Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

-Palnij się w ten pusty łeb!- krzyknął Mid.-Nie zamierzam śpiewać! Zgodziłem się na perkusję, ale o zdzieraniu gardła nie było mowy!

-A co, cykor cię dopadł czy masz takie wrażliwe struny głosowe?- szydził z niego Louis.

-Polenizowałabym z tym drugim- zaśmiała się do Taeko Risa.

-Milcz małolato!- warknął Middletron pokazując na nią palcem.

-Nie no, dość- syknęła pod nosem Angel siedząc przy stole i podpierając głowę rękami.-CISZA!!!

Gwałtownie wstała z takim impetem, że aż krzesło się przewróciło. Uderzyła z całej siły w blat ogarnięta furią. Spojrzała na rodzinę spode łba. Dawno się tak nie wściekła.

-Jak ktoś nie zamierza pomagać i ratować życia ciotki to proszę bardzo!!!- wrzasnęła.-TAM SĄ DRZWI!

Ręka pokazała na wymienione miejsce.

Wszyscy popatrzyli po sobie trochę zmieszani. Leslie uderzyła kilka razy długopisem w stół.

-Nie jesteśmy nawet w połowie recitalu, dochodzi północ a Sylwester jest już jutro!- przypomniała im Ange.-Sprężcie się i przestańcie z tą walką kogutów!

Odetchnęła głęboko. Podniosła krzesło ponownie na nim siadając.

-Przeczytaj, co mamy- poprosił Gino.

Leslie spuściła wzrok na kartkę pokazując długopisem na pozycję.

-Zaczynamy The Greatest Show wszyscy, potem Shell Cannibal, Louis i Osamu The other side, Angel z Sharmem Sad Song, ja z Osamu A whole world is watching, Gino z Chokkan Pretending i Risa Cała me maybe- wyliczyła.

-To siedem- policzył Sharm.-Za mało.

-Bo my źle się do tego zabieramy- oświadczyła Chokkan odsuwając się od ściany.

-W jakim sensie?- spytał Ryū.

-Ludzie, to jest Japonia, a my oferujemy im tylko anglojęzyczne piosenki?- uświadomiła im.-Trzeba czegoś po japońsku.

-Nie mamy dykcji- westchnęła Shell.

-Wy nie, ale Osamu, Ryū, Taeko i ja owszem- odparła.-Leslie, zapisuj. Heaven, Kirai ni sasete yo i... A thousand years! Po japońsku!

-I ty to chcesz zaśpiewać?- dociekał Louis.

-A co?- zdziwiła się.-Coś w tym złego?

-Nie, wręcz przeciwnie!- zaprzeczył.

-Chodziło mu o to, skąd znasz piosenki dwudziestego pierwszego wieku?- pomógł mu Sharm.

-Jestem dzieckiem dwuwymiarowym, pamiętacie?- zaśmiała się.

-Za mało mieliśmy czasu na dokładne zapoznanie- rzucił Mid.

Shell po kryjomu kiwnęła do niego głową. Middletron szedł w dobrą stronę.

-A propo ciebie Mid, w Kirai ni sasete yo potrzebny jest raper- oświadczyła.-Pomógłbyś?

-Dla ciebie wszystko- rzucił szybko.

-Dzięki.

Shelly była pod coraz większym wrażeniem. Wyszło na to, że jak chce to potrafi.

🔸

Mikey nie mógł zasnąć pomimo późnej pory. Pod poduszką trzymał ten feralny test i zastanawiał się, kiedy mogło się to stać. Renet, pogrążona we śnie, leżała obok wtulona w poduszkę. Michelangelo uderzył kilka razy plastikową obudową w palec. Przed oczami ciągle stawały mu dwie kreski- dwa czerwone znaki orzekające o ponownym potomku. Chłopiec czy dziewczynka? Zdrowe? Jak duże? Żółwik, człowiek, hybryda?  Niech ktoś mu potwierdzi ten test, bo oszaleje.

-Renet?- szepnął.-Renet.

Poruszył delikatnie jej ramieniem.

-Hmm...- mruknęła wciąż z zamkniętymi oczami.

-Czy chciałabyś mieć drugiego bąbelka?- spytał.

-A co cię nagle wzięło na taki temat?- wymamrotała.

-No bo...

-Czy ty masz zamiar inaczej spędzić tą noc?

-Nie, ale muszę ci coś pokazać.

-No.

Leniwie uniosła powieki. Mikey westchnął ciężko pozostawiając jej test pod nos.

-Możesz mi powiedzieć, co to jest?- spytał.

-Test ciążowy- odparła.

-To wiem, ale czy on jest twój? Czy spodziewasz się kolejnego uśmieszka?

-Nie, nie ja.

Michelangelo rozszerzył oczy. Poczuł jednocześnie ulgę i rozczarowanie.

-Ale jeśli nie ty, to kto?- dociekał.

-Mona- mruknęła szybko uderzając ponownie w drzemkę.

-O... kurczę- zawiesił się Mikey.-To Raph może mieć czwórkę, a ja jedno? Nie no, trzeba go wypytać.

Zrzucił kołdrę, szybko wstał i wyszedł z pokoju.

-To Mon...- Renet gwałtownie się zerwała uświadamiając sobie, co zrobiła.-O Grok, co ja najlepszego zrobiłam?!

Wyskoczyła z łóżka biegnąc za mężem. Po drodze wzuła na stopy kapcie.

Otworzyła drzwi biegnąc. Dopadła go jeszcze przed sypialnią Raphaela i Mony.

-Mikey, nie, stój!- rzuciła zatrzymując go.-Co ty? Zgupiałeś? W środku nocy chcesz tam iść i wypytywać?

-No a co?

Nagle usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi.

Spojrzeli za siebie. Z pokoju wyszedł Leo. Miał podkrążone oczy i wyglądał na bardzo zmęczonego. Musiał sam radzić sobie z Rei a sytuacja Karai mu w tym nie pomagała.

-Czemu krzyczycie po nocy?- spytał trochę poirytowany.

Skierował wzrok na przedmiot, który Mikey trzymał w dłoni.

-Renet, ty...-zaczął.-...jesteś w ciąży?

-Co?- odrzekła poruszona.

-Co się dzieje?- ozwał się głos April.

Razem z Donniem opuścili sypialnie również zaspani.

-Renet i Mikey będą mieli kolejne dziecko- wyjawił Leonardo.

-Nie, nie, nie- zaprzeczał Michelangelo.-To wcale nie tak!

-Kto będzie mieć dziecko?- wyrwał Usagi wychylając głowę zza drzwi.

Za nim wyskoczyła Aishi.

-Ma się te uszy- zaśmiała się.

-Ludzie, nikt tu nie jest w ciąży!- szła w zaparte Renet.

-A ktoś jest?- dociekał Raph.

Jego i Monę też już obudziła nowina. Tym bardziej, że chodziło w niej o zupełnie inną osobę.

-A więc teraz powinnaś się oszczędzać- rzuciła Aishi podchodząc do Pani Czasu.-Tak się cieszę.

Przytulił ją, a Renet spojrzała na Lisę blagajac o pomoc. Kobieta pokręciła głową. Nie chciała się przyznawać. Nie w taki sposób.

-Czyli jednak jesteś!- zareagowała Mikey.

-Nie, nie jestem- zaprzeczyła żona.

-Dlaczego nie chcesz się przyznać?- naciskał.

-Nie przyznam się do kłamstwa- wyjaśniła.

-Przestańcie!- zawołała Mona.

Nagle nastała cisza. Wszystkie spojrzenia skierowały się na nią. Y'Gythgba zmieszała się.

-Renet nie będzie miała żadnego dziecka- westchnęła.- Myślała, że tak, ale to podróbka. Test jest zepsuty.

-Jak?- nie rozumiał Leo.

-Wadliwy egzemplarz?- zdziwił się Donnie.

-No jasne!- potwierdziła Renet.

-To czemu powiedziałaś mi, że należy do Mony?- dopytywał podejrzliwie Michelnagelo.

Raphaela i Lisę wbiło w ziemię.
Mistrzyni Czasu odpowiedź nasunęła się w kilka sekund. I całe szczęście bo nie miała zbyt wiele czasu.

-Przecież ja byłam półprzytomna i sama nie wiedziałam co mówię- wyrwała.

Mąż jakby łyknął to kłamstwo. Nadal patrzył na nią dość nieufnym wzrokiem, jednak po paru momentach spojrzenie uległo zmianie.

-Podnoszenie alarmu na marnę- westchnął Leo znikając za drzwiami i zamykając je.

Mona wracając do sypialni, obrzuciła przyjaciółkę lodowatym wzrokiem. Renet musiała bardziej uważać.

🔸

Nanase i Hideo słyszeli całe zajście ze swego pokoju.

-Według mnie źle robimy- westchnął mężczyzna ściskając kołdrę w rękach.-Słyszałaś, oni myślą o kolejnych dzieciach a my chcemy wywrócić im życie do góry nogami. Dajmy im żyć spokojem.

-Nie możemy, Hideo- odrzekła Nanase.-Tylko oni mają tak dobre doświadczenie.

-Chcesz narażać też ich dzieci? Nan, przecież to... no to są po prostu dzieci.

-Silne dzieci. Niezwykłe. Chokkan ma nieźle wyostrzone zmysły. A córki April i Donatello posiadają niezwykłe moce telepatii i telekinezy. Louis z resztą chłopaków pełniliby funkcje mięśni. Tylko ta Risa... Nie ma z niej pożytku.

-Mówisz, jakby cię yōkai opętały. Powtarzam ci, zostawmy ich w spokoju.

-Nie, Hideo. Tylko oni są w stanie by odbudować to, co zrujnowali.

...............
Dawno rozdziały tu nie było. Nie mam jakby szczegółowych pomysłów do tej historii i wychodzi takie masło maślane. Przepraszam za to. Szlak Roninow tak mnie pochłonął, że nie myślę o niczym innym.

To do nexta 😉

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro