powiedzieć Lan Wuxian — uśmiechnęła się, nie ukrywając swojego szczęścia, że ponownie mogła spotkać człowieka, który wrócił do życia po szesnastu latach trwania w pustce. — Szukałam cię, a gdy znalazłam nie mogłam uwierzyć, że odnalazłeś spokój i zacząłeś żyć godnie u boku jednego z Jadeitów.

Wuxian słysząc te słowa lekko się zawstydził, lecz potem przebudziła się w nim jego prawdziwa natura. Podejrzliwość oraz dociekłość. Lan Ying spojrzał na jedną z najważniejszych osób w historii świata kultywacji i nie mógł przemilczeć pewnych spraw.

— Dlaczego pani zadała sobie tyle trudu, aby mnie odnaleźć? — zapytał, ponieważ wiedział, że nie zasłużył na nic dobrego.

Uważał, że nawet nie był godzien spojrzeć na piękną kobietę liczącą kilkaset lat.

— Ponieważ los chce ci dać drugą szansę — wyznała, a następnie spojrzała na swojego ucznia. — Song Feiyu, podaj paniczowi Lan czerwoną nić — odparła, a biały mężczyzna od razu pochwycił nić i oddał ją osobie, dla której tym razem była ofiarowana.

Song stanął przy Lan Yingu i miał zamiar trwać przy jego boku obawiając się, że osłabione ciało Patriarchy Yiling nie wytrzyma tak dużej dawki duchowej energii. Wuxian natychmiastowo pod dotknięciu czerwonej nici poczuł ból w swym sercu, czując jak potęga mocy Baoshan Sanren obciążała jego umysł oraz duszę.

— Musisz wytrzymywać, aby ujrzeć to, co chciałabym ci zaoferować — wyznała, a Lan wsłuchiwał się w głos kobiety jak w mantrę. — Pokonałeś wraz ze swoim mężem potężnego Zhu Morana, który zrodził się z mojej winy, bowiem nie potrafiłam sięgnąć po miecz wtedy, gdy nie było jeszcze za późno. Gdybym zabiła jego matkę Zheng Xianmei wtedy nigdy ani ty, ani Hanguang-jun nie zaznalibyście bólu, jaki wam sprawił. Możesz wierzyć, bądź nie, lecz Moran był prawym człowiekiem, lecz ciemność go zniszczyła. Pomimo tego jak bardzo go wyniszczyła to po spłodzeniu potomka nie przeniósł jej na swojego potomka.

— Ich dziecko zginęło z jego ręki — wyszeptał Wuxian, a Baoshan przytaknęła.

— To prawda. Dziecko nawet się nie narodziła, a jego dusza błądzi w krainie, która znajduje się po drugiej stronie nici — wyznała. — Oczywiście już nigdy nie będzie mogła powrócić do żywych, lecz postęp mojej kultywacji nadal rósł i znalazłam sposób na to, aby tchnąć życie w ciele tego, kto będzie gotowy poświęcić się ma powicie dziecięcia.

Wuxian uniósł swoje brwi i przyjrzał się Baoshan Sanren, który uśmiechnęła się do myśli związanych z Zheng Xianmei - matki Zhu Morana oraz kobiety, w jakiej widziała swoją partnerkę życiową. Już za tamtych czasów, kiedy nie sięgnęła po miecz i nie zabiła Xianmei zaczęła myśleć nad tym, by dać życie małej istotce, która by rosła w łonie Zheng. Niestety... Los sprawił, że Zheng Xianmei wybrała życie u boku mężczyzny - Zhu Yutiana i to tamten mężczyzna został ojciecem ich dziecka. Narodził się wtedy Zhu Moran, a Baoshan zostawił tę rodzinę w spokoju z największą zarazą na świecie. Ciemność była potężniejsza nawet od Stygijskiego Amuletu Tygrysa.

Kobieta po chwili zadumy spojrzała na syna swej uczennicy i uśmiechnęła się do Wuxiana.

— Zapragnąłeś dziecka, lecz będąc mężczyzną taki stan rzeczy wydał ci się absurdalny — zaczęła. — Jednak ja znam sposób zarówno na to, abyś powił dziecko, a także odzyskał swój Złoty Rdzeń — powiedziała, a wtedy Lan Ying uchylił swoje usta i stracił równowagę.

Czuwający Song Feiyu złapał go w swoje ramiona, a Lan z na wpół otwartymi oczami wsłuchiwał się zarówno w głos dający mu nadzieję, a również w bijące serce mężczyzny w bieli.

— Jak to jest możliwe...? — zapytał, a Baoshan z bólem serca powiedziała mu o rozwiązaniu, z którego sama nie skorzystała, gdy utraciła swą ukochaną Xianmei.

Nie mogła jednak siedzieć bezczynnie i patrzeć jak dwójka przeznaczonych sobie kultywatorów nadal cierpiała, pomimo tego, że ich całe życia były drogą prowadzącą przez ciernie. Pragnęła im pomóc, a także ocalić swe ideały, dając życie nienarodzonej istocie.

— Jeżeli zdecydujesz się na urodzenie dziecka wtedy spełnisz jeden z najczystszych uczynków. Wtedy energia duchowa skumuluje się w twym ciele i odzyskasz Złoty Rdzeń, jak i możliwość powrotu do kroczenia ścieżką prawej kultywacji.

Lan Ying w mgnieniu oka pomyślał o swoim mężu, a także o tym, że to właśnie Lan Zhan będzie mógł ponownie stać się najwspanialszym wojownikiem wśród wszystkich sekt. Wuxian czuł się winny za to, że stał się przyczyną jego upadku. Pozbawił go możliwości rozwijania swej kultywacji...

— Warunek jest tylko jeden. Decyzję o rodzicielstwie musi zaakceptować także twój partner życiowy — powiedziała, spoglądając na przemęczonego Lan Yinga, który nadal był podtrxymywany przez Songa. — Musicie również znać ryzyko... Istnieje mała szansa, że dziecko się narodzi — wyznała ze smutkiem, lecz widziała szansę nawet w niemożliwym.

Wuxian słabo się uśmiechnął na myśl o posiadaniu prawdziwej rodziny, jak i o odzyskaniu swojego Złotego Rdzenia. Dzięki temu wreszcie jego Lan Zhan mógłby zaznać prawdziwego szczęścia.

Baoshan Sanren przyjrzała się słabnącemu z sekundy na sekundę Lan Yingowi i przypomniała sobie o tym, jak wyczarowała czerwoną nić czteroletniemu wówczas Wei Wuxianowi. Kobieta uśmiechnęła się pod nosem i postanowiła zapytać chłopca czy pamiętał tamten deszczowy dzień, gdy oboje stali pod parasolem dzierżąc w dłoniach lśniącą nić.

— Czy pamiętałeś nić ze swego dzieciństwa? — zapytała, a Lan będący na granicy odpłynięcia do krainy snów uniósł kącik ust dalej wtulając się w szatę Songa Feiyu.

— Kojarzyłem ją, lecz nie pamiętałem do kogo ona... należała — wyznał słabo.

— Moja pani, może powinnaś zaprzestać? Panicz Lan może tego nie wytrzymać — powiedział zmartwiony Feiyu.

— Jeszcze musi trwać z nicią w dłoni, aby energia wyczuła jego najprawdziwsze chęci — wyjaśniła, po czym zapytała ponownie. — A czy pamiętasz, czego sobie wtedy zażyczyłeś?

Lan Ying zmarszczył brwi i leniwie uniósł powieki, czując, że za chwilę kompletnie odpłynie. Mimo potwornego zmęczenia i uciążliwego gorąca mężczyzna zastanowił się, a po chwili przypomniał sobie coś, o czym na co dzień nie miał pojęcia. Przypomniał sobie o tamtym dniu. Padał wtedy obfity deszcz, jednak moc czerwonej nici sprawiała, że wraz z Baoshan Sanren nie odczuwali chłodu, a przyjemne ciepło.

— Czego sobie życzysz? — zapytała go tamtego dnia, a odpowiedź szczerze ją zadziwiła.

Wuxian jednak nie był już czteroletnim chłopcem, a dorosłym mężczyzną, który dbał najbardziej w świecie o dobro swego męża.

— Czy pamiętasz? — dopytała, a wtedy kobieta spojrzała w prawo.

— Moja pani! — Song krzyknął i rzucił miecz w stronę ostrza lecącego w kierunku starożytnej kultywatorki.

Kiedy dwa miecze spotkały się ze sobą, Song Feiyu zauważył niebieskie światło, a także dotarł do jego uszu dźwięk cytry. Uczeń Baoshan przestraszył się, kiedy na własne oczy zobaczył znanego Hanguang-juna.

Lan Zhan widząc jak biały mężczyzna trzymał w swoich rękach jego męża nie potrafił zaznać spokoju. Wangji położył długie palce na strunach instrumentu, a Lan Xichen był gotów do walki, nadal bacznie obserwując brata, który przybył tu o resztkach sił.

— Puść, Lan Yinga — powiedział przez zaciśnięte zęby, nie mogąc sobie darować tego, że jakiś obcy mężczyzna przyciskał do piersi jego największy skarb.

Wuxian popatrzył nieprzytomnie na mężczyznę w niebieskiej szacie a gdy skojarzył kim on był uśmiechnął się szeroko zapominając, że był u boku innego.

— Lan Zhan — powiedział głosem przepełnionym miłością. — Wreszcie będę mógł dać ci szczęście — wyznał, czując jak olbrzymi kamień spadł z jego serca.

Mężczyzna w czarnej szacie puścił czerwoną nić, którą Baoshan Sanren zabrała od niego, a wtedy Wuxian chwycił za bark Song Feiyu, aby ustać na nogach.

— Hanguang-jun — Song z obawą przyglądał się rozłoszczonemu mężczyźnie, który podszedł do nich i chciał wziąć swojego Lan Yinga w ramiona.

To właśnie wtedy jego wszystkie słabości się skumulowały. Droga była długa, a wysoka aura i energia duchowa przytłoczyły jego ducha. Lan Zhan osunął się na kolana i z trudem łapał oddech. Chwycił się za pierś, a Wuxian zerknął na męża z niepokojem sam nie będąc e najlepszej formie. Czerwona nić wyssała z niego siły, lecz odkąd ją puścił senność zaczęła się ulatniać.

— Lan Zhan — powiedział z obawą, widząc jak Hanguang-jun splunął krwią na oświetloną przez księżyc polanę.









***

Jeżeli ktoś czegoś nie zrozumiał to proszę pytać ❤ nie krępować się 😁

Biedny Lan Zhan:((

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro