Rozdział 10
NARRATOR
-Zostaw to na razie u mnie- poradziła Renet.-Po co ma znajdować go tak z nienacka? Bez przygotowania?
-A jeżeli znajdzie to na przykład Mikey, albo co gorsza Risa?- zwróciła uwagę Mona.
-Daj spokój- rzuciła wymachując rękoma.-Nigdy nie domyślą się, że to moje. Lepiej zastanów się, jak tu zaskoczyć Rapha.
-Właśnie tego do końca nie wiem.
-Dobra, spokojnie. Pomogłam ci w przyzwyczajeniu się do sukni ślubnej, pomogę ci i w tym.
Renet położyła plastikowy przedmiot do szufladki pod lusterkiem w łazience.
-Mikey tu nie zajrzy, to pewne- uspokoiła przyjaciółkę, poklepując półeczkę.- A teraz spadajmy nim ktoś się zorientuje.
-Niby czym zorientuje?
-A tam, siedzimy za długo w łazience, a jak Mikey'go najdzie potrzeba to istne tornado przez pokój przefrunie.
Salamandrianka wzruszyła ramionami wychodząc z pokoju Renet. Ona podążyła za nią.
-Zrobimy to tak, że Raph zawału dostanie!- zapewniła ją.
-No może nie aż tak, co?
-W sumie racja. Lepiej, żeby ci pomagał.
-Pomagał w czym?- odezwał się niespodziewanie za nimi.
Kobiety aż podskoczyły ze strachu. Krzyknęły głośno.
-Spokojnie, to tylko ja- zaśmiał się.
-No widzimy- odrzuciła Renet oddychając szybko.
-Mona, widziałaś Shell?- spytał.
-Nie- zaprzeczyła.
-Kurcze, niech ja ją dorwę- syknął dość gniewnym głosem.
-A co się stało?- spytała.
-To ja was zostawię- wtrąciła Renet.
Odeszła a małżeństwo poczekało aż wystarczająco się oddali by kontynuować rozmowę.
-Jedno słowo- Ryū- wyjaśnił.
-Syn Nanase, o co chodzi?- nie rozumiała.
-Nie mów mi tylko, że nie zauważyłaś?
-Mianowicie?
-Startuje do Shell!
-No i?
Raph aż się skrzywił zaskoczenia.
-Kim ty jesteś i co zrobiłaś z moją żoną?- spytał potrząsając nią.-Shell i chłopcy. Wiesz jak to się kończy.
-Raphael, nasza córka ma już siedemnaście lat- powiedziała spokojnie.-W tym wieku powoli się mądrzeje.
-Nie ona.
-Zaczynasz zachowywać się jak Donatello. Też boisz się, że pewnego dnia twoja córeczka obierze własną drogę życia.
-Mam tylko jedną, jedyną córkę i nie pozwolę by jakiś chłopak ją skrzywdził. A ten Ryū wygląda mi na kogoś, kto potraktuje ją jak zabawkę.
-Wywnioskowałeś to po dwóch minutach patrzenia na niego?
-Niech jej coś zrobi, a powybijam mu wszystkie zęby. Ja tak tego nie zostawię, Mona! Zobaczysz!
🔸
Wyszłam Z pokoju by pomóc Nanase i jej rodzinie w przygotowaniach do sylwestra, lub jak określiła to Taeko "Oomisoki".
-Angel!- wyrwał nagle ktoś za mną.
Podskoczyłam krzycząc głośno. Odwróciłam się.
-Ćśśś- rzucił Louis.
-Zawału przez ciebie dostanę- warknęłam.
-Dobra, dobra, ochrzaniaj mnie potem a teraz mi pomóż- wytrajkotał pokazując mi dłonie.
Znów zamiast nich przywitały mnie głowy węży.
-Sprawa nagła- poganiał.
Położyłam ręce na obu łbach zamykając oczy. Przekazałam gadom pozytywną energię. Tak uspokojone znów zaczęły przybierać normalny kształt kończyn.
-Czym się tak stresujesz?- spytałam.-Jak się denerwujesz to nie panujesz nad wężami.
-A nikomu nie wy...
-Kurde, jak nikt nie wie o twojej umiejętności to chyba nie, co?!
-Dobra, dobra, powiem ci. Umówiłem się z Chokkan.
Skamieniałam.
-Z Chokkan?- powtórzyłam.
-No- potwierdził.-Przyznaje, podoba mi się.
-Więc gnaj do niej- popedziłam go.-Tylko opanuj nerwy. Nie chcesz jej chyba ukąsić.
-Jasne, że nie.
Pobiegł na drugi koniec korytarza.
Sama poszłam na zewnątrz domu.
🔸
KARAI
Już prawie skończyłam mieszać ciasto. To będzie cud jeżeli spod mojej ręki wyjdzie zjadliwe. Wlałam je do formy i wstawiłam do pieca. Wzięłam się za krem.
-April, podaj mi ryż- rzuciła Aishi.
Rudowłosa dała jej przez blat stołu torebkę. Aishinsui delikatnie opruszyła ziarnami dochodzące okonomiyaki.
-Hej, drogie panie- przywitał się Leo.
Odwróciłyśmy się przez ramiona. Ja, Aishi, April, Renet i Risa. Nie był sam. Obok niego stał Usagi.
-Co się stało?- spytałam.
-Dzieci nam zginęły- rzucił Leonardo.
-Czyli które?- spytała April.
-Chokkan i Louis- wyjaśnił Usagi.
-Gdzie?- dopytywała Renet.
-Nie wiemy- rzekł spokojnie Leo.
-Ojej, jeżeli zniknęli razem to chyba wiadomo o co chodzi- wtrąciła April wycierając ręce o ścierkę.
-Weźcie sobie jedno okonomiyaki i dajcie młodzieży szaleć- rzuciła Aishi wciskając Usagiemu w ręce talerz z ciastkiem i widelcami.
-A przy okazji, Leo, sprawdź czy Rei śpi- dodałam.
-Tak jest, szefowo- powiedział pobierając mi krem z miski palcem.
-Sio mi stąd!- wygoniłam go.
🔸
-Słyszałeś- rzucił Gino.
-Ooo, Louis ma przerąbane- warknął Mid.-Odbił mi dziewczynę.
-Tobie? Chokkan to nie rzecz!
Chłopaki schowali się pod schodami by nikt ich nie widział.
-To nie zmienia faktu, że powybijam mu zęby- rzucił Mid.-Jak jesteś takim cykorem to nigdy nie znajdziesz sobie laski. O dziewczyny trzeba walczyć.
-Podręcznik Zalot Hamato Middletrona, rozdział czwarty- rzucił sarkastycznie Gino.
-Śmiej się, śmiej, zobaczymy kto tu wygra.
-Chokkan to nie los na loterii, człowieku, ogarnij się!
-Okay, okay. Ale i tak mam największe szanse u Kan.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro