Rozdział 9
-Spokojnie, nie zmasakruję cię- zaśmiała się Chokkan obracając kataną w dłoni.-Znaczy nie tak bardzo.
-Dobra, dobra- parsknął Louis.-Nie oczekuj ode mnie fory.
-Kto powiedział, że oczekuje?- syknęła ze złośliwym uśmiechem.
Wszyscy nie mogliśmy doczekać się tego pojedynku. Chokkan kontra Louis. To takie ekscytujące. Zwłaszcza, że ich ojcowie byli bardzo dobrymi przyjaciółmi i każdy zażekał się, że wytrenował swoje dziecko najlepiej jak się da.
Staliśmy przed domem bez wyjątku- my, nasi rodzice, Nanase i Hideo oraz Shinigami.
Nie powiem,że było ciepło bo to w końcu zima. Śnieg nie zaszczycił nas swą obecnością, ale bez szalików i kurtek raczej nikt nie mógłby się obejść.
-Przestańcie gadać, zacznijcie walczyć!- poganiał ich Mid.-Ręce mnie świerzbią by też poprzekomarzać się z Chokkan.
-Poprzekomarzać?- zdziwiła się Kan.-Ha! Rozgniotę cię jak muchę i nawet się nie zzipie.
-Raju, myślałem że to taki spokojny króliczek a tu proszę- zauważył Sharm.-W walce wychodzi z niej demon.
-To zupełnie jak ty- uświadomiłam mu.
-Loui, naprawdę uważaj- ostrzegła Aishi.-Kan nie jest delikatna w bitwie.
-Spoko oko, ciociu- wyrwał wyciągając miecz.-Ze mną jeszcze żadna dziewczyna nie wygrała.
-Dobra, wystarczy!!!- wydarła się Shell.-Do lania, gotowi, start!!!
Louis ruszył jako pierwszy. Wydać, że był mocno zdeterminowany w tym co robił.
Chokkan ku mojemu zaskoczeniu stała bez ruchu. Jej oczy były zamknięte, brwi ściągnięte. Skupiała się chyba na dźwięku bo uszy nieco jej się podniosły, ale nie stały prosto jak struny.
Znałam tą technikę. Wyglądała identycznie jak Usagi, gdy przygotowywał się do walki.
-Pięć dolców na Kan?- spytałam Leslie.
-Louis i tak wygra- zażekła się.
Uniosłam brwi i zamrugałam. Chciałam przez to powiedzieć "Zobaczymy".
Wtedy zdarzyła się dziwna rzecz. Louis co prawda wycelował kataną w punkt... Szkoda tylko, że to był punkt drzewa zamiast Chokkan. Ona gdzieś przepadła.
Rozejrzeliśmy się. No kamień w wodę!
Loui nieoczekiwanie spojrzał na koronę drzew i zderzył się w sekundę z zimną trawą. Kan umiejętnie spadła na niego i przechodząc po jego skorupie stanęła na ziemi.
-Słabo- skomentowała.
-Tak?- rzucił Louis.-Jeszcze zobaczymy!
Energicznie się podniósł, chwycił za katanę po czym spróbował jeszcze raz.
Wycelował w dziewczynę, ale ta jakby wcale nie stała na ziemi, przesunęła się w bok. Louis chyba się tego spodziewał bo od razu skierował miecz na nią.
Kan w dosłownie ostatniej chwili zderzyła swą broń z jego. Trzymała ją jednak jedną ręką bez specjalnego wysiłku blokując ostrze Louisa.
-Musisz się bardziej postarać- prychnęła.
Podciął jej nogi. Chyba tego się nie spodziewała skoro upadła na ziemię. Chciał już w nią wbić katanę, ale Chokkan szybko przeniosła stopy na jego brzuch i przerzuciła przez siebie.
-Kurczę, laska naprawdę wymiata- zauważył Gino.-Niezła jest.
Risa siedząca zaraz obok Leslie chyba ledwo powstrzymała się od śmiechu gdy to usłyszała.
Loui i Kan stanęli na nogach. Teraz naprawdę już nie bawili się ze sobą. Naprawdę walczyli. Zderzyli swoje ostrza z nadzwyczajną siłą. Nawet poleciało kilka iskier.
Nagle Louis opuścił ich miecze z zamiarem przyłożenia Kan z głowy, jednak tak znów uniosła uszy odchylając się. Spudłował.
Chokkan odkopnęła go do drzewa. Przełożyła rękę trzymając miecz przy biodrze a następnie z takim ułożeniem broni podbiegła do Louisa.
No ledwo jej uciekł i teraz to ona tkwiła z kataną z pniu.
-Zostawcie to biedne drzewo!- zawołała Nanase.-Co ono wam zrobiło?
-Przepraszamy- odkrzyknął Louis.
Dobył swego ostrza po czym rzucił go też w drzewo tuż obok Kan. Dziewczyna aż odskoczyła.
Dotknęła stali by się upewnić co trafiło tak blisko niej.
-Czy ty...- zdziwiła się.-Przecież wojownik nigdy nie rzuca swej broni!
-Witaj w świecie bez zasad!- wyrwał.
Rzucił się na nią. Odskoczyła nim jej dosięgnął. Stanął na ziemi. Chokkan przyłożyła mu z łokcia w twarz a potem jeszcze dołożyła mu z nogi. Louis został tak ogłoszony, że aż troiło mu się w oczach. Kan chwyciła go za ramiona przerzucając przez siebie. Loui uderzył skorupą w drzewo naprzeciwko.
-Au- syknął.
Jego głowa leżała na ziemi a nogi spadały w dół.
-Żyjesz?- spytała Karai.
-Jasna chol...jasny gwint- poprawił się szybko.
Pociągnął nogi w bok spadając całym ciałem na zimną trawę.
Chokkan zabrała z pnia swój miecz i miecz Louisa. Podeszła do niego.
-Bardzo boli?- spytała.
-Trochę mi się kreci w głowie, ale tak jest chyba okay- odparł.
Dziewczyna schowała swoją katanę do pochwy po czym podała mojemu bratu rękę. Louis wstał i wziął od niej swoją broń.
Zdawało się, że o czymś gadają ,ale bardzo cicho.
🔸
LOUIS
-Jestem pod wrażeniem- wyznałem.-Nie podejrzewałem, że zostałaś aż tak dobrze wyszkolona.
-Zasługa mojego ojca- odrzekła z uśmiechem.
Jej przenikliwy, pusty wzrok zaświecił w słabym świetle słońca.
-Masz dzisiaj czas?- rzuciłem szybko.
-Muszę jeszcze pokonać twoich braci- odpowiedziała.
-A potem?
-Może i tak.
-To jak, czwarta po południu przy garażu?
-O ile trafię.
-Okay, to przyjdę po ciebie.
-W porządku.
🔸
ANGEL
Zauważyliśmy trzech młodych ludzi idących w naszą stronę.
Dwóch chłopców i dziewczyna. Wszyscy Japończycy. Jeden z chłopaków miał rozwichrzone włosy, drugi dłuższe, związane w kucyk opadający na plecy. Dziewczyna ścięte na długość łopatek i pocieniowane.
-No jesteście- rzuciła Nanase podchodząc do nich.-Co tak długo?
-Korki, mamo- rzucił Kucyk.-To chyba Tokio, nie?
-To miasto słynie z tłoczności- dodał Rozwichrzony.
-Dobra, dobra- przerwała im by jak najszybciej skończyć tą rozmowę.-Chodźcie, przedstawię was.
Ta trójeczka nie wyglądała na specjalnie zachwyconą. Zrozumiałe, są zmęczeni po podróży i nie mieli ochoty na tłumy obcych w domu.
-Tak, no to po kolei- rzuciła stając przy Kucyku.-Rodzinko Hamato, poznajcie Osamu. Drugi to Ryū. I moja siostrzeńca Taeko. Dzieciaki, to są...
-Zostańmy przy rodzinie Hamato narazie- wyrwał Ryū.-I tak wszystkich teraz nie spamiętamy.
-Witamy w Japonii- przywitała nas Taeko z westchnieniem zmęczenia.
-Wrócimy do was później- dodał Osamu.
-Nie ma sprawy- odpowiedziała z uśmiechem Shini.
Zaczęli nas mijać jedno po drugim. Zaciekawiło mnie to, że Ryū nieoczekiwanie zatrzymał się przy jednej z nas.
-Ale twoje imię chciałbym znać- wyszeptał.
-Shell- odrzekła patrząc na niego kątem oka i z uśmiechem.
-Nie zapomnę- syknął jej do ucha.
Poszedł do domu. Shelly zakryła nieco usta palcem, ale i tak miała je wykrzywione w kształt banana.
Skierowałam wzrok dalej.
Ups, wujek Raph już to dostrzegł. Bedzie się działo.
..............
Imiona dzieciaków dobrałam przypadkowo, ale okazało się, że pasują idealnie.
Osamu- spokojny, opanowany
Ryū- smok
Taeko- dziecinna, szczęśliwa jak dziecko
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro