Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział piętnasty

Rok tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty pierwszy przyniósł bardzo smutną wiadomość - Rosalie i Florian Evansowie zginęli, zabici przez śmierciożerców, a wcześniej torturowani.

Lily była tym wstrząśnięta i zrozpaczona. Kochała swoich rodziców i miała z nimi świetną relację. Wiedziała, że będzie jej ich mocno brakować. Płakała i ciężko było ją uspokoić.

Lily ze smutkiem wspominała wszystkie chwile spędzone z rodzicami. Jamesowi również było przykro, bo ich polubił, ale wiedział, że musi być silny, by wspierać swoją żonę.

Jedyne co zostało po Evansach, to mały, szary kotek, którego ci przygarnęli jakiś czas temu. Potterowie wzięli go do siebie, nie chcąc tak po prostu zostawiać go na ulicy. Nazywał się Figielek.

Lily tęskniła za rodzicami, a James najlepiej ją w tym rozumiał. Sam w końcu stracił swoich ponad rok temu i wciąż było mu smutno, gdy o nich myślał.

🎃

Wojna wydawała się nie mieć końca. Członkowie Zakonu wydawali się najbardziej obrywać.

Ze swoich przyjaciół najwięcej rozmawiali z Blackami, którzy posiadali drugie lusterko dwukierunkowe. Ci również się ukrywali, chociaż też zarazem często mieli jakieś misje. Od nich też dowiadywali się różnych rzeczy - jak chociażby o podejrzeniach, ze w Zakonie jest szpieg.

Nie mieli pojęcia, co o tym myśleć. Kto mógłby być szpiegiem?

Lily starała się odciągać myśli, zajmując się też trochę eliksirem, który chciała wynaleźć. W tym czasie James zajmował się Harrym, jeśli ten nie spał.

Miesiące mijały powoli, a oni tkwili w domu. Ta izolacja była ciężka do zniesienia, szczególnie dla Jamesa, który uwielbiał ciągle być w ruchu. Jednak mieli nadzieję, że razem dadzą radę.

Lily zaczęła aż pisać dziennik, by móc tam wypisać swoje emocje, towarzyszące jej przez cały czas. James natomiast starał się odnaleźć w gotowaniu, mimo obaw żony.

Na przełomie czerwca i lipca dostali wiadomość o śmierci Marleny McKinnon wraz z całą jej rodziną.

To również wstrząsnęło Potterami. Przyjaźnili się z Marleną, nawet jeśli ostatnio rzadziej się widywali.

Marlena była utalentowaną i waleczną czarownicą. Miała duży potencjał, mogłaby zostać sławną fotografką.

Była jednak przede wszystkim ich przyjaciółką, która wspierała ich przez tyle lat. Mieli z nią wiele cudownych wspomnień.

A teraz nie żyła. Umarła w wieku zaledwie dwudziestu jeden lat, bo była przeciwko Voldemortowi i jego reżimowi.

Potterowie płakali, ale nie mogli nic na to poradzić. Chociaż było to cholernie bolesne.

🎃

Nadeszły w końcu urodziny Harry'ego. Dostał on w prezencie dziecięcą miotłę od chrzestnych, na którą James od razu go posadził.

Chociaż Lily zdenerwowała się, że to zrobił, to jednak wiedziała, że bez jej ukochanych chłopców byłoby nudno. James i Harry byli dla niej najważniejsi i kochała ich nad życie.

Niedługo później zginęli kolejni członkowie Zakonu Feniksa, w tym Dorcas Meadowes. Została zabita osobiście przez Voldemorta.

I znów kolejna rozpacz, chociaż jeszcze nawet nie wyszli z poprzedniej żałoby.

To wszystko wydawało się nie mieć końca. Chcieliby móc żyć w innych okolicznościach. Takich, w których kolejny dzień nie przynosiłby tylko kolejnych obaw o życie bliskich im osób.

I rozdzierającej serca rozpaczy, że już ich nie ma.

🎃

- Harry, powiedz tata! Albo Rogaś! - powiedział James, próbujący nauczyć syna mówić. Lily popatrzyła na nich z czułością. - Nie idź w ślady mojej chrześniaczki...

- Niech powie Bambi, to byłoby piękne - stwierdziła Lily, podchodząc do nich. - Chociaż i tak najbardziej czekam na "mama".

- Najpierw powie "tata" - powiedział z przekonaniem James. - To kwestia czasu!

- B-Bambi - powiedział niezbyt wyraźnie Harry, ale Lily to usłyszała i uśmiechnęła się z satysfakcją, podczas gdy James był oburzony.

- No wiesz co Harry! Jak mogłeś! - rzekł okularnik. - Gdzie ta męska solidarność?

- Najwyraźniej nasz mały Huncwot postanowił cię wyrolować - powiedziała Lily z uśmiechem, biorąc na ręce Harry'ego, który zaczął się śmiać. - Kocham cię Harry.

- I tak czekam, aż powie "tata" - mruknął James.

🎃

Pewnego jesiennego dnia Blackom udało się przyjść do ich domu. Syriusz i Maya wraz z Naomi również się ukrywali, więc przybyli pod zakupioną przez siebie peleryną niewidką. Nie była ona może tak trwała, jak peleryna Potterów i bardzo droga, ale im wystarczała.

Pelerynę Potterów Dumbledore pożyczył jakiś czas temu i wciąż jej nie oddał. James był sfrustrowany, bo przez to nie mogli nawet pójść kupić czegoś do jedzenia i musieli polegać na kimś innym.

- Uroczo się bawią - powiedziała Lily, gdy ona, James, Syriusz i Maya usiedli na kanapach w salonie, a Naomi i Harry na dywanie, na którym było pełno zabawek.

- To jest Łapek - dziewczynka pokazała mu pluszowego pieska, którego ze sobą przyniosła. Harry z zaciekawieniem patrzył na zabawkę.

- Bam-Bambi - gaworzył sobie Harry, a dorośli zachichotali.

Miło było oglądać tą dwójkę maluchów, tak beztroskich i nieświadomych otaczającej ich rzeczywistości.

- Zepsuliście go, ciągle używa tego nieśmiesznego "Bambi" - powiedział James z kwaśną miną.

- Jest cudowne - powiedział Syriusz, po czym wstał z kanapy i usiadł koło dzieci. - No Harry, przybij piątkę chrzestnemu!

Wyciągnął do niego rękę, a Harry przez chwilę mu się przyglądał z zaciekawieniem, po czym przyłożył swoją maleńką rączkę do jego dużej dłoni. Wyglądało to naprawdę uroczo.

Naomi wstała i po chwili stanęła koło taty, po czym szarpnęła go za ramię.

- Tata, zrobisz pieska? - zapytała dziewczynka.

- Naomi lubi, jak Syriusz zamienia się w psa i się z nią bawi - powiedziała Maya, z rozbawieniem przypatrując się zabawie dzieci i Łapy. Była już przyzwyczajona do tego widoku i uważała to za urocze.

Zabawa trwała, domki do pokoju nie wszedł kot. Wtedy Syriusz znów przemienił się i spojrzał z oburzeniem na kota, który zaraz czmychnął na jego widok.

- On nadal tu jest? Jak mogliście mi to zrobić!

- To tylko kot, nie przesadzasz trochę? - zapytała Lily.

- Właśnie, nic ci nie zrobi - powiedział James.

- To aż kot! - stwierdził szarooki. - Co byście powiedzieli, gdybyśmy z Mayą mieli jakieś zwierzę, które nie lubi jeleni?

- Nie mieszaj mnie w to! I nie będziemy wykorzystywać zwierząt do waszych żartów - zastrzegła Maya.

- Gdzie zwierzątka? - zapytała Naomi, chwytając swojego tatę za nogawkę. Ten od razu chyba zapomniał o oburzeniu, tylko wziął ją na ręce.

- Teraz nie ma, ale później jeszcze się pobawisz z Łapcią - obiecał Syriusz.

- Chcę bajkę! - marudziła dziewczynka.

- Harry, nie chcesz iść spać? - zapytała Lily, podchodząc do synka i biorąc go na ręce.

- Łap! Łap! - powiedział Harry, na co Syriusz się wyszczerzył.

- Powiedział Łapa!

- Ła-pa, Ła-pa! - gaworzył Harry.

- Kiedy on powie "tata"? - zapytał James z oburzeniem.

- Albo "mama" - wtrąciiła Lily.

- Chcę bajkę! - krzyknęła Naomi, tupiąc nóżką.

- Zaraz wam obojgu opowiem bajkę, dobrze? - zaproponował Syriusz. Usiadł na fotelu i posadził sobie na jednym kolanie Naomi, obejmując ją. - Lily, możesz podać mi Harry'ego?

- Mam wątpliwości, czy to dobry pomysł - mruknęła Lily, zastanawiając się, co wykombinował. Podała mu jednak Harry'ego, a on posadził go obok. Oboje z czułością objął, zabezpieczając maluchy.

James po chwili znalazł gdzieś aparat, by zrobić im zdjęcie. Syriusz natomiast zaangażował się w opowiadanie bajki.

- No to tak. Słyszeliście kiedyś bajkę o księżniczce, co wolała spodnie?  - spytał Syriusz, a maluchy popatrzyły na niego z zaciekawieniem.

- Co to za bajka? - spytała Lily ze zdziwieniem.

- Jego własna - powiedziała Maya z lekkim rozbawieniem.

- Nie przerywajcie! - rzekł Syriusz. - No była taka księżniczka, nazwijmy ją... Marie. Mieszkała ona w krainie Anglolandii, miała blond włosy i szare oczy. Była piękna. Jednak w przeciwieństwie do większości księżniczek, lubiła nosić spodnie oraz mieć krótkie włosy. Rodzinie się to nie podobało, ale ona miała to gdzieś.

- Czy ta bajka będzie o spodniach? - zapytał James, parskając śmiechem.

- To dopiero początek, nie przerywaj! - rzekł Syriusz. - No i rodzice tej Marie chcieli, by wyszła za bogatego księcia z królestwa Firancji, nazwijmy go Blondas. Marie i Blondas znali się od dziecka, ale ona nie chciała za niego wyjść. Pewnego razu pojechała na przejażdżkę konno, ale po drodze napadli ją rozbójnicy. Na całe szczęście akurat w pobliżu kręcił się pewien bardzo przystojny, o czarnych włosach i szarych oczach...

- Dalej! - powiedziała ze zniecierpliwieniem Naomi.

- No dobra! W każdym razie był to wspaniały młodzian o imieniu Syri - powiedział Black, na co pozostała trójka dorosłych parsknęła śmiechem.

- Bardziej oryginalnego imienia nie było? - zapytała Lily z rozbawieniem.

- Cicho! W każdym razie on pokonał tych rozbójników i uratował księżniczkę May... Marie. Zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia - powiedział Syriusz.

- Wcale nie tak szybko - wtrąciła Maya, co jednak zirytowany mężczyzna zignorował, skupiając się na opowieści.

- No i okazało się, że Syri pochodzi z mrocznego królestwa Wężogłąbów, ale uciekł z tamtego miejsca, bo go nienawidził. Ale księżniczka Marie się nie przestraszyła, a wręcz przeciwnie. Imponowało jej, że Syriemu udało się wyrwać spod jarzma znienawidzonej rodziny - powiedział Syriusz.

- Czy to na pewno bajka dla dzieci? - spytała Lily.

- Cicho, to jeszcze nie koniec! Bowiem nad Syrim zlitował się wcześniej pewien baron Anglolandii o imieniu Jimmy i go przygarnął. Gdy Syri i Marie do niego pojechali, okazało się, że jest on jej kuzynem. Potem księżniczka przyjeżdżała do niego bardzo często, aż w końcu powiedzieli sobie, że się kochają - powiedział Syriusz, a dzieci patrzyły na niego szczególnie zaciekawione.

- Czemu baron, a nie przynajmniej hrabia? - spytał James, ale Syriusz prychnął.

- Nieważne. Potem Marie i Syri pojechali powiedzieć o tym rodzicom księżniczki. Nie byli zbyt zadowoleni, ale ona postawiła na swoim. W końcu się udało i żyli długo i szczęśliwie - zakończył Syriusz, dumny ze swojej opowieści. - Jak wam się podobało?

- Piękna bajka! - powiedziała Naomi, a Harry radośnie zaklaskał.

- Bardzo ciekawe, skąd wziąłeś pomysł na bajkę - powiedziała Lily, podchodząc do fotela, by wziąć na ręce Harry'ego, który wyciągał do niej rączki. - Bo mam wrażenie...

- Ma-ma! - powiedział radośnie Harry, na co rudowłosa uśmiechnęła się ciepło do syna.

- Kocham cię Harry - powiedziała Lily, przytulając go do siebie. Następnie wyszła z nim z pokoju, by pójść go nakarmić.

- Chcę zejść - powiedziała Naomi, a gdy Syriusz postawił ją na podłodze, mała podbiegła do Jamesa.

- Wujku, masz cukierka? - zapytała trzylatka.

- Czekaj... - powiedział James, po czym pogrzebał w kieszeni spodni. Wyjął cukierka i rozpakował z papierka, a następnie jej podał. - O, mam! Proszę!

- Dziękuję wujku - rzekła z zadowoleniem dziewczynka.

- Nie wiem czy to dobry pomysł jeść o tej porze słodycze - rzekła Maya.

- Tylko jeden cukierek, nie zaszkodzi jej - powiedział Syriusz.

Chociaż dzieci robiły sporo zamieszania, to jednocześnie jednak odciągały od ponurych myśli o wojnie.

- Chcę siku! - powiedziała Naomi.

- Wezmę ją do łazienki - zadeklarowała Maya, po czym wstała i wzięła córkę za rączkę. Następnie wyszły z pokoju, by skierować się do toalety.

Syriusz usiadł koło Jamesa i rozpostarł się na kanapie.

- Czasami mam wrażenie, że ona ma nieskończenie wiele energii - powiedział Syriusz.

- Uwierz mi, że Harry też - rzekł James i westchnął ciężko. Chociaż wolałby porozmawiać na bardziej wesołe tematy, to jednak czuł, że lepszej okazji nie będzie. A chciał o tym porozmawiać z Blackiem.

- Co się dzieje James? - zapytał Syriusz, widząc, że okularnik jakby spoważniał. Również się zaniepokoił.

- Mówiliśmy wam tylko o tym, że musimy się ukrywać. Ale nie powiedzieliśmy wszystkiego, jednak czuję, że tobie mogę powiedzieć - uznał James.

- Co takiego? - spytał zaniepokojony Syriusz.

James westchnął i po chwili opowiedział mu o treści przepowiedni, zgodnie z którą Harry może zostać Wybrańcem.

- Nie mam pojęcia, co o tym myśleć. Z jednej strony może to być głupia paplanina Trelawney, pamiętasz chyba, że chodziliśmy z nią do szkoły?  - zapytał James, a Black pokiwał głową. - Może to równie dobrze być zwyczajna głupota i się nie spełnić. Z drugiej strony jeśli z tego powodu Voldemort nas szuka, to nie będzie go obchodziło, czy to głupoty, czy nie...

Syriusza najwyraźniej zatkało, bo przez dłuższy czas milczał, jakby musiał przetrawić te słowa. Po chwili objął przyjaciela ramieniem.

- Słuchaj, nie ma żadnej gwarancji, że ta przepowiednia będzie mieć rację bytu, ani, że będzie dotyczyć Harry'ego - powiedział Black. - Na pewno znajdziemy jakiś sposób, by was osłonić. Żadna stuknięta wróżbitka nie będzie decydowała o waszej przyszłości.

- A jeśli jednak? Nie chciałbym, żeby Harry musiał z nim walczyć - rzekł smutno Potter. - Nie pozwolę na to, choćbym musiał zginąć...

Przerwał i przez chwilę patrzył prosto przed siebie. Następnie zwrócił wzrok z powrotem na przyjaciela.

- Syriuszu, mam prośbę.

- Jaką? - zapytał Black.

- Dobrze wiesz, że zrobię wszystko, by osłonić Lily i Harry'ego. Gdybym zginął... Proszę cię, zaopiekuj się nimi - powiedział James. Wiedział, że może ufać Syriuszowi najbardziej na świecie.

- Dobrze wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko Jamie - powiedział w końcu Syriusz. - I gdyby była taka potrzeba... Zrobię wszystko, by się nimi zaopiekować. Ale też mam prośbę.

- Jaką? Poza tym, żebym zaopiekował się Mayą i Naomi w razie czego - powiedział okularnik.

- Zrób wszystko, by też przeżyć - poprosił Syriusz. - Znam cię już dziesięć lat, jesteś moim przyjacielem. Nie wyobrażam sobie, by...

- Wiesz dobrze, że nie mogę ci nic takiego obiecać, bo życie Lily i Harry'ego jest dla mnie ważniejsze niż moje - powiedział James.

Syriusz wziął rękę z jego ramienia i westchnął.

- Wiem. Też zrobiłbym wszystko dla Mayi, Naomi, ciebie, Lily i Harry'ego - rzekł Black. - I dla reszty też, chociaż ostatnio sam już nie wiem komu ufać.
Już mam dosyć tej wojny, tej ciągłej obawy, że coś wam się stanie... O siebie się nie martwię, ale o was wszystkich tak.

- Podejrzewasz, kto może być szpiegiem? - zapytał cicho James.

- Położyłam Harry'ego spać, chociaż było ciężko - powiedziała Lily, wchodząc do salonu i przerywając im rozmowę. Usiadła z drugiej strony Jamesa. - O czym gadacie?

- James właśnie zapytał mnie, czy podejrzewam, kto może być szpiegiem - rzekł Syriusz, zakładając nogę na nogę. Ominął to, o czym gadali z Jamesem wcześniej, to była ich sprawa. - I sam już nie wiem... Mieliśmy już wiele podejrzeń, ale dotychczas okazywały się nietrafione, bo te osoby zginęły, a nadal ktoś nas zdradza...

Ciężko mu było mówić o kolejnych ofiarach tego wszystkiego. Widać było, że nieustanna walka wywarła na niego mocny wpływ, zarówno fizyczny, jak i psychiczny.

- Ostatnio aż się o to pokłóciliśmy - mruknęła Maya, która właśnie weszła do pokoju wraz z Naomi i usłyszała, o czym rozmawiają.

- Ciociu, weźmiesz mnie na kolana? - zapytała Naomi, która podeszła do Lily. Rudowłosa posadziła sobie trzylatkę na kolanach, a ta zaczęła bawić się jej włosami. Maya natomiast usiadła z drugiej strony Syriusza.

- Dlaczego się pokłóciliście o to? - zapytał James.

- Bo on uznał, że Remus jest szpiegiem - mruknęła Maya.

- Dlaczego? - zdziwiła się Lily.

- Właśnie? - James również był zdziwiony. Lupin też był jego najlepszym przyjacielem. Nie mógłby chyba...?

- Nie wiem czy jest! Po prostu większość członków Zakonu nie jest martwa lub się ukrywa... Ostatnio znowu wpadliśmy na kilku misjach przez kogoś, ale nadal nie wiemy kogo - powiedział Syriusz. - Ktoś ostatnio zasugerował Remusa, wiem, że to może wydawać się niedorzeczne...

- Wujek Remus? - zapytała Naomi, po czym zaczęła się rozglądać.

- Nie ma go tu kochanie. Chcesz się pobawić zabawkami? - zapytała Lily, stawiając dziewczynkę na podłodze. Ta od razu pobiegła do zabawek.

- Bo jest niedorzeczne - powiedziała Maya. - Może i znam go najkrócej z was, ale wiem, że zawsze was bronił i jest lojalny wobec nas.

- Zgadzam się, brzmi to nieprawdopodobne - powiedziała Lily.

Chociaż czy miała prawo się wypowiadać, patrząc po tym, jak kiedyś już się na kimś zawiodła?

Jednak to przecież była zupełnie inna sytuacja. Remus był o wiele lepszy od Snape'a. Nie zrobiłby im czegoś takiego, prawda?

Zarazem jednak Lily i James byli odcięci od większości informacji przez swoją izolację i nie mieli możliwości sami lepiej się temu przyjrzeć.

- Remus zrobił was chrzestnymi swoich dzieci! Serio myślicie, że zrobiłby to, gdyby chciał naszej śmierci? - zapytała Maya.

- Ja nie mówię, że on na pewno jest zdrajcą. Po prostu już sam nie wiem, co o tym wszystkim sądzić - westchnął Syriusz.

- A dlaczego Petera nie podejrzewasz? - spytała kąśliwie Maya.

- Właśnie, co u niego? - zapytała Lily.

Syriusz zignorował słowa żony, poirytowany jej pytaniem.

- Ostatnio się za dużo nie widzieliśmy, ale boi się, mało wychodzi z domu - powiedział Syriusz.

- On każdego się boi - mruknęła Maya.

- Może po prostu też mu teraz smutno po śmierci Dorcas i Marleny - powiedziała Lily.

- I ta cała sprawa z tą Flint... Podkochiwał się w niej w  szóstej klasie, pamiętacie? - zapytał James. - Może nadal mu przykro z tego powodu.

- Minęło już tyle lat - powiedziała Lily.

- Chcę zjeść! - Naomi przydreptała do swojej mamy.

- Dobrze, dobrze - rzekła Maya. - My chyba musimy już się zbierać...

Takie wizyty były rzadkie, jednak miło było czasami kogoś zobaczyć, przy zachowaniu jednak największej ostrożności.

🎃

Pewnego październikowego dnia Dumbledore powiedział Potterom o zaklęciu Fideliusa, które miało ich ochronić i nie dopuścić do tego, by ktoś ich znalazł.

Syriusz był pierwszym wyborem i o tym poinformowali Dumbledore'a. Jednak gdy spotkali się z Blackami, by ich o to zapytać, okazało się, że to nie takie proste.

- Ja będę zbyt oczywistym wyborem - powiedział Syriusz. Podczas gdy dzieci bawiły się na dywanie, oni we czwórkę dyskutowali.

- Ale żeby brać Petera? - zapytała Maya. - Zresztą najlepiej byłoby, gdyby Strażnikiem było któreś z waszej dwójki...

- Moglibyśmy być, gdyby Dumbledore nie zabrał peleryny niewidki - powiedział James. - Bez niej nie możemy wyjść z domu po jedzenie. Potrzebujemy Strażnika na zewnątrz.

- Moglibyśmy wam pożyczyć pelerynę - zasugerowała Maya, ale Potterowie pokręcili głowami.

- Wy też potrzebujecie. Zresztą może niedługo nam odda naszą - powiedziała Lily.

- W takim razie ja powinnam być waszym Strażnikiem - powiedziała Maya. - Naprawdę nie rozumiem...

- No chyba żartujesz, że pozwolę ci się tak narażać! - żachnął się Syriusz. - Nie będziesz Strażnikiem.

- A ty nie będziesz mi rozkazywał! - prychnęła Maya. - Zresztą przypominam ci głąbie, że jesteśmy narażeni tak samo! Bo nie śmiej marzyć, że pozwolę ci umrzeć przede mną.

- Ja tobie też nie dam umrzeć - powiedział Syriusz.

- Skoro oboje jesteście tak samo narażeni, to chyba rzeczywiście nie powinniśmy brać żadnego z was - uznała Lily. - Poza tym ktoś musi też osłaniać wasz dom.

Ciężko było podjąć decyzję, która byłaby najlepsza.

Prawda była jednak taka, że James cholernie martwił się o Blacków. Nie chciał, by stali się celem Voldemorta, a to było bardzo prawdopodobne - w końcu byli rodziną. O tym, że Syriusz i James się przyjaźnią od wielu lat, wiedział chyba każdy. O fakcie, iż James i Maya są dalekim kuzynostwem przez wspólnych pradziadków wiedziało mało osób, ale mimo wszystko też byli blisko. Lily również przyjaźniła się z obojgiem od kilku lat.

Mieli wspólne wspomnienia i byli blisko.

Martwili się też o bliźniaczki, Remusa i Petera, nawet jeśli zastanawiali się, czy Remus na pewno jest z nimi szczery.

Od dłuższego czasu wszystko wydawało się sypać. 

- May! May! - ich dyskusję przerwał Harry, na co blondynka się uśmiechnęła.

- Widzicie, Harry popiera moje zdanie - powiedziała z satysfakcją Maya, po czym podeszła do chłopczyka i wzięła go na rączki. - Kochasz ciocię May, prawda?

- Mayyy! - zachichotał Harry.

- A co z Naomi? - zapytała Lily. - Co zamierzacie z nią zrobić, skoro chcecie się wystawić na front? Nie podoba mi się ten plan, ale...

- Spróbujemy odesłać ją do mojej rodziny za granicą - powiedziała Maya. - Nie chcę się z nią rostawać, ale tam będzie bezpieczniejsza.

Dyskusja trwała dużo czasu, jednak w rezultacie wybrali na Strażnika Pettigrew. Spotkali się z nim dwudziestego czwartego października, by można było rzucić zaklęcie Fideliusa.

Nie mieli pojęcia, jak bardzo była to fatalna decyzja.

🎃

Trzydziesty pierwszy października wydawał się jedynie kolejnym dniem ich izolacji.

Wierzyli, że pod Fideliusem są bezpieczni, ale martwili się o przyjaciół. Mieli nadzieję, że nic im nie będzie.

- Ta-ta! - zawołał Harry, gdy James wziął go na ręce. Lily z czułością przyglądała się, jak się bawią.

Nawet jeśli czasami psocili, to i tak ich kochała.

Harry umiał już trochę słówek, nawet jeśli zapewne nie rozumiał zbytnio ich znaczenia. Był jednak ich radością i motywacją do dalszego trwania w tej wiecznej izolacji.

Za kilka dni miały być urodziny Syriusza i mieli zamiar je świętować. Może nie była to duża impreza, ale po prostu chcieli zrobić ciasto i trochę spędzić razem czas.

Dużo rozmawiali o swoich planach na przyszłość, o przyjaciołach i rozmyślali jak to będzie, gdy Harry dorośnie.

Od dłuższego czasu Lily starała się też zrobić coś w sprawie wywaru, który zaczął robić Fleamont, ale niestety bezskutecznie. Może gdyby miała więcej możliwości, poszłoby jej łatwiej.

Gdyby nie musieli się ukrywać, mogłaby bardziej poszerzyć swoją wiedzę poprzez kupno nowych książek czy pójście na jakieś kursy.

Zbliżał się wieczór. James przygotowywał kolację, Harry akurat spał, a Lily siedziała w bibliotece na fotelu. Przed nią stał mały stolik, a na nim kubek z herbatą, dziennik oraz pióro i atrament.

Nagle jednak do pomieszczenia przyszedł kot. Wszedł na stolik, a kiedy Lily starała się wziąć go, zanim czegoś dotknie, strącił dziennik.

Kobieta uznała, że zajmie się tym później, tymczasem poszła wypuścić kota na dwór, gdyż najwyraźniej tego chciał.

Figielek szybko uciekł poza posesję. Na zewnątrz było zimno, na drzewach już praktycznie nie było liści.

Lily miała zamiar wrócić do biblioteki, gdy usłyszała płacz Harry'ego. Natychmiast więc zmieniła swój plan, by zająć się obudzonym synem.

Harry akurat zrobił do pieluchy, więc mu ją zmieniła. Potem zeszła z nim na dół.

Dołączyli do Jamesa, który zrobił w końcu kolację.

Gdy już całą trójką byli najedzeni, usiedli w salonie, gdzie bawili się z synkiem i rozmawiali.

- Dzisiaj Halloween... Pamiętasz Lils, jakie cudowne były te uczty w Hogwarcie? - zapytał James, po czym oboje się uśmiechnęli na to wspomnienie.

- Pamiętam - odparła Lily, trzymając Harry'ego na rękach. - Teraz też pewnie jest. Chciałabym się czasami tam móc znowu znaleźć...

- Ja też - rzekł James. - Wiesz Harry, w Hogwarcie jest cudownie. Może kiedyś tam nawet pójdziemy po kryjomu...

- To nieładnie względem innych dzieci, wiesz? - spytała Lily.

- Moich chrześniaków też zabiorę! Zresztą jestem pewien, że Minnie się za nami stęskniła - stwierdził James. - Zresztą Lils, nie chciałabyś odwiedzić Slughorna? Jestem pewien, że też by chciał nas zobaczyć!

- Mnie może tak, ciebie nie - odparła Lily.

Ten wieczór upływał im naprawdę zwyczajnie i żadne z nich nie podejrzewało, co zaraz może się wydarzyć.

Spędzali miło czas, James puszczał Harry'emu kolorowe bańki. Potem swobodnie odrzucił różdżkę na kanapie. Byli pewni, że nic im nie grozi.

Nagle jednak przez okno zobaczyli ciemną postać, w której rozpoznali Voldemorta.

James bał się o Lily i Harry'ego. Bez wahania kazał im uciekać, chcąc ich ochronić. Wiedział, że nie ma szans, ale nie zamierzał się poddać.

Ostatnie, o czym pomyślał, to nadzieja, że Lily udało się uciec z Harrym.

Lily wbiegła na samą górę, gdzie zamknęła się w pokoju Harry'ego. Odłożyła syna do łóżeczka.

- Pamiętaj, że cię kocham Harry - powiedziała cicho.

Po chwili Voldemort zniszczył jej mizerną zaporę i stanął naprzeciwko niej. Próbowała go błagać, by nie zabijał Harry'ego.

- Nie, tylko nie Harry... Błagam...

Kazał jej się odsunąć, ale ona nie miała takiego zamiaru. Wolała umrzeć niż żyć bez syna i męża.

- Avada Kedavra!

🎃

Lily i James bardzo się kochali i byli w stanie poświęcić swoje życie dla syna. Harry przeżył dzięki ich poświęceniu. Zarówno Lily i James chcieli, żeby przeżył. Oboje byli gotowi poświęcić się dla reszty rodziny.

Ich przyjaciele zawsze będą pamiętać historię ich miłości.

Zawsze będą też pamiętać, co stało się pamiętnej nocy trzydziestego pierwszego października tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego pierwszego roku, kiedy dla wielu osób zaczął się koszmar, nawet mimo pokonania Voldemorta.

I nigdy nie zapomną, jak miłość Potterów się rozwijała i co przeszli przez te wszystkie lata.

Lily i James nigdy nie mieli okazji być przy swoim synu, kiedy dorastał. Ich rodzicielską rolę musiał przejąć ktoś inny, nawet jeśli dopiero po wielu latach, gdy był sam.

Jednak wszyscy będą pamiętać o Potterach i o tym, co zrobili dla swojego syna.

Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie pokonany.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro