Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział szósty

Wakacje przed szóstym rokiem były ciężkie. Lily dziwnie się czuła, ale wiedziała, że postąpiła słusznie. Nie można było ciągnąć już dalej tego wszystkiego.

Z odpisywaniem na listy było różnie - wiedziała, że przyjaciele się martwią, więc pisała z nimi.

James też do niej pisał, ale go ignorowała. Po co on nagle chce wiedzieć, jak się czuje?

Z jednej strony cieszyła się, że jest z dala od szkoły. Wreszcie można było odpocząć. Chociaż z drugiej strony gdy już była w Cokeworth, bała się, że wpadnie gdzieś na Snape'a. Głównym powodem, dla którego cieszyła się z pobytu w tym mieście, byli jej rodzice, których dawno nie widziała.

Próbowała też porozmawiać z Petunią. Odkąd wyjechały do Hogwartu, ich kontakt mocno się oziębił. 

Miała jednak nadzieję, że może  coś się zmieni, gdy Petunia dowie się, że Lily pokłóciła się ze swoim dawnym przyjacielem, którego ta nie lubiła. Niestety nic to nie dało.

Zaczynała jednak trochę rozumieć, czemu Petunia mogła go nie polubić. W końcu szpiegował ich, zrzucił na nią gałąź, czy grzebał w jej rzeczach. Jasne, ona też nie była zbyt miła, jednak z drugiej strony mogła to być po prostu reakcja obronna.

Lily starała się wyjaśnić siostrze, do jakiego wniosku doszła, jednak ta nie chciała z nią gadać. Pewnego dnia po prostu pojechała do swojej przyjaciółki, mówiąc o tym, że jest "normalna" w przeciwieństwie do rudowłosej.

Lily było smutno, lecz nic nie mogła na to poradzić.

Plusem było natomiast to, że Remus był kilka dni u swojej babci i się widzieli. Co prawda musiała się z nim też rozmówić, ale ostatecznie nie było tak źle.

Była też przez jakiś czas u Marleny, która nie miała żadnych wyjazdów czy innych planów w tym roku. Wcześniej Lily nie wyjeżdżała do nikogo, bo jej "przyjaciel" twierdził, że i tak przecież widzi te osoby w szkole. Tak samo nie chciał też, by zapraszała kogokolwiek do Cokeworth, bo nie chciał, żeby ktoś go zobaczył w tej miejscowości.

Oczywiście wszystko to mówił w taki sposób, że robiło się jej go szkoda. Starała się go usprawiedliwiać.

Na szczęście już z tym skończyła.

James natomiast zdecydowanie mógł uznać te wakacje za najgorsze w swoim życiu, jednak nikt nie spodziewał się, że takie będą.

Martwił się o swoich przyjaciół.

O Syriusza, który pojechał do swojego "domu". A James musiał go stamtąd ratować, wspólne z Mayą Chase, która też była zmartwioma brakiem wieści od Blacka.

Chociaż już od dawna Syriusz mówił o problemach ze swoją rodziną, to jednak nigdy nie widział go w takim stanie jak tego dnia. Przyjaciel nie lubił o tym zbyt wiele mówić, a przynajmniej nie o wszystkim.

Przygarnął Syriusza do siebie - Euphemia i Fleamont zgodzili się na to bez oporów. Bardzo go lubili i było im go szkoda.

Jednak bynajmniej nie była to sielanka. Syriusz miał koszmary, chociaż starał się to ukrywać.

Martwił się też o Remusa, który bardzo cierpiał przez swoją chorobę.

Zaczął zastanawiać się, czy dałoby mu się jeszcze bardziej pomóc niż ich animagia. Niestety nikt nie wynalazł jeszcze eliksiru leczącego wilkołactwo.

Jednak udało mu się wpłynąć jakoś na tatę, by ten zainteresował się tematem leczenia wilkołaków. Potter liczył, że Fleamontowi uda się wynaleźć lekarstwo, jednak mężczyzna odparł, że wymaga to wielu lat badań. Wydawał się jednak być tym zaintrygowany. Rzecz jasna mężczyzna nie wiedział skąd ten pomysł, ale na szczęście nie dopytywał.

Martwił się też o Petera, którego matka miała pretensje, że słabo się uczy. Nie chciała go puścić na wakacje do przyjaciół, dopóki James nie poprosił swoich rodziców, by ją przekonali.

Martwił się też o pozostałych przyjaciół czy znajomych. Pisał do Lily, bo liczył, że może pytaniem o samopoczucie zaczną tą znajomość na nowo. Niestety mu nie odpisywała.

Najgorsza rzecz zdarzyła się jednak na początku sierpnia.

Wszystko wydawało się być świetne. James wraz ze swoim tatą, wujkiem Charlusem, ciocią Doreą, kuzynem Kennym, oraz Syriuszem, Mayą, Remusem i Peterem wybrał się na mecz Quidditcha. Miał to być dzień pełen radości.

Niestety jednak po meczu nastąpił atak śmierciożerców, a kibice rozproszyli się po lesie.

Tamtego dnia zginęli Charlus i Kenny Potterowie.

James był zrozpaczony utratą wujka i kuzyna, których bardzo kochał. Na dodatek Kenny został zabity na jego oczach przez Bellatriks Lestrange.

Zobaczenie czyjejś śmierci, szczególnie kogoś bliskiego, jest straszne.

Poczuł wtedy, jakby pękło mu serce.

Nie mógł uwierzyć, że to się stało naprawdę. Gdy później dowiedział się, że umarł też wujek Charles, było tylko gorzej.

Chociaż wojna trwała już od kilku lat, tamtego dnia dotknęła osobiście jego rodzinę.

Był z kuzynem blisko. Nie mógł się doczekać, aż ten w kolejnym roku szkolnym przyjdzie do Hogwartu. Chciał pokazać Kenny'emu cały zamek, włącznie z tajnymi przejściami. Chciał się nim opiekować i czuć dumę z kuzyna.

Do jakiego domu trafiłby Kenny? Z kim by się zaprzyjaźnił? Jaki nauczyciel byłby jego ulubionym, a jaki znienawidzonym?

James wiedział, że nigdy nie pozna odpowiedzi na te pytania.

Kenny był tylko niewinnym chłopcem, który znalazł się w złym miejscu i czasie.

Gdyby nie poszli na mecz, przeżyłby. Miałby szansę dorosnąć, pójść do Hogwartu...

Wujek Charlus również miałby szansę żyć. Gdyby nie było go na tym przklętym meczu...

To, co się wydarzyło, odcisnęło swoje piętno na nim.

Przyjaciele starali się pomagać, ale to niewiele dawało. Nie dało się pomóc.

Jamesowi ciężko było myśleć o powrocie do Hogwartu, wiedząc, że nie zobaczy swojego kuzyna wśród pierwszorocznych.

Przez pierwsze tygodnie po tym zdarzeniu w ogóle nie miał apetytu, ani chęci i siły na cokolwiek.

Śniły mu się też koszmary. Scena śmierci Kenny'ego wielokrotnie go nawiedzała.

Jednocześnie jednak starał się opiekować Syriuszem, który ubzdurał sobie, że to jego wina, ponieważ uciekł z domu. Mimo tego jednak obecność przyjaciela pomagała im obu.

Było cholernie ciężko.

🎃

Chociaż dotychczas Lily myślała, że James jest najbardziej zarozumiałym chłopakiem w Hogwarcie, była skłonna zmienić zdanie co do tego tytułu, gdy poznała Gilderoya Lockharta.

Ten drugoroczny Krukon zaczepił ją w pociągu z jakąś dziwną ulotką. Rozpisywał się w niej o swoich zaletach, które ponoć posiadał.

Słyszała zresztą, że w poprzednim roku Lockhart wywiesił swoją wielką podobiznę w Pokoju Wspólnym swojego domu. Glenn, która była Prefektem Ravenclawu, ciągle na niego narzekała.

Po zebraniu Prefektów, usiadła w przedziale z Ruby, Dorcas i Marleną. Po jakimś czasie dołączyli do nich Maya i Remus, którzy akurat chcieli się przywitać.

- Dotąd myślałam, że to Potter jest najbardziej zarozumiałym dzieciakiem w szkole. Ale natknęłam się na Lockharta. Jego ego jest chyba wielkości kuli ziemskiej - stwierdziła Lily w pewnym momencie, na co reszta parsknęła.

- James w te wakacje się zmienił - powiedziała Maya, a Lily popatrzyła na nią ze zdziwieniem.

- Wiem, że może wydawać się to niemożliwe, ale to lato po prostu było dla niego ciężkie - dodał Remus. - Zresztą chyba nikt z nas nie jest już taki sam po tym, co się wydarzyło.

Wszyscy posmutnieli, wiedząc, o co mu chodzi. Lily czytała Proroka Codziennego, w którym wymieniono nazwiska ofiar. A w listach z przyjaciółkami dostała potwierdzenie, że to nie przypadek.

- Słyszałam o tym, co się stało. Może i James mnie irytuje, ale nigdy nie życzyłam mu, żeby spotkała go utrata kogoś z rodziny - powiedziała Lily. 

Mówiła szczerze. Nikomu nie życzyła utraty kogoś bliskiego, nawet jeśli nie była z daną osobą w najlepszych stosunkach.

- On się bardzo załamał po stracie kuzyna i wujka - rzekła Maya. - Jednak może nie wracajmy już do tego, dobrze? A ty Lils jak tam się czujesz po wakacjach?

Rudowłosa westchnęła ciężko.

- Przez wakacje przemyślałam tamtą sprawę z wiecie kim. Zrozumiałam, że mój były przyjaciel traktował moje bycie mugolaczką jak jakieś przekleństwo, przeszkodę - gorzko powiedziała rudowłosa. - A przecież prawdziwi przyjaciele powinni akceptować mnie niezależnie od pochodzenia. Tak jak wy.

Popatrzyła na nich z wdzięcznością - w końcu miała przy sobie osoby, które udzieliły jej największego wsparcia w tym wszystkim.

- Nie ma co przejmować się takim gnojkiem - stwierdziła Maya.

- Prawda, to już przeszłość. Masz nas, my jesteśmy twoimi przyjaciói - powiedziała Ruby, a reszta osób przytaknęła.

- Cześć wam! - powiedział wesoło Syriusz, zaglądając do przedziału. - Czyli jak mam dziewczynę, to wszystkie się rzuciłyście na Remusa? Nawet ty Mays, no wiesz co!

- Głupek - skomentowała Maya, na co Syriusz się wyszczerzył.

- Ale twój! - powiedział radośnie, a wszyscy mimowolnie się uśmiechnęli.

- Cześć - powiedział James, pojawiając się za Syriuszem. - Właśnie... Eee... Szukaliśmy pani z wózkiem ze słodyczami, nie było jej tu?

Chłopak unikał wzroku Lily. Wziął sobie do serca rady przyjaciół, by nie być tak bardzo nachalnym. Poza tym  nie czuł się już taki sam jak kiedyś.

Tak jakby coś w nim pękło.

W chwili, gdy ledwo co stracił dwie ważne dla niego osoby, ciężko było mu myśleć o czymkolwiek innym.

- Nie było jeszcze - powiedziała Marlena.

- Petera gdzieś zgubiliście? - spytała Dorcas. W końcu ich czwórka zawsze była nierozłączna.

- Został w przedziale, jakby pani z wózkiem się tam pojawiła - odparł James.

- Ale w sumie możemy się na chwilę dosiąść, jeśli nie macie nic przeciwko - powiedział Syriusz. - Mays, chcesz usiąść na moich kolanach?

- Niech będzie - zgodziła się Maya, widząc, że tak będzie najlepiej, żeby więcej osób mogło się zmieścić. Usiadła Syriuszowi na kolanach, a ten objął ją opiekuńczo.

- A ja... Postoję sobie tutaj - rzekł James, opierając się o wejście do przedziału.

Jeszcze rok wcześniej, czy nawet pół roku wcześniej, zacząłby proponować Lily, aby usiadła na jego kolanach, co skończyłoby się kłótnią. Ta zmiana w nim tak zszokowała Evans, że aż otworzyła szeroko buzię, nie będąc jednak w stanie nic powiedzieć.

- Nie musisz stać, usiadę Dorcas na kolanach i już miejsce się znajdzie. Nie masz nic przeciwko Dor? - spytała Marlena.

- Jasne, że nie ma problemu - odparła Meadowes.

Tak też zrobiły, a następnie Ruby i Remus przysunęli się w stronę okna, by James mógł usiąść obok nich.

- James, współczuję ci z powodu śmierci twojego kuzyna i wujka - powiedziała Lily, a Potter spojrzał na nią ze zdziwieniem.

Nie sądził, że się do niego w ogóle odezwie. Naprawdę miała najwyraźniej bardzo miękkie serce.

- Dziękuję za kondolencje, Lily - odparł w końcu po chwili. Po raz pierwszy chyba też zwrócił się do niej imieniem, nie nazwiskiem.

Oboje kogoś stracili w przeciągu ostatnich miesięcy, chociaż nie dało się tego porównać.

James stracił kogoś, kogo kochał. W końcu zginęli jego kuzyn i wujek, z czego ten pierwszy na jego oczach. To odcisnęło ślad na jego psychice i zmobilizowało do działania. Jednego był pewien - miał zamiar walczyć przeciwko siłom ciemności. Od zawsze nienawidził Voldemorta i jego popleczników, a teraz znienawidził ich jeszcze bardziej.

Kiedyś jednak wojna wydawała się dużo bardziej odległa niż teraz.

Dawna beztroska zniknęła, gdy zobaczył, jak łatwo można kogoś stracić.

Lily straciła przyjaciela, który był toksyczny. Ten może i próbował przepraszać, ale robił to już zbyt wiele razy. Nie można było w nieskończoność razy komuś wybaczać. Szczególnie, gdy ten ktoś nie żałuje swoich czynów.

Nie łudziła się, że prędzej czy później mogą zobaczyć się na polu bitwy po przeciwnych stronach. Bo w końcu ona była po stronie światła.

Lily i James zamierzali walczyć dla dobrej strony, bo byli dobrzy. Zawsze tak było, jednak wcześniej byli też dziećmi. Niestety musieli dorosnąć, ponieważ w pewnym sensie wojna dosięgnęła ich oboje.

🎃

Szósty rok zaczął się zupełnie inaczej, niż wszystkie poprzednie.

Ciężko w końcu byłoby być w dobrym humorze zważywszy na okoliczności.

Jamesa bolał brak Kenny'ego.

Bolał go jego brak wśród pierwszorocznych, którzy mieli przepłynąć z Hagridem przez jezioro.

Bolał go brak Kenny'ego przy ceremonii przydziału, która w tym roku wydawała się niemiłosiernie dłużyć.

James, Syriusz, Remus, Peter i Maya pierwszy raz zobaczyli testrale ciągnące powóz. I czuli się z tym strasznie nieswojo.

Na dodatek pewna grupka Ślizgonów z Rosierem, Averym, Mulciberem, Snape'em i Wilkesem na czele nie zamierzała powstrzymywać odwiecznej rywalizacji domów. Zaczęli kpić z tego, że Gryfoni i Puchonka mają zwidy oraz nawiązali też drwiąco do śmierci Kenny'ego.

Gdyby akurat nie przechodził tamtędy Dumbledore, z pewnością od razu nastąpiłaby bójka.

Wieczorem Lily rozmawiała z Mayą w Pokoju Wspólnym Gryffindoeu.

- Możemy porozmawiać? - spytała Gryfonka, a Puchonka pokiwała głową.

- Jasne.

Dziewczyny usiadła na jednej z kanap, a rudowłosa westchnęła.

- Niby nie powinnam się dziwić, ale rano, gdy Rosier nazwał mnie Tym słowem, Snape nawet nie zareagował. Niby mam go dosyć, ale i tak zabolało, gdy tylko przytakiwał Rosierowi - powiedziała Lily.

- Bo Snape to gnida. Ale był kiedyś twoim przyjacielem, więc cię to boli - powiedziała Maya ze zrozumieniem.

- Kiedyś byłam pewna, że prędzej Potter się zmieni, niż przestanę się przyjaźnić z Severusem. Wydawało się to nierealne - powiedziała rudowłosa.

- Ale jednak tak się stało. Tamtego dnia poniekąd odrzuciłaś ich obu. James zareagował dojrzewaniem i zmianą, chociaż były tu też inne czynniki. Snape natomiast najwyraźniej postanowił zareagować dołączeniem do grupy ludzi potępiającej mugolaki - rzekła Maya, a Lily spojrzała na nią smutno. Wiedziała, że blondynka ma rację.

- Prawda.

- James naprawdę się zmienił - rzekł Syriusz, który nagle pojawił się koło nich. - Przepraszam, ale usłyszałem ostatnią część rozmowy. Mogę do was dołączyć?

- Zgoda. W końcu jesteś chłopakiem Mayi, a poza tym ciekawa jestem twoich argumentów - powiedziała Gryfonka, kiwając głową.

- W te wakacje on i Maya uratowali mi życie - powiedział Syriusz, siadając naprzeciwko nich na pufie, a Maya popatrzyła na niego zaskoczona.

Dziewczyny nie wiedziały, że Black po prostu chciał, by Lily zobaczyła więcej pozytywnych cech Jamesa. Chciał chociaż tak odwdzięczyć się przyjacielowi za to, co ten dla niego zrobił. Nawet jeśli trudno było mu o tym mówić.

- Podczas tego meczu? - zapytała Lily, jednak on pokręcił przecząco głową.

- Nie. Pomogli mi uciec z domu, a potem James pozwolił mi, a wręcz kazał zostać u niego. I się zaopiekował mną - rzekł Syriusz, unikając wzroku dziewczyn. - Naprawdę nie chcę wnikać w szczegóły...

- To po co mi to mi to mówisz? - zapytała Lily, współczując mu zarazem. Nie miała pojęcia, co takiego musiało się wydarzyć, ale brzmiało naprawdę źle.

- Syriusz, naprawdę nie musisz tego robić - rzekła Maya.

- Wiem. Ale chcę po prostu, żebyś Lily wiedziała, że James nie jest taki zły, jak go niektórzy widzą. Popełnił błędy, ja też i żałujemy tego, co robiliśmy - powiedział Syriusz.

- Rzeczywiście widać, że trochę się zmienił. Ale nie znaczy to, że mam zamiar się z nim od razu umówić - powiedziała Lily.

- Spokojnie, jestem pewna, że już nie wyskoczy z tym tak szybko. Dostałby za to ode mnie po głowie - rzekła Maya, a Lily uśmiechnęła się lekko.

- To akurat chciałabym zobaczyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro