Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

Louis pociągnął za jedną linę, Gino zaś za drugą. Podnieśli kurtynę do góry. Zawiązali supły przy zaciętych prętach w ziemi. Sprawdzili, czy jest dobrze naprężona.

Później weszli na scenę sprawdzając deski. Cała robota została im o tyle ułatwiona, że platforma stała tu już wcześniej. Zaskakujące, jak sprawnie i łatwo szły przygotowania. Chyba najgorsze miało dopiero nadejść. Ale oby nie.

🔸

Leo zdołał jakoś dostać się do sali Karai. Japonia mogła wiele znieść, ale dziwoloąga w szpitalu nie zniesie. Chyba, że wariatów.

Żółw po cichu usiadł przy nieprzyromnej żonie. Oddychała samodzielnie, jedynie wąsy tlenowe pozwalały na lepsze i szybsze przyswajanie tlenu. Oczywiście miała przytwierdzone elektrody aby komputer badał jej stan.

Leo ujął jej rękę w swoją.

-Cześć- przywitał ją.-Przepraszam, że tak długo, ale dziś coś wyjątkowo się przy tobie kręcą. Może w końcu powiesz mi co się dzieje?

Spojrzał na nią z nadzieją. Może teraz by się obudziła.

Jednak nie.

-Dzieciaki cały czas kręcą się bez celu a ja nie mogę w żaden sposób ich rozgryźć- zwierzał się jej dalej.- Nie przyznają się. Mam tylko nadzieję, że nie będzie z tego problemów.

Ścisnął jej dłoń mocniej. Popatrzył na nią i dostrzegł ruch. Palce się poruszyły.

Leonardo gwałtownie przeniósł spojrzenie na kobietę. Czyżby to dlatego personel szpitalny tak się przy niej kręcił?

🔸

Nanase podczas zmywania naczyń zauważyła, z jak ogromnym zapałem chłopcy przygotowują tą starą scenę. Zastanawiało ją, co właściwie zamierzają na niej wystawić.

Jak raz nadarzyła się okazja, by dowiedzieć się czegoś. Przez korytarz przechodziła Risa, nucąc coś pod nosem.

Nanase zakręciła kran, wytarła ręce o ścierkę po czym wyszła z kuchni.

-Risa-chan, zaczekaj- powiedziała, zatrzymując ją.-Chciałabym dowiedzieć się, co twoi bracia robią z tą starą platformą. Do czego im ona.

Szesnastolatka spojrzała w prawo i w lewo a następnie na schody by sprawdzić, czy ktoś ich nie podsłuchuje.

-Ale jakby co, niczego nie wiesz, Nanase-san- szepnęła.

Kobieta pokiwała głową.

-Robimy koncert charytatywny by zebrać pieniądze na leczenie cioci Karai- wyjaśniła cicho.

-Ale po co?- nie zrozumiała.-Koszty leczenia nie będą duże.

-Jak to?- zdziwiła się Risa.

-Przed chwilą otrzymałam telefon od znajomego lekarza pracującego tam. Karai już się obudziła. To nie był żaden zawał tylko stan przedzawałowy. Możliwe, że jutro już będzie w domu.

-Tak? Wiec muszę jak najszybciej przekazać to reszcie!

🔸

-CO?!- krzyknęli jednocześnie Louis i Gino.

-Przykro mi, ale nie mogę wystąpić- westchnęła Kan gładząc rękami jedno ucho.

-Nie możesz się teraz wycofać!- Loui starał jej się to wypersfadować.

-Ale jesteś pewna, że twój ojciec nie może się z tego wycofać?- dociekał Gino.

-Wy nie znacie siedemnastowiecznego życia- odparła.-Słowo władcy jest święte.- Musi jechać i koniec.

-A nie chciałabyś wystąpić tak dla taty?- podsunął pomysł Louis.

-Nie- zaprzeczyła.

-Ale...

-Louis!- warknął na niego Gino.-Nie zmuszaj jej.

Żółw usiadł obok Chokkan kładąc jej rękę na ramieniu.

-Będziesz tylko tłumaczyć nasze słowa- powiedział.-Mogłabyś tyle dla nas zrobić.

-Oczywiście- zgodziła się.

Wyprostowała się z ciężkim westchnieniem. Wstała, idąc prosto do domu.

-Gino! Louis!- rozległ się krzyk Risy, biegnącej w ich kierunku.

-Co jest?- zapytał syn Leonardo, naprężając ostatnią linę.

-Okazało się, że...- zaczęła, ciężko dysząc.-Stan twojej mamy nie jest wcale poważny. Nawet się obudziła. Nie będzie potrzebna zbyt wielka suma. Właściwie moglibyśmy odwołać ten koncert.

-Ale będziemy to kontynuować- wyrwał szybko i stanowczo Gino.

Rodzeństwo popatrzyło się na niego zaskoczona.

-Ale po co?- nie rozumiał Louis.

-Bo tyle się napracowaliśmy, ulotki rozwieszone, próby trwają i mamy teraz to po prostu rzucić?- wyjawił.-Nie ma mowy. Poza tym pieniądze też będą mogły znaleźć swój cel.

Nagle ich rozmowę przerwał dźwiek telefonu Louisa. Żółw spojrzał na ekran. Szybko odebrał.

-Tato, co się stało?- buchnął.

-Synku, mama się obudziła- rzucił Leo po drugiej stronie, uszczealiwiony jak nigdy.

-No wiemy- odparł z uśmiechem.

-Wiecie? Skąd?- nie rozumiał.

-Nanase się dowiedziała jakieś dziesięć minut temu!- krzyknęła do słuchawki Risa.

-To niemożliwe- odpowiedzi al Leo.-Obudziła się chwilę temu.

-Chwilę temu?- spytała cała trójka.

🔸

April weszła po schodach na wyższe piętro. Przeszła przez korytarz z butelką w ręce. Póki Karai nie było, zajmowała się małą Rei.

Odsunęła drzwi. Zauważyła Hideo stojącego nad łóżeczkiem.

-O, cześć- przywitała się.

Mężczyzna gwałtownie drgnął, odwracając się w jej stronę.

-Spokojnie, to tylko ja- zaśmiała się.

-Ale mnie wystraszyłaś- rzucił kładąc rękę na sercu.

-Rei musi teraz zjeść wiec... Zaraz, co ty tu robisz?- zdziwiła się.

-Zauważyłem, że nikogo nie ma więc wszedłem by zająć się Rei- wyjaśnił.

-Aha, w porządku- rzuciła.

Mężczyna czmychnął z pokoju. Rudowłosa odprowadziła go wzrokiem po czym podeszła do dziewczynki. Jedna z poduszek leżała obok niej.

Kobieta wyciągnęła dziecko z łóżeczka. Usiadła na łóżku podając jej butelkę. Wyczuła, jak Rei jest niespokojna. I nie zrobiła tego swymi mocami, tylko instynktem macierzyńskim.

🔸

-W tym momencie musisz wejść o oktawę wyżej- instruowała go Shell.

Ryū odchrząknął. Gardło dawało już o sobie znać, ponieważ od dwóch godzin ćwiczyli tą piosenkę.

-Okay, więc jeszcze raz- westchnął.

Nim zdążyła załączyć podkład, rozległo się pukanie do drzwi. Shelly podeszła do drzwi, uchylając je nieco.
Zobaczyła swojego ojca.

-Pozwól na chwilę- poprosił ją.

Córka odwrócił się w stronę Ryū, kiwnęła do niego głową po czym wyszła.

-Co robicie?- zapytał Raphael.

-Emmm... Śpiewamy- odrzekła.

-Słyszałem, ale po co?- dociekał dalej spokojnie.

-Bo... Mamy ważną pracę- wyjaśniała.- Ale przysłuży się nam wszystkim.

-To jakaś niespo...

-Tato, nie dopytuj! Zobaczysz.

-Shell, ja tylko zastanawiam się dlaczego z nim.

Dziewczyna odwróciła się w kierunku drzwi a potem wróciła wzrokiem do ojca.

-A coś z nim nie tak?- dociekała tępo.

-Wiesz o co mi chodzi- obruszył się.

-Mam siedemnaście lat i chyba mam prawo mieć chłop...

-Nie mów przy mnie tego słowa!

-Nie będę twoją małą córeczką do końca świata.

-Wcale tak tego nie odbieram.

-Doprawdy? A mi się wydaje, że tak właśnie jest.

-Ja go nie chcę widzieć w twoim towarzystwie. Ta rodzinka coś podejrzanie mi śmierdzi.

-Tato, opanuj się. Gdybyś mógł, zacząłbyś izolować ode mnie wszystkich chłopców, którzy by się do mnie zbliżyli.

-Tylko tego jednego!

-Raphael!

Ten głos nie należał już ani do Shell ani do Rapha. Spojrzeli w stronę schodów.

-Chcę z tobą porozmawiać- powiedziała Mona.

-Wrócimy jeszcze do tego- dokończył Raph.

Poszedł w stronę żony a córka wróciła do pokoju.

-Albo i nie- szepnęła.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro