Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

一 come back I still need you 一

— Lan Zhan, odchodzę — mężczyzna ubrany w czarną szatę z czerwonymi akcentami pochwycił mocniej za lejce i spojrzał na swojego osiołka. — Jabłuszko, idziemy — wyznał, po czym znów jego wzrok skomponował się z uśmiechem na jego twarzy.

Popatrzył on po raz ostatni na dostojnego, wyprostowanego mężczyznę o czarnych włosach i wstążce z motywem chmur na czole. Jego wyraz twarzy nie zmienił się nawet na chwilę, lecz po tylu wspólnych latach, Wei Wuxian zdołał rozpoznać, choć trochę jego emocje w jego ciemnych tęczówkach. Nie mógł być jednak pewien tego, jakie kryły one w sobie uczucia, lecz był przekonany, że kiedyś los znów ich ze sobą połączy.

Wei Wuxian minął zatem kultywatora w białej szacie i zaczął machać ręką w górze patrząc przed siebie, nie chcąc spojrzeć wstecz, bo mógłby się w jednej sekundzie rozpłakać jak niegdyś maleńki Ah Yuan. Patriarcha Yiling wiedział, że nie mógł przebywać w Gusu, to miejsce z pewnością do niego nie pasowało, pragnął być wolny jak ptak po tym, jak ponownie został przysłany na ten świat, w którym tylko jedna osoba stała po jego stronie.

Musiał on jednak opuścić Wangjiego. Po rozmowie z Zewu-junem chciał już odejść, wymknąć się, ale przyszło im rozwiązać kolejną tajemnicę oraz niejedną zagadkę. Przeżyli kolejne przygody, trwając przy swym boku, lecz nadszedł kres tej wędrówki. Wei Wuxian był znienawidzony przez cały świat, krzywdy, jakie wyrządził w przeszłości nigdy nie zostały mu wybaczone, nawet te, które nie były jego sprawką. Taki ktoś jak on... Nie mógł podążać wraz z Hanguang-junem, nie mógł mieszkać w jego domu, psuć jego reputacji.

Wei Ying szedł dalej przed siebie, lecz zatrzymał się na jednym ze wzgórzu patrząc na góry, lasy, odległe morze, strumienie, rzeki, padające promienie słońca. Uśmiechnął się, choć to był wymuszony uśmiech, bo zdał sobie sprawę jak wiele krzywd wyrządził osobie, która dała mu więcej niż mógł oczekiwać. Lan Zhan przez tyle lat walczył o jego powrót, tak mnóstwo przykrości musiało go spotkać, tyle wycierpiał... Dla kogo?

Czemu musiał być tak uparty i ślepo podążać za mną? Nic dobrego mu z tego nie przyszło! — Wei Ying wyklinał kultywatora z GusuLan, lecz w głębi serca sam nie wierzył w te słowa tak bardzo jakby chciał.

Chciał odejść stąd, pragnął zniknąć z oczu tych, którzy tyle musieli wycierpieć, bo tak było dla nich lepiej. Świat będzie piękniejszy bez Patriarchy Yiling.

Wei Wuxian wyciągnął swój flet zza czarnego pasa szaty i zaczął grać melodię, która była dla niego cudownym wspomnieniem przyjaźni, jaka połączyła go z Lan Zhanem. Spoglądając przed siebie widział niezliczoną ilość dróg, mnóstwo kierunków, którymi mógł podążyć wraz z Jabłuszkiem. Musiał zacząć od nowa, spotkać nowych ludzi, poszukać kolejnych zagadek, jakie mógłby rozwiązać. Nie mógł wybierać niczego wymagającego, bo bez Hanguang-juna czy Wen Ninga nie miał szans z różnego typu potworami. Musiał polegać już tylko na sobie, a także dźwiękach wygrywanych melodii przez
Chenqing.

Ciepły wiatr powiewał dwoma, niespiętymi pasmami grzywki mężczyzny, który ciągle próbował ukoić swój ból po rozstaniu z Lanem Wangjim. Niebo było dziś łaskawe, w dniu jego odejścia z Zacisza Obłoków nie zapowiadało się na deszcz, więc mógł spokojnie rozpocząć swoją wędrówkę, którą chciał zacząć dopiero po zagraniu piosenki, jaką napisał Lan Zhan.

Kiedy następnym razem się spotkamy będziesz musiał w końcu wymyślić tytuł dla tej piosenki — pomyślał, uśmiechając się na wspomnienie o przystojnym mężczyźnie w białej szacie.

Długowłosy przymknął swoje powieki, lecz po chwili je otworzył, wygrywając już końcowe melodie. Jego wzrok skierowany był już tylko ku przyszłości, ale natychmiast zamilkł, dźwięk się urwał, gdy usłyszał głos należący do jego przeszłości :

— Wei Ying.

Na twarzy Patriarchy Yiling wymalowało się ogromne zdziwienie, którego nie potrafił powstrzymać. Jego ciało stało się sztywne, nie był w stanie się ruszyć przez pewien czas. Czuł tylko bijące serce, które chciało wyskoczyć mu z piersi, a przed oczyma widział jedynie pasemka, nadal powiewające na wietrze.

Mężczyzna nagle opuścił swoje ręce wzdłuż ciała, by potem, ostrożnie, a także z rozwagą zaczął się odwracać za siebie, nie dając sobie wielkiej nadziei na to, że głos, który przed chwilą usłyszał... Należał do kogokolwiek. Sądził, że to powiew wiatru albo swoje pierwsze imię usłyszał jedynie we własnej głowie, lecz każda z tych rzeczy okazała się być błędna, ponieważ, gdy Wei Wuxian odwrócił się tyłem do gór, mórz, rzek, dolin, jezior stanął on przed swoim całym światem.

Od razu, w jednym momencie na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a z ust padł cichy śmiech wyrażający szczęście. Wei Ying ujrzał przed sobą kultywatora w białej szacie. Stał jak zawsze prosto, lewa dłoń ułożona była na plecach, a w prawej trzymał on Bichena.

Wei Wuxian patrzył na Lan Zhana z niebywałą radością i nigdy nie przypuszczał, że to właśnie mężczyzna z GusuLan stanie się jego bratnią duszą. Po policzkach Patriarchy zaczęły spływać pojedyncze łzy, których Wei Ying nie miał zamiaru ukrywać. W przeciwieństwie do tego chciał ukryć swoje prawdziwe uczucia.

— Lan Zhan, już się za mną stęskniłeś? — powiedział żartobliwym tonem i zaczął nagle ocierać słone krople z lekko zarumienionej twarzy.

— Wei Ying — tym razem po wypowiedzeniu tych słów Wei zauważył, że ton głosu kultywatora się zmienił. Poprzednim razem były one powiedziane z pasją, tęsknotą, pragnieniem, a teraz jakby... z prośbą o to by Wei Wuxian przestał uciekać przed poważną rozmową.

— Lan Zhan... — głos mężczyzny ubranego w czarną szatę się załamałam, a brwi zadrżały. Głos ugrzązł w gardle, lecz tylko na moment, aby powitać kolejne łzy. — Nie mogę tutaj zostać — jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił ukazując Wangjiemu swój smutek. — Shi Jie, Jiang Cheng, klan Wen, moi przybrani rodzice, członkowie poszczególnych klanów... Ty. Tak wiele osób skrzywdziłem... — flet Wei Yinga upadł tuż obok stóp mężczyzny, który skierował swój wzrok w dół. — Nie chce, abyś przeze mnie wciąż cierpiał, a mimo tego... — wzrok Wuxiana znów spotkał się z ciemnymi tęczówkami jednego z Dwóch Jadeitów Lan. — ... w głębi duszy błagałem, abyś do mnie wrócił.

Nawet te słowa nie zdołały zmienić wyrazu twarzy Hanguang-juna. Ciągle pozostawał jednostajny oraz chłodny, lecz Lan Zhan podszedł bliżej Wei Yinga. Stali oni na wzgórzu, zatapiając się we własnych spojrzeniach. Wei jednak nie był tak wytrwały jak jego towarzysz i po krótkiej chwili spuścił swój wzrok. Uniósł powieki dopiero wtedy, gdy ponownie wyższy mężczyzna do niego przemówił :

— Wróciłem — Lan ciągle brzmiał niezwykle poważnie. — I będę trwać u twego boku.

Wei Wuxian zdziwiony pochylił się w stronę Lan Zhana i nieco się zmartwił.

— Ale co z GusuLan? Jesteś teraz Naczelnym Kultywatorem, zapomniałeś? Co powie twój wuj? On w końcu zapisze twoje nazwisko na czarnej liście tych wszystkich 4000 zasad. Będziesz znienawidzony, twoje imię odzyskało dawną chwałę, nie... — nagle Wei Ying zamilkł i to wcale nie z własnej woli. Kiedyś myślał, że już nigdy nie zasłuży sobie na zaklęcie milczenia, ale widocznie się przeliczył.

Mężczyzna przewrócił oczami, po czym spojrzał na Wangjiego, który mógł spokojnie mu wyjaśnić swoją decyzje.

— Mój starszy brat otrzymał moją wiadomość. Spodziewał się, że mógłbym już nie wrócić do Gusu.

Lan Zhan przypomniał sobie chwilę z dzisiejszego poranka.






Mężczyzna w białej szacie zbudził się o świcie, jak każdego dnia. Poszedł do biblioteki, później obszedł cały teren wzgórza aż nagle został dostrzeżony przez swojego brata. Zewu-jun z uśmiechem oraz elegancją podszedł do Lan Zhana, który spoglądał na budynek, na jakim rozegrał swoją pierwszą bitwę z Wei Wuxianem. Nigdy nie sądził, że były członek klanu YunmengJiang tak bardzo namiesza w jego życiu oraz sercu.

Wangji — młodszy wyciągnął dwie ręce wprzód i ukłonił się bratu. Nie powiedział niczego, lecz Lan Xichen znał go od dziecka i wiedział, że Lan Zhan był smutny. Zacisze Obłoków miało się stać ponownie tylko miejscem wspomnień. — Odprowadzasz dziś panicza Wei? — zapytał, a młodszy tylko skinął głową w odpowiedzi.

Lan Xichen ułożył swoje dłonie za plecami i popatrzył na zielone krzewy, białe kamienie usypane obok dróżek między drewnianymi domami. Dla niego to miejsce było wszystkim, całym życiem, lecz wiedział, że dla Wangjiego, było ono pułapką. Z pewnością jego brat także kochał Gusu, lecz bez jednej ważnej osoby... Nie potrafił on wykonywać swych obowiązków tak jak przedtem. Jego myśli będą krążyły tylko i wyłącznie wokół Wei Wuxiana. Zewu-jun nie chciał patrzeć na to jak jego młodszy brat znów tracił czas, żył jedynie w nadziei, że ponownie spotka panicza.

— Wiesz, że nie musisz go zostawiać? — dopytał Lan Zhana, którego dolna warga wysunęła się odrobinkę wprzód. Wzrok pozostawał nadal taki sam.

— Moje miejsce jest w Gusu — odparł, lecz odpowiedź na jego słowa przyszła szybko oraz bezpośrednio.

— Twoje miejsce jest tam gdzie twoje serce — Zewu-jun zwrócił się w stronę Wangjiego, który stał nadal w jednym miejscu. — Jeśli zdecydujesz się odejść z paniczem Wei to podejmiesz właściwą decyzję — wyznał bez żadnych wątpliwości i dopiero wtedy młodszy spojrzał na niego wzrokiem przepełnionym szczęściem. Lan Xichen uśmiechnął się jeszcze szerzej, lecz nigdy z tym nie przesadzał. — Jeśli jednak wrócisz będziesz się nadal zadręczał. Szukałeś go przez tyle lat — przypomniał bratu drogę pełną żalu, męki, cierpliwości, nauki oraz tęsknoty.









Zewu-jun jest w istocie Najwspanialszym Panem. Szkoda, że Jiang Cheng nie był tak miły i wyrozumiały. Zawsze nerwowy — Wei schylił się po swój flet i wsadził go za swój pas, którym zawiązana była jego szata.

— Chodźmy — Lan Zhan cofnął się o krok i jako pierwszy ruszył w kierunku zbocza wzgórza.

Wei Wuxian uniósł swoje brwi i spojrzał na mężczyznę, który poruszał się z gracją oraz dumą.

Po raz kolejny poświęca dla mnie tak wiele... Mam wrażenie, że znów będzie on tylko przeze cierpiał. Nie dopuszczę do tego tak łatwo - pomyślał i w końcu wraz z Jabłuszkiem dogonił Hanguang-juna.








***





Droga była im nieznana. Szli przez pustkowia, mijali oni różne małe wioski, lecz nie chcieli się oni zatrzymać. Były one zbyt blisko terytorium Lanling, które zostało także skrzywdzone przez Patriarchę Yiling. Wei Wuxian zaczął się zastanawiać czy istniało na tym świecie miejsce, w którym kiedykolwiek poczuje się jak w domu?

Wei Ying jechał na Jabłuszku, natomiast Hanguang-jun szedł tuż obok niego patrząc przed siebie. Z jego twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji, a Wuxian próbował tego dokonać ciągle przyglądając się przystojnemu kultywatorowi. Uśmiechał się podstępnie, jakby knuł jakiś przebiegły plan, lecz wobec Lan Zhana stosował tylko jeden rodzaj broni, jakim był alkohol.

Chciałby uczcić ich kolejną wspólną wędrówkę w nieznane. W końcu od dziś stali się oni nierozłącznymi partnerami kultywacyjnymi. Taka okazja nie trafiała się każdego dnia.

— Ej, Lan Zhan?

— O co chodzi? — zapytał, zwracając się do Wei Wuxiana, który nagle zeskoczył z osiołka.

— Spójrz tam! — mężczyzna wskazał na dym unoszący się z ognisk przy domach w małej mieścinie. — Może w końcu odpoczniemy? Wynajmiemy wspólny pokój i porozmawiamy przy winie? — dopytał z uśmiechem, czekając na odpowiedź.

— Mówiłeś, że chcesz iść naprzód — zauważył Wangji.

— Wiesz, że czasem gadam od rzeczy, a odpoczynek nam się przyda, prawda?

Lan Zhan zerknął na osiołka, który chyba także miał już dość, dlatego zgodził się i szybko znaleźli oni gospodę.

W samą porę, ponieważ nagle z czystego, bezchmurnego nieba zaczął padać deszcz. Noc przez to nastała szybciej, czarne chmury pokryły niebiosa, a dwójka mężczyzn poszła do pokoju znajdującego się na piętrze. Jabłuszko miało swój kącik w stajni, w której znajdowały się konie, a także woły.

Wei Wuxian nie musiał się przejmować zwierzęciem i w pełni skupił się na winie, które sprezentował mu Hanguang-jun. Bez żadnego podziękowania od razu skosztował trunku, od którego od razu dostał rumieńców.

— To wino jest naprawdę dobre. Jestem pod wrażeniem — powiedział, kładąc się na czystym posłaniu.

Lan Zhan tymczasem usiadł wygodnie przy małym stoliku, do którego dwie gospodynie zaczęły przynosić mnóstwo pysznego jedzenia.

— To jest rzodkiew z naszego ogrodu — powiedziała starsza kobieta z chustą na głowie.

Po chwili młodsza - prawdopodobnie córka gospodyni tegoż domostwa -  podała naczynie pełne owoców.

— A to owoce z naszego sadu, o które prosiłeś paniczu — Lan Zhan skinął głową w podziękowaniu, natomiast, gdy Wei Wuxian zobaczył młodą damę w ich pokoju od razu podszedł do stolika.

— Sama zbierałaś te owoce? — spytał, biorąc jeden z winogron do ust.

Młoda panienka lekko się zarumieniła i skuliła uroczo, natomiast Wangji bacznie obserwował swojego towarzysza, który ciągle spoglądał na kobietę.

— Nie, ja tylko pomagałam rodzicom. Razem dbamy o sad i ogrody.

— Jesteś dobrą córką — wyznał, po chwili łapiąc za dzbanek z alkoholem.

— Dziękuję, paniczu — ukłoniła się delikatnie, po czym jej matka pociągnęła ją za jasną sukienkę i zaczęła szeptać.

— Dziecko drogie, panicz wynajął pokój z jednym łóżkiem. Marsz do kuchni — szepnęła, a wtedy Wei wydął dolną wargę, po czym zmarszczył nosek.

Obie kobiety wyszły, zamykając za sobą drzwi. Wei Wuxian odprowadził je wzrokiem, lecz po chwili spojrzał na Lan Zhana, który wyraźnie nie był zadowolony.

— Lan Zhan — mężczyzna poczuł się dziwnie, bo miał wrażenie, że czymś uraził kultywatora. — Musiałeś zamówić rzodkiew...? — zaczął zmieniać temat, ale skutecznie, bo Wangji spuścił swoje powieki i przyglądał się warzywom, za którymi Wuxian nie przepadał.

Mężczyzna w białej szacie wstał nagle z miejsca. Zaczął się kierować do wyjścia, zapewne po to, aby powiedzieć kucharzowi o tym, aby przygotował coś innego. Wei Wuxian szybko dobiegł do drzwi i zasłonił je całym swoim ciałem, wychylając ręce na boki, żeby powstrzymać Wangjiego przed wyjściem.

— Nie musisz tam iść. Zjem wszystko, co do okruszka — powiedział, po czym uniósł dłoń, wystawiając trzy palce. — Obiecuję — cały czas pilnował czy Lan Zhan nie wykona żadnych gwałtownych ruchów i go nie odepchnie, ale nic takiego nie miało miejsca.

Hanguang-jun pochylił swoją głowę i ponownie zasiedli przy stoliku przepełnionym jedzeniem. Wei Wuxian był tak głodny, że zapominał czasem o dobrych manierach i jadł jak dziecko. Popijał wszystko winem, z każdą chwilą stając się coraz bardziej pijany. Już na pusty żołądek chciał zaradzić alkoholem, więc dlatego szybciej stracił głowę.

Wei Ying oparł głowę na ręce, której łokieć spoczywał na blacie stolika. Mężczyzna w czarnej szacie lustrował wzrokiem niedokończone potrawy, ale już miał dość jedzenia. Spróbował wszystkiego, nawet rzodkiewek, które o dziwo mu smakowały.

— Lan Zhaaan — powiedział imię kultywatora, który natychmiast spojrzał na czerwoną buzię Wei Wuxiana. Patriarcha Yiling uśmiechnął się do Hanguang-juna, a on zaś lekko opuścił swoją wargę, bo dopiero teraz zauważył, że jego towarzysz był pijany. — Gorąco mi — wyznał, pocierając palcem o swój nosek.

— Otworzę okno — poinformował, wstając od stolika.

Lan Zhan otworzył jedno z trzech okiem w pokoju i od razu poczuł powiew zimna. Noc zapowiadała się na chłodną, deszcz mocno uderzał o podłoże. Woda ściekała z dachówka i wpadała wprost do wodopojów dla zwierząt.

Kultywator odwrócił się ponownie w stronę Wei Wuxiana, który rozłożył nogi szeroko na boki, a jego szata wyglądała niechlujnie po tym jak rozwiązał swój pas i opuścił nieco jej materiał. Hanguang-jun uchylił swoje usta jeszcze szerzej, jego klatka piersiowa uniosła się wyżej, łapiąc więcej powietrza do płuc. Uszy mężczyzny nieco poczerwieniały, gdy ujrzał kruchą sylwetkę Wei Yinga. Po chwili mężczyzna zdołał jednak opanować swoje myśli i przestał patrzeć na towarzysza w ten sposób. Chciał dać upóst swych emocjom, ale najpierw pragnął wyznać Wuxianowi swoje uczucia i zamiary wobec niego. Patriarcha Yiling bowiem był dla niego najcenniejszym skarbem całego świata, tak wiele lat musiał na niego czekać i uznał, że jeszcze trochę wytrzyma.

Hanguang-jun podszedł do Wei Wuxiana.

— Połóż się spać — zaproponował, chcąc podprowadzić mężczyznę do jedynego łóżka w pokoju.

Wtedy jednak Wei Ying złapał za dłoń kultywatora i patrząc mu prosto w oczy powiedział :

— Jeszcze nie chce iść spać. Chce z tobą porozmawiać. Usiądź tutaj — powiedział, poklepując wolne miejsce na podłodze. Wiedział doskonale, że Lan Zhan nie siedzieć na gołych deskach, ale doznał szoku, gdy nagle mężczyzna w białej szacie wykonał polecenie.

Wei zdziwił się, a także zarumienił kiedy ich twarze były dokładnie na tej samej wysokości. Mężczyzna zakrył swoją klatkę piersiową i przytrzymywał ją jedną ręką.

— O czym?

— Co o czym? — dopytał, lekko chwiejąc się na siedzeniu.

— Rozmawiać?

Lan Zhan chciał uciec od swoich myśli, które podążały w bardzo złym kierunku. Rozmowa była jego ratunkiem, choć nawet słowa pijanego Wuxiana mogłyby sprawić, że Wangji zapomniałby o niektórych zasadach.

— Aaa, no tak — parsknął śmiechem. — Chciałem cię o coś zapytać — powiedział, po czym znów sięgnął po karafkę z winem. Wei uniósł ją delikatnie w górę, ale nie zdołał utrzymać równowagi i ją odłożył.

Widząc jego stan, Lan Zhan objął ramieniem Wei Wuxiana, a gdy dotknął opuszkiem palca nagiej skóry towarzysza poczuł jeszcze większy wstyd. Uciekał swoim wzrokiem od Wei Yinga, który będąc oparty o jego ciało nagle puścił swoją czarną szatę i ułożył dłoń na talii Wangjiego.

— Lan Zhan, spójrz na mnie — poprosił, a Hanguang-jun wykonał jego prośbę, zatapiając się w spojrzeniu człowieka, którego nigdy już nie chciał stracić.

Jego obawy nie znikały nawet na moment. Często on śnił o chwilach jakie razem przeżyli. O tych dobrych oraz tych złych. Przypominał sobie o karach, jakie go spotkały, a także nagrodach w postaci uśmiechu Wei Yinga. Nie żałował niczego czego się dopuścił. Wiedział, że postępował wbrew wujowi oraz swemu klanu, ale nigdy wbrew sercu, które pragnęło Wei Wuxiana.

— Słucham?

Wei Wuxian uśmiechnął się i pokiwał nagle głową na boki.

— Nieważne — wyznał, a Lan Zhan poczuł lekki zawód, bo jednak chciałby znać każdą myśl swojego towarzysza. Nie śmiał jednak wyciągać od niego żadnych informacji, bo wiedział, że prędzej czy później niższy odważy się wypowiedzieć je na głos. Nagle Wei popatrzył na kultywatora i uniósł swoją dłoń, która jednak nie ośmieliła się dotknąć twarzy panicza z Gusu. — Lan Zhan, twoja wstążka jest przekrzywiona — skłamał, aby tylko móc posunąć się nieco dalej. Nie rozumiał swoich uczuć, ale bardzo chciał zbliżyć się do jednego z Jadeitów. — Czy mogę ją poprawić? — zapytał grzecznie, jakby w to ciało wstąpiła zupełnie nowa osoba, ale Lan Zhan dobrze wiedział, że to był jego Wei Ying.

Wangji skinął głową dając mu pełną zgodę na dotknięcie jego wstążki, która znaczyła dla każdego z GusuLan więcej niż można by było się spodziewać.

— Tylko ty ją możesz dotykać — powiedział, a wtedy serce Wuxiana uderzyło mocniej w piersi.

Mężczyzna ułożył swoją dłoń na jednym z policzków Lan Zhan, a kciuk spoczął na wzorze przedstawiającym chmury. Symbolu sekty GusuLan. Wuxian delikatnie przesunął wstążkę w górę, natomiast po jego drugiej ręce, która opierała się o podłogę materiał czarnej szaty zsunął się już prawie do nadgarstka. Lan Zhan ostrożnie i delikatnie trzymał swojego Wei Yinga w ramionach, a wtedy ten zbliżył swoją twarz do tej kultywatora. Oboje czuli się wspaniale, ale doznali pełni szczęścia, gdy Wei Wuxian złączył usta z Wangjim. Wykonał kilka niewinnych ruchów, które sprawiły, że silne dłonie Hanguang-juna zacisnęły się na chudych plecach Patriarchy.

Po paru chwilach, gdy się od siebie oddalili ich spojrzenia zaczęły badać wzajemnie swoje twarze, szukając jakiejkolwiek zmian. Były one znaczące, nawet Lan Zhan nie był teraz w stanie ukryć spojrzenia, które pragnęło kochać Wei Yinga przez całą noc.

To on wykonał kolejny pocałunek, sunął ręką po nagich placach Wuxiana, zatrzymując ją na biodrze mężczyzny, który gdy otworzył oczy ukazał swoje zamglone spojrzenie.

— Xian Xian, chce już spać — powiedział, ocierając jedną z powiek.

Po chwili zaziewał, a kultywator w białej szacie zaniósł go do ich wspólnego łóżka, na którym sam także się położył, gdy już zamknął okno. Wei Wuxian od razu zbliżył się do mężczyzny, okrywający swoje ramiona i szatą, a także czystą pościelą. Lan Zhan okrył go szczelnie, bo teraz jego towarzysz narzekał na to, że jest mu zimno. Wei wykorzystał ten fakt i wtulił się w ramię mężczyzny, po czym zasnął przy nim z uśmiechem na twarzy.















***

Witajcie Duszyczki ❤

Wszystkich rozdziałów będzie 6. Będzie tutaj wiele nawiązań do dramy, a także nowelki, ale te pozyskiwane z prozy nie będą spoilerami. Po prostu kto czytał nowelkę to dostrzeże te niuanse ❤

Mam nadzieję, że zostaniecie na dłużej ☺ i że to ff się spodoba ☺

W oczekiwaniu na następny rozdział zapraszam na kotoba yizhan

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro