四 don't try to find the reason for somebody's love 四
Całe trzy, długie dni trwała akcja pomagania mieszkańcom Doliny Końca i Początku. Na czele medyków stanęła Lan Wuji, której niezmiennie towarzyszył Mroczny Generał. Wen Ning bronił z całych sił terytorium należącego do LanWei jednak - jak sam wyznał - oblężenie było zbyt wielkie. Lan Wuxian doskonale zdawał sobie sprawę, że jego sekta, którą założył wraz z mężem nie była taka jak wszystkie inne. Posiadała mnóstwo słabości, choćby marną armię i dopiero początkujących, kultywujących uczniów. Nie winił za to nikogo, nie narzekał, że nie odparto nawet w małym stopniu tego ataku, ponieważ sam wierzył, że połączone klany w jedność nie pójdą nigdy w ślady wojny, której doświadczył za poprzedniego życia. W tym również nie ominęły go troski i żale, lecz póki miał przy sobie Lan Zhana wiedział, że potrafili pokonać każdą przeciwność.
Hanguang-jun siedział za stolikiem i patrzył na Wuxiana, który krążył po ich komnacie wirując swoim fletem. Przekładał instrument między palcami i w taki właśnie sposób rozmyślał o tym, kto stał za tak bestialskim czynem. Atakowanie niewinnych, bezbronnych ludzi było dla niego aktem najprawdziwszego braku honoru.
— Ciągle nie dają mi spokoju fioletowe szaty — powiedział, po dłuższej chwili milczenia Lan Ying.
Lan Zhan nalał do jego czarki trochę Uśmiechu Cesarza, a sam poczęstował się herbatą z ususzonych liści. Wuxian zasiadł w końcu przy stoliku i bez zastanowienia wypił całą zawartość czarki, a stróżka aromatycznego, wykwintnego napoju polała się po jego podbródku. Wangji uniósł swoją rękę, a rękaw pięknej, delikatnej szaty wyciągnął się na całą długość stykając się z podłożem. Lan Zhan otarł dłonią podbródek męża, który Wuxian z lekkim zaskoczeniem, lecz zarówno ze szczęściem nastawił mężowi. Hanguang-jun wytarł jego twarz starannie, nie pomijając nawet milimetra, a Wuxian postanowił, choć na moment rozluźnić napiętą od kilku dni atmosferę.
— Hanguang-jun — zwrócił się nonszalancko do męża. — Nie przystoi liderowi sekty tak się poniżać. Jestem dorosłym mężczyzną i sam powinienem wytrzeć sobie twarz — mocno uderzył się w pierś, chcąc spotęgować swoją męskość.
Tak jak się spodziewał, Lan Zhan nie odezwał się nawet krótkim pomrukiem, co poniekąd zmusiło Wuxiana, aby przestał się wygłupiać i podzielił się tym na co wpadł po swoich ciągłych przemyśleniach.
— To musiał zrobić ktoś, kto bardzo dobrze nas zna — wyznał, a wtedy Wangji uniósł swój wzrok przerywając na moment nalewanie alkoholu do sąsiedniej czarki. Wuxianowi z trudem było przyznać się do wniosków jakie wyciągnął, jednak nie chciał zatajać niczego przed ukochanym. — Ten kto przeprowadził atak wie, że razem z Jiang Chengiem byłem kiedyś blisko. Byliśmy braćmi, mieliśmy wspólnie stać się Wspaniałymi z Yunmeng — odparł, czując w sercu niemały ból, gdy przypomniał sobie o utracie ostatniego członka swej przybranej rodziny. Wszyscy nie żyli, a dla lidera sekty Jiang to on był martwy, czemu wcale się Lan Ying nie dziwił. Wyrządził mu wiele krzywd.
— Ktoś chce was poróżnić na dobre.
Wuxian kiwnął głową.
— Zgadza się. Poróżnić, ale tak na dobre, choć wydaje mi się, że ja i Jiang Cheng już nigdy się nie spotkamy. Nienawidzi mnie i słusznie — Ying krótko się zaśmiał, choć wcale do śmiechu mu nie było.
Lan Zhan wstrzymał na moment oddech i przyjrzał się partnerowi, który nie mógł zaznać spokoju, żyć w harmonii przez tyranów pragnących jego całkowitego upadku. Choć szanowany Hanguang-jun był znany ze swej cierpliwości i opanowania to w tej chwili chciał dobyć Bichen i ruszyć przed mury otaczające ich terytoria i samotnie czekać na kolejny atak, aby móc odeprzeć każde zło, jakie było szczute na jego męża.
— Jednak... Mimo, że Jiang Cheng doznał takich strat, upokorzeń z mojej winy to nie potrafił zadać mi ostatecznego ciosu. Nawet wtedy... gdy spadłem z klifu... Nie zabił mnie — Lan Ying spojrzał wprost w oczy męża. — Dlatego, Lan Zhan, to nie mógł być on. Jiang Cheng nie stoi za tym podłym zagraniem. Nigdy nie podjąłby się tak karygodnego czynu — wyjaśnił z pełnym przekonaniem, kładąc otwartą dłoń na blacie stolika.
Na tej dłoni znalazła się silna ręka Hanguang-juna, którą okrywała błękitna szata.
— Wierzę ci — wyznał Lan Zhan, sam nie wierząc w to, że lider sekty Jiang mógłby pałać taką nienawiścią, która odebrałaby mu rozsądek.
Lan Ying widząc dłoń swojego męża na tej swojej uśmiechnął się ponownie i pokiwał głową na boki. Rozbawił samego siebie twierdząc, że Wangji mógłby uwierzyć w ten beznadziejny przekręt. Ktoś próbował na marne doprowadzić do prowokacji i ataku ze strony Wuxiana.
— Lan Zhan.
— Mn?
Lan Ying po chwili wysunął swoją dłoń spod tej okrytej w połowie piękną tkaniną szaty i cofnął ją, ponieważ wiedział, że jego dalsze słowa i czyn jakiego się dopuścił nie mogły splamić tak dobrego, prawego mężczyzny jakim był Wangji.
— Pamiętasz dzień, w którym chciałem zostawić ciebie i Jiji? — zapytał, a wtedy Lan Zhan jeszcze bardziej wyprostował swoją postawę. Nie wiedząc czego się spodziewać skinął jedynie głową, odczuwając nutkę strachu, jaką zasiły słowa Wuxiana. — Powinienem wtedy odejść — dodał, a to wyznanie wyzwoliło w Hanguang-junie emocje, których nie chciał skrywać.
Lan Zhan podniósł się z siadu i chciał objąć męża tak mocno, chcąc dać mu do zrozumienia, że nigdy nie będzie już sam. Wtedy Lan Ying wyprostował rękę, w której zacisnął flet i skierował go w stronę Hanguang-juna.
— Nie zbliżaj się! — uniósł swój ton, lecz nie potrafił spojrzeć mu w oczy.
Zrobił to dopiero wtedy, gdy Lan Zhan uderzył Bichenem o Chenqing i wytrącił instrument z ręki Patriarchy Yiling. Wtedy Wangjiego już nic nie powstrzymywało przed tym, aby paść na kolana i przyciągnąć Lan Yinga do swego torsu. Wuxian w jednym momencie poczuł rumieńce na twarzy, a następnie błądził wzrokiem po pomieszczeniu domu należącego do niego i Lan Zhana.
Szukał ucieczki, choć wcale jej nie chciał.
— Jestem powodem każdej waszej krzywdy, Lan Zhan.
— Za dużo mówisz — powiedział z pełnym przekonaniem w głosie, a Lan Ying prychnął śmiechem, jednocześnie czując swoje łzy na policzkach.
— A co jeśli powiem ci, że ciąży nade mną okrutne przeznaczenie? — zapytał, niezmiennie pamiętając o przepowiedni Songa Feiyu, z którym finalnie nie opuścił tej części świata.
— Nie jesteś sam — wyznał Hanguang-jun, który wreszcie spojrzał w błyszczące od łez oczy kochanka.
Lan Ying posłał mu bolesny uśmiech i dotknął opuszkami palców policzka pięknego mężczyzny, który należał tylko do niego.
— Chyba naprawdę rzuciłem na ciebie urok. To niemożliwe, abyś trwał przy mnie z własnej woli — szepnął, a wtedy Wangji chwycił go za nadgarstki i przyszpilił do podłogi.
Włosy Wuxiana opadły na wszystkie strony układając się falami na drewnianej podłodze i z wielkim zaskoczeniem patrzył na męża, którego łza spłynęła po jego policzku i wylądowała na twarzy Patriarchy.
— Lan Zhan...
Zachowanie Hanguang-juna wyrażało więcej niż tysiąc, niepotrzebnych słów. Lan Wuxian oswobodził się z jego uścisku i usiadł przed mężem czując wstyd za swe poprzednie wyznanie.
Zawsze najpierw mówię, a dopiero potem myślę... - skarcił się w myślach i gdy dotarło do niego wreszcie, że Lan Zhan stał u jego boku bez względu na wszystko, podzielił się z nim mrocznym sekretem.
Wuxian sięgnął dłonią do wewnętrznej kieszeni swej szaty i wyciągnął z niej kawałek metalu Yin. Lan Zhan przyjrzał się z zaskoczeniem temu magicznemu przedmiotowi, którego nigdyś sam strzegł, a w podróży towarzyszył mu nikt inny jak Wei Wuxian. Były to czasy, w których Hanguang-jun bronił się przed uczuciem do mężczyzny podobnego do wolnego ptaka w locie. Nikt nie potrafił go dosięgnąć, ani okiełznać.
— Kiedy nie wróciłem z tobą na konferencję dyskusyjną miałem pójść do pokoju sekty lidera Yao, aby poszukać jakichś poszlak. Miałem odnaleźć dowody dlaczego Yao tak bezczelnie obrażał naszą córkę i plamił nasze nazwisko bez większego problemu. Wtedy jednak poczułem znajomą moc, a Chenqing zareagował i doprowadził mnie do komnaty, w jakiej znajdował się ten fragment metalu — Wuxian ujął w dłoń leżący na podłodze flet i wtedy Lan Zhan na własne oczy zobaczył jak duchowa broń Patriarchy reagowała na obecność metalu Yin.
— Przyciągają się.
— Dokładnie. Ktoś chciał, abym odnalazł ten metal Yin i go ukradł — Lan Ying posmutniał, ponieważ podjął w tamtej ciemnej komnacie trudną decyzję. — Zrobiłem to co chciała ta osoba, ale podjąłem się tego, ponieważ przeczuwałem, że prędzej czy później zaatakuje Dolinę Końca i Początku. Przesłanki padały na konferencji, a sam wiesz, Lan Zhan, że... — Wuxian uniósł powieki i spotkał się z tęczówkami należącymi do Pana Niosącego Światło. — Sami nie zdołamy obronić naszej sekty. Jak bardzo nasza dwójka jest potężna tak, gdy przybędą armie kultywarów nie dalibyśmy rady...
— Chcesz go użyć?
— Tak — Wuxian wziął do ręki przedmiot, za którym kryła się wielka potęga. — Ale teraz nie stracę kontroli. Wcześniej używałem mocy nie posiadając Złotego Rdzenia, a teraz go odzyskałem.
Hanguang-jun mocniej zacisnął swoje pełne usta i spuścił na moment wzrok przyglądając się niepewnie metalowi. Lan Zhan nie czuł żadnego spokoju, zwłaszcza, że Yin znajdował się w dłoni jego męża. Lan Wuxian patrzył na niewielką, jedyną część pozostałą na tym świecie z przekonaniem. Chciał użyć metalu, aby obronić swój lud, a przede wszystkim rodzinę, którą stworzył.
— Lan Zhan — Ying po chwili zbliżył swoją twarz do tej należącej do jego partnera i czując jego ciepło starał się spojrzeć mu w oczy. Oczy, które go unikały za wszelką cenę, nie chcąc zdradzić swych prawdziwych uczuć. — Proszę cię tylko o jedno — powiedział, po czym chwycił za czarne, długie kosmyki włosów Wangjiego. Zaczął się nimi bawić i przekładać je między palcami czując lekką obawę. Nie chciał się przeciwstawić Lan Zhanowi, ale zrobiłby to gdyby uznał to za jedyne rozwiązanie. — Chcę, żebyś mi zaufał. Tak w pełni zaufał. Metal Yin jest niebezpieczny, ale jeśli będę miał trochę czasu, aby oswoić się z jego mocą i kultywować ten skrawek to poradzę sobie. Na pewno was obronię. Ciebie, Jiji i naszą sektę.
— Bez względu na wszystko? — spytał, nie próbując skryć swych obaw, ponieważ nie potrafił tego uczynić, kłamstwo Wuxian był w stanie wyczuć od razu.
Lan Ying uniósł kącik ust i mając w dłoni metal Yin zapomniał o przepowiedni Songa Feiyu. Uznał, że jeśli będzie zdolny do odparcia ataku wrogich armii to wtedy zły los się nie spełni.
— Pójdę do biblioteki — Wuxian zabrał ze sobą potężny, magiczny przedmiot i już chciał ruszyć samotnie w ustronne miejsce, w którym nikt by mu nie przeszkadzał w kultywacji, ale nagle poczuł, że Lan Zhan znalazł się tuż za nim. — Naprawdę nie możesz beze mnie żyć — parsknął śmiechem i zwrócił się w stronę mężczyzny, który usiadł na podłodze i sprawił, że przed nim pojawiała się cytra.
— Pomogę ci.
— Chcesz mnie pilnować, Lan Zhan — wytknął mu Wuxian, ale nie protestował i sam usiadł po turecku przy oknie, a z palców u dłoni ułożył okręgi.
Lan Ying już chciał zamknąć oczy, ale wtedy do komnaty weszła Wuji.
— Też chcę pomóc — wypaliła bez żadnego ostrzeżenia ani przemyśleń kierując się tylko i wyłącznie emocjami.
— Młoda damo, wiesz, że podsłuchiwanie jest zabronione w Dolinie Końca i Początku? — zapytał, a dziewczynka spuściła głowę.
— Przepraszam, mamo... Ojcze — skierowała swój wzrok na mężczyznę w błękicie. — Chcę razem z wami bronić naszego domu.
— Co ty na to, Lan Zhan? — Wuxian rozsiadł się po chwili tak, jakby czekał na słój wina w barze, a jego mąż ułożył dłonie na strunach instrumentu. — Nasza mała córeczka opanowała grę na cytrze, więc z pewnością pomoże ci w wyciszaniu mojej świadomości.
Wuji uśmiechnęła się do Wuxiana, a ten puścił do niej oczko, jednak to zdanie Hanguang-juna było dla niej niczym świętość.
— Proszę, ojcze — zmarszczyła delikatnie swoje brwi, a Wangji przyjrzał się dokładnie córce, która ubrana była znów w męskie szaty.
— Usiądź naprzeciw mnie — tylko te trzy słowa wystarczyły, aby Wuji spełniła jego prośbę.
Przed dziewczyną pojawiła się nieco mniejsza cytra i była gotowa, choć lekko spięta przed grą pieśni kojącej dusze. Lan Wuxian widząc ten uroczy obrazek męża i córki uśmiechnął się, i jeszcze bardziej zapragnął, aby postarać się przed kultywacją metalu Yin.
Lan Ying znów usiadł wygodnie, nadgarstki ułożył na kolanach i zamknął swoje powieki wsłuchując się w wymienną muzykę, którą częstowały go dźwięki dwóch cytr.
Wuji przykładnie szła śladami swego ojca, ponieważ w przyszłości chciała go dumnie reprezentować i potrafić walczyć tak jak on. To samo tyczyło się gry na instrumencie, jak i władaniem miecza. Widziała kilkukrotnie byłego członka sekty GusuLan w akcji i jej oczarowanie nir miało granic. Podziwiała swojego ojca bez żadnych wątpliwości, ale Lan Wuxian nie odstępował mu nawet na krok. Dziewczynka zerknęła ukradkiem na matkę i widziała jak mroczny pył zaczął krążyć wokół sylwetki jej rodziciela. Ten widok ranił jej serce, lecz starała się za wszelką cenę uchronić Yinga przed złem. Silne poczucie odpowiedzialności odziedziczyła po rodzicach, a inne cechy przemieszały się ze sobą w jedność. Otrzymała imię Cangse oznaczające ukryty kolor, lecz również Wuji, które symbolizowało pierwotny wszechświat. Będąc córką tak potężnych, osobliwych kultywarów dziewczynka chciała dowieść, że zasługiwała na nazwisko Lan. Dlatego też w tym momencie Wuji przymknęła swe powieki idąc w ślady matki i przywołała tylko dobre wspomnienia, które pozwoliły jej utrzymać równowagę duchowej świadomości, którą dzieliła się teraz z Wuxianem.
Lan Cangse wróciła myślami do odległych lat. Miała wtedy siedem wiosen i bawiła się z królikami, którymi okrywał ją ojciec. Lan Ying tymczasem grał na flecie z uśmiechem na twarzy, ponieważ słyszał ciągły śmiech swojej małej dzieciny. Wuji przyjmowała każdego króliczka do siebie, lecz uszate zwierzątka uciekały zaraz po chwili. Lan Zhan nie przestawał wręczać jej królików, ponieważ wierzył, że dzięki nim Wuji wyrośnie na tak samo dobre dziecko jak adoptowany Sizhui. Tworzyli wspólnie bardzo wyróżniającą się rodzinę, ale dzięki takiej rozpoznawalności czuli się wolni. Nie wpisywali się w żadne schematy i to dawało im poczucie pełnej zgody z własnymi sumieniami.
— Tato, tato! Patrz! Tam coś jest! — dziewczynka wskazała na pełzającą po trawie jaszczurkę.
— Mn — mruknął, a gdy zwierzątko chciało do niej podejść Wuji w mgnieniu oka skoczyła w ramiona Lan Zhana i prawie go przy tym przewróciła.
Lan Wuxian przerwał grę na flecie i roześmiał się w głos widząc to unikatowe zakłopotanie Wangjiego, które było rzadsze niż śnieg w Dolinie Końca i Początku.
— Boję się tego. Boję — Jiji schowała swoją głowę w zagłębienie szyi Lan Zhana, a mężczyzna w błękicie mieniącym się na tle promieni słonecznych podtrzymywał się jedną ręką przed upadkiem, a drugą trzymał córkę.
Hanguang-jun spojrzał ja śmiejącego się do rozpuku męża i szukał w nim pomocy, którą nie prędko otrzymał.
— Lan Ying.
— No co? — Wuxian podniósł się z zielonej trawy i odgonił część królików, a razem z nimi pędem odbiegła złowieszcza jaszczurka. — Potężny Lan Zhan nie potrafi poradzić sobie z dzieckiem? — zapytał, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. — No już, chodź maleńka — Lan Ying wziął swoją kruszynę na ręce, przez co i Wangji mógł wreszcie podnieść się z ziemi. — Jiji, już nie ma jaszczurki. Poza tym ona jest mała i nie zrobi ci krzywdy — tłumaczył, po czym Wuji otarła oczy i strach zaczął ją opuszczać.
— Ale... Psy też są mniejsze od ciebie, a i tak się ich boisz — wytknęła mu tę szczerość, a Wuxian spojrzał z wyrzutem na męża.
— Lan Zhan — Hanguang-jun wyraźnie nie zrozumiał jego pretensji. — Czy twoja córka musiała tę spostrzegawczość odziedziczyć po tobie?
Wangji nie wiedział jak miał bronić się przez tymi słowami, choć wcale nie musiał.
— No już, złaź mała — Wuxian chciał ją postawić na ziemi, ale Wuji ze strachu przed jaszczurką trzymała się kurczowo taty i nie puszczała go.
— Nie! Tato! Boję się!
— Nie ma już jaszczurki, poza tym jesteś za ciężka ręce mnie bolą. Nie masz już czterech latek.
— Nie jestem ciężka! — powiedziała z obawą przed tym, że jej stópki postaną na trawiastym podłożu.
Nagle Wuji poczuła drugie ramię, które bez trudu uniosło ją jeszcze wyżej. Dziewczynka niechcąco pociągnęła za czerwoną wstążkę drugiego taty i rozwiązała jego częściowo upięte kosmyki.
— Oj... — wyrwało się z jej ust. — Przepraszam tato... Nie chciałam ci jej zdjąć.
— Nic nie szkodzi — Wuxian uszczypnął córkę w policzek i wziął od niej swoją wstążkę. — Twój ojciec mi ją zawiąże, prawda Lan Zhan, hihi? — zaśmiał się krótko, a Wangji tylko kiwnął głową.
Cała trójka poszła do kuchni. Lan Ying trzymał na kolanach córkę, z którą bawił się drewnianymi zabawkami, jakie ostatnio kupił Lan Zhan na targu. Natomiast Wangji starał się ładnie zawiązać jego wstążkę na włosach, pomimo tego, że jego mąż ciągle się wiercił na miejscu udając, że odpierał ataki Wuji.
— Nie ruszaj się.
— Nie mogę, Lan Zhan. Jiji chce mnie pokonać dźwiękowym atakiem! — bronił się przed córką, a Wangji spojrzał na nią z lekko uchylonymi ustami.
Dziewczynka wyobrażała sobie, że ma przed sobą cytrę i pociągała za zmyślone struny. Widok ten roztopił w sercu Lan Zhana kolejny lód, który skrywał jego nieznane uczucia. Dzięki Wuji poznawał siebie na nowo.
— Ty... — kiedy Lan Zhan niepewnie zaczął wypowiadać słowa, Lan Wuxian, jak i Jiji przestali się bawić. Spojrzenie dużych oczu dziewczynki spotkało się z tymi ojca. — Ty chcesz się uczyć gry na cytrze? — dopytał, a Wuji zerwała się na równe nogi i ukłoniła przed ojcem.
— Chcę! Tato, chcę! Chcę być taka jak tata!
— Ej, ej, ej! Masz być taka jak mama — Wuxian zaprotestował i wskazał na siebie palcem.
— Będę jak tata! Będę cię bronić! — wykrzyczała i jak mało kto zdołała sprawić, aby Lan Ying zamilknął.
— Lan Ying, skup się — Wangji bacznie obserwował swego męża, a z twarzy Wuji spływał obfity pot. — Wuji, przestań grać.
— Dam... radę, ojcze — powiedziała, ciągle przyglądając się Wuxianowi, który powoli zatracał się mocą metaly Yin.
— Lan Ying! Skup się! — wypowiedział te słowa bardziej dosadnie, chcąc za wszelką cenę ustabilizować myśli swego męża.
Sytuacja powoli zaczęła ich przerastać, ponieważ cząstka metalu zaczęła zachowywać się inaczej niż przed laty. Była przesiąknięta złem do granic możliwości, a Wuxian starał się ten mrok opanować. Lan Ying drżał siedząc na parapecie, a z jego nosa zaczęła płynąć krew. Czerwona ciecz znalazła też wyjście z oczu i płynęła zza powiek, co przeraziło Wuji.
— Mamo...
— Wuji, teraz.
Dziewczynka zrozumiała przekaz i razem z ojcem zagrali za cytrach o wiele szybszą pieśń, która podziałała na niespokojny umysł Patriarchy.
Parę chwil później Lan Ying otworzył swoje oczy, których barwa emanowała krwistą czerwienią. Był na granicy utraty swej duchowej świadomości, lecz udało mu się przejąć kontrolę nad metalem, choć ogromnie raniło to jego duszę.
— Już tu są — wyznał Lan Ying, a po chwili wszyscy usłyszeli dźwięk trąb ogłaszających przybycie wroga.
Wuxian wstał na równe nogi, a jego rodzina poszła w jego ślady zabierając ze sobą cytry. Czarny pył krążył wokół Lan Yinga, a sam czuł potworne bóle głowy oraz głosy, jakie nawiedzały go przed laty. Dopiero w momencie kultywacji metalu zorientował się, że Yin krył w sobie coś więcej niż tylko zło. Ying zataił ten fakt przed Hanguang-junem oraz Jiji, ponieważ nie było już odwrotu. Musieli wspólnie obronić swoją sektę.
— Chodźmy zobaczyć kto chciał mojego upadku — powiedział, a w ręce trzymał swój flet i wyszedł jako pierwszy z komnaty.
***
Mam stres przed pisaniem kolejnego rozdziału... Obawy są, ale właśnie dla momentów, które nadejdą zaczęłam pisać trzecią część 😅 jestem mega podekscytowana.
Dziękuję za to, że jeszcze ktoś czyta tę pracę ❤ jestem naprawdę wdzięczna ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro