Rozdział trzynasty
James próbował się oświadczyć Lily już kilka razy, lecz za każdym razem ktoś akurat musiał przeszkodzić.
- James, czemu od jakiegoś czasu tak dziwnie się zachowujesz? - zapytała Lily pewnego razu.
- Eee... Dlaczego dziwnie? - spytał James. Był trochę nerwowy przez tą całą sytuację, ale nie sądził, że to było aż takie widoczne.
- Ciągle robisz jakieś podchody, wkładasz ręce do kieszeni, jesteś taki nerwowy - powiedziała rudowłosa. Miała swoje podejrzenia, ale chciała, by on wreszcie coś zrobił z tym. A nie tylko się nad tym zastanawiał.
- Nieprawda - zaprzeczył James, po czym z nerwów zaczął czochrać się po głowie. - Wcale nie...
- Jamie, widzę, że coś jest nie tak - powiedziała Lily.
- Nieprawda - zaprzeczył James. - Chciałabyś wybrać się na randkę?
Zdziwiła ją ta zmiana tematu, jednak liczyła, że może wtedy wyjdzie na jaw o co mu chodzi. Skinęła więc głowa.
- Dobrze, ale masz mi wyjaśnić, co się dzieje.
- Obiecuję, że niedługo się dowiesz - rzekł okularnik.
W końcu nadszedł dzień randki. James mocno się denerwował, założył ładną, białą koszulę, ciemne spodnie i buty. W kieszeni spodni miał już przygotowany pierścionek zaręczynowy. Włosy jak zwykle miał roztrzepane, jednak ich nie dało się inaczej ułożyć. Miało to zresztą swój urok.
Lily postanowiła założyć na tą okazję jasnopomarańczową sukienkę i białe sandałki. Włosy splotła w warkocza, a do tego założyła też biżuterię i wykonała delikatny makijaż. Miała też ze sobą torebkę.
Udali się nad rzekę, gdyż postanowili zrobić sobie piknik. Tylko oni dwoje, bez wielkich fajerwerków czy niewiadomo czego - James wiedział już, że Lily wolałaby coś spokojniejszego. A chciał, by jej się spodobało, bo wtedy on też będzie szczęśliwy.
Jedli przygotowane przekąski i rozmawiali, ale w końcu trzeba było wziąć się w garść.
- Lils, chcesz zatańczyć? - spytał James, szczerząc się.
- Bez muzyki? - spytała rudowłosa, jednak on wstał i podał jej rękę.
- Nie zawsze musi być muzyka. Możemy tańczyć i bez niej - odparł Potter. Lily wzięła go za rękę, po czym przez chwilę tańczyli razem przy dźwiękach natury - szumie wiatru i ćwierkaniu ptaków.
W pewnym momencie James puścił jej ręce, by uklęknąć przed nią. Wyciągnął z kieszeni pierścionek.
- Lily, kocham cię już od kilku lat. Mimo tego, że nasza relacja bywała różna, kocham cię i byłbym gotów oddać za ciebie życie. Chciałbym móc widzieć codziennie twój uśmiech, chciałbym móc sprawiać ci radość. Uwielbiam twój śmiech, twoje włosy, twoja odwagę i siłę. Uwielbiam cię taką, jaka jesteś, dla mnie jesteś najcudowniejsza. Lily, wyjdziesz za mnie?
- Tak! - krzyknęła z radością rudowłosa, po czym ten włożył jej na dłoń pierścionek. Następnie przytuliła mocno Jamesa, co ten odwzajemnił.
- Kocham cię Jamie - powiedziała Lily, a on po chwili wstał z klęczek. Nadal jednak ją obejmował, chociaż teraz patrzył na nią z wysoka.
- Ja ciebie też kocham Lils. Bardzo mocno - odparł James, po czym się pocałowali.
🎃
Gdy ogłosili zaręczyny swoim bliskim, gratulacjom nie było końca. Lily i James postanowili też już ze sobą zamieszkać, więc zaczęli szukać jakiegoś domu.
W międzyczasie dwudziestego piątego lipca na świat przyszła Naomi Black. Była to urocza, mała dziewczynka o bladej cerze, jasnych włoskach i szarych oczach.
James był jedną z pierwszych osób po Mayi i Syriuszu, które wzięły ją na ręce. Naomi była naprawdę cudowna i szybko stała się ulubienicą swojej rodziny oraz ich przyjaciół. Nawet Fleamont i Euphemia traktowali ją jak swoją wnuczkę.
James i Lily postanowili wziąć ślub w zimę. Jednak już w sierpniu udało im się zamieszkać w uroczym, piętrowym domu w Dolinie Godryka.
Oczywiście nie obywało się bez sprzeczek i złośliwości pomimo tego, że się kochali. Wspólna wprowadzka również przysporzyła trochę kłótni.
- James, gdzie ty znowu położyłeś to pudełko z talerzami? - spytała Lily.
- Które było z talerzami? - zapytał James. - Bo położyłem wszystko w salonie...
- Merlinie, daj mi cierpliwość - westchnęła Lily. - Kazałam ci je zanieść do kuchni!
- Spokojnie Lils, zaraz zaniosę. A może chociaż buzi na przeprosiny mogę ci dać? - spytał okularnik, a ona pokręciła głową.
- Przypomnij mi, dlaczego ja zgodziłam się za ciebie wyjść?
- Bo mnie kochasz! - odparł Potter, po czym podszedł i ją przytulił.
- Co ja z tobą mam... - mruknęła rudowłosa, ale odwzajemniła przytulasa.
Mimo przeróżnych mniejszych i większych kłótni, zawsze jakoś dochodzili do zgody. Często te złośliwości obywały się bez prawdziwej złości.
Dom w Dolinie Godryka był spory. Lily miała nawet własną bibliotekę, a także pracownię. Miała bowiem zamiar zajmować się eliksirami dla Szpitala oraz Zakonu Feniksa. Zdecydowała się na taki taką pracę, ponieważ wiedziała, jak teraz w szpitalu są potrzebne eliksiry lecznicze, a Zakon również nieraz potrzebował różnych specyfików.
Słyszała kiedyś od profesora Slughorna o zagranicznych uczelniach dla osób interesujących się eliksirami i chciałaby kiedyś takowe zobaczyć. Wiedziała, że z powodu wojny nie może opuścić kraju. Nie byłaby w stanie zostawić swojej rodziny i przyjaciół w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
- Zobaczysz Lils. Wszystko się wkrótce skończy i będziemy mogli się razem przeprowadzić - obiecywał jej James. Obejmował ją ramieniem, a ona wtuliła się w niego.
- Mam taką nadzieję - powiedziała Lily, po czym pocałowała go w poloczek. - Ale naprawdę byś to zrobił? Zrezygnował z mieszkania w tym kraju, by pojechać ze mną?
James był na kursach aurorskich, a poza tym brał dosyć czynny udział w akcjach i misjach Zakonu Feniksa.
- Pewnie, że tak. Po wojnie byłoby tu już spokojnie, znalazłbym tam jakąś pracę - odparł James, a następnie pocałował ją w czółko.
Nie wiedzieli, jak bardzo płonne są ich nadzieje. Mieli duży potencjał, którego nigdy nie będą mogli wykorzystać.
Mieli w domu sporo pomieszczeń - swoją sypialnię, pokoje gościnne, salon, kuchnię, czy dwie łazienki. W salonie mieli nawet telewizor, gdyż Lily uznała, że pora zapoznać lepiej Jamesa i resztę paczki z wynalazkami mugoli.
James natomiast urządził sobie w ogrodzie mini boisko do Quidditcha, na którym czasami grał w wolnych chwilach.
Chociaż początkowo Lily bała się, czy kuchnia wytrzyma kontakt z Jamesem, to ten i tak z niej korzystał. Jeszcze rok wcześniej uczył się przygotowywać bardziej proste rzeczy od mamy, a teraz Lily mówiła mu co i jak.
Zresztą ona też nie była jakąś mistrzynią i wszechwiedzącą osobą. Czasami, gdy mieli czas, we dwójkę razem uczyli się nowych rzeczy.
I chociaż kuchnia często była potem cała brudna, to im to nie przeszkadzało. Bo naprawdę dobrze się wspólnie bawili.
Gdy jednak żadne z nich nie miało czasu albo ochoty gotować, to po prostu szli do jakiejś restauracji w miasteczku. W Dolinie Godryka nie brakowało knajpek, zarówno mugolskich, jak i czarodziejskich.
🎃
Miesiące mijały wypełnione akcjami dla Zakonu, pracą oraz przygotowaniami do ślubu.
Lily zastanawiała się, czy jest sens w ogóle wysyłać zaproszenie Petunii. Przypuszczała, że ta i tak nie przyjdzie, jednak mimo wszystko to była jej siostra. Nawet jeśli już straciła trochę nadzieję na to, że kiedyś ich relacje znów będą dobre.
W końcu nadszedł ten dzień.
Ruby miała być jej świadkową, natomiast Dorcas, Marlena, Maya i Glenn druhnami. James wziął na świadka Syriusza, który do pomocy miał Remusa i Petera.
Suknia ślubna Lily była długa, biała oraz miała koronkowe ozdoby. Oprócz przyjaciółek przy wszystkim pomagały jej także Rosalie oraz Euphemia.
Gdy jej mama oraz teściowa wyszły, rudowłosa została sama z przyjaciółkami. Przez chwilę zamyśliła się, myśląc o siostrze, co zauważyły.
- Chciałabym po prostu, żeby Petunia też tu była - powiedziała Lily w pewnym momencie.
- Wiem, że ciężko ci z tym, ale nie pozwól, by zepsuła ci dzień - powiedziała Ruby, siadając obok niej i przytulając ją.
- Właśnie, czasami można mieć lepszy kontakt z kimś, z kim nie jest się połączonym więzami krwi. I nie ma w tym nic złego - rzekła Maya.
- Teraz my będziemy twoimi siostrami z wyboru - zapewniła ją Marlena.
Przyjaciółki starały się ją pocieszać na różne sposoby. Mimo wszystko Lily postarała się odłożyć to na bok - chciała, by ten dzień był jej najlepszym dniem. Nawet jeśli jej siostra nawet nie raczyła odpisać, czy pojawi się na ślubie.
James również się denerwował.
- Co jeśli się rozmyśli? - zapytał Potter. - Co jeśli...
- Nie rozmyśli się - przerwał mu Syriusz, kładąc mu rękę na ramieniu. - Szaleje za tobą, tak jak ty za nią.
- Ale...
- Jamie, wszystko będzie dobrze - powiedział Remus. - Peter nawet przyniósł ci wody na uspokojenie.
W końcu po ogarnięciu przez przyjaciół, nadszedł czas ceremonii. Na weselu byli sami najbliżsi, bez zbędnych tłumów. Nie zależało im na tym, zwłaszcza, że była wojna i niebezpieczeństwo czyhało na każdym kroku.
W końcu Lily i James powiedzieli sobie uroczyste "tak" i oficjalnie stali się małżeństwem. Na ślubie nie było specjalnie wielu osób, gdyż w końcu była wojna, a oni byli członkami Zakonu i nie mogli się wychylać.
🎃
Mijały kolejne tygodnie, a Lily i James starali się jak najlepiej wykorzystać spędzone razem chwile. Bo niestety wciąż trwała wojna, a oni nieustannie się z nią mierzyli.
Do tego James miał wrażenie, że rodzice zaczęli gorzej się czuć, ale ci uparcie twierdzili, że nic im nie jest.
Martwił się o nich. Nie wyobrażał sobie, że mogłoby ich zabraknąć.
James spełniał się też w roli chrzestnego. Razem z Lily kupowali Naomi dużo prezentów, oraz lubili się nią opiekować.
- Zobacz Naomi, to jest pluszowy jeleń. Prawda, że ładny? - zapytał James. Dziewczynka znajdowała się w drewnianym łóżeczku i patrzyła z zaciekawieniem na trzymaną przez niego zabawkę. - Pamiętaj, twoim pierwszym słowem ma być Rogacz lub Jamie.
- Ewentualnie Bambi, to przynajmniej się pośmiejemy z tego - uznała Lily, która od kilku minut stała i przyglądała się z rozczuleniem, jak James bawi się z małą Blackówną. Podeszła do niego, a on prychnął.
- Żaden Bambi! Kiedy wy przestaniecie mnie tak nazywać? - spytał okularnik z oburzeniem.
- Nigdy - odparła mu Lily i z rozbawieniem zobaczyła grymas na jego twarzy. - Wiesz...
- Co? - zapytał James, który odwrócił się znów w stronę Naomi, podając jej pluszaka.
Lily uśmiechnęła się na ten widok. To było naprawdę urocze, jak się nią zajmował. Jednocześnie przy tym w głowie zaczęły tworzyć się jej inne obrazy, powiązane z tym wszystkim.
- Ładnie ci z dzieckiem - stwierdziła kobieta, po czym pocałowała go w policzek. - Widziałam, jak się zajmujesz przyjaciółmi, ale nie sądziłam, że umiesz tak dobrze zajmować się niemowlęciem.
- Gugugaga! - Naomi wydała z siebie dźwięk, po czym rzuciła w Jamesa pluszakiem. Rudowłosa parsknęła śmiechem.
- Ktoś tu jest głodny? - zapytała, po czym wzięła Naomi na ręce. - Rodzice zostawili ci jedzonko w kuchni, zaraz ci je damy.
Lily posadziła Naomi w specjalnym krzesełku dla dzieci, jednak James stwierdził, że on chce sam nakarmić chrześniaczkę jedzeniem dla niemowląt.
- Leci miotełka do buzi! - powiedział mężczyzna, próbując podać jej łyżeczkę.
Bardzo lubili zajmować się Naomi. Jednocześnie jednak oboje zaczęli też myśleć o tym, jakie mogłoby być ich dziecko.
Z jednej strony była wojna i ciężko było przewidzieć, co będzie dalej. Byli zresztą dosyć młodzi.
Z drugiej strony oboje chcieli założyć rodzinę, mieć dzieci, które mogliby wychować i pokochać je.
- James... Chciałbyś mieć dzieci? - zapytała Lily kilka godzin później, gdy już wrócili do swojego domu.
Brunet był zaskoczony jej pytaniem, ale pokiwał głową.
- Szczerze mówiąc, chciałbym, oczywiście, jak ty też będziesz chciała. Chciałabyś? - spytał James.
- Tak - odparła Lily. - Trochę zazdroszczę Mayi i Syriuszowi, że mają już córkę... Nie wiem, czy to dobry pomysł mieć dzieci w tych czasach. Jednak gdyby się udało... Najchętniej bym miała przynajmniej dwoje, chłopiec i dziewczynka.
Oboje pogrążyli się w rozmyślaniach i wyobrażeniach. Przytulili się i wymieniali swoimi wizjami.
- Dziewczynka miałaby piękne, rude włosy jak ty - rzekł James, a ona się uśmiechnęła.
- A chłopiec pewnie czarne i wiecznie roztrzepane jak twoje - uznała Lily. - Patrząc na fakt, że już knujesz, by wsadzić Naomi na miotłę, to ich z pewnością również chciałbyś zaciągnąć do gry w Quidditcha.
- Oczywiście, że tak! Dopilnuję, by nasze dzieci umiały latać na miotle, zanim pójdą do szkoły! - odparł James. - I nie tylko one, dzieci naszych przyjaciół też!
- Mam nadzieję, że chociaż jedno z naszych dzieci nie będzie do tego ciągnąć - powiedziała rudowłosa. Mówiła to z troski, bo był to w końcu niebezpieczny sport. Martwiła się, że coś mogłoby się stać.
Obojgu marzył się przede wszystkim dom pełen ciepłej i miłej atmosfery. Chcieli też świata, w którym będzie panował pokój, a oni będą mogli się tym wszystkim cieszyć bez obaw.
🎃
W końcu odbyło się też wesele Syriusza i Mayi, na którym dobrze się bawili - była to jedna z niewielu chwil odpoczynku od przykrej rzeczywistości. Jednak jak to często bywa, po kilku dobrych momentach muszą przyjść te złe.
Wojna wciąż szalała, a oni chodzili na misje i walczyli. Zarazem jednak coraz więcej osób widziało, że Euphemia i Fleamont coraz gorzej się czują, chociaż nie chcą się przyznać. Gdy w końcu się zgodzili, Uzdrowicielka ich zbadała. I nie miała dobrych wieści.
- Przykro mi to mówić, ale oboje zachorowali na smoczą ospę.
Okazało się, że choroba jest już w takim stadium, że wyleczenie było praktycznie niemożliwe. To była dla Jamesa szczególnie druzgocząca wiadomość.
Od zawsze miał świetne relacje z rodzicami i nie wyobrażał sobie, że mogłoby ich tak po prostu zabraknąć.
Bolało go to, że rodzice z dnia na dzień czuli się coraz gorzej. Lily i przyjaciele wspierali go jak mogli, ale to niewiele pomagało.
Niestety wkrótce jednak nastąpił dzień, którego tak się obawiał. Najpierw zmarła Euphemia, a potem kilka dni później Fleamont.
James był zrozpaczony ich śmiercią. Chociaż rzadko płakał, to teraz nie powstrzymywał się od łez. Nie chciał jeść, ani nic. Lily opiekowała się nim i bardzo mu współczuła. Jej też było smutno, bardzo polubiła swoich teściów, więc nie dziwiła się, że James tak mocno to przeżywa.
Ich przyjaciele także byli smutni z tego powodu, szczególnie Syriusz, dla którego przecież Euphemia i Fleamont byli lepszymi rodzicami niż jego biologiczni.
James leżał wiele dni, rozmyślając o swoich rodzicach i wspólnie spędzonych z nimi chwilach. Ciężko było mu się pozbierać. Było mu cholernie źle z tym, że jego rodziców już nie ma. Chciałby móc z nimi pogadać, czy ich przytulić.
W końcu zebrał się, by uporządkować dom swoich rodziców, a potem go sprzedać, by nie stał pusty. Było to ciężkie zadanie, zwłaszcza, że na każdym kroku miał wrażenie, że rodzice zaraz wyjdą z jakiegoś pomieszczenia i się przywitają. Przebywanie w miejscu, w którym się wychował, było przykre. W jego głowie przewijało się mnóstwo wspomnień.
- James... Wiedziałeś, że twój tata próbował zrobić ten eliksir? - zapytała Lily, gdy przeglądała notatki Fleamonta. James podszedł do niej i przyjrzał się zapiskom.
Przypomniał sobie, jak dawno temu zasigerował tacie, by ten zainteresował się badaniami nad lekarstwem dla wilkołaków. Starał się podpuścić tatę, bo chciał, by ktoś zajął się problemem Remusa (nawet jeśli nie powiedział prawdy). Nie sądził jednak, że ten potraktuje to poważnie. Najwyraźniej nic nie mówił, gdyż nawet nie wiedział, czy się uda, a eliksiry traktował w końcu jako hobby.
- Nie wiedziałem, że naprawdę się tym zajął - powiedział James. - Udało mu się?
Lily pokręciła smutno głową.
- Niestety nie i przypuszczam, że trzeba by do tego jeszcze wielu lat badań... Ale może sama spróbuję coś pokombinować, opierając się na jego notatkach - odparła Lily. - Jeśli oczywiście się zgadzasz, bo w końcu to są rzeczy twojego taty...
- Jasne, że się zgadzam - powiedział James. - Chociaż uważaj na siebie...
Martwił się o nią, ale nie chciał jej zabraniać czegoś, co lubiła robić.
Oboje chcieliby móc rozwijać swoje zainteresowania i po prostu żyć w świecie pełnym radości i pokoju. Niestety nie było im to dane.
Byli dla siebie ogromnym wsparciem w tym wszystkim. Chcieli walczyć, chociaż zdawali sobie sprawę, że w każdym momencie mogą zginąć.
Nie mieli nawet dwudziestu lat, a już doświadczyli ran, widoku śmierci i innych strasznych rzeczy. Zastanawiali się, kiedy to wszystko się skończy, ale nikt nie znał odpowiedzi. A wojna tylko przybierała na sile.
Niespodziewanie jednak na początku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego roku okazało się, że Lily jest w ciąży.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro